Jak zawsze wścibscy dziennikarze postanowili przeprowadzić Narodowy Test Inteligencji
Być może - mimo braku zewnętrznych oznak - pojawiły się jakieś symptomy jej wzrostu. W każdym razie przeprowadzenie testu jest ze wszech miar słuszne, bo pozwoli oszacować rozmiary zagrożenia. Jak pokazuje bowiem historia, inteligencja jest zjawiskiem społecznie niepożądanym, a w ważniejszych momentach dziejowych wręcz szkodliwym. Inteligent lubi iść w poprzek nurtu, czyli - krótko mówiąc - mąci wodę. Dlatego w krajach o rządach prawicowych inteligencja lewicuje, a w lewicowych - prawicuje. Czyli pożytek z niej żaden.
Nasz kraj od dziesięcioleci miał problemy z inteligencją. Dlatego przeprowadzał testy. Od zakończenia wojny po lata 50. były to testy wyrywkowe, czyli wyrywano inteligenta nad ranem z domu i badano w specjalnie zaadaptowanych do tego budynkach przy pomocy fachowo wyszkolonej kadry. W wyniku tej akcji średnia inteligencji malała wraz z liczbą inteligentów. Niemniej już w drugiej połowie lat 60. pojawił się "inteligencik pieprzony" (jak trafnie nazwano tę grupkę na posiedzeniach Biura Politycznego PZPR). W latach 80. inteligencję utożsamiono ze zboczeniem, co ujawniło się w słynnym okrzyku dowódcy pododdziału ZOMO: "Chłopaki! Dopi..lcie tym pedałkom!". Z kolei w latach 90. za inteligentnego uchodził ten, kto szybko otworzył firmę, a potem jeszcze szybciej ją zamknął, wyprowadzając wszystkie pieniądze, bo stwierdził, że "obrót" i "dochód" to jest to samo. Czyli inteligentny znaczyło tyle, ile szczwany.
Jak się ma inteligencja obecnej doby, pokaże test. Na szczęście, dziś inteligencja jest chorobą uleczalną - trzeba tylko radykalnie zwiększyć liczbę komedii o gangsterach biznesmenach, rzucić na rynek nową falę gier komputerowych i cały dialog społeczny przerzucić na SMS-y.
Nasz kraj od dziesięcioleci miał problemy z inteligencją. Dlatego przeprowadzał testy. Od zakończenia wojny po lata 50. były to testy wyrywkowe, czyli wyrywano inteligenta nad ranem z domu i badano w specjalnie zaadaptowanych do tego budynkach przy pomocy fachowo wyszkolonej kadry. W wyniku tej akcji średnia inteligencji malała wraz z liczbą inteligentów. Niemniej już w drugiej połowie lat 60. pojawił się "inteligencik pieprzony" (jak trafnie nazwano tę grupkę na posiedzeniach Biura Politycznego PZPR). W latach 80. inteligencję utożsamiono ze zboczeniem, co ujawniło się w słynnym okrzyku dowódcy pododdziału ZOMO: "Chłopaki! Dopi..lcie tym pedałkom!". Z kolei w latach 90. za inteligentnego uchodził ten, kto szybko otworzył firmę, a potem jeszcze szybciej ją zamknął, wyprowadzając wszystkie pieniądze, bo stwierdził, że "obrót" i "dochód" to jest to samo. Czyli inteligentny znaczyło tyle, ile szczwany.
Jak się ma inteligencja obecnej doby, pokaże test. Na szczęście, dziś inteligencja jest chorobą uleczalną - trzeba tylko radykalnie zwiększyć liczbę komedii o gangsterach biznesmenach, rzucić na rynek nową falę gier komputerowych i cały dialog społeczny przerzucić na SMS-y.
Więcej możesz przeczytać w 43/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.