Jestem oszczędny, bo wolę budować fabryki, niż je zamykać - mówi Zbigniew Drzymała Kilka lat temu Zbigniew Drzymała, prezes Groclinu Grodzisk Wielkopolski, wyrzucił z zespołu piłkarza Piotra Rockiego, który zamiast trenować, uczestniczył w niezliczonych balangach. Piłkarz przeszedł do Odry Wodzisław i podczas meczu z Groclinem strzelił gola grodziszczanom. "Ty ch..." - wykrzyczał do prezesa Drzymały tuż po zdobyciu bramki. Wydarzenie zarejestrowały kamery, więc Drzymała natychmiast skierował do sądu sprawę przeciwko Rockiemu. I wygrał - piłkarz musiał go przeprosić. Wkrótce prezes ponownie zaproponował Rockiemu grę w swoim zespole. Za charakter. Zdarzenie z Rockim najlepiej pokazuje styl działania i charakter Drzymały.
Biznesmen Zbigniew Drzymała narodził się na giełdzie używanych samochodów. Była połowa lat 70. i przebywał akurat u rodziny we Francji. Na giełdzie próbował sprzedać stary samochód - rumuńską dacię. Ze zdziwieniem zauważył, że klienci bardziej interesują się zagłówkami przy fotelach, które sam zrobił, niż autem. W ten sposób Drzymała dowiedział się, czym powinien się zająć jako przedsiębiorca. Po 25 latach produkuje 5 proc. wszystkich siedzisk w samochodach jeżdżących po Europie. Wysyłane przez niego za granicę produkty stanowią 2 proc. polskiego eksportu do Unii Europejskiej.
W ostatni czwartek Drzymała wszedł do annałów polskiej piłki nożnej. Jego Groclin, zespół z 12-tysięcznego miasteczka, zremisował 0: 0 z angielskim Manchesterem City i wyeliminował słynną drużynę Anelki, Seamana, McManamana, Fowlera i Tarnata, trenowaną przez Kevina Keegana, byłego selekcjonera reprezentacji Anglii, dwukrotnie (w latach 1978-1979) wybieranego najlepszym piłkarzem Europy.
Wysiadywanie sukcesu
Po przygodzie na giełdzie samochodowej we Francji Drzymała potwierdził w Polsce, że im gorsze i bardziej siermiężne auto, tym klienci szukają lepszego wyposażenia wnętrza. Dlatego w zakładzie tapicerskim ojca Czesława zrobił kilkanaście zagłówków. Sprzedał je na pniu. Akurat Edward Gierek proklamował w Polsce masową motoryzację: pojawiły się duże fiaty, potem maluchy i polonezy. Drzymała wsiadał do starego trabanta, ładował do bagażnika oraz na tylne siedzenie zagłówki i jechał na Żerań albo do Bielska-Białej. Edward Trylnik, były dyrektor handlowy w FSO, a dziś prezes Legii Warszawa, wspomina, jak to Drzymała wystawał godzinami, a nawet całymi dniami w fabrycznych korytarzach czekając na audiencje u dyrektorów. Miał cierpliwość i opłaciło się! Najpierw sprzedał zagłówki, potem pokrowce, wreszcie sportowe fotele. U schyłku lat 80. miał je już co szósty maluch i polonez.
Na początku lat 90. Drzymała przeorientował firmę na eksport na Zachód. Za równowartość 5 mln euro kupił w Niemczech licencję i kompletne linie produkcyjne. Firma już wtedy nazywała się Groclin: Gro - od Grodziska, a clin - od miasteczka Clinton niedaleko Nowego Jorku, skąd pochodziła wspólniczka - Marzena Porada (wkrótce zrezygnowała ze swych udziałów). Drzymała zawsze wiedział, jakie nadać firmie ramy organizacyjne. W latach 70. i 80. była to firma polonijna, dzięki czemu mógł zatrudniać więcej pracowników i płacić mniejsze podatki. W latach 90. Groclin był zakładem pracy chronionej, zwolnionym z wielu obciążeń, m.in. z podatku od wynagrodzeń. Pierwszy kontrakt zdobył we Francji, potem w Belgii. Obecnie szyje miliony poszyć na fotele, m.in. dla Porsche, Mercedesa, Volvo, Renault i Mitsubishi, a w planach ma Toyotę. Eksport rósł w ostatnich latach dwukrotnie, podobnie jak inwestycje, zyski (ponad 30 mln zł w 2003 r.) i zatrudnienie (obecnie 3100 osób).
Wnuk Michała Drzymały
Pięćdziesięciotrzyletni Zbigniew Drzymała jest prawnukiem słynnego Michała Drzymały, który w pruskim zaborze walczył z germanizacją, a gdy zabroniono mu postawić dom na własnej ziemi, przeniósł się do wozu cyrkowego i grał Prusakom na nosie. Po Michale Zbigniew odziedziczył upór i wytrwałość, z tą jednak różnicą, że Michała zaszczyty spotkały dopiero po śmierci. Zbigniew ma w sobie upór słynnego pradziadka, ale w przeciwieństwie do niego jest niezwykle pracowity. Pracowity jest również kolega Drzymały ze szkoły w Grodzisku Jacek Rutkowski - właściciel większościowego pakietu akcji Amiki Wronki, twórca klubu, który zajmuje obecnie drugie miejsce w lidze.
Drzymała zna wartość pieniądza, dlatego nie jest rozrzutny. "Im później ci zapłacę, tym dłużej będziesz miał pieniądze" - mówi żartem do swoich pracowników. Drzymała nie żałuje pieniędzy na futbol - czterem asom Groclinu: Sebastianowi Mili, Grzegorzowi Rasiakowi, Andrzejowi Niedzielanowi i Ivicy Kriżanacowi płaci 100 tys. euro rocznie. Zaś po ostatnim meczu z Manchesterem trenerowi Duszanowi Radolskiemu po meczu podarował forda mondeo. Jednak w swoich firmach nie jest rozrzutny. Przekonuje, że wysokie pensje to wysokie koszty, wyższe ceny, a w konsekwencji spadek konkurencyjności i niebezpieczeństwo zamykania fabryk. A Drzymała woli je budować, niż zamykać. Dlatego zarobki w fabrykach w Grodzisku i Karpicku (gdzie mieszka) wynoszą średnio tysiąc złotych. A i to okazuje się dużo, dlatego stawia nową fabrykę w Użgorodzie na Ukrainie, gdzie robocizna jest trzy razy tańsza.
Najchętniej Drzymała zajada się fasolką po bretońsku, którą popija grodziskim piwem - sam je zresztą wyprodukował na 700-lecie miasta. Nie przeszkadzają mu plastikowe naczynia. Kiedy jeden z trenerów Groclinu zażyczył sobie posiłków na porcelanowej zastawie - wkrótce przestał pracować. Przed rokiem prezes wydał uroczystą kolację dla zespołu. Dwóm pierwszym trenerom podarował cenne zegarki. Trzeci trener obraził się, że dla niego nie było nic, i wyszedł z przyjęcia. Pocieszył go kolega: "Nie martw się, oni dostali zegarki, bo prezes się z nimi żegna, choć oni jeszcze tego nie wiedzą. A ty zostaniesz". I tak się właśnie stało.
Drzymała bywa pamiętliwy. "Wie pan, mam taki notes, w którym zapisuję, kto mi przeszkadza" - powiedział pracownikowi Canal+, który nie chciał zmienić daty transmisji i dać jego piłkarzom odpocząć jeden dzień dłużej. Zawsze pilnował, by Groclin grał u siebie w niedziele, po mszy świętej i rodzinnym obiedzie. Ustąpił dla dobra telewizyjnej ramówki sportowej, bo uważa, że czasem nawet twardziel powinien okazać dobre serce. Jak on sam - piłkarzowi Molewskiemu, któremu nie chciał przedłużyć kontraktu. "Jeśli pan nie podpisze, to zaraz po wyjściu z gabinetu rzucam się pod pociąg - z żoną i dziećmi. I będzie pan miał nas na sumieniu!" - wykrzyczał piłkarz. I prezes kontrakt przedłużył.
Drzymała jak Wokulski
Drzymała zainwestował w piłkę nożną, bo wydawała mu się dobrym nośnikiem reklamy. Nawiązał też do rodzinnych tradycji: jego stryj Władysław był kiedyś prezesem Dyskobolii - klubu z Grodziska założonego w 1922 r. Gdy Drzymała przejął Dyskobolię, w pięć lat przeprowadził klub z piątej ligi do pierwszej. Majstersztykiem popisał się w trzeciej lidze: na półmetku tracił kilka punktów do rywala, więc w zimowej przerwie wykupił jego najlepszych zawodników i wyprzedził w tabeli. Kiedy w ubiegłym roku Groclin zdobył wicemistrzostwo Polski, Drzymała postanowił zawojować Europę . I na razie mu się to udaje: w Pucharze UEFA najpierw pokonał Herthę Berlin - klub o stokroć wyższym budżecie, a kilka dni temu wyeliminował Manchester City.
Drzymała prowadzi w klubie pracę organiczną. Mówi o osobie, że jest współczesnym Wokulskim, tylko ma lepszą rękę do kobiet. Żona Maria prowadzi w Grodzisku ekskluzywny hotel Groclin, ze znakomitą kuchnią i słynnym w okolicy barem. Starsza córka Monika pracuje w radzie nadzorczej Inter Groclin Auto SA. Jest też matką pierwszego wnuka Drzymały. Chłopczyk cierpi na autyzm, więc dziadek niestrudzenie szuka pomocy u lekarzy na całym świecie, nawet w Chinach. Młodsza córka Joanna jest studentką Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, a biznesowe doświadczenie zdobywa jako menedżer drużyny piłkarskiej.
Drzymała jest nie tylko miłośnikiem futbolu, ale też zapalonym tenisistą. Dziesięć lat temu lekarz zapowiedział, że przepracowanie szybko doprowadzi go do zawału, chyba że zacznie ćwiczyć. Wybrał tenis. Wraz z Wojciechem Witkowskim, najbliższym przyjacielem i wspólnikiem, wykupili trzytygodniowy kurs tenisa na Florydzie. Tyle że nie w sławnej akademii Nicka Bollettieriego (jak oczekiwano), a w szkółce dla amerykańskich emerytek, gdzie średnia wieku wynosiła 75 lat. Po powrocie do Polski nie zaprzestał treningów. Wybudował własne korty, potem przykrył je dachem. Startuje w dziesiątkach turniejów i już nie przegrywa.
Zbigniew Chrobry
Rok temu miesięcznik "Nasza Wielkopolska" nadał Zbigniewowi Drzymale tytuł Wybitnego Wielkopolanina. Drzymała dołączył do króla Bolesława Chrobrego, przemysłowca Hipolita Cegielskiego, podróżnika i odkrywcy Pawła Edmunda Strzeleckiego, lekarza ortopedy Wiktora Degi. Przyjaciele twierdzą, że sukcesy i wyróżnienia nie przewróciły mu w głowie - pozostał skromnym synem tapicera Czesława Drzymały.
Kilka miesięcy temu do Drzymały zgłosił się dziennikarz, by napisać o nim książkę. Prezes chwilę podumał i odparł: "Książki powinno się pisać, kiedy człowiek już jest na końcu drogi, gdy zrobił już to, co sobie zaplanował. A ja jeszcze swych wszystkich planów i zamierzeń nie spełniłem. Na książkę jeszcze nie zasługuję".
W ostatni czwartek Drzymała wszedł do annałów polskiej piłki nożnej. Jego Groclin, zespół z 12-tysięcznego miasteczka, zremisował 0: 0 z angielskim Manchesterem City i wyeliminował słynną drużynę Anelki, Seamana, McManamana, Fowlera i Tarnata, trenowaną przez Kevina Keegana, byłego selekcjonera reprezentacji Anglii, dwukrotnie (w latach 1978-1979) wybieranego najlepszym piłkarzem Europy.
Wysiadywanie sukcesu
Po przygodzie na giełdzie samochodowej we Francji Drzymała potwierdził w Polsce, że im gorsze i bardziej siermiężne auto, tym klienci szukają lepszego wyposażenia wnętrza. Dlatego w zakładzie tapicerskim ojca Czesława zrobił kilkanaście zagłówków. Sprzedał je na pniu. Akurat Edward Gierek proklamował w Polsce masową motoryzację: pojawiły się duże fiaty, potem maluchy i polonezy. Drzymała wsiadał do starego trabanta, ładował do bagażnika oraz na tylne siedzenie zagłówki i jechał na Żerań albo do Bielska-Białej. Edward Trylnik, były dyrektor handlowy w FSO, a dziś prezes Legii Warszawa, wspomina, jak to Drzymała wystawał godzinami, a nawet całymi dniami w fabrycznych korytarzach czekając na audiencje u dyrektorów. Miał cierpliwość i opłaciło się! Najpierw sprzedał zagłówki, potem pokrowce, wreszcie sportowe fotele. U schyłku lat 80. miał je już co szósty maluch i polonez.
Na początku lat 90. Drzymała przeorientował firmę na eksport na Zachód. Za równowartość 5 mln euro kupił w Niemczech licencję i kompletne linie produkcyjne. Firma już wtedy nazywała się Groclin: Gro - od Grodziska, a clin - od miasteczka Clinton niedaleko Nowego Jorku, skąd pochodziła wspólniczka - Marzena Porada (wkrótce zrezygnowała ze swych udziałów). Drzymała zawsze wiedział, jakie nadać firmie ramy organizacyjne. W latach 70. i 80. była to firma polonijna, dzięki czemu mógł zatrudniać więcej pracowników i płacić mniejsze podatki. W latach 90. Groclin był zakładem pracy chronionej, zwolnionym z wielu obciążeń, m.in. z podatku od wynagrodzeń. Pierwszy kontrakt zdobył we Francji, potem w Belgii. Obecnie szyje miliony poszyć na fotele, m.in. dla Porsche, Mercedesa, Volvo, Renault i Mitsubishi, a w planach ma Toyotę. Eksport rósł w ostatnich latach dwukrotnie, podobnie jak inwestycje, zyski (ponad 30 mln zł w 2003 r.) i zatrudnienie (obecnie 3100 osób).
Wnuk Michała Drzymały
Pięćdziesięciotrzyletni Zbigniew Drzymała jest prawnukiem słynnego Michała Drzymały, który w pruskim zaborze walczył z germanizacją, a gdy zabroniono mu postawić dom na własnej ziemi, przeniósł się do wozu cyrkowego i grał Prusakom na nosie. Po Michale Zbigniew odziedziczył upór i wytrwałość, z tą jednak różnicą, że Michała zaszczyty spotkały dopiero po śmierci. Zbigniew ma w sobie upór słynnego pradziadka, ale w przeciwieństwie do niego jest niezwykle pracowity. Pracowity jest również kolega Drzymały ze szkoły w Grodzisku Jacek Rutkowski - właściciel większościowego pakietu akcji Amiki Wronki, twórca klubu, który zajmuje obecnie drugie miejsce w lidze.
Drzymała zna wartość pieniądza, dlatego nie jest rozrzutny. "Im później ci zapłacę, tym dłużej będziesz miał pieniądze" - mówi żartem do swoich pracowników. Drzymała nie żałuje pieniędzy na futbol - czterem asom Groclinu: Sebastianowi Mili, Grzegorzowi Rasiakowi, Andrzejowi Niedzielanowi i Ivicy Kriżanacowi płaci 100 tys. euro rocznie. Zaś po ostatnim meczu z Manchesterem trenerowi Duszanowi Radolskiemu po meczu podarował forda mondeo. Jednak w swoich firmach nie jest rozrzutny. Przekonuje, że wysokie pensje to wysokie koszty, wyższe ceny, a w konsekwencji spadek konkurencyjności i niebezpieczeństwo zamykania fabryk. A Drzymała woli je budować, niż zamykać. Dlatego zarobki w fabrykach w Grodzisku i Karpicku (gdzie mieszka) wynoszą średnio tysiąc złotych. A i to okazuje się dużo, dlatego stawia nową fabrykę w Użgorodzie na Ukrainie, gdzie robocizna jest trzy razy tańsza.
Najchętniej Drzymała zajada się fasolką po bretońsku, którą popija grodziskim piwem - sam je zresztą wyprodukował na 700-lecie miasta. Nie przeszkadzają mu plastikowe naczynia. Kiedy jeden z trenerów Groclinu zażyczył sobie posiłków na porcelanowej zastawie - wkrótce przestał pracować. Przed rokiem prezes wydał uroczystą kolację dla zespołu. Dwóm pierwszym trenerom podarował cenne zegarki. Trzeci trener obraził się, że dla niego nie było nic, i wyszedł z przyjęcia. Pocieszył go kolega: "Nie martw się, oni dostali zegarki, bo prezes się z nimi żegna, choć oni jeszcze tego nie wiedzą. A ty zostaniesz". I tak się właśnie stało.
Drzymała bywa pamiętliwy. "Wie pan, mam taki notes, w którym zapisuję, kto mi przeszkadza" - powiedział pracownikowi Canal+, który nie chciał zmienić daty transmisji i dać jego piłkarzom odpocząć jeden dzień dłużej. Zawsze pilnował, by Groclin grał u siebie w niedziele, po mszy świętej i rodzinnym obiedzie. Ustąpił dla dobra telewizyjnej ramówki sportowej, bo uważa, że czasem nawet twardziel powinien okazać dobre serce. Jak on sam - piłkarzowi Molewskiemu, któremu nie chciał przedłużyć kontraktu. "Jeśli pan nie podpisze, to zaraz po wyjściu z gabinetu rzucam się pod pociąg - z żoną i dziećmi. I będzie pan miał nas na sumieniu!" - wykrzyczał piłkarz. I prezes kontrakt przedłużył.
Drzymała jak Wokulski
Drzymała zainwestował w piłkę nożną, bo wydawała mu się dobrym nośnikiem reklamy. Nawiązał też do rodzinnych tradycji: jego stryj Władysław był kiedyś prezesem Dyskobolii - klubu z Grodziska założonego w 1922 r. Gdy Drzymała przejął Dyskobolię, w pięć lat przeprowadził klub z piątej ligi do pierwszej. Majstersztykiem popisał się w trzeciej lidze: na półmetku tracił kilka punktów do rywala, więc w zimowej przerwie wykupił jego najlepszych zawodników i wyprzedził w tabeli. Kiedy w ubiegłym roku Groclin zdobył wicemistrzostwo Polski, Drzymała postanowił zawojować Europę . I na razie mu się to udaje: w Pucharze UEFA najpierw pokonał Herthę Berlin - klub o stokroć wyższym budżecie, a kilka dni temu wyeliminował Manchester City.
Drzymała prowadzi w klubie pracę organiczną. Mówi o osobie, że jest współczesnym Wokulskim, tylko ma lepszą rękę do kobiet. Żona Maria prowadzi w Grodzisku ekskluzywny hotel Groclin, ze znakomitą kuchnią i słynnym w okolicy barem. Starsza córka Monika pracuje w radzie nadzorczej Inter Groclin Auto SA. Jest też matką pierwszego wnuka Drzymały. Chłopczyk cierpi na autyzm, więc dziadek niestrudzenie szuka pomocy u lekarzy na całym świecie, nawet w Chinach. Młodsza córka Joanna jest studentką Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, a biznesowe doświadczenie zdobywa jako menedżer drużyny piłkarskiej.
Drzymała jest nie tylko miłośnikiem futbolu, ale też zapalonym tenisistą. Dziesięć lat temu lekarz zapowiedział, że przepracowanie szybko doprowadzi go do zawału, chyba że zacznie ćwiczyć. Wybrał tenis. Wraz z Wojciechem Witkowskim, najbliższym przyjacielem i wspólnikiem, wykupili trzytygodniowy kurs tenisa na Florydzie. Tyle że nie w sławnej akademii Nicka Bollettieriego (jak oczekiwano), a w szkółce dla amerykańskich emerytek, gdzie średnia wieku wynosiła 75 lat. Po powrocie do Polski nie zaprzestał treningów. Wybudował własne korty, potem przykrył je dachem. Startuje w dziesiątkach turniejów i już nie przegrywa.
Zbigniew Chrobry
Rok temu miesięcznik "Nasza Wielkopolska" nadał Zbigniewowi Drzymale tytuł Wybitnego Wielkopolanina. Drzymała dołączył do króla Bolesława Chrobrego, przemysłowca Hipolita Cegielskiego, podróżnika i odkrywcy Pawła Edmunda Strzeleckiego, lekarza ortopedy Wiktora Degi. Przyjaciele twierdzą, że sukcesy i wyróżnienia nie przewróciły mu w głowie - pozostał skromnym synem tapicera Czesława Drzymały.
Kilka miesięcy temu do Drzymały zgłosił się dziennikarz, by napisać o nim książkę. Prezes chwilę podumał i odparł: "Książki powinno się pisać, kiedy człowiek już jest na końcu drogi, gdy zrobił już to, co sobie zaplanował. A ja jeszcze swych wszystkich planów i zamierzeń nie spełniłem. Na książkę jeszcze nie zasługuję".
Więcej możesz przeczytać w 49/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.