Telewizyjna wieś wygrywa z globalną wioską McLuhana
Sen o wymarzonej Polsce, w której ludzie mają dobre serca, szpitale - lekarstwa, a w mieście i na wsi jest tak samo wysoki poziom życia, dostajemy na kartki. A właściwie na obrazki, czyli kolejne odcinki seriali. Dla widzów są one tak cenne, że nie zgadzają się zamienić ich na żadne inne telewizyjne atrakcje. Do tej pory programiści polskich kanałów telewizyjnych chyba nigdy nie mieli uzasadnionych powodów, by nie ufać magicznej sile zagranicznych seriali. Aż do teraz! Komercyjny sukces, fenomenalne wyniki oglądalności za oceanem coraz rzadziej przekładają się na podobne powodzenie wśród polskich telewidzów. Sławne nagradzane tytuły nie chwytają lub chwytają słabo, nieodmiennie przegrywając z polskimi serialami. Kolejny raz mit o globalnej wiosce McLuhana trzeba podać w wątpliwość. Tym bardziej że walkę o serca polskich telewidzów wygrywa ostatnio całkiem inna wioska, nie globalna, lecz jak najbardziej lokalna - Grabina z serialu "M jak miłość". To wyśniona polska wieś, w której tradycja łączy się harmonijnie z nowoczesnością, ludzie starają się prowadzić po nowemu biznes i jeszcze współżyć z niemieckim osadnikiem, który przy bliższym poznaniu okazuje się nie wrogiem, lecz przyjacielem.
Grabina kontra Warszawa
Tak się złożyło, że od kilku lat mieszkam pod Warszawą właśnie we wsi� Grabina. Nie tej serialowej, lecz w całkiem prawdziwej Grabinie. Zauważyłem, że ilekroć podaję komuś swój adres, w momencie gdy wymawiam nazwę wioski, oczy moich rozmówców (częściej rozmówczyń) zaczynają błyszczeć: czy to naprawdę ta Grabina? Najpierw prostowałem, tłumaczyłem, uzwyklałem swoje życie, aż wreszcie przestałem to robić. Właściwie dlaczego zaprzeczać, że żyję w bajce, w miejscu, o którym marzy 8,5 miliona ludzi, bo tylu średnio ma widzów każdy kolejny odcinek nadawanego w Dwójce najpopularniejszego obecnie serialu "M jak miłość".
Saga pochodzącej ze wsi Grabina rodziny Mostowiaków nie pasuje do popularyzowanego w ostatnich latach modelu ścigających się młodych szczurów z miasta - yuppisów, ale też czas yuppisów wyraźnie mija. Już nie jest cool (czyli w dobrym tonie) mówić, że się jest z Warszawy, nawet jeśli przyjechało się tu za chlebem dwa lata wcześniej z Ciechanowa. Dziś dobrze brzmi, jeśli się wyraźnie i głośno wymówi nazwę swojej wioski, dodając z wyrozumiałością dla ignorancji mieszczucha, gdzie ona leży. Dziś po prostu dużo lepiej niż "Warszawa" brzmi "Grabina".
Nie rzucim ziemi
"M jak miłość" oglądają wszyscy: od lat czterolatków do starców. Tak w każdym razie wynika z badań AGB Polska. Największy odsetek, bo 54 proc. stanowią osoby po czterdziestym piątym roku życia, starsi i przez to słabsi w społeczeństwie (26 proc. widzów ma ponad 60 lat). Oni najchętniej połykają bajkę o wymarzonej Polsce, bo najtrudniej im doświadczyć jej w życiu codziennym. Jeszcze ciekawsze są dane o miejscu zamieszkania wiernych widzów tego serialu. Prawie 70 proc. z nich mieszka na wsi i w małych miasteczkach (do 50 tys. mieszkańców). Czy dlatego tak lubią Grabinę, w której od czterdziestu lat mieszka zgodnie małżeństwo seniorów rodu - Barbara i Lucjan Mostowiakowie? Są oni w serialu - jak twierdzą twórcy na specjalnej stronie internetowej dla fanów: www.m-jak-milosc.pl - "gwarancją bezpieczeństwa, źródłem rodzinnego ciepła i skarbnicą niewyczerpanej rodzicielskiej miłości".
Reszta bohaterów to ich dzieci i ludzie im bliscy. Maria prowadzi wytwórnię wody mineralnej "Dar Grabiny", Marta jest sędzią w Warszawie (prawdziwy awans!), Małgorzata założyła w Grabinie gospodarstwo agroturystyczne, zaś Marek został na ojcowiźnie i uprawia ziemię. Wszyscy są inteligentni, starają się być zaradni i niezależni. Choć spotykają ich różne kłopoty (najczęściej natury uczuciowej, ale nie tylko), koniec końców jakoś z nich wychodzą. Nikt z nich nie uprawia czarnowidztwa. Nie rozpacza, nie strajkuje, nie blokuje dróg, nie należy do Samoobrony. Nade wszystko zaś w "M jak miłość" w ogóle nie istnieje przepaść między miastem a wsią, o której tyle się mówi w mediach. Ludzie ze wsi nie mają tu żadnych kompleksów i nie przypominają popegeerowskich rozbitków, którzy bywają bohaterami kinowych filmów.
Kain nawrócony
Scenarzystka serialu "M jak miłość" Ilona Łepkowska trafiła w dziesiątkę. Zmaterializowała marzenie tych, którym dzisiaj najtrudniej żyć i zrobiła to w taki sposób, że jej opowieść nie ma zapachu kłamstwa. Ponad 50 proc. widzów serialu to emeryci, rolnicy i pracownicy fizyczni. Czyżby po codziennej porcji narzekania, protestowania, wykrzykiwania przekleństw pod adresem władzy, zgodnie włączali o umówionej godzinie Dwójkę po to, żeby przyjąć swoją stałą porcję narkotyku? Przecież ich życie raczej tak nie wygląda! No i dobrze - odpowiedzieliby zapewne - gdyby tak wyglądało, oglądalibyśmy reality show, a nie serial!
Jest jeszcze jeden ważny powód sukcesu "M jak miłość", o którym przy okazji publikowania badań rynkowych w ogóle się nie mówi - poziom artystyczny serialu. Zebrało się tu zaskakująco wiele talentów (reżyserami są: Natalia Koryncka-Gruz, Maciej Dejczer, Ryszard Zatorski, Piotr Wereśniak, Waldemar Szarek, Roland Rowiński), zaś kreacje aktorskie przewyższyły chyba oczekiwania serialowych producentów. Obok wybitnych aktorów, takich jak Teresa Lipowska, Witold Pyrkosz, Dominika Ostałowska, Małgorzata Kożuchowska czy Robert Gonera, serial wylansował niestandardowe osobowości na miarę nowych czasów. Steffen Möller gra Niemca, który osiedlił się w Grabinie i próbuje żyć w Polsce jak w Europie. Jego poczucie humoru i pogoda ducha przekona zapewne niejednego rolnika przerażonego dotąd perspektywą wspólnego gospodarowania z przedstawicielami innych narodów. Rafał i Marcin Mroczkowie grają braci bliźniaków (zresztą naprawdę są bliźniakami!), którzy mogliby posłużyć za ilustrację archetypu Kaina i Abla. Tyle że w serialu "M jak miłość" dowiadujemy się, iż nawet Kain tak naprawdę ma duszę Abla.
Spokojna przystań Grabina
Wyniki badań przeprowadzonych przez AGB Polska nie kłamią: Polacy ciągle poszukują dla siebie przystani emocjonalnej, która pozwoliłaby się im schronić przed wiadomościami o nadciągających kłopotach finansowych państwa, o konieczności konfrontacji naszej gospodarki z gospodarkami Unii Europejskiej i o tym, że już nigdy nie będzie tak, jak było dotąd. Taką przystanią nie okazało się szybko dostosowujące się do standardów europejskich miasto, lecz spokojna polska wieś - Grabina.
Tym, którzy sądzą, że takiej wsi naprawdę nie ma,
odpowiem patrząc w oczy - właśnie że jest! Wiem, bo sam w niej mieszkam. W mojej wsi żyją obok siebie Polacy, Anglicy i Amerykanie. Są tu starzy rolnicy i są nowoczesne firmy prowadzone przez ich dzieci. Jest wiejska szkoła, która wygląda lepiej od niejednej w Warszawie. I mamy własne ujęcie wody pitnej.
A więc jak to jest? Czy "M jak miłość" nie jest tylko bajką, polskim snem o dostatnim kraju, w którym więcej ludzi łączy, niż dzieli, a różnic między nimi nie widać gołym okiem? Tak, to jest nasz sen, ale im mocniej będziemy wierzyć, że da się go urealnić, tym więcej widzów serialu otrzyma przywilej życia w nim na jawie.
Grabina kontra Warszawa
Tak się złożyło, że od kilku lat mieszkam pod Warszawą właśnie we wsi� Grabina. Nie tej serialowej, lecz w całkiem prawdziwej Grabinie. Zauważyłem, że ilekroć podaję komuś swój adres, w momencie gdy wymawiam nazwę wioski, oczy moich rozmówców (częściej rozmówczyń) zaczynają błyszczeć: czy to naprawdę ta Grabina? Najpierw prostowałem, tłumaczyłem, uzwyklałem swoje życie, aż wreszcie przestałem to robić. Właściwie dlaczego zaprzeczać, że żyję w bajce, w miejscu, o którym marzy 8,5 miliona ludzi, bo tylu średnio ma widzów każdy kolejny odcinek nadawanego w Dwójce najpopularniejszego obecnie serialu "M jak miłość".
Saga pochodzącej ze wsi Grabina rodziny Mostowiaków nie pasuje do popularyzowanego w ostatnich latach modelu ścigających się młodych szczurów z miasta - yuppisów, ale też czas yuppisów wyraźnie mija. Już nie jest cool (czyli w dobrym tonie) mówić, że się jest z Warszawy, nawet jeśli przyjechało się tu za chlebem dwa lata wcześniej z Ciechanowa. Dziś dobrze brzmi, jeśli się wyraźnie i głośno wymówi nazwę swojej wioski, dodając z wyrozumiałością dla ignorancji mieszczucha, gdzie ona leży. Dziś po prostu dużo lepiej niż "Warszawa" brzmi "Grabina".
Nie rzucim ziemi
"M jak miłość" oglądają wszyscy: od lat czterolatków do starców. Tak w każdym razie wynika z badań AGB Polska. Największy odsetek, bo 54 proc. stanowią osoby po czterdziestym piątym roku życia, starsi i przez to słabsi w społeczeństwie (26 proc. widzów ma ponad 60 lat). Oni najchętniej połykają bajkę o wymarzonej Polsce, bo najtrudniej im doświadczyć jej w życiu codziennym. Jeszcze ciekawsze są dane o miejscu zamieszkania wiernych widzów tego serialu. Prawie 70 proc. z nich mieszka na wsi i w małych miasteczkach (do 50 tys. mieszkańców). Czy dlatego tak lubią Grabinę, w której od czterdziestu lat mieszka zgodnie małżeństwo seniorów rodu - Barbara i Lucjan Mostowiakowie? Są oni w serialu - jak twierdzą twórcy na specjalnej stronie internetowej dla fanów: www.m-jak-milosc.pl - "gwarancją bezpieczeństwa, źródłem rodzinnego ciepła i skarbnicą niewyczerpanej rodzicielskiej miłości".
Reszta bohaterów to ich dzieci i ludzie im bliscy. Maria prowadzi wytwórnię wody mineralnej "Dar Grabiny", Marta jest sędzią w Warszawie (prawdziwy awans!), Małgorzata założyła w Grabinie gospodarstwo agroturystyczne, zaś Marek został na ojcowiźnie i uprawia ziemię. Wszyscy są inteligentni, starają się być zaradni i niezależni. Choć spotykają ich różne kłopoty (najczęściej natury uczuciowej, ale nie tylko), koniec końców jakoś z nich wychodzą. Nikt z nich nie uprawia czarnowidztwa. Nie rozpacza, nie strajkuje, nie blokuje dróg, nie należy do Samoobrony. Nade wszystko zaś w "M jak miłość" w ogóle nie istnieje przepaść między miastem a wsią, o której tyle się mówi w mediach. Ludzie ze wsi nie mają tu żadnych kompleksów i nie przypominają popegeerowskich rozbitków, którzy bywają bohaterami kinowych filmów.
Kain nawrócony
Scenarzystka serialu "M jak miłość" Ilona Łepkowska trafiła w dziesiątkę. Zmaterializowała marzenie tych, którym dzisiaj najtrudniej żyć i zrobiła to w taki sposób, że jej opowieść nie ma zapachu kłamstwa. Ponad 50 proc. widzów serialu to emeryci, rolnicy i pracownicy fizyczni. Czyżby po codziennej porcji narzekania, protestowania, wykrzykiwania przekleństw pod adresem władzy, zgodnie włączali o umówionej godzinie Dwójkę po to, żeby przyjąć swoją stałą porcję narkotyku? Przecież ich życie raczej tak nie wygląda! No i dobrze - odpowiedzieliby zapewne - gdyby tak wyglądało, oglądalibyśmy reality show, a nie serial!
Jest jeszcze jeden ważny powód sukcesu "M jak miłość", o którym przy okazji publikowania badań rynkowych w ogóle się nie mówi - poziom artystyczny serialu. Zebrało się tu zaskakująco wiele talentów (reżyserami są: Natalia Koryncka-Gruz, Maciej Dejczer, Ryszard Zatorski, Piotr Wereśniak, Waldemar Szarek, Roland Rowiński), zaś kreacje aktorskie przewyższyły chyba oczekiwania serialowych producentów. Obok wybitnych aktorów, takich jak Teresa Lipowska, Witold Pyrkosz, Dominika Ostałowska, Małgorzata Kożuchowska czy Robert Gonera, serial wylansował niestandardowe osobowości na miarę nowych czasów. Steffen Möller gra Niemca, który osiedlił się w Grabinie i próbuje żyć w Polsce jak w Europie. Jego poczucie humoru i pogoda ducha przekona zapewne niejednego rolnika przerażonego dotąd perspektywą wspólnego gospodarowania z przedstawicielami innych narodów. Rafał i Marcin Mroczkowie grają braci bliźniaków (zresztą naprawdę są bliźniakami!), którzy mogliby posłużyć za ilustrację archetypu Kaina i Abla. Tyle że w serialu "M jak miłość" dowiadujemy się, iż nawet Kain tak naprawdę ma duszę Abla.
Spokojna przystań Grabina
Wyniki badań przeprowadzonych przez AGB Polska nie kłamią: Polacy ciągle poszukują dla siebie przystani emocjonalnej, która pozwoliłaby się im schronić przed wiadomościami o nadciągających kłopotach finansowych państwa, o konieczności konfrontacji naszej gospodarki z gospodarkami Unii Europejskiej i o tym, że już nigdy nie będzie tak, jak było dotąd. Taką przystanią nie okazało się szybko dostosowujące się do standardów europejskich miasto, lecz spokojna polska wieś - Grabina.
Tym, którzy sądzą, że takiej wsi naprawdę nie ma,
odpowiem patrząc w oczy - właśnie że jest! Wiem, bo sam w niej mieszkam. W mojej wsi żyją obok siebie Polacy, Anglicy i Amerykanie. Są tu starzy rolnicy i są nowoczesne firmy prowadzone przez ich dzieci. Jest wiejska szkoła, która wygląda lepiej od niejednej w Warszawie. I mamy własne ujęcie wody pitnej.
A więc jak to jest? Czy "M jak miłość" nie jest tylko bajką, polskim snem o dostatnim kraju, w którym więcej ludzi łączy, niż dzieli, a różnic między nimi nie widać gołym okiem? Tak, to jest nasz sen, ale im mocniej będziemy wierzyć, że da się go urealnić, tym więcej widzów serialu otrzyma przywilej życia w nim na jawie.
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.