Amerykanie chcą podbić Czerwoną Planetę
Noc z 3 na 4 stycznia zadecydowała o losach NASA. Gdyby sondzie nie udało się bezpiecznie wylądować, program kosmiczny USA stanąłby pod znakiem zapytania. Po zeszłorocznej katastrofie promu Columbia, w której zginęło siedmioro astronautów, wstrzymano loty załogowe, ograniczono i tak skąpe finansowanie nowych projektów. NASA potrzebowała spektakularnego sukcesu.
"Jesteśmy na Marsie!" - cieszył się Sean O'Keefe, szef NASA, podczas konferencji prasowej. W kwaterze NASA naukowcy padali sobie w objęcia i płakali z radości, gdy sonda Mars Exploration Rover 1 dotarła na Czerwoną Planetę, a umieszczony w niej łazik Spirit okazał się w pełni sprawny.
Najlepsi w kosmosie
Lądowanie Mars Exploration Rover dowiodło, że Amerykanie nadal są najlepsi w kosmosie i potrafią dokonać tego, o czym inne mocarstwa mogą tylko marzyć. 20 spośród 31 wcześniejszych misji marsjańskich zakończyło się niepowodzeniem. W rankingu pechowców prym wiodą Rosjanie, którym od 1960 r. udały się tylko dwa loty na Czerwoną Planetę. NASA w ostatnich 10 latach straciła sondy Mars Observer, Mars Climate Orbiter i Mars Polar Lander. Wystrzelona w ubiegłym roku japońska Nozomi nie zdołała nawet dotrzeć do Marsa.
Brytyjski lądownik Beagle 2 w grudniu ubiegłego roku doleciał na Czerwoną Planetę na pokładzie pierwszej europejskiej sondy marsjańskiej Mars Express. W noc wigilijną przeleciał przez atmosferę planety w 10 minut, hamując za pomocą spadochronów i poduszek powietrznych. Po wylądowaniu miał nawiązać kontakt z Ziemią. Do tej pory mu się to jednak nie udało. - Brytyjczycy mają mniej doświadczenia niż Amerykanie, a Beagle 2 był znacznie tańszy niż Mars Exploration Rover - mówi dr Mirosław Rataj z Centrum Badań Kosmicznych PAN. Amerykanie na całą misję wydali 820 mln USD, Europejczycy - 150 mln euro.
Woda na Czerwonej Planecie?
Amerykanom po latach inwestycji w najnowsze technologie i najzdolniejszych ludzi udało się przełamać złą passę. 2 stycznia cel osiągnęła misja Stardust - minęła jądro komety Wild 2 w odległości zaledwie 240 km, pobierając próbki z jej ogona.
Łazik Spirit wylądował na Marsie w wymarzonym przez uczonych miejscu - na dnie krateru Gusiewa, który wygląda jak wyschnięte jezioro. Niedługo pojazd zacznie penetrować otoczenie. W ciągu marsjańskiego dnia będzie mógł pokonać 40 m - kilkakrotnie więcej niż jego poprzednik Sojourner, który wylądował na Marsie w 1996 r. w ramach misji Pathfinder (Spirit jest 17 razy większy i potrafi przejechać po przeszkodach, które dla Sojournera byłyby nie do pokonania). W ciągu trzymiesięcznej misji będzie fotografować skały i analizować ich skład za pomocą czujników umieszczonych na zdalnie sterowanym ramieniu. Będzie również sprawdzał, czy na dnie krateru płynęła kiedyś woda. Jeśli tak, to oznacza, że na Marsie mogły powstać, a nawet przetrwać do dziś prymitywne organizmy żywe przypominające ziemskie bakterie. Samego życia amerykańskie sondy nie będą jednak szukać. Mars Exploration Rover 2, wiozący łazik Opportunity, też będzie się zajmował wyłącznie wodą. 25 stycznia wyląduje na wyżynie Meridiani - po drugiej stronie planety.
Europejczykom pozostała na pocieszenie znajdująca się na orbicie Czerwonej Planety sonda Mars Express. Będzie ona badać grunt i atmosferę Marsa za pomocą wielu nowoczesnych przyrządów. W konstruowaniu jednego z nich - zwanego PFS - wzięli udział pracownicy Centrum Badań Kosmicznych PAN. PFS to planetarny spektrometr fourierowski, służący do badań za pomocą promieniowania podczerwonego. Uczeni chcą dzięki niemu dokładniej poznać skład chemiczny marsjańskiego gruntu i ustalić, czy zawierał płynną wodę. Misja Mars Express potrwa co najmniej dwa ziemskie lata. Pierwsze dane zebrane przez sondę i lądownik trafią do naukowców jeszcze w tym miesiącu. - Ponieważ mieliśmy wkład finansowy i naukowy w przygotowanie misji, będziemy mieli pierwszeństwo w dostępie do tych danych. Do sześciu miesięcy nie będą one udostępniane publicznie - mówi dr Rataj.
Baza na Srebrnym Globie
Uczeni do niedawna twierdzili, że wysyłanie sond kosmicznych na Marsa to tylko przygrywka do pierwszego lotu załogowego. NASA już na początku lat 90. próbowała przeforsować taki projekt, ale jego budżet - oszacowany na 400 mld dolarów - nie został przyjęty. Z okazji skorzystała ESA i - chcąc ubiec Amerykanów - ogłosiła, że Europejczycy postawią stopę na Czerwonej Planecie najpóźniej w 2030 r. Ostatnie niepowodzenia, zwłaszcza tragedia Columbii, ostudziły jednak zapał agencji kosmicznych. Naukowcy musieli przyznać, że nie opanowali dobrze nawet lotów na orbitę ziemską. Dowodzą tego choćby ostatnie problemy z międzynarodową stacją ISS, z której zaczęło uciekać powietrze.
Do łask wróciła wyprawa na Księżyc, głównie za sprawą odkryć sugerujących, że jego głębokie kratery mogą ukrywać sporo zamarzniętej wody. Mogłaby ona posłużyć nie tylko do picia i hodowli roślin, ale również jako źródło tlenu oraz wodoru, wydajnego paliwa. Dlatego NASA po 30 latach, które upłynęły od ostatniej misji Apollo, znów zaczyna mówić o wysłaniu ludzi na Księżyc. Prezydent George W. Bush chciałby do tego doprowadzić podczas swej kolejnej kadencji. W tym tygodniu ma przedstawić plan, zgodnie z którym Amerykanie wylądują na Księżycu w 2013 r., a na Marsie po 2020 r., wycofując się zarazem z misji na orbicie Ziemi.
Kontrofensywa taikonautów
Amerykanie muszą się pospieszyć, bo podobne plany mają inne agencje kosmiczne - japońska JAXA, indyjska ISRO i chińska CNSA. W najbliższych latach zamierzają one wysłać automatyczne sondy na Księżyc, a Chińczycy mówią wręcz, że ich astronauci (zwani taikonautami) wylądują na Srebrnym Globie w 2020 r.
Europejska ESA wystrzeliła już w kierunku Księżyca supernowoczesną sondę Smart-1, która ma szukać śladów wody w kraterach. Ostatnio eksperci odradzili Europejczykom lot na Marsa i budowanie "kosmicznej wioski" na orbicie Ziemi. "Ludzie spędzili tylko trzy dni na powierzchni Księżyca. Jest tam jeszcze wiele do odkrycia" - uważa Ian Crawford z londyńskiego Birkbeck College. Lot na Marsa byłby długi i kosztowny. Przedstawiciele ESA twierdzą, że lot na Księżyc i zbudowanie tam stacji kosmicznej może być najwyżej etapem pośrednim, ponieważ głównym celem nadal jest zdobycie Marsa - oczywiście przed Amerykanami. To kolejny dowód na to, że misje kosmiczne są planowane raczej przez polityków, a nie naukowców - wzdychają eksperci.
NA KSIĘŻYC Japonia zaplanowała misje sond Luna-A (2004), Selene (2005) i Selene-B (2009). Przede wszystkim mają badać skład mineralny księżycowego gruntu Chińczycy planują wysłanie w 2006 r. satelity Chang'e I, który będzie obserwował powierzchnię Księżyca Indie zamierzają przez dwa lata badać Księżyc za pomocą sondy Chandrayaan-1, jej start zaplanowano na 2008 r. |
NA MARSA 2005 - Mars Reconnaissance Orbiter - amerykańska sonda wyposażona w najdoskonalsze dotychczas stosowane kamery wykona szczegółowe mapy powierzchni planety i będzie służyć innym misjom do komunikacji z Ziemią 2007 - Phoenix Scout - seria niewielkich lądowników NASA, samolotów i balonów ma badać jednocześnie różne zakątki Czerwonej Planety 2007 - CNES Orbiter - francuska sonda z nowatorskim systemem wchodzenia w atmosferę (podobnym jak w promach kosmicznych) zrzuci na powierzchnię planety lądowniki Netlanders 2007 - ASI Telecom Orbiter - włoski satelita komunikacyjny i nawigacyjny wspierający inne misje 2009 - Mars Science Laboratory - ruchome laboratorium naukowe NASA, które ma samodzielnie przemierzać powierzchnię Marsa i prowadzić złożone analizy 2009 - SAR Advanced Orbiter - włosko-amerykańska sonda wyposażona w superczuły radar, będzie także badać pole magnetyczne i grawitacyjne planety 2011 - Mars Sample Return - europejski lądownik ma pobrać próbki gruntu i atmosfery Marsa, a następnie odesłać je na Ziemię za pośrednictwem sondy CNES Return, gdzie zostaną poddane dalszym badaniom |
Więcej możesz przeczytać w 3/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.