Halo, policja? Potrzebuję pomocy, nazywam się Amanda Berry. (...) Zostałam porwana i przez dziesięć lat byłam więziona. Teraz jestem wolna. Te słowa 27-letniej kobiety z amerykańskiego Cleveland w ubiegłym tygodniu obiegły serwisy informacyjne na całym świecie. Amanda została porwana przez 52-letniego obecnie Ariela Castro w 2003 r., kiedy wracała wieczorem z pracy w Burger Kingu. Były kierowca szkolnego autobusu zamknął ją w ciemnej piwnicy niepozornego domu przy Seymour Avenue 2207. Oprócz niej zniewolił także dwie inne kobiety: 23-letnią obecnie Ginę DeJesus i 32-letnią Michelle Knight. Każda z kobiet miała osobną celę, której nie miała prawa opuszczać. Nieposłuszeństwo było surowo karane. Castro skuwał je łańcuchami i krępował sznurami, bił i gwałcił, prawdopodobnie z pomocą braci: 54-letniego Pedra i 50-letniego Onila. Na skutek katowania doszło do kilku poronień. Wyjątek zdarzył się sześć lat temu, kiedy Amanda urodziła w niewoli córkę Jocelyn – badania DNA potwierdziły już, że jej ojcem jest Ariel Castro. I to jemu prokuratura natychmiast postawiła cztery zarzuty porwania i trzy gwałtu i ustanowiła gigantyczną kaucję 8 mln dolarów (po dwa miliony na każdy zarzut). Od razu też dało się słyszeć, że grozi mu kara śmierci, wymierzana w stanie Ohio rzadko i w bardzo wyjątkowych przypadkach. Podlegają jej najbardziej zdeprawowani kryminaliści, popełniający kwalifikowane morderstwo podczas porwania. Jeśli tak orzeknie sąd, Castro zostanie pozbawiony życia poprzez zastrzyk z trucizną. Na razie nie wiadomo jeszcze, jak wymiar sprawiedliwości potraktuje jego braci.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.