Zamiast dusić w sobie złe emocje, lepiej wrzasnąć, tupnąć nogą i rzucić talerzem o podłogę. Pomaga
Złość piękności szkodzi! W uproszczeniu oznacza to, że nic tak źle nie robi kobiecie i nic tak nie niweczy jej urody, jak agresywne pokrzykiwania i marsowe oblicze. Łagodność charakteru to zalecana od wieków patriarchalna terapia. W czasach zawrotnej kariery jadu kiełbasianego, któremu nie jest się w stanie oprzeć nawet najohydniejsza zmarszczka, taka przestroga zdaje się już nie robić wrażenia. Zwłaszcza na kobietach. Co innego zarekomendowany psychoterapeuta, który wręcz namawia do dzielenia się ze światem własnymi frustracjami i złością. Zamiast dusić w sobie złe emocje, lepiej od razu wrzasnąć, tupnąć nogą i rzucić talerzem o podłogę. Pomaga.
To mężczyźni wyładowują swoją agresję na kobietach. Za wszystko. Za niepowodzenia w pracy, za seksualne problemy i kłopoty z własnym ego. Dla niejednego mężczyzny bicie i maltretowanie kobiety jest równoznaczne z kontrolowaniem jej życia. Bez względu na to, czy oprawca skończył zawodówkę, czy ma w szufladzie dyplom wyższej uczelni, prawie zawsze wykorzystuje sytuację, w której kobieta jest od niego uzależniona, na przykład materialnie. Rodzi mu dzieci, kiedy on chce, usuwa ciążę i pokornie odchodzi w cień, gdy ma jej dosyć. Oprawca do perfekcji opanował psychiczne maltretowanie ofiary. Zwłaszcza że na drugi dzień nie widać siniaków, a mało komu chce się zaglądać do skopanej kobiecej duszy.
Śmierć zakatowanej przez kochanka francuskiej aktorki Nadine Trintignant pokazuje, że ofiarami przemocy mogą paść również pewne siebie kobiety. Marie Dominique de Suemain, przewodnicząca Narodowej Federacji Solidarności Kobiet, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Niepokorne ofiary, które nie zawahają się przed oddaniem uderzenia, a nawet wyprzedzeniem ciosu, jeszcze bardziej rozwścieczają oprawcę. We Francji bita jest co dziesiąta kobieta (pobicia ze skutkiem śmiertelnym zdarzają się tam średnio co pięć dni). W Holandii ofiarą przemocy pada 13 proc., a w Szwajcarii 6 proc. kobiet. Co czwarta Polka wie, czym jest raz otrzymany od mężczyzny. Ile z nich oddaje? Nie wiadomo. Przeglądałam niedawno "Encyklopedię agresji i konfliktów" Davida Levinsona. Jedno z omawianych haseł dotyczyło różnic między agresją kobiet i mężczyzn. Badania Martina Daly i Margo Wilson przekonują, że mężczyźni o wiele częściej nawzajem się zabijają. W Oksfordzie w latach 1296-1398 odnotowano aż 105 wypadków, w których mężczyzna zamordował mężczyznę. W tym samym czasie tylko raz kobieta uśmierciła kobietę (w Nigerii w latach 1931-1949 te proporcje wynosiły 96: 3, a w Kanadzie w latach 1974-1983 - 2965: 175). Z kolei z raportu sporządzonego przez antropolog Victorię Burbank wynika, że wśród 317 społeczności tylko w 137 wypadkach zauważono wzajemną agresję wśród kobiet. Okazuje się, że kobiety przeciwko sobie występują częściej w społecznościach poligamicznych. Nigeryjka z plemienia Ibo zapewnia, że kiedy chce się bić z drugą kobietą, to wysyła swoje dziecko, by uderzyło jej dziecko. Wówczas ma pewność, że ta zaraz się u niej pojawi, by walczyć. Najczęściej o uczucia i dobra materialne wspólnego męża.
Na Wyspie Małgorzaty (u wybrzeży Wenezueli) agresja jest zwyczajowo usankcjonowanym zachowaniem kobiet. Mieszkanki wyspy są dumne z tego, że nie tylko są guapo, czyli silne psychicznie, ale i w każdej chwili skore do zaczepki. Im częściej się awanturują, tym bardziej wzrasta ich autorytet. Chętnie więc walczą między sobą i z równym zapałem biją własnych mężów. Ci zaś w żadnej sytuacji nie mają prawa podnieść na nie ręki. O wiele bliżej, bo na Wyspach Brytyjskich, mężczyźni stanowią aż 12 proc. ofiar rodzinnej przemocy. Psychiatra i neurolog Malcolm George z University of London podważył powszechne przekonanie, że najczęstszą przyczyną kobiecej agresji wobec otoczenia jest afekt - odejście bliskiej osoby czy zdrada. Po przestudiowaniu wielu zabójstw George doszedł do wniosku, że akty przemocy wobec najbliższych coraz rzadziej zależą od poziomu wykształcenia atakującej. "W gwałtowności i niekontrolowaniu gniewu gospodynię domową wypiera pewna siebie i ciesząca się zawodowym autorytetem menedżerka" - twierdzi. Uczony zwraca także uwagę na to, że "przemoc ze strony kobiety nasila się, kiedy w rodzinie zostaje naruszona zawodowa równowaga, kiedy kobieta zaczyna zarabiać więcej od swego partnera. Natychmiast zmienia się jej zachowanie - podkreśla swoją pozycję szefa i wyładowuje stresy na najbliższych". Według nie potwierdzonych jeszcze teorii, wzrost agresji u kobiet może w przyszłości pociągnąć za sobą takie same objawy, jakie u mężczyzn wywołuje stres - wypadanie włosów czy brak zainteresowania seksem. Okaże się, że mieli rację ci, którzy na widok rozwścieczonej żony z talerzem w ręce wołają: "Kochanie, przecież złość piękności szkodzi!".
To mężczyźni wyładowują swoją agresję na kobietach. Za wszystko. Za niepowodzenia w pracy, za seksualne problemy i kłopoty z własnym ego. Dla niejednego mężczyzny bicie i maltretowanie kobiety jest równoznaczne z kontrolowaniem jej życia. Bez względu na to, czy oprawca skończył zawodówkę, czy ma w szufladzie dyplom wyższej uczelni, prawie zawsze wykorzystuje sytuację, w której kobieta jest od niego uzależniona, na przykład materialnie. Rodzi mu dzieci, kiedy on chce, usuwa ciążę i pokornie odchodzi w cień, gdy ma jej dosyć. Oprawca do perfekcji opanował psychiczne maltretowanie ofiary. Zwłaszcza że na drugi dzień nie widać siniaków, a mało komu chce się zaglądać do skopanej kobiecej duszy.
Śmierć zakatowanej przez kochanka francuskiej aktorki Nadine Trintignant pokazuje, że ofiarami przemocy mogą paść również pewne siebie kobiety. Marie Dominique de Suemain, przewodnicząca Narodowej Federacji Solidarności Kobiet, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Niepokorne ofiary, które nie zawahają się przed oddaniem uderzenia, a nawet wyprzedzeniem ciosu, jeszcze bardziej rozwścieczają oprawcę. We Francji bita jest co dziesiąta kobieta (pobicia ze skutkiem śmiertelnym zdarzają się tam średnio co pięć dni). W Holandii ofiarą przemocy pada 13 proc., a w Szwajcarii 6 proc. kobiet. Co czwarta Polka wie, czym jest raz otrzymany od mężczyzny. Ile z nich oddaje? Nie wiadomo. Przeglądałam niedawno "Encyklopedię agresji i konfliktów" Davida Levinsona. Jedno z omawianych haseł dotyczyło różnic między agresją kobiet i mężczyzn. Badania Martina Daly i Margo Wilson przekonują, że mężczyźni o wiele częściej nawzajem się zabijają. W Oksfordzie w latach 1296-1398 odnotowano aż 105 wypadków, w których mężczyzna zamordował mężczyznę. W tym samym czasie tylko raz kobieta uśmierciła kobietę (w Nigerii w latach 1931-1949 te proporcje wynosiły 96: 3, a w Kanadzie w latach 1974-1983 - 2965: 175). Z kolei z raportu sporządzonego przez antropolog Victorię Burbank wynika, że wśród 317 społeczności tylko w 137 wypadkach zauważono wzajemną agresję wśród kobiet. Okazuje się, że kobiety przeciwko sobie występują częściej w społecznościach poligamicznych. Nigeryjka z plemienia Ibo zapewnia, że kiedy chce się bić z drugą kobietą, to wysyła swoje dziecko, by uderzyło jej dziecko. Wówczas ma pewność, że ta zaraz się u niej pojawi, by walczyć. Najczęściej o uczucia i dobra materialne wspólnego męża.
Na Wyspie Małgorzaty (u wybrzeży Wenezueli) agresja jest zwyczajowo usankcjonowanym zachowaniem kobiet. Mieszkanki wyspy są dumne z tego, że nie tylko są guapo, czyli silne psychicznie, ale i w każdej chwili skore do zaczepki. Im częściej się awanturują, tym bardziej wzrasta ich autorytet. Chętnie więc walczą między sobą i z równym zapałem biją własnych mężów. Ci zaś w żadnej sytuacji nie mają prawa podnieść na nie ręki. O wiele bliżej, bo na Wyspach Brytyjskich, mężczyźni stanowią aż 12 proc. ofiar rodzinnej przemocy. Psychiatra i neurolog Malcolm George z University of London podważył powszechne przekonanie, że najczęstszą przyczyną kobiecej agresji wobec otoczenia jest afekt - odejście bliskiej osoby czy zdrada. Po przestudiowaniu wielu zabójstw George doszedł do wniosku, że akty przemocy wobec najbliższych coraz rzadziej zależą od poziomu wykształcenia atakującej. "W gwałtowności i niekontrolowaniu gniewu gospodynię domową wypiera pewna siebie i ciesząca się zawodowym autorytetem menedżerka" - twierdzi. Uczony zwraca także uwagę na to, że "przemoc ze strony kobiety nasila się, kiedy w rodzinie zostaje naruszona zawodowa równowaga, kiedy kobieta zaczyna zarabiać więcej od swego partnera. Natychmiast zmienia się jej zachowanie - podkreśla swoją pozycję szefa i wyładowuje stresy na najbliższych". Według nie potwierdzonych jeszcze teorii, wzrost agresji u kobiet może w przyszłości pociągnąć za sobą takie same objawy, jakie u mężczyzn wywołuje stres - wypadanie włosów czy brak zainteresowania seksem. Okaże się, że mieli rację ci, którzy na widok rozwścieczonej żony z talerzem w ręce wołają: "Kochanie, przecież złość piękności szkodzi!".
Więcej możesz przeczytać w 37/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.