Automatyczny premier zamiast premiera Millera?
Automatyczny premier zamiast premiera Millera? Podobnie jak dobra automatyczna sekretarka lepiej sobie radzi z telefonem od niejednej sekretarki z krwi i kości, a dobry automatyczny pilot - z samolotem - od niejednego kiepskiego żywego pilota, tak być może dobry automatyczny premier poradziłby sobie lepiej z problemami Polski od premiera Millera. Od paru miesięcy zachodzę zresztą w głowę, czy aby naszym krajem już od dobrego roku nie kieruje - przynajmniej od czasu do czasu - automatyczny premier.
Premier Miller najwyraźniej bowiem przespał aferę Rywina - nie zawiadamiając o niej na czas prokuratury. Przespał też aferę starachowicką - nie reagując na sojusz sojuszu z nieźle uzbrojonym gangiem (vide: "Zabiję cię, glino!" i "Proszę wstać, Kurczuk idzie"). Przespał aferę z odnalezionymi w Iraku francuskimi rolandami - dowiadując się o nich, jeśli wierzyć jego słowom, dopiero wówczas, gdy beształ go za to prezydent Francji, czyli jakieś trzy dni później od rodaków śledzących choćby wiadomości telewizyjne. Premier Miller przesypia wreszcie najwyraźniej również dziurę budżetową, która powiększa mu się z ministra finansów na ministra finansów.
Na szczęście automatyczny premier, czyli po prostu zdrowy rozsądek - czuwa. I to nie tylko nad sejmową komisją śledczą zajmującą się aferą Rywina i kieleckimi prokuratorami dochodzącymi prawdy w sprawie starachowickiej. Po śmiertelnym ciosie zadanym państwowej służbie zdrowia przez medycznego serial killera Mariusza Łapińskiego, służba zdrowia nie ma już innego wyjścia, jak tylko sama - właśnie pod okiem automatycznego premiera - dojść do zdrowia, czyli się sprywatyzować i poddać regułom rynku. Przygotowany przez "Wprost" po raz drugi ranking najlepszych polskich szpitali dowodzi, że jeśli tylko premier Miller ze swoimi ministrami nie stanie tym najlepszym z najlepszych szpitali na drodze, to - szybciej, niż się spodziewamy - w Polsce nareszcie nie trzeba będzie mieć żelaznego zdrowia, by chorować, a wystarczy polisa (vide: "Gdzie się leczyć").
Najpewniej niewiele czasu (zwłaszcza jeśli nie uzyska akceptacji program wicepremiera Hausnera) dzieli nas także od przejęcia przez automatycznego premiera - z rąk premiera Millera - władzy nad finansami publicznymi Polski. Albowiem gdy tylko dług publiczny osiągnie najpierw poziom 55 proc., a potem 60 proc. w stosunku do PKB, wówczas - zgodnie z rozdziałem "Procedury ostrożnościowe i sanacyjne" ustawy o finansach publicznych - radosna twórczość budżetowa naszych politycznych analfabetów ekonomicznych nareszcie się definitywnie zakończy. A wtedy do akcji wkroczy automatyczny premier, czyli zdrowy rozsądek przyobleczony w tym wypadku w dobre prawo, który z żelazną konsekwencją wyegzekwuje wreszcie uzdrowienie finansów publicznych Polski, nas chroniąc przed katastrofą, a premiera Millera i jego ministrów posyłając na czerwoną trawkę, czyli lekcje dodawania i odejmowania - prosto do klasy drugiej szkoły podstawowej (vide: "Poszczuć Balcerowicza Lepperem").
Jak z tego wszystkiego wynika, automatyczny premier nie tylko wyszedłby nas taniej niż żywy, ale też pewnie lepiej na nim byśmy wyszli. Dlaczego jednak poprzestać na tanim i skutecznym automatycznym premierze? Może warto zafundować sobie także automatycznego prezydenta, automatycznych marszałków Sejmu i Senatu, automatycznych posłów i senatorów, automatyczną opozycję i automatyczną koalicję, mogącą konstruować budżet wyłącznie za pomocą programu, w którym wpływy zawsze muszą się bilansować z wydatkami. Automatycznie skonstruowany zrównoważony budżet, bez jednej, choćby najmniejszej, dziureczki budżetowej! To by oznaczało automatyczny sukces Polski - automatycznie!
Premier Miller najwyraźniej bowiem przespał aferę Rywina - nie zawiadamiając o niej na czas prokuratury. Przespał też aferę starachowicką - nie reagując na sojusz sojuszu z nieźle uzbrojonym gangiem (vide: "Zabiję cię, glino!" i "Proszę wstać, Kurczuk idzie"). Przespał aferę z odnalezionymi w Iraku francuskimi rolandami - dowiadując się o nich, jeśli wierzyć jego słowom, dopiero wówczas, gdy beształ go za to prezydent Francji, czyli jakieś trzy dni później od rodaków śledzących choćby wiadomości telewizyjne. Premier Miller przesypia wreszcie najwyraźniej również dziurę budżetową, która powiększa mu się z ministra finansów na ministra finansów.
Na szczęście automatyczny premier, czyli po prostu zdrowy rozsądek - czuwa. I to nie tylko nad sejmową komisją śledczą zajmującą się aferą Rywina i kieleckimi prokuratorami dochodzącymi prawdy w sprawie starachowickiej. Po śmiertelnym ciosie zadanym państwowej służbie zdrowia przez medycznego serial killera Mariusza Łapińskiego, służba zdrowia nie ma już innego wyjścia, jak tylko sama - właśnie pod okiem automatycznego premiera - dojść do zdrowia, czyli się sprywatyzować i poddać regułom rynku. Przygotowany przez "Wprost" po raz drugi ranking najlepszych polskich szpitali dowodzi, że jeśli tylko premier Miller ze swoimi ministrami nie stanie tym najlepszym z najlepszych szpitali na drodze, to - szybciej, niż się spodziewamy - w Polsce nareszcie nie trzeba będzie mieć żelaznego zdrowia, by chorować, a wystarczy polisa (vide: "Gdzie się leczyć").
Najpewniej niewiele czasu (zwłaszcza jeśli nie uzyska akceptacji program wicepremiera Hausnera) dzieli nas także od przejęcia przez automatycznego premiera - z rąk premiera Millera - władzy nad finansami publicznymi Polski. Albowiem gdy tylko dług publiczny osiągnie najpierw poziom 55 proc., a potem 60 proc. w stosunku do PKB, wówczas - zgodnie z rozdziałem "Procedury ostrożnościowe i sanacyjne" ustawy o finansach publicznych - radosna twórczość budżetowa naszych politycznych analfabetów ekonomicznych nareszcie się definitywnie zakończy. A wtedy do akcji wkroczy automatyczny premier, czyli zdrowy rozsądek przyobleczony w tym wypadku w dobre prawo, który z żelazną konsekwencją wyegzekwuje wreszcie uzdrowienie finansów publicznych Polski, nas chroniąc przed katastrofą, a premiera Millera i jego ministrów posyłając na czerwoną trawkę, czyli lekcje dodawania i odejmowania - prosto do klasy drugiej szkoły podstawowej (vide: "Poszczuć Balcerowicza Lepperem").
Jak z tego wszystkiego wynika, automatyczny premier nie tylko wyszedłby nas taniej niż żywy, ale też pewnie lepiej na nim byśmy wyszli. Dlaczego jednak poprzestać na tanim i skutecznym automatycznym premierze? Może warto zafundować sobie także automatycznego prezydenta, automatycznych marszałków Sejmu i Senatu, automatycznych posłów i senatorów, automatyczną opozycję i automatyczną koalicję, mogącą konstruować budżet wyłącznie za pomocą programu, w którym wpływy zawsze muszą się bilansować z wydatkami. Automatycznie skonstruowany zrównoważony budżet, bez jednej, choćby najmniejszej, dziureczki budżetowej! To by oznaczało automatyczny sukces Polski - automatycznie!
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.