Z Drzewieckim skądinąd całkiem zabawna historia się wydarzyła. Kiedyś już pytaliśmy, czy działacze PO spełniają małżeńskie obowiązki na rozkaz z partyjnej centrali. Okazuje się, że to całkiem zasadne pytanie. Były minister sportu miał bowiem – jak pamiętamy – chore gardło, częsta przypadłość Białych Nosów. Nie przyszedł zatem na przesłuchanie, a potem przesłał zwolnienie lekarskie. Zaraz jednak rzecznik rządu Paweł Graś ogłosił, że Drzewiecki niezwłocznie stanie przed komisją. I jak Graś powiedział, tak się stało. Drzewiecki stanął, chociaż na zwolnieniu. Panie Sekuła, rozumie pan coś z tego? Sekuła: „rozumie".
Skoro rzecznik Graś jest tak wpływowy, to może poleciłby platfusowym członkom komisji trochę mniej kaleczyć język polski. Mirosław „Rozumie" Sekuła mógłby rozumieć z „m", ten drugi zaś, Urbaniak… Ech, marzy nam się, żeby wypowiadane przez niego słowa składały się w jakąś semantyczną całość. Ale to już chyba za wiele, obawiamy się, że nawet Graś tu nie pomoże.
Podczas przesłuchania Drzewiecki uznał, że żadnej afery nie było, a on sam padł ofiarą politycznego fanatyzmu Mariusza Kamińskiego. Z Ryśkiem Sobiesiakiem łączyło go zamiłowanie do golfa, acz nie potrafił wytłumaczyć, po co spotykał się z nim w hotelowym apartamencie (może chodziło o szybki numerek?). W sumie uważamy, że Drzewiecki nie był zbyt przekonujący. Czy ktoś ma odmienne zdanie? O, krzesło chce coś powiedzieć! Nie, jednak nic nie mówi. Zatem zamykamy posiedzenie.
Skądinąd wywody byłego ministra sportu zostały usunięte w głęboki cień przez Donalda Tuska, który ogłosił, że nie będzie kandydować. Przyznajemy, ze nam – jak mawia Ferdynand Kiepski – „zatkało kakało". Okazuje się, że premier woli prawdziwą władzę od byczenia się przed telewizorem w Pałacu Prezydenckim. Historia Kwaśniewskiego i SLD też miała pewnie wpływ na tę decyzję. No, jak się ma w partii takich Sekułów i Urbaniaków, to faktycznie trzeba ich doglądać z bliska.
Tusk nie ma wątpliwości, ze wygrałby wybory prezydenckie, w czym pewnie ma rację. Uważa też, że inny kandydat PO poradzi sobie z Lechem Kaczyńskim równie dobrze. No i właśnie pytanie: kto nim będzie? Bronek Komorowski świetnie się wstrzelił, goląc sobie wąsy. Z kolei Radosław Sikorski jeszcze chyba sobie nic nie goli. W końcu jeszcze niedawno był Radkiem.
Już widać, że Donald Tusk stawia na Sikorskiego, Grzegorz „No Mercy" Schetyna zaś wspiera Bronisława Komorowskiego. Wybór kandydata na prezydenta będzie wiec zapewne próba sił miedzy pogonionym poplecznikiem i dawnym pryncypałem. Niewykluczone, że spór trzeba będzie rozstrzygnąć demokratycznie, w głosowaniu. Oj, taka obywatelska partia jak Platforma może tego nie przeżyć. Także dlatego, ze jej członkowie nie są przyzwyczajeni do posiadania własnych opinii. Do tej pory dzwonił telefon, mówili, jak trzeba mówić, i spokój. I komu to przeszkadzało? Przecież nie Sekule.
Ciekawi nas – jeśli to Sikorski zostanie kandydatem – jak naród zareaguje na jego żonę. Jest nią, przypomnijmy, wybitna dziennikarka amerykańska Anne Applebaum, autorka między innymi świetnej książki „Gułag". Domyślamy się jednak, że dla wyborców znacznie ważniejsze od jej dokonań pisarskich będzie samo nazwisko. By nie rozniecać żaru antysemityzmu, Lech Kaczyński powinien sie rozwieść i ożenić z Naomi Klein. Wtedy szanse byłyby równe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.