Kropiwnicki - podobnie jak Harry Potter i talibowie - ma misję i musi naprawić cały świat, a ludzie muszą się z tym męczyć
Wielką rolę w życiu lokalnych społeczności odgrywają osobnicy zwani prezydentami miast. Już sama nazwa "prezydent" budzi wśród ludności respekt, bo kojarzy się z bohaterami filmów amerykańskich. W filmie amerykańskim gość zwany prezydentem to superwyjątkowy facet. Ma liczną ochronę, stukniętych doradców, kochankę na boku, jeździ kuloodporną limuzyną, fruwa luksusowym samolotem i przeważnie pakuje się w jakieś koszmarne tarapaty. Nasi prezydenci miast starają się upodobnić do amerykańskich wzorów filmowych. Najczęściej jednak udaje im się jedynie dobrać stukniętych doradców i wpakować w kłopoty.
Prezydentów - podobnie jak owady - można podzielić na wiele grup i odmian. Starzy malarze pokojowi twierdzą, że są prezydenci barwni i bezbarwni. Historycy sztuki są zdania, że wśród prezydentów można wyróżnić malowanych i nie malowanych. Filmoznawcy uważają, że są prezydenci w amerykańskim i staroradzieckim stylu. Niedawno botanicy i obserwatorzy życia politycznego odkryli nową odmianę - prezydenta błyszczącego. Typowym przedstawicielem tego gatunku jest osiadły w mieście Łodzi prezydent Jerzy Kropiwnicki. Osobnik ów błyszczy oślepiająco we wszystkich kierunkach.
Złośliwi powiadają, że Kropiwnicki błyszczy głównie łysiną, ale to nieprawda. Kropiwnicki błyszczy ciekawymi pomysłami, dzięki czemu błyszczy w mediach. Dzięki błyszczeniu w mediach pan Jerzy jest najsłynniejszym prezydentem miasta i być może już niebawem jego figura woskowa znajdzie się w Światowym Muzeum Błyskotek. Kropiwnicki zawsze miał fajne pomysły. Już jako minister w prawicowym rządzie Jerzego Buzka wykazał się superoryginalnością. Trzy lata temu swym wąsem i łysiną dzielnie reprezentował polskie kobiety na kobiecej konferencji ONZ. Wielu dziennikarzy przyznało mu wówczas zaszczytny tytuł Kobieta Roku. Gdy został prezydentem Łodzi, wypisał mazakiem na szybie w drzwiach magistratu hasło: "Władza powinna być przezroczysta". Największy problem miały z napisem sprzątaczki, bo nie wiedziały - zmywać bazgroły prezydenta czy nie. Wkrótce Kropiwnicki, wzorując się na amerykańskich prezydentach filmowych, zatrudnił u siebie kilka ton doradców. Obecnie w jego ekipie brakuje już tylko doradcy do spraw podboju kosmosu.
Najsłynniejszym happeningiem prezydenta była bitwa z aktorami skupionymi w Teatrze Nowym. Marsze, protesty, okupacja teatru, chocholi taniec - sceny i emocje jak z dramatów Wyspiańskiego. Ludzie dziwili się, że Kropa tak się interesuje teatrem, bo ostatni raz w teatrze to on podobno był w podstawówce na "Szewczyku Dratewce". Aktorzy bronili swojego tea-tru jak górnicy kopalń, ale Kropa był nieugięty. Ostatecznie prezydent pogonił kota aktorom, dając im Królika.
Kropiwnicki wrażliwy jest nie tylko na sztukę teatralną, ale także na muzykę. Jako zwolennik hip hopu włączył się aktywnie w zwalczanie łódzkiej parady techno. W sprawie techno ogłosił w mieście referendum, które przegrał. Nieobliczalny Kropiwnicki, robiący sobie jaja w biednej Łodzi, to idealny prezent dla SLD. Ludzie są już zmęczeni Millerem i chętnie by zagłosowali za jakąś umiarkowaną prawicą. Kropiwnicki udowadnia, że w Polsce umiarkowanej i normalnej prawicy nie ma. Są tylko psychole i wariaci. Kto chce głosować na prawicę, musi się nastawić na to, że idiotyzmy, jakie Kropa wyczynia w Łodzi, będą się działy w całej Polsce. SLD może spać spokojnie. Dzięki błazeństwom Kropiwnickiego pewnie wygrają kolejne wybory. Nikt tak nie pomaga szarakom jak barwne świry. Millerowcy są marni, miałcy, ale jakoś tam obliczalni. Wystarczy wyobrazić sobie rząd złożony z kilkunastu Kropiwnickich, by wyleczyć się z prawicy do końca życia. Kropiwnicki to naiwny naprawiacz świata, a tacy są zawsze katastrofą dla zwykłych ludzi. Żeby on sobie spokojnie w domu naprawiał uszczelkę w kranie lub gniazdko nadtynkowe! Nie! On - podobnie jak Harry Potter i talibowie - ma misję i musi naprawić cały świat, a ludzie muszą się z tym męczyć i żyć pod Kropiwnickim jak pod kroplówką. Z tej kroplówy nie płyną jednak witaminki, tylko woda, w której myje nogi psychopata.
Prezydentów - podobnie jak owady - można podzielić na wiele grup i odmian. Starzy malarze pokojowi twierdzą, że są prezydenci barwni i bezbarwni. Historycy sztuki są zdania, że wśród prezydentów można wyróżnić malowanych i nie malowanych. Filmoznawcy uważają, że są prezydenci w amerykańskim i staroradzieckim stylu. Niedawno botanicy i obserwatorzy życia politycznego odkryli nową odmianę - prezydenta błyszczącego. Typowym przedstawicielem tego gatunku jest osiadły w mieście Łodzi prezydent Jerzy Kropiwnicki. Osobnik ów błyszczy oślepiająco we wszystkich kierunkach.
Złośliwi powiadają, że Kropiwnicki błyszczy głównie łysiną, ale to nieprawda. Kropiwnicki błyszczy ciekawymi pomysłami, dzięki czemu błyszczy w mediach. Dzięki błyszczeniu w mediach pan Jerzy jest najsłynniejszym prezydentem miasta i być może już niebawem jego figura woskowa znajdzie się w Światowym Muzeum Błyskotek. Kropiwnicki zawsze miał fajne pomysły. Już jako minister w prawicowym rządzie Jerzego Buzka wykazał się superoryginalnością. Trzy lata temu swym wąsem i łysiną dzielnie reprezentował polskie kobiety na kobiecej konferencji ONZ. Wielu dziennikarzy przyznało mu wówczas zaszczytny tytuł Kobieta Roku. Gdy został prezydentem Łodzi, wypisał mazakiem na szybie w drzwiach magistratu hasło: "Władza powinna być przezroczysta". Największy problem miały z napisem sprzątaczki, bo nie wiedziały - zmywać bazgroły prezydenta czy nie. Wkrótce Kropiwnicki, wzorując się na amerykańskich prezydentach filmowych, zatrudnił u siebie kilka ton doradców. Obecnie w jego ekipie brakuje już tylko doradcy do spraw podboju kosmosu.
Najsłynniejszym happeningiem prezydenta była bitwa z aktorami skupionymi w Teatrze Nowym. Marsze, protesty, okupacja teatru, chocholi taniec - sceny i emocje jak z dramatów Wyspiańskiego. Ludzie dziwili się, że Kropa tak się interesuje teatrem, bo ostatni raz w teatrze to on podobno był w podstawówce na "Szewczyku Dratewce". Aktorzy bronili swojego tea-tru jak górnicy kopalń, ale Kropa był nieugięty. Ostatecznie prezydent pogonił kota aktorom, dając im Królika.
Kropiwnicki wrażliwy jest nie tylko na sztukę teatralną, ale także na muzykę. Jako zwolennik hip hopu włączył się aktywnie w zwalczanie łódzkiej parady techno. W sprawie techno ogłosił w mieście referendum, które przegrał. Nieobliczalny Kropiwnicki, robiący sobie jaja w biednej Łodzi, to idealny prezent dla SLD. Ludzie są już zmęczeni Millerem i chętnie by zagłosowali za jakąś umiarkowaną prawicą. Kropiwnicki udowadnia, że w Polsce umiarkowanej i normalnej prawicy nie ma. Są tylko psychole i wariaci. Kto chce głosować na prawicę, musi się nastawić na to, że idiotyzmy, jakie Kropa wyczynia w Łodzi, będą się działy w całej Polsce. SLD może spać spokojnie. Dzięki błazeństwom Kropiwnickiego pewnie wygrają kolejne wybory. Nikt tak nie pomaga szarakom jak barwne świry. Millerowcy są marni, miałcy, ale jakoś tam obliczalni. Wystarczy wyobrazić sobie rząd złożony z kilkunastu Kropiwnickich, by wyleczyć się z prawicy do końca życia. Kropiwnicki to naiwny naprawiacz świata, a tacy są zawsze katastrofą dla zwykłych ludzi. Żeby on sobie spokojnie w domu naprawiał uszczelkę w kranie lub gniazdko nadtynkowe! Nie! On - podobnie jak Harry Potter i talibowie - ma misję i musi naprawić cały świat, a ludzie muszą się z tym męczyć i żyć pod Kropiwnickim jak pod kroplówką. Z tej kroplówy nie płyną jednak witaminki, tylko woda, w której myje nogi psychopata.
Więcej możesz przeczytać w 37/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.