Po raz pierwszy w historii jeden z członków Paktu Północnoatlantyckiego może zostać z niego wykluczony
Wszystkie kraje należące do NATO powinny w równym stopniu angażować się w prace sojuszu. Węgry muszą jak najszybciej zmienić swoją konstytucję, aby dostosować się do naszych wymagań" - zaapelował lord George Robertson, sekretarz generalny sojuszu. "Brak szybkich zmian sprawi, że zostaniemy wyrzuceni z NATO" - ostrzegł Ferenc Juhász, węgierski minister obrony.
NATO zarzuca Węgrom, że nie są w stanie podjąć decyzji o wysłaniu wojsk za granicę. To jednak wymaga zmian w konstytucji, a Budapeszt utknął w prawnych dysputach i politycznych walkach. Do parlamentu wpłynęły już dwa projekty zmian w ustawie zasadniczej, które mają dostosować ją do wymogów Paktu Północnoatlantyckiego, ale dyskusja nad nimi zacznie się najwcześniej na początku przyszłego roku. - Węgierskie członkostwo w NATO to jeden z elementów rozgrywek pomiędzy rządem a opozycją. Niestety, spory polityczne mogą się zakończyć wykluczeniem Węgier z sojuszu - mówi "Wprost" prof. László Kéry, politolog z Węgierskiej Akademii Nauk.
Madziarzy bronią się przed sojuszem
NATO przygotowuje się do uruchomienia sił szybkiego reagowania - dwudziestotysięcznego oddziału, który w ciągu kilku czy kilkunastu dni byłby w stanie wziąć udział w operacji wojskowej w dowolnym zakątku świata. Tymczasem - jak wykazała symulacja przeprowadzona w czasie niedawnego posiedzenia ministrów obrony NATO w Colorado Springs - spośród wszystkich członków sojuszu Węgry potrzebują najwięcej czasu na podjęcie decyzji o użyciu wojska. Obecnie zgody może udzielić tylko parlament - potrzebne jest poparcie dwóch trzecich deputowanych. Rządząca koalicja ma niewielką większość w parlamencie i opozycja może bez trudu zablokować każde głosowanie.
Węgry po wstąpieniu do NATO w 1999 r. (wraz z Polską i Czechami) z miejsca stały się ulubieńcem sojuszu. Nieźle uzbrojona armia, korzystne położenie (kraj miał być przyczółkiem NATO na Bałkanach) sprawiły, że kwatera główna w Brukseli wiązała z Budapesztem duże nadzieje. Rzeczywistość okazała się brutalna. Nowy sojusznik - zamiast przekształcać swe wojsko w niewielką, ale sprawną i mobilną armię zawodową - dokonywał tylko cięć w budżecie obronnym państwa. Węgry na wojsko wydają zaledwie 0,1 proc. budżetu. - Przez ostatnie lata naszym wojskiem rządzą niekompetentni dowódcy. Stąd zaniedbania i brak reform sił zbrojnych - mówi "Wprost" prof. Peter Deák, założyciel budapeszteńskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem i Obronnością.
Rosjanie dyskretnie decydują
Po ubiegłorocznych wyborach, gdy władzę w kraju objął socjalistyczny rząd Pétera Medgyessy'ego, przygotowano plan reformy wojska. Ferenc Juhász, nowy minister obrony, przedstawił projekt przekształcenia (do 2005 r.) węgierskich sił zbrojnych (obecnie liczą one ponad 40 tys. żołnierzy) w dwunastotysięczną zawodową armię.
Projekt spotkał się z natychmiastową krytyką opozycyjnej partii Fidesz. "Juhász nie byłby w stanie sprawnie kierować nawet kurzą fermą" - powiedział Jozsef Balogh, deputowany opozycji, wzywając równocześnie do odwołania ministra. - Reformy zaproponowane przez socjalistów zagrażają systemowi bezpieczeństwa całego kraju - mówi "Wprost" Istvan Simicsko, deputowany Fideszu i sekretarz stanu ds. obronności w poprzednim rządzie. Fidesz zarzuca socjalistycznemu rządowi, że odrzucił przygotowany przez niego w 2000 r. dziesięcioletni plan reformy armii i zastąpił go własnym, nie do przyjęcia - jak twierdzi Simicsko. - Opozycja wykorzystuje każdą sposobność, żeby nas zaatakować. Słaba pozycja Węgier w NATO to dla niej wymarzony moment do krytykowania nas - tłumaczy z kolei David Gyula, parlamentarzysta rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej, członek parlamentarnej komisji ds. wojskowości. Polityczna awantura wewnętrzna, dyskretnie wspierana przez potężne na Węgrzech lobby rosyjskie, może doprowadzić do tego, że po raz pierwszy w historii NATO jeden z członków paktu zostanie z niego wykluczony.
NATO zarzuca Węgrom, że nie są w stanie podjąć decyzji o wysłaniu wojsk za granicę. To jednak wymaga zmian w konstytucji, a Budapeszt utknął w prawnych dysputach i politycznych walkach. Do parlamentu wpłynęły już dwa projekty zmian w ustawie zasadniczej, które mają dostosować ją do wymogów Paktu Północnoatlantyckiego, ale dyskusja nad nimi zacznie się najwcześniej na początku przyszłego roku. - Węgierskie członkostwo w NATO to jeden z elementów rozgrywek pomiędzy rządem a opozycją. Niestety, spory polityczne mogą się zakończyć wykluczeniem Węgier z sojuszu - mówi "Wprost" prof. László Kéry, politolog z Węgierskiej Akademii Nauk.
Madziarzy bronią się przed sojuszem
NATO przygotowuje się do uruchomienia sił szybkiego reagowania - dwudziestotysięcznego oddziału, który w ciągu kilku czy kilkunastu dni byłby w stanie wziąć udział w operacji wojskowej w dowolnym zakątku świata. Tymczasem - jak wykazała symulacja przeprowadzona w czasie niedawnego posiedzenia ministrów obrony NATO w Colorado Springs - spośród wszystkich członków sojuszu Węgry potrzebują najwięcej czasu na podjęcie decyzji o użyciu wojska. Obecnie zgody może udzielić tylko parlament - potrzebne jest poparcie dwóch trzecich deputowanych. Rządząca koalicja ma niewielką większość w parlamencie i opozycja może bez trudu zablokować każde głosowanie.
Węgry po wstąpieniu do NATO w 1999 r. (wraz z Polską i Czechami) z miejsca stały się ulubieńcem sojuszu. Nieźle uzbrojona armia, korzystne położenie (kraj miał być przyczółkiem NATO na Bałkanach) sprawiły, że kwatera główna w Brukseli wiązała z Budapesztem duże nadzieje. Rzeczywistość okazała się brutalna. Nowy sojusznik - zamiast przekształcać swe wojsko w niewielką, ale sprawną i mobilną armię zawodową - dokonywał tylko cięć w budżecie obronnym państwa. Węgry na wojsko wydają zaledwie 0,1 proc. budżetu. - Przez ostatnie lata naszym wojskiem rządzą niekompetentni dowódcy. Stąd zaniedbania i brak reform sił zbrojnych - mówi "Wprost" prof. Peter Deák, założyciel budapeszteńskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem i Obronnością.
Rosjanie dyskretnie decydują
Po ubiegłorocznych wyborach, gdy władzę w kraju objął socjalistyczny rząd Pétera Medgyessy'ego, przygotowano plan reformy wojska. Ferenc Juhász, nowy minister obrony, przedstawił projekt przekształcenia (do 2005 r.) węgierskich sił zbrojnych (obecnie liczą one ponad 40 tys. żołnierzy) w dwunastotysięczną zawodową armię.
Projekt spotkał się z natychmiastową krytyką opozycyjnej partii Fidesz. "Juhász nie byłby w stanie sprawnie kierować nawet kurzą fermą" - powiedział Jozsef Balogh, deputowany opozycji, wzywając równocześnie do odwołania ministra. - Reformy zaproponowane przez socjalistów zagrażają systemowi bezpieczeństwa całego kraju - mówi "Wprost" Istvan Simicsko, deputowany Fideszu i sekretarz stanu ds. obronności w poprzednim rządzie. Fidesz zarzuca socjalistycznemu rządowi, że odrzucił przygotowany przez niego w 2000 r. dziesięcioletni plan reformy armii i zastąpił go własnym, nie do przyjęcia - jak twierdzi Simicsko. - Opozycja wykorzystuje każdą sposobność, żeby nas zaatakować. Słaba pozycja Węgier w NATO to dla niej wymarzony moment do krytykowania nas - tłumaczy z kolei David Gyula, parlamentarzysta rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej, członek parlamentarnej komisji ds. wojskowości. Polityczna awantura wewnętrzna, dyskretnie wspierana przez potężne na Węgrzech lobby rosyjskie, może doprowadzić do tego, że po raz pierwszy w historii NATO jeden z członków paktu zostanie z niego wykluczony.
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.