Bloger i historiofil Wojtek Duch zaniepokoił się, że w prezydenckim orędziu noworocznym zabrakło odniesienia do bitwy pod Kłuszynem (1610). A przecież było w orędziu wiele odniesień do „ważnych dla Polaków rocznic”.
4000 naszych, głównie husarzy, pokonało dwunastokrotnie większe siły moskiewskie i szwedzkie, „husaria wykazała się mistrzowskim kunsztem, husarskie konie obalały płoty, husarze przełamali pikinierów". Z Kłuszyna płynie więc niejeden krzepiący morał. Na przykład: można mieć dwunastokrotnie mniejsze poparcie w sondażach, a wygrać wybory. Albo: trzeba atakować do skutku. Albo: niestraszni nam Szwedzi, niestraszni Moskale, gdy nasza ekipa nie boi się wcale. Aż się prosiło, by prezydent odwołał się do wiktorii kłuszyńskiej. Za powściągliwością prezydenta stoi podziwu godna strategia, idę o zakład. Rocznica bitwy pod Kłuszynem wypada 4 lipca. Rozdęte obchody mogłyby przykryć obchody bitwy pod Grunwaldem. Tak, tak, tej sławnej bitwy, w której ani chybi walczyli po wiadomej stronie przodkowie sławnego dziadka z wiadomego Wehrmachtu. Pozwalam sobie sądzić, że wbijanie ludziom do głowy, kto był za kim ledwo 600 lat temu, miało się stać osią kampanii prezydenckiej. Tego przykryć nie wolno. Teraz, kiedy wiemy już, że wnuk dziadka z Wehrmachtu nie wystartuje w prezydenckich wyborach, Grunwald staje się ipso facto mniej istotny niż lanie sprawione Ruskom przez garstkę Polaków. Prezydencie, jedź Kłuszynem.
Jan Wróbel
Więcej możesz przeczytać w 6/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.