Filmowy bohater zachowujący się dziwacznie budzi współczucie i śmieszy. W prawdziwym życiu tego typu objawy znamionują zaburzenie psychiczne, zwane też obsesyjno-kompulsywnym, które bardzo trudno wyleczyć i które potrafi doprowadzić życie chorego do ruiny.
Nerwica natręctw czasem przybiera łagodną postać, ale s ą też chorzy całkowicie zależni od rytuałów perfekcyjnego czyszczenia i układania przedmiotów w dążeniu do osiągnięcia symetrii i porządku. Przymusowe czynności – mycie rąk, liczenie, powtarzanie słów – mogą zdominować życie chorego. Impulsem wyzwalającym chorobę może być silny stres, ale także nieistotne wydarzenie, które nabiera wielkiego znaczenia tylko dla chorego. – Często, podobnie jak w depresji, trudno doszukać się momentu wyzwalającego nerwicę natręctw. Dawniej sądzono, że zapadają na nią tylko ludzie o specyficznej osobowości zwanej anankastyczną, czyli sztywną, perfekcjonistyczną, z zamiłowaniem do porządku. Ale takich osób jest dużo więcej niż tych z zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym, więc ten pogląd zarzucono – mówi prof. Maria Siwiak -Kobayashi, kierownik Kliniki Nerwic Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Czasami nerwica natręctw nęka całe rodziny, powodując, że kilka pokoleń doświadcza silnego niepokoju i natrętnych myśli. Bliscy krewni osoby z zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym są dziewięciokrotnie bardziej narażeni na tę chorobę niż inni. Za podatność na nerwicę natręctw odpowiada najprawdopodobniej kilka genów, jednak by to zaburzenie się rozwinęło, muszą pojawić się także czynniki środowiskowe, na przykład specyficzne wychowanie lub infekcja. Wiele wskazuje na to, że u dzieci nerwicę natręctw może zapoczątkować przebyta toksoplazmoza bądź infekcja paciorkowcem. Objawy zaburzenia mogą wystąpić bardzo wcześnie, nawet w 3.-4. roku życia, a najczęściej w drugiej lub trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nerwica natręctw w równym stopniu dotyka mężczyzn co kobiet. Z wiekiem może słabnąć.
Istnieje silny związek nerwicy natręctw z nieprawidłową neurotransmisją między korą czołową a jądrami podkorowymi w mózgu. Impuls elektryczny zamiast przesuwać się w określonym kierunku, wraca i powtarza się – to dlatego chory musi powtarzać czynności i ma obsesyjnie nawracające myśli. Naukowcy uważają, że u podłoża nerwicy natręctw leży sposób, w jaki mózg odczuwa ryzyko i nagrodę. Wśród zdrowych osób niektórzy chętniej ryzykują, na przykład lubią docisnąć pedał gazu, a ci z drugiego bieguna obawiają się, że dotyk bliskiej osoby czy wizyta w sklepie zagraża im świńską grypą. Większość nie przyjmuje tak skrajnych postaw. Za każdą decyzją, którą podejmujemy w codziennym życiu, kryje się praca mózgu rozważającego zagrożenie ryzykiem oraz ewentualną nagrodę za jego podjęcie i wysyłającego niezliczone impulsy elektryczne. Pacjent z zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym jest skupiony na ryzyku, a jego życiem rządzi strach.
Choroba czasami zaczyna się, gdy zmienia się zakres obowiązków, na przykład związany z narodzinami dziecka, rozpoczęciem studiów czy awansem w pracy. Nieprzyjemne myśli, które mogą się przytrafić każdemu, nagle nabierają niezwykłego znaczenia. Na przykład wiele matek boi się, że ich maleńkie dziecko przestanie oddychać, ale zdają sobie sprawę z tego, że są to tylko wyobrażenia. Kobieta z nerwicą natręctw zaczyna się denerwować ignorowaniem takiej myśli albo czuje, że wyobrażenia te czynią ją odpowiedzialną za krzywdę, jaka może spotkać dziecko, więc musi zapobiec wypadkowi. Powtarzane zachowania to mechanizm obronny, który ma zmniejszyć lęk, choć chory ma świadomość, że nie mają one sensu. Dlatego wielu chorych zmaga się ze wstydem, niepokojem i stresem.
Nerwica natręctw ma związek z kulturą – większość obsesji chorych dotyczy najbardziej rozpowszechnionych w społeczeństwie obaw. W XVI w. lękano się gniewu bożego, w XVIII w. – syfilisu. Po odkryciu bakterii narastał strach przed kontaktem z mikrobami, a po II wojnie światowej – przed promieniowaniem radioaktywnym. – Dzisiaj chorzy także boją się kary bożej i piekła. Natręctwa na tle religijnym, wyobrażenia seksualne, a równocześnie bluźniercze, dotyczące symboli religijnych, są bardzo częste. Miałam pacjenta, który gdy tylko pomyślał o symbolu szatana – liczbie 666 – albo gdzieś go zobaczył, musiał odczynić zło, żegnając się lub klękając – mówi prof. Siwiak-Kobayashi. Najgorszym pomysłem jest wykonywanie za chorego jego rytuałów. Wtedy całą rodziną zaczynają rządzić natręctwa, a objawy się nasilają. – Według założeń behawioralnych samo zaspokojenie pewnej potrzeby nie wygasza jej. Pacjenci często wywierają na bliskich silny nacisk, a przy tym bardzo cierpią albo bywają agresywni – mówi prof. Siwiak-Kobayashi.
Bez pomocy specjalisty nie uda im się wyzdrowieć. Psychiatrzy potrafią dziś lepiej leczyć to zaburzenie dzięki nowoczesnym farmaceutykom. Tym samym, które stosuje się w depresji. Najważniejsze dla pełnego wyleczenia są jednak psychoterapia i własna praca pacjenta, który musi się nauczyć krytycyzmu wobec choroby. Jeżeli nic nie przynosi efektów, a rytuały trwają po kilkanaście godzin dziennie i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, stosuje się zabiegi neurochirurgiczne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.