Jak rząd znalazł 100 mld zł
Hausner sobie, a SLD sobie. Jerzy Hausner chce się stać grabarzem socjalizmu w jego - jak pisaliśmy tydzień temu - keynesowsko-państwowo-klientowskiej postaci, a twardogłowi z Sojuszu Lewicy Demokratycznej chcą (szukając alibi w tzw. standardach unijnych) dodrukować pieniądze. Możliwe? Możliwe, ale głupie i zgubne!
Liczyć po unijnemu
Edward Gierek na początku lat 70. "zgubił" 20 mld zł. Cały kraj ich szukał. Znalazł je dopiero Leszek Miller. I to z odsetkami. Jego doradcy bowiem odkryli aż 100 mld zł. Gdzie? W Unii Europejskiej. I to nie w żadnych funduszach pomocowych, ale w księgowości. W unii bowiem przy rozliczaniu wydatków publicznych obowiązuje tzw. standard ESA-95. Jego zastosowanie pozwoliłoby na znacznie niższe wycenienie polskiego długu publicznego, który z obecnych 52-53 proc. PKB obniżyłby się do 45 proc. PKB. Daje to "księgowy zarobek" w wysokości 60 mld zł i oznacza, że rząd dalej będzie mógł bezkarnie pożyczać pieniądze, zadłużając nasze dzieci i wnuki. To jeszcze nie wszystko. W negocjacjach z unią rząd potrafi być bardzo twardy. Oczywiście, nie w kwestii VAT na materiały budowlane czy przy rozmowach o innych tego typu drobiazgach. Twardy jest wtedy, jeżeli w wyniku negocjacji może coś dla siebie ukręcić. I dlatego konsekwentnie domaga się zaliczenia otwartych funduszy emerytalnych do sektora finansów publicznych.
Do długu publicznego nie wlicza się wewnętrznego zadłużenia instytucji budżetowych (jeśli na przykład budżet nie przekaże pieniędzy samorządom, to ta brakująca kwota do długu nie jest wliczana, bo nie powiększa zadłużenia sektora publicznego wobec podmiotów zewnętrznych). Gdyby więc udało się przekonać unijnych biurokratów, że Commercial Union, Nationale-Nederlanden czy Credit Suisse Life & Pensions są czymś w rodzaju finansowanych z budżetu oddziałów wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia, kilkanaście miliardów złotych zniknęłoby z rubryki wydatków budżetu. I nie szkodzi, że jest to absurd, bo wszyscy wiemy, iż są to kapitalistyczne firmy inwestujące na rynku kapitałowym. W unii przecież mogą udać, że tego nie widzą, i będą mieli z nami spokój, a my obniżymy - na papierze - dług publiczny. I tak uskładało się już 75 mld zł. 60 mld zł z rewolucji księgowej i 15 mld zł z "uspołecznienia" kapitalistycznych funduszy emerytalnych. Do setki brakuje jeszcze 25 mld zł. To drobiazg. Zaraz się znajdą.
Towarzysze przemawiajĄcy w Samoobronie
Sporo osób dziwiło się, że nasz "guru protestów" Andrzej Lepper gdzieś znikł. Znikł, ale już się znalazł i stwierdził, że trzeba wydać rezerwę rewaluacyjną. Niby nic nowego i ciekawego. Dlaczego właśnie teraz towarzysze przemawiający Lepperem przypomnieli sobie o rezerwie? To proste. W pierwszym kwartale zmienia się skład Rady Polityki Pieniężnej i do Jana Czekaja dołączą inni wybitni ekonomiści. Dla nich wydanie pieniędzy, które sobie sami narysują, nie będzie niczym trudnym. Umęczonemu społeczeństwu, postraszonemu przez Jerzego Hausnera obniżką świadczeń, odbieraniem rent i zasiłków, powie się: "Trzeba tylko, by zły Balcerowicz oddał pieniądze, które wam zabrał i przechowuje w zagranicznych bankach". Jeśli umęczony naród nie zareaguje, to się pod siedzibę NBP pośle górników.
Nie są to żarty. Projekt budżetu skonstruowano w ten sposób, by możliwe było wykorzystanie części rezerwy rewaluacyjnej. Jej kwota - co odkrył Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku - wpisana jest w zestawieniu przychodów i rozchodów na koncie dewizowym rządu w NBP. W ten sposób rząd może uwolnić 5 mld zł z 27 mld zł rezerwy. Pozostała część rezerwy rewaluacyjnej zostanie rozwiązana - jak twierdzą nasi informatorzy - decyzją nowej RPP. Rezerwa przepłynie z NBP na drugą stronę ul. Świętokrzyskiej i rząd będzie miał ponad 25 mld zł na drobne wydatki dewizowe.
Wirtualne kontra prawdziwe
Sto miliardów już mamy! Tyle że są to w jednej czwartej pieniądze puste, a w trzech czwartych - wirtualne. Wydawanie pieniędzy pustych, wyprodukowanych dzięki pracy maszyn drukarskich (rezerwa rewa-
luacyjna) jest możliwe, ale na krótko. Ludzie szybko się zorientują, że są to złotówki, za które można kupić mniej niż kiedyś. Pieniędzy wirtualnych wydać niestety nie można. To, że jakiegoś wydatku nie odnotujemy w księgowości, nie sprawi, że pieniądze ponownie pojawiają się w portfelu. Manko trzeba uzupełnić. Na to jest jeden sposób - pożyczki na rynku.
Najgorszy budżet w historii III RP
"To najgorszy projekt budżetu w ostatnich latach" - orzekli związani z rządzącą koalicją członkowie RPP Wiesława Ziółkowska i Dariusz Rosati. Trudno inaczej ocenić projekt budżetu, który przewiduje pożyczenie przez państwo w przyszłym roku 80 mld zł, czyli ponad 20 mld USD. Jeszcze nigdy skala planowanego zadłużenia nie była tak wielka! Składa się na nie 61 mld zł faktycznego (a nie "kreatywnego") deficytu budżetowego,
14 mld zł konieczne na unieważnienie kontraktów długoterminowych w energetyce, do czego Polska zobowiązała się w traktacie akcesyjnym (rząd chce spłacić elektrownie, emitując obligacje) oraz prognozowane na 6 mld zł zadłużenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i Funduszu Pracy. Do tego trzeba jeszcze doliczyć dalszy wzrost zadłużenia sektora ochrony zdrowia szacowany na 6-10 mld zł. Przy tak dużym zapotrzebowaniu państwa na kredyty, banki mogą nie być zainteresowane udzielaniem pożyczek przedsiębiorcom, więc kruche ożywienie gospodarcze się załamie. - Z jednej strony przedstawia się program cięć na najbliższe trzy lata, mówiąc, że sytuacja jest dramatyczna, z drugiej - prezentuje się budżet, który jest kontynuacją obecnej polityki - komentuje Dariusz Rosati.
Walka buldogów pod dywanem
SLD tonie. Spadek poparcia społecznego z ponad 50 proc. do mniej niż 20 proc. jest tego oczywistym dowodem. W tej sytuacji na rządowym "Titanicu" rozpoczęła się brutalna walka o przetrwanie. Pół biedy, jeżeli jest to spór o to, kto będzie trzymał ster, kiedy statek będzie schodził poniżej linii wodnej. Dla Polski nie ma bowiem większego znaczenia, czy zamknie się ministra Sobotkę, czy wyrzuci ministra Kurczuka. Gorzej, gdy ta walka buldogów pod dywanem (dodajmy - o bardzo ogryzioną kość) wpłynie na żywotne i długofalowe interesy państwa. To rozstrzygnięcie nie może być dla nas obojętne.
A rozwiązania, przypomnijmy, są dwa: albo realizowany będzie dość jeszcze nieprecyzyjny, ale oparty na racjonalnych przesłankach "program Hausnera", dzięki któremu w Polsce zaczną się oszczędności wydatków publicznych, a kraj wejdzie na drogę rozwoju gospodarczego, albo wcielany w życie będzie "program alternatywny", polegający na drukowaniu pieniędzy i ciągłym, choć skrywanym powiększaniu deficytu i długu publicznego. Tyle że deficytu i długu publicznego nie da się powiększać w nieskończoność. Balon, do którego pompuje się zbyt dużo powietrza, w końcu kiedyś pęknie. I nic to, że autorzy "planu alternatywnego" zapewne myślą: "Nie szkodzi, że pęknie, przecież my już wtedy będziemy prywatnymi osobami na zasłużonej emeryturze". My jednak mamy nadzieję, że "plan alternatywny" realizowany nie będzie. Jeżeli się mylimy, to obiecujemy, że jego "twórców" na zasłużonej emeryturze też odnajdziemy.
Cud na papierze
W pierwszej połowie 2004 r. rząd będzie chciał znowelizować ustawę o finansach publicznych - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Zostanie zmieniony sposób szacowania długu publicznego - ze stosowanego obecnie na obowiązujący w państwach unii tzw. ESA-95, znacznie wygodniejszy dla rządzących. Przy szacowaniu długu publicznego zgodnie z ESA-95 nie trzeba uwzględniać planowanych wypłat z tytułu udzielonych poręczeń i gwarancji. Dzięki przyjęciu europejskiego standardu zadłużenie państwa z dnia na dzień zmniejszy się na papierze o mniej więcej 7,5 proc. PKB (czyli o ponad 60 mld zł).
Liczyć po unijnemu
Edward Gierek na początku lat 70. "zgubił" 20 mld zł. Cały kraj ich szukał. Znalazł je dopiero Leszek Miller. I to z odsetkami. Jego doradcy bowiem odkryli aż 100 mld zł. Gdzie? W Unii Europejskiej. I to nie w żadnych funduszach pomocowych, ale w księgowości. W unii bowiem przy rozliczaniu wydatków publicznych obowiązuje tzw. standard ESA-95. Jego zastosowanie pozwoliłoby na znacznie niższe wycenienie polskiego długu publicznego, który z obecnych 52-53 proc. PKB obniżyłby się do 45 proc. PKB. Daje to "księgowy zarobek" w wysokości 60 mld zł i oznacza, że rząd dalej będzie mógł bezkarnie pożyczać pieniądze, zadłużając nasze dzieci i wnuki. To jeszcze nie wszystko. W negocjacjach z unią rząd potrafi być bardzo twardy. Oczywiście, nie w kwestii VAT na materiały budowlane czy przy rozmowach o innych tego typu drobiazgach. Twardy jest wtedy, jeżeli w wyniku negocjacji może coś dla siebie ukręcić. I dlatego konsekwentnie domaga się zaliczenia otwartych funduszy emerytalnych do sektora finansów publicznych.
Do długu publicznego nie wlicza się wewnętrznego zadłużenia instytucji budżetowych (jeśli na przykład budżet nie przekaże pieniędzy samorządom, to ta brakująca kwota do długu nie jest wliczana, bo nie powiększa zadłużenia sektora publicznego wobec podmiotów zewnętrznych). Gdyby więc udało się przekonać unijnych biurokratów, że Commercial Union, Nationale-Nederlanden czy Credit Suisse Life & Pensions są czymś w rodzaju finansowanych z budżetu oddziałów wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia, kilkanaście miliardów złotych zniknęłoby z rubryki wydatków budżetu. I nie szkodzi, że jest to absurd, bo wszyscy wiemy, iż są to kapitalistyczne firmy inwestujące na rynku kapitałowym. W unii przecież mogą udać, że tego nie widzą, i będą mieli z nami spokój, a my obniżymy - na papierze - dług publiczny. I tak uskładało się już 75 mld zł. 60 mld zł z rewolucji księgowej i 15 mld zł z "uspołecznienia" kapitalistycznych funduszy emerytalnych. Do setki brakuje jeszcze 25 mld zł. To drobiazg. Zaraz się znajdą.
Towarzysze przemawiajĄcy w Samoobronie
Sporo osób dziwiło się, że nasz "guru protestów" Andrzej Lepper gdzieś znikł. Znikł, ale już się znalazł i stwierdził, że trzeba wydać rezerwę rewaluacyjną. Niby nic nowego i ciekawego. Dlaczego właśnie teraz towarzysze przemawiający Lepperem przypomnieli sobie o rezerwie? To proste. W pierwszym kwartale zmienia się skład Rady Polityki Pieniężnej i do Jana Czekaja dołączą inni wybitni ekonomiści. Dla nich wydanie pieniędzy, które sobie sami narysują, nie będzie niczym trudnym. Umęczonemu społeczeństwu, postraszonemu przez Jerzego Hausnera obniżką świadczeń, odbieraniem rent i zasiłków, powie się: "Trzeba tylko, by zły Balcerowicz oddał pieniądze, które wam zabrał i przechowuje w zagranicznych bankach". Jeśli umęczony naród nie zareaguje, to się pod siedzibę NBP pośle górników.
Nie są to żarty. Projekt budżetu skonstruowano w ten sposób, by możliwe było wykorzystanie części rezerwy rewaluacyjnej. Jej kwota - co odkrył Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku - wpisana jest w zestawieniu przychodów i rozchodów na koncie dewizowym rządu w NBP. W ten sposób rząd może uwolnić 5 mld zł z 27 mld zł rezerwy. Pozostała część rezerwy rewaluacyjnej zostanie rozwiązana - jak twierdzą nasi informatorzy - decyzją nowej RPP. Rezerwa przepłynie z NBP na drugą stronę ul. Świętokrzyskiej i rząd będzie miał ponad 25 mld zł na drobne wydatki dewizowe.
Wirtualne kontra prawdziwe
Sto miliardów już mamy! Tyle że są to w jednej czwartej pieniądze puste, a w trzech czwartych - wirtualne. Wydawanie pieniędzy pustych, wyprodukowanych dzięki pracy maszyn drukarskich (rezerwa rewa-
luacyjna) jest możliwe, ale na krótko. Ludzie szybko się zorientują, że są to złotówki, za które można kupić mniej niż kiedyś. Pieniędzy wirtualnych wydać niestety nie można. To, że jakiegoś wydatku nie odnotujemy w księgowości, nie sprawi, że pieniądze ponownie pojawiają się w portfelu. Manko trzeba uzupełnić. Na to jest jeden sposób - pożyczki na rynku.
Najgorszy budżet w historii III RP
"To najgorszy projekt budżetu w ostatnich latach" - orzekli związani z rządzącą koalicją członkowie RPP Wiesława Ziółkowska i Dariusz Rosati. Trudno inaczej ocenić projekt budżetu, który przewiduje pożyczenie przez państwo w przyszłym roku 80 mld zł, czyli ponad 20 mld USD. Jeszcze nigdy skala planowanego zadłużenia nie była tak wielka! Składa się na nie 61 mld zł faktycznego (a nie "kreatywnego") deficytu budżetowego,
14 mld zł konieczne na unieważnienie kontraktów długoterminowych w energetyce, do czego Polska zobowiązała się w traktacie akcesyjnym (rząd chce spłacić elektrownie, emitując obligacje) oraz prognozowane na 6 mld zł zadłużenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i Funduszu Pracy. Do tego trzeba jeszcze doliczyć dalszy wzrost zadłużenia sektora ochrony zdrowia szacowany na 6-10 mld zł. Przy tak dużym zapotrzebowaniu państwa na kredyty, banki mogą nie być zainteresowane udzielaniem pożyczek przedsiębiorcom, więc kruche ożywienie gospodarcze się załamie. - Z jednej strony przedstawia się program cięć na najbliższe trzy lata, mówiąc, że sytuacja jest dramatyczna, z drugiej - prezentuje się budżet, który jest kontynuacją obecnej polityki - komentuje Dariusz Rosati.
Walka buldogów pod dywanem
SLD tonie. Spadek poparcia społecznego z ponad 50 proc. do mniej niż 20 proc. jest tego oczywistym dowodem. W tej sytuacji na rządowym "Titanicu" rozpoczęła się brutalna walka o przetrwanie. Pół biedy, jeżeli jest to spór o to, kto będzie trzymał ster, kiedy statek będzie schodził poniżej linii wodnej. Dla Polski nie ma bowiem większego znaczenia, czy zamknie się ministra Sobotkę, czy wyrzuci ministra Kurczuka. Gorzej, gdy ta walka buldogów pod dywanem (dodajmy - o bardzo ogryzioną kość) wpłynie na żywotne i długofalowe interesy państwa. To rozstrzygnięcie nie może być dla nas obojętne.
A rozwiązania, przypomnijmy, są dwa: albo realizowany będzie dość jeszcze nieprecyzyjny, ale oparty na racjonalnych przesłankach "program Hausnera", dzięki któremu w Polsce zaczną się oszczędności wydatków publicznych, a kraj wejdzie na drogę rozwoju gospodarczego, albo wcielany w życie będzie "program alternatywny", polegający na drukowaniu pieniędzy i ciągłym, choć skrywanym powiększaniu deficytu i długu publicznego. Tyle że deficytu i długu publicznego nie da się powiększać w nieskończoność. Balon, do którego pompuje się zbyt dużo powietrza, w końcu kiedyś pęknie. I nic to, że autorzy "planu alternatywnego" zapewne myślą: "Nie szkodzi, że pęknie, przecież my już wtedy będziemy prywatnymi osobami na zasłużonej emeryturze". My jednak mamy nadzieję, że "plan alternatywny" realizowany nie będzie. Jeżeli się mylimy, to obiecujemy, że jego "twórców" na zasłużonej emeryturze też odnajdziemy.
Rezerwa rewaluacyjna To nie zrealizowane zyski z tytułu różnic kursów walutowych. Rezerwa powstaje wtedy, gdy kurs walutowy rośnie (kurs złotego się osłabia). Jeśli na przykład NBP kupił w 2001 r. milion euro po kursie 3,5 zł, a dziś kurs tej waluty wynosi 4,5 zł, to bank ma teraz milion złotych tzw. nie zrealizowanego zysku. Pieniądze te fizycznie nie istnieją. Żeby je zarobić, trzeba by ów milion euro sprzedać, co zmniejszyłoby rezerwy walutowe. Wykorzystanie rezerwy rewa-luacyjnej w sposób inny niż przez zmniejszenie rezerw walutowych oznacza więc po prostu drukowanie pustego pieniądza. |
Cud na papierze
W pierwszej połowie 2004 r. rząd będzie chciał znowelizować ustawę o finansach publicznych - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Zostanie zmieniony sposób szacowania długu publicznego - ze stosowanego obecnie na obowiązujący w państwach unii tzw. ESA-95, znacznie wygodniejszy dla rządzących. Przy szacowaniu długu publicznego zgodnie z ESA-95 nie trzeba uwzględniać planowanych wypłat z tytułu udzielonych poręczeń i gwarancji. Dzięki przyjęciu europejskiego standardu zadłużenie państwa z dnia na dzień zmniejszy się na papierze o mniej więcej 7,5 proc. PKB (czyli o ponad 60 mld zł).
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.