W 1970 r., gdy miałem osiem lat, dostałem od dziadków sanki, które stały później nieużywane w garażu przez dziesięć lat. Brytyjskie zimy były chłodne i wilgotne, ale temperatura nigdy nie spadała poniżej zera na dłużej. Dopiero w 1984 r., kiedy po raz pierwszy pojechałem na wschód, żeby zamieszkać w zimnym zimnowojennym Berlinie, przekonałem się, co to prawdziwa zima.
Od zimy na przełomie lat 1962 i 1963, kiedy zamarzła Tamiza, Wielką Brytanię toczy podskórny strach przed zimą. Bo mrozy, które nie wywołują prawie komentarzy na kontynencie europejskim na wschód i północ od Niemiec, to w Wielkiej Brytanii zjawisko niezwykłe. Wybuchła przez nie narodowa histeria. W gazetach i wiadomościach nieustannie mówi się o Brytyjczykach „przedzierających się" przez śnieg. Pociągi się spóźniają, a samochodami jeździ się w ślimaczym tempie. Odwołuje się loty. Do najbardziej spektakularnej awarii doszło w tunelu pod kanałem La Manche. Wilgoć skraplająca się na silnikach elektrycznych lokomotyw spowodowała katastrofę: setki pasażerów przez wiele godzin były uwięzione w tunelu.
Więcej możesz przeczytać w 6/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.