Polska stała się już niemiecką kolonią medialną.
Frankfurter Allgemeine Zeitung" przejęty przez polski kapitał (a choćby przez hiszpański). A do tego "Süddeutsche Zeitung", "Berliner Zeitung", "Berliner Morgenpost" czy "Kölner Stadt Anzeiger". W Niemczech to niemożliwe! To, co jest niemożliwe w Niemczech, jest faktem w Polsce, Czechach, na Węgrzech, Słowacji czy w Serbii i Czarnogórze. "To wielkie zagrożenie dla niezależnego dziennikarstwa i wolności myśli. Stary monopol państwa totalitarnego został w Europie Środkowej zamieniony na monopol obcego kapitału" - można przeczytać w raporcie Europejskiej Federacji Dziennikarzy. Zagraniczny kapitał - w trzech czwartych niemiecki - kontroluje 85 proc. rynku medialnego w Europie Środkowej, w tym ponad połowę rynku prasowego. Według autorów raportu EFD, niemieccy właściciele gazet w Polsce, Czechach i na Węgrzech próbują narzucać redakcjom swój - zgodny z narodowym interesem - punkt widzenia. Czy w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii bądź we Włoszech do pomyślenia jest sytuacja, że dysponent najważniejszych gazet jest ulokowany za granicą i stamtąd ocenia działania rządu, parlamentu, polityków czy wymiaru sprawiedliwości? To eksperyment tak absurdalny, że nikomu nie przyszedł do głowy.
- Bardzo niebezpieczne jest urabianie opinii publicznej przez zagraniczne media o monopolistycznej pozycji, zwłaszcza w środowiskach lokalnych. Może to zagrozić obiegowi informacji w naszym kraju, spowodować, że w dyskusji o ważnych dla Polaków sprawach moderatorem będą tylko zagraniczne podmioty - alarmuje Stefan Bratkowski, pisarz, publicysta, honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. - Ekspansja niemieckiego kapitału na naszym rynku mediów może doprowadzić nie tylko do narzucenia obcych kulturowo treści i wzorców komunikowania, ale także do ograniczenia pluralizmu poglądów, opinii czy wartości - dodaje Zbigniew Oniszczuk, socjolog i prasoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.
O politycznej bezstronności niemieckich właścicieli gazet można się było przekonać już 1997 r. Po opublikowaniu przez nie istniejący już dziennik "Życie" oraz "Dziennik Bałtycki" artykułów o wakacjach w Cetniewie rosyjskiego szpiega Władimira Ałganowa i Aleksandra Kwaśniewskiego właściciel tego drugiego tytułu
- Passauer Neue Presse - szybko wycofał się z zarzutów. Prezes Franz Xaver Hirtreiter wysłał wtedy list do prezydenta Kwaśniewskiego, kończący się słowami: "Chciałbym przeprosić pana we wszelki możliwy sposób". Prezydent wycofał następnie z sądu pozew przeciwko "Dziennikowi Bałtyckiemu".
Wszystko, co wasze, to nasze
W Niemczech wciąż obowiązuje zasada: "Wszystko, co wasze, to nasze, a co nasze, to wam nic do tego". Karykaturzysta "Die Zeit" narysował w ubiegłym roku Niemcy jako warowną twierdzę, nad którą unosi się flaga państwowa i napis: "Nic na sprzedaż!". Gdy Karol Marks twierdził, że kapitał nie ma ojczyzny, głęboko się mylił. Kapitał ma narodowość i realizuje polityczne interesy swojego dysponenta. "Obecny rząd Niemiec brutalnie forsuje niemieckie interesy narodowe, usiłuje narzucać Unii Europejskiej niemieckie struktury organizacyjne i dąży do renacjonalizacji wielu dziedzin wspólnej polityki unii" - napisał w "Die Zeit" Christian Wernicke, brukselski korespondent tygodnika. "Kurs polityki Berlina pod sterami Gerharda Schrödera jest bardziej narodowy niż kiedykolwiek przedtem" - napisał w komentarzu redakcyjnym dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Czy niemiecki kapitał w mediach zrobi wyjątek i nie będzie realizował niemieckiego interesu narodowego? Nie ma na to żadnych dowodów.
Można się cieszyć, kiedy do Polski napływa zagraniczny kapitał, bo to oznacza szanse na modernizację gospodarki. Ale nie zwalnia to rządu i klasy politycznej, by jednak dbała o interes narodowy, rozumiany długofalowo. A długofalowo rozumiany interes narodowy to m.in. swoboda dyskursu publicznego. Dominacja niemieckich koncernów na rynku prasy swobodę tego dyskursu ogranicza. Niemiecki kapitał dominuje jednocześnie w wielkich agencjach reklamowych, co ułatwia zwalczanie konkurencji. Jego wpływy w mediach będą z każdym rokiem rosnąć, co przełoży się na skuteczny lobbing, zarówno na poziomie samorządów, jak i w parlamencie. Jak zauważają autorzy raportu EFD, na Zachodzie nauczono się, że za wpływami w gospodarce, w tym w mediach, idzie polityczne uzależnienie. Dlatego zachowuje się tam narodową kontrolę nad sektorami strategicznymi, a za taki uznawane są media (nie kontrolę państwową, lecz narodową). Ściśle dba się tam też o dywersyfikację wpływów, czyli nie dopuszcza do wyraźnej dominacji jednego państwa jako inwestora.
Jak powstawał niemiecki monopol prasowy w Polsce
Po niedawnej sprzedaży przez norweski koncern Orkla dwóch wrocławskich dzienników ("Słowo Polskie" i "Wieczór Wrocławia") niemieckiemu Passauer Neue Presse, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zwróciło się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o zbadanie, czy nie mamy tu do czynienia z monopolem. We Wrocławiu Passauer Neue Presse jest już właścicielem wszystkich (poza lokalnym dodatkiem "Gazety Wyborczej") dzienników. Podobnie jest w Poznaniu (po zakupie "Głosu Wielkopolski" i "Gazety
Poznańskiej"), w Gdańsku (po kupnie "Dziennika Bałtyckiego" i wchłoniętego przez niego jako bezpłatny dodatek "Wieczoru Wybrzeża"), Łodzi ("Express Ilustrowany" i "Dziennik Łódzki"), Katowicach ("Dziennik Zachodni" i "Trybuna Śląska") oraz w Krakowie ("Dziennik Polski" i "Gazeta Krakowska"). Monopol informacyjny zapewnił sobie niemiecki koncern w województwie warmińsko-mazurskim. W 1998 r. "Gazetę Olsztyńską" kupił Franz Xaver Hirtreiter, były dyrektor Passauer Neue Presse, obecnie doradca zarządu tej firmy. Następnie "Gazeta Olsztyńska" uruchomiła 12 tygodników na Warmii i Mazurach. W dodatku należąca do PNP firma Media Tak ma praktycznie monopol na sprzedaż powierzchni reklamowej w dziennikach regionalnych. - W ten sposób jeden podmiot całkowicie zdominował rynek mediów drukowanych w północno-wschodniej Polsce. To niezwykle groźna sytuacja dla wolności słowa i swobody publicznej debaty - mówi Krystyna Mokrosińska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Śladem Passauer Neue Presse idzie Axel Springer Verlag, który wydaje tygodnik polityczno-informacyjny "Newsweek Polska", sześć pism kobiecych, m.in. "Pani Domu", "Na żywo" oraz "Cienie i Blaski", dwa młodzieżowe - "Dziewczynę" i "Popcorn", trzy motoryzacyjne - "Auto Świat", "Auto Sukces", "Katalogi Auto Świat", osiem komputerowych - m.in. "Komputer Świat", "Komputer Świat Extra" czy "Komputer Świat Gry" oraz jeden biznesowy - "Profit". 22 października na rynku pojawi się "Fakt" - ogólnopolski dziennik tego wydawnictwa (w nakładzie prawie 1 mln egzemplarzy i po dumpingowej cenie - prawdopodobnie 1 zł). Koncern Bauera wydaje obecnie w Polsce 30 tytułów (gazety telewizyjne, komputerowe, młodzieżowe, motoryzacyjne, kobiece i rozrywkowe) o łącznym nakładzie ponad 8 mln egzemplarzy. Gruner und Jahr jest właścicielem miesięcznika "Claudia", magazynów "Naj", "Moje Gotowanie", "Gala", "Focus", "Rodzice", "Moje Mieszkanie" i "Ładnie mieszkać". Wraz z hiszpańskim wydawnictwem RBA Niemcy wydają też magazyn "National Geographic". Z kolei koncern Burda wydaje w Polsce pisma sformatowane: "Dobre Rady", "Mój Piękny Ogród", "Sól i Pieprz", "Anna" oraz "Auto Testy".
Od miękkiej ekspansji do twardej dominacji
Na polskim rynku mediów niemieckie koncerny stosowały taktykę rozmiękczania. Na początku lat 90. zaczęły wydawać na naszym rynku jedynie czasopisma specjalistyczne o niewielkim zasięgu. Potem zakładały pisma dla kobiet i młodzieży - "Claudię", "Sandrę", "Twój Weekend", "Bravo" czy "Bravo Girl". Zbigniew Oniszczuk twierdzi, że Niemcy nie chcieli się wtedy rzucać w oczy, bo wiedzieli, że w Polsce nie było akceptacji dla ekspansji niemieckich koncernów w mediach. Swoje wydawnictwa często ukrywali wówczas pod nic nie mówiącymi nazwami, na przykład we Wrocławiu działała firma Phoenix Intermedia. Passauer Neue Presse swój pierwszy polski tytuł ("Gazetę Robotniczą" przemianowaną potem na "Gazetę Wrocławską") kupił za pośrednictwem szwajcarskiego Interpublication AG. Już wtedy Niemcy przygotowywali się do odkupienia różnych tytułów od koncernów z innych krajów, co potwierdziło kupno w 1994 r. ośmiu dzienników regionalnych od francuskiego koncernu Hersant. W następnych dwóch latach Passauer Neue Presse dokupił jeszcze trzy tytuły i w ten sposób stał się praktycznie monopolistą w segmencie dzienników regionalnych. Zdobył też silną pozycję na rynku drukarskim - obecnie posiada sześć drukarni.
Obawiając się reakcji polskich odbiorców w 1995 r., Passauer Neue Presse ogłosił, że zakończył skupowanie gazet w Polsce. Podobnie uczynił koncern Gruner und Jahr. Axel Ganz, członek zarządu tego ostatniego wydawnictwa, stwierdził, że jest to spowodowane "polskimi obawami przed zalaniem kraju prasą niemiecką, której można by zarzucić, że reprezentuje zagraniczne interesy". Okazało się, że była to tylko strategia na przeczekanie, o czym świadczy odkupienie przez Passauer Neue Presse we wrześniu tego roku od Orkli wrocławskich dzienników, kupno w 2000 r. "Ziemi Kaliskiej" czy tygodnika "Panorama Oleśnicka".
Ekspansję ułatwia niemieckim koncernom to, że założenie w Polsce gazety kosztuje nawet dziesięć razy mniej niż na przykład we Francji. Podbój rynku umożliwia też dumping w cenach pism i reklam (w 1994 r. wydawana przez Springera "Pani Domu" kosztowała zaledwie 35 gr). Polskie podmioty nie były w stanie stawić czoła takiej konkurencji. Ten dumping pokazuje, że niemieckie koncerny nie liczą się z kosztami, by zdominować rynek, a potem narzucić swoje reguły gry.
Teraz mamy monopol większy niż pod zaborem pruskim. Wówczas w Wielkopolsce ukazywało się więcej tytułów gazet i czasopism wydawanych przez polskie podmioty niż obecnie. Wychodziły wtedy m. in. "Przewodnik Katolicki", "Kurier Poznański", "Goniec Wielkopolski", "Tygodnik Wielkopolski", "Wielkopolanin", "Przegląd Wielkopolski", "Orędownik", "Oświata". Polskie gazety wydawał na przykład przedsiębiorca Hipolit Cegielski. Teraz obie wydawane gazety o zasięgu regionalnym - "Gazeta Poznańska" i "Głos Wielkopolski" - należą do Passauer Neue Presse.
Pluralizm po niemiecku
W jeszcze większym stopniu niż w Polsce niemieckie koncerny kontrolują media w Czechach (opanowały 82 proc. rynku prasy lokalnej) i na Węgrzech (75 proc. całego rynku prasowego). W Czechach niemiecki kapitał kupił największe gazety, m.in. "Mladá Fronta Dnes", "Lidové Noviny", "Hospodárské Noviny", "Tyden". Podobnie jest na Węgrzech, gdzie Niemcy kontrolują "Népszabadság", "Vilaggazdasag" czy "Magyar Hirlap". Na Słowacji do niemieckich koncernów należy ponad 30 tytułów. Teraz rozpoczęły one ekspansję na Bałkany oraz kraje nadbałtyckie. Niedawno koncern Westdeutsche Allgemeine
Zeitungsverlag kupił najważniejszy dziennik w Serbii i Czarnogórze - "Politika". W efekcie Europa Środkowa zaczyna przypominać niemiecką kolonię prasową. Nie pozostaje to bez wpływu na bieżącą politykę. Najlepszym tego dowodem są zgodne z niemieckim punktem widzenia publikacje w "Mladá Fronta Dnes" czy "Lidovych Novinach", podkreślające krzywdę Niemców wypędzonych z Sudetów, czy nawołujące do anulowania tzw. dekretów Benes"a (na mocy których przesiedlono sudeckich Niemców). A to dopiero pierwsze próby wpływania na opinię publiczną w danym kraju. Test na to, jak daleko można się posunąć. - Monopolizacja rynku prasowego jest swego rodzaju blokowaniem ważnej dla społeczeństwa arterii. Ta blokada może się skończyć zawałem pacjenta - mówi Zbigniew Ziobro, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Niemieckie koncerny prasowe tworzą monopol informacyjny w krajach Europy Środkowej, bo pozwala im na to miejscowe prawo. Takiego monopolu nie można natomiast stworzyć w Niemczech. Na przykład firma Holtzbrinck wydająca w Berlinie "Tageszeitung" nie mogła kupić "Berliner Zeitung", choć zastrzegała, że chce połączyć tylko kilka działów administracyjnych, pozostawiając dwie niezależne redakcje. Nie zgodził się na to Federalny Urząd Antymonopolowy. W Niemczech obowiązuje zasada ograniczenia tzw. dominującej mocy opiniotwórczej (nie może ona przekraczać 30 proc.). Jeśli jakiś koncern medialny zbliży się do tej granicy, interweniuje Komisja ds. Koncentracji Mediów. Zobowiązuje ona wtedy koncern do zbycia części udziałów. Federalny Sąd Konstytucyjny orzekł, że w takich wypadkach należy "natychmiast i jak najbardziej efektywnie przeciwdziałać tendencjom do koncentracji, gdyż jeśli nieprawidłowości się ugruntują, mogą się okazać trudne do naprawienia". Co na to polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów?
Obcy kapitał nie ma w Niemczech nie tylko szans na monopol, ale nawet na przejęcie konkretnych tytułów. Choć formalnie niemieckie prawo nie zakazuje działalności obcych koncernów medialnych, w praktyce nie pozwalają na to prawa przyznane syndykatom dziennikarzy, drukarzy i wydawców, którzy mogą zablokować (i blokują) każdą próbę przejęcia tytułu przez obcy kapitał.
Nawet Stany Zjednoczone bronią się przed niebezpieczeństwem zdominowania rynku mediów przez obcy kapitał. Rupert Murdoch, aby kupić sieć telewizyjną Fox Network i wytwórnię filmową 20th Century Fox, musiał uzyskać amerykańskie obywatelstwo. Brytyjskie gazety "The Times" oraz "The Sunday Times" mógł kupić tylko dlatego, że w Australii, której jest obywatelem, głową państwa jest brytyjska królowa Elżbieta II (reprezentowana przez generalnego gubernatora). Jednak przejęcie tych gazet było przedmiotem interwencji Komisji Antymonopolowej (ostatecznie zgodzono się na ten zakup z powodu formalnych uchybień we wniosku przeciwko Murdochowi).
Dobrze, że niebezpieczeństwa wynikające z powstania monopolu niemieckich koncernów na polskim rynku prasowym dostrzega nie tylko nasze Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ale także Europejska Federacja Dziennikarzy. Sprawa wydaje się jednak przegrana: monopol powstał i trudno będzie go przełamać.
- Bardzo niebezpieczne jest urabianie opinii publicznej przez zagraniczne media o monopolistycznej pozycji, zwłaszcza w środowiskach lokalnych. Może to zagrozić obiegowi informacji w naszym kraju, spowodować, że w dyskusji o ważnych dla Polaków sprawach moderatorem będą tylko zagraniczne podmioty - alarmuje Stefan Bratkowski, pisarz, publicysta, honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. - Ekspansja niemieckiego kapitału na naszym rynku mediów może doprowadzić nie tylko do narzucenia obcych kulturowo treści i wzorców komunikowania, ale także do ograniczenia pluralizmu poglądów, opinii czy wartości - dodaje Zbigniew Oniszczuk, socjolog i prasoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.
O politycznej bezstronności niemieckich właścicieli gazet można się było przekonać już 1997 r. Po opublikowaniu przez nie istniejący już dziennik "Życie" oraz "Dziennik Bałtycki" artykułów o wakacjach w Cetniewie rosyjskiego szpiega Władimira Ałganowa i Aleksandra Kwaśniewskiego właściciel tego drugiego tytułu
- Passauer Neue Presse - szybko wycofał się z zarzutów. Prezes Franz Xaver Hirtreiter wysłał wtedy list do prezydenta Kwaśniewskiego, kończący się słowami: "Chciałbym przeprosić pana we wszelki możliwy sposób". Prezydent wycofał następnie z sądu pozew przeciwko "Dziennikowi Bałtyckiemu".
W Niemczech wciąż obowiązuje zasada: "Wszystko, co wasze, to nasze, a co nasze, to wam nic do tego". Karykaturzysta "Die Zeit" narysował w ubiegłym roku Niemcy jako warowną twierdzę, nad którą unosi się flaga państwowa i napis: "Nic na sprzedaż!". Gdy Karol Marks twierdził, że kapitał nie ma ojczyzny, głęboko się mylił. Kapitał ma narodowość i realizuje polityczne interesy swojego dysponenta. "Obecny rząd Niemiec brutalnie forsuje niemieckie interesy narodowe, usiłuje narzucać Unii Europejskiej niemieckie struktury organizacyjne i dąży do renacjonalizacji wielu dziedzin wspólnej polityki unii" - napisał w "Die Zeit" Christian Wernicke, brukselski korespondent tygodnika. "Kurs polityki Berlina pod sterami Gerharda Schrödera jest bardziej narodowy niż kiedykolwiek przedtem" - napisał w komentarzu redakcyjnym dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Czy niemiecki kapitał w mediach zrobi wyjątek i nie będzie realizował niemieckiego interesu narodowego? Nie ma na to żadnych dowodów.
Można się cieszyć, kiedy do Polski napływa zagraniczny kapitał, bo to oznacza szanse na modernizację gospodarki. Ale nie zwalnia to rządu i klasy politycznej, by jednak dbała o interes narodowy, rozumiany długofalowo. A długofalowo rozumiany interes narodowy to m.in. swoboda dyskursu publicznego. Dominacja niemieckich koncernów na rynku prasy swobodę tego dyskursu ogranicza. Niemiecki kapitał dominuje jednocześnie w wielkich agencjach reklamowych, co ułatwia zwalczanie konkurencji. Jego wpływy w mediach będą z każdym rokiem rosnąć, co przełoży się na skuteczny lobbing, zarówno na poziomie samorządów, jak i w parlamencie. Jak zauważają autorzy raportu EFD, na Zachodzie nauczono się, że za wpływami w gospodarce, w tym w mediach, idzie polityczne uzależnienie. Dlatego zachowuje się tam narodową kontrolę nad sektorami strategicznymi, a za taki uznawane są media (nie kontrolę państwową, lecz narodową). Ściśle dba się tam też o dywersyfikację wpływów, czyli nie dopuszcza do wyraźnej dominacji jednego państwa jako inwestora.
Jak powstawał niemiecki monopol prasowy w Polsce
Po niedawnej sprzedaży przez norweski koncern Orkla dwóch wrocławskich dzienników ("Słowo Polskie" i "Wieczór Wrocławia") niemieckiemu Passauer Neue Presse, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zwróciło się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o zbadanie, czy nie mamy tu do czynienia z monopolem. We Wrocławiu Passauer Neue Presse jest już właścicielem wszystkich (poza lokalnym dodatkiem "Gazety Wyborczej") dzienników. Podobnie jest w Poznaniu (po zakupie "Głosu Wielkopolski" i "Gazety
Poznańskiej"), w Gdańsku (po kupnie "Dziennika Bałtyckiego" i wchłoniętego przez niego jako bezpłatny dodatek "Wieczoru Wybrzeża"), Łodzi ("Express Ilustrowany" i "Dziennik Łódzki"), Katowicach ("Dziennik Zachodni" i "Trybuna Śląska") oraz w Krakowie ("Dziennik Polski" i "Gazeta Krakowska"). Monopol informacyjny zapewnił sobie niemiecki koncern w województwie warmińsko-mazurskim. W 1998 r. "Gazetę Olsztyńską" kupił Franz Xaver Hirtreiter, były dyrektor Passauer Neue Presse, obecnie doradca zarządu tej firmy. Następnie "Gazeta Olsztyńska" uruchomiła 12 tygodników na Warmii i Mazurach. W dodatku należąca do PNP firma Media Tak ma praktycznie monopol na sprzedaż powierzchni reklamowej w dziennikach regionalnych. - W ten sposób jeden podmiot całkowicie zdominował rynek mediów drukowanych w północno-wschodniej Polsce. To niezwykle groźna sytuacja dla wolności słowa i swobody publicznej debaty - mówi Krystyna Mokrosińska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Śladem Passauer Neue Presse idzie Axel Springer Verlag, który wydaje tygodnik polityczno-informacyjny "Newsweek Polska", sześć pism kobiecych, m.in. "Pani Domu", "Na żywo" oraz "Cienie i Blaski", dwa młodzieżowe - "Dziewczynę" i "Popcorn", trzy motoryzacyjne - "Auto Świat", "Auto Sukces", "Katalogi Auto Świat", osiem komputerowych - m.in. "Komputer Świat", "Komputer Świat Extra" czy "Komputer Świat Gry" oraz jeden biznesowy - "Profit". 22 października na rynku pojawi się "Fakt" - ogólnopolski dziennik tego wydawnictwa (w nakładzie prawie 1 mln egzemplarzy i po dumpingowej cenie - prawdopodobnie 1 zł). Koncern Bauera wydaje obecnie w Polsce 30 tytułów (gazety telewizyjne, komputerowe, młodzieżowe, motoryzacyjne, kobiece i rozrywkowe) o łącznym nakładzie ponad 8 mln egzemplarzy. Gruner und Jahr jest właścicielem miesięcznika "Claudia", magazynów "Naj", "Moje Gotowanie", "Gala", "Focus", "Rodzice", "Moje Mieszkanie" i "Ładnie mieszkać". Wraz z hiszpańskim wydawnictwem RBA Niemcy wydają też magazyn "National Geographic". Z kolei koncern Burda wydaje w Polsce pisma sformatowane: "Dobre Rady", "Mój Piękny Ogród", "Sól i Pieprz", "Anna" oraz "Auto Testy".
Od miękkiej ekspansji do twardej dominacji
Na polskim rynku mediów niemieckie koncerny stosowały taktykę rozmiękczania. Na początku lat 90. zaczęły wydawać na naszym rynku jedynie czasopisma specjalistyczne o niewielkim zasięgu. Potem zakładały pisma dla kobiet i młodzieży - "Claudię", "Sandrę", "Twój Weekend", "Bravo" czy "Bravo Girl". Zbigniew Oniszczuk twierdzi, że Niemcy nie chcieli się wtedy rzucać w oczy, bo wiedzieli, że w Polsce nie było akceptacji dla ekspansji niemieckich koncernów w mediach. Swoje wydawnictwa często ukrywali wówczas pod nic nie mówiącymi nazwami, na przykład we Wrocławiu działała firma Phoenix Intermedia. Passauer Neue Presse swój pierwszy polski tytuł ("Gazetę Robotniczą" przemianowaną potem na "Gazetę Wrocławską") kupił za pośrednictwem szwajcarskiego Interpublication AG. Już wtedy Niemcy przygotowywali się do odkupienia różnych tytułów od koncernów z innych krajów, co potwierdziło kupno w 1994 r. ośmiu dzienników regionalnych od francuskiego koncernu Hersant. W następnych dwóch latach Passauer Neue Presse dokupił jeszcze trzy tytuły i w ten sposób stał się praktycznie monopolistą w segmencie dzienników regionalnych. Zdobył też silną pozycję na rynku drukarskim - obecnie posiada sześć drukarni.
Obawiając się reakcji polskich odbiorców w 1995 r., Passauer Neue Presse ogłosił, że zakończył skupowanie gazet w Polsce. Podobnie uczynił koncern Gruner und Jahr. Axel Ganz, członek zarządu tego ostatniego wydawnictwa, stwierdził, że jest to spowodowane "polskimi obawami przed zalaniem kraju prasą niemiecką, której można by zarzucić, że reprezentuje zagraniczne interesy". Okazało się, że była to tylko strategia na przeczekanie, o czym świadczy odkupienie przez Passauer Neue Presse we wrześniu tego roku od Orkli wrocławskich dzienników, kupno w 2000 r. "Ziemi Kaliskiej" czy tygodnika "Panorama Oleśnicka".
Ekspansję ułatwia niemieckim koncernom to, że założenie w Polsce gazety kosztuje nawet dziesięć razy mniej niż na przykład we Francji. Podbój rynku umożliwia też dumping w cenach pism i reklam (w 1994 r. wydawana przez Springera "Pani Domu" kosztowała zaledwie 35 gr). Polskie podmioty nie były w stanie stawić czoła takiej konkurencji. Ten dumping pokazuje, że niemieckie koncerny nie liczą się z kosztami, by zdominować rynek, a potem narzucić swoje reguły gry.
Teraz mamy monopol większy niż pod zaborem pruskim. Wówczas w Wielkopolsce ukazywało się więcej tytułów gazet i czasopism wydawanych przez polskie podmioty niż obecnie. Wychodziły wtedy m. in. "Przewodnik Katolicki", "Kurier Poznański", "Goniec Wielkopolski", "Tygodnik Wielkopolski", "Wielkopolanin", "Przegląd Wielkopolski", "Orędownik", "Oświata". Polskie gazety wydawał na przykład przedsiębiorca Hipolit Cegielski. Teraz obie wydawane gazety o zasięgu regionalnym - "Gazeta Poznańska" i "Głos Wielkopolski" - należą do Passauer Neue Presse.
W jeszcze większym stopniu niż w Polsce niemieckie koncerny kontrolują media w Czechach (opanowały 82 proc. rynku prasy lokalnej) i na Węgrzech (75 proc. całego rynku prasowego). W Czechach niemiecki kapitał kupił największe gazety, m.in. "Mladá Fronta Dnes", "Lidové Noviny", "Hospodárské Noviny", "Tyden". Podobnie jest na Węgrzech, gdzie Niemcy kontrolują "Népszabadság", "Vilaggazdasag" czy "Magyar Hirlap". Na Słowacji do niemieckich koncernów należy ponad 30 tytułów. Teraz rozpoczęły one ekspansję na Bałkany oraz kraje nadbałtyckie. Niedawno koncern Westdeutsche Allgemeine
Zeitungsverlag kupił najważniejszy dziennik w Serbii i Czarnogórze - "Politika". W efekcie Europa Środkowa zaczyna przypominać niemiecką kolonię prasową. Nie pozostaje to bez wpływu na bieżącą politykę. Najlepszym tego dowodem są zgodne z niemieckim punktem widzenia publikacje w "Mladá Fronta Dnes" czy "Lidovych Novinach", podkreślające krzywdę Niemców wypędzonych z Sudetów, czy nawołujące do anulowania tzw. dekretów Benes"a (na mocy których przesiedlono sudeckich Niemców). A to dopiero pierwsze próby wpływania na opinię publiczną w danym kraju. Test na to, jak daleko można się posunąć. - Monopolizacja rynku prasowego jest swego rodzaju blokowaniem ważnej dla społeczeństwa arterii. Ta blokada może się skończyć zawałem pacjenta - mówi Zbigniew Ziobro, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Niemieckie koncerny prasowe tworzą monopol informacyjny w krajach Europy Środkowej, bo pozwala im na to miejscowe prawo. Takiego monopolu nie można natomiast stworzyć w Niemczech. Na przykład firma Holtzbrinck wydająca w Berlinie "Tageszeitung" nie mogła kupić "Berliner Zeitung", choć zastrzegała, że chce połączyć tylko kilka działów administracyjnych, pozostawiając dwie niezależne redakcje. Nie zgodził się na to Federalny Urząd Antymonopolowy. W Niemczech obowiązuje zasada ograniczenia tzw. dominującej mocy opiniotwórczej (nie może ona przekraczać 30 proc.). Jeśli jakiś koncern medialny zbliży się do tej granicy, interweniuje Komisja ds. Koncentracji Mediów. Zobowiązuje ona wtedy koncern do zbycia części udziałów. Federalny Sąd Konstytucyjny orzekł, że w takich wypadkach należy "natychmiast i jak najbardziej efektywnie przeciwdziałać tendencjom do koncentracji, gdyż jeśli nieprawidłowości się ugruntują, mogą się okazać trudne do naprawienia". Co na to polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów?
Obcy kapitał nie ma w Niemczech nie tylko szans na monopol, ale nawet na przejęcie konkretnych tytułów. Choć formalnie niemieckie prawo nie zakazuje działalności obcych koncernów medialnych, w praktyce nie pozwalają na to prawa przyznane syndykatom dziennikarzy, drukarzy i wydawców, którzy mogą zablokować (i blokują) każdą próbę przejęcia tytułu przez obcy kapitał.
Nawet Stany Zjednoczone bronią się przed niebezpieczeństwem zdominowania rynku mediów przez obcy kapitał. Rupert Murdoch, aby kupić sieć telewizyjną Fox Network i wytwórnię filmową 20th Century Fox, musiał uzyskać amerykańskie obywatelstwo. Brytyjskie gazety "The Times" oraz "The Sunday Times" mógł kupić tylko dlatego, że w Australii, której jest obywatelem, głową państwa jest brytyjska królowa Elżbieta II (reprezentowana przez generalnego gubernatora). Jednak przejęcie tych gazet było przedmiotem interwencji Komisji Antymonopolowej (ostatecznie zgodzono się na ten zakup z powodu formalnych uchybień we wniosku przeciwko Murdochowi).
Dobrze, że niebezpieczeństwa wynikające z powstania monopolu niemieckich koncernów na polskim rynku prasowym dostrzega nie tylko nasze Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ale także Europejska Federacja Dziennikarzy. Sprawa wydaje się jednak przegrana: monopol powstał i trudno będzie go przełamać.
Grzegorz Schetyna poseł PO, członek Komisji Kultury i Środków Przekazu Błędów z początku lat 90. nie da się naprawić. Możemy jedynie pilnować, by wykupione gazety, zwłaszcza lokalne, przestrzegały standardów. O to powinny dbać środowiska lokalne. Wpływ na te gazety mogą też mieć poszczególni obywatele - przecież nie muszą wydać dwóch złotych i w ten sposób zademonstrują, że nie chcą gazet zależnych. Kazimierz Michał Ujazdowski poseł PiS, były minister kultury Na początku lat 90. popełniliśmy kardynalne błędy i dopuściliśmy do żywiołowej ekspansji koncernów medialnych na naszym rynku prasowym. Teraz są one monopolistami, ale odwrócić tego nie można. Trzeba się zastanowić nad poprawą prawa o konkurencji, aby na przyszłość można było lepiej zadbać o interes narodowy na rynku medialnym. Jerzy Wenderlich poseł SLD, przewodniczący Komisji Kultury i Środków Przekazu Na początku lat dziewięćdziesiątych brakło odpowiednich uregulowań prawnych dla rynku mediów lokalnych, więc bardzo łatwo było wówczas budować monopole. Ale o skutkach tych błędów dzisiaj politykom mówić nie wypada, bo prawo nie działa wstecz. Jarosław Kaczyński prezes Prawa i Sprawiedliwości Społeczeństwo bez własnej prasy jest całkowicie ubezwłasnowolnione. Przed dwoma tygodniami zrobiliśmy dużą konferencję we Wrocławiu na temat konstytucji europejskiej i stosunków polsko-niemieckich. Relacjonowały to media centralne, a miejscowe gazety nawet się nie zająknęły. Potem okazało się, że było to już po sprzedaży dwóch wrocławskich dzienników niemieckiemu wydawnictwu. Sposobem na neutralizację obcych wpływów w mediach mogłoby być wzmocnienie pozycji dziennikarzy wobec właściciela, jak to się dzieje na Zachodzie. Żurnaliście mającemu mocniejszą pozycję trudniej byłoby narzuć coś, z czym się nie zgadza. |
Po moim trupie Gdy wiosną ubiegłego roku upadł bawarski koncern medialny Leo Kircha, politycy niemieccy ostro oponowali przeciwko przejęciu bankruta przez zagraniczne firmy, zwłaszcza MediaSet Silvia Berlusconiego, premiera Włoch. - To byłoby potworne, gdyby Berlusconi zdobył znaczący wpływ na niemiecką opinię publiczną - ostrzegał Wolfgang Clement, premier Nadrenii Północnej-Westfalii, bliski współpracownik kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera. Sam kanclerz oświadczył, że Berlusconi wejdzie na rynek niemiecki "po jego trupie". Słowa dotrzymał. |
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.