Ameryka musi oczyścić imigracyjną stajnię Augiasza
Michelle Malkin
Publicystka związana z "Seattle Times" i "Los Angeles Daily News", jej felietony ukazują się w ponad 100 gazetach poprzez Creators Syndicate. Jest komentatorem telewizji Fox News i autorką książek, m.in. "Inwazji" o problemie nielegalnej migracji
Dość już patrzenia na to, jak nasz rząd pozwala przekraczać granice zabójcom i osobom nienawidzącym Ameryki. Dość płaczu przywódców mniejszości narodowych z powodu "rasizmu", gdy Kongres próbuje uszczelnić nasze granice.
Zgodnie z danymi urzędu imigracyjnego, co najmniej
78 tys. osób z krajów popierających terror lub sprzyjających terrorowi mieszka nielegalnie w USA. Należą oni do grupy 7--11 mln ludzi, którzy nielegalnie przekroczyli granice, złamali termin ważności wiz lub nielegalnie uniknęli deportacji. Ponad 300 tys. osób, w tym 6 tys. z Bliskiego Wschodu, pozostaje w USA mimo decyzji o deportacji. W zeszłym roku 105 obcokrajowców podejrzanych o działalność terrorystyczną otrzymało amerykańskie wizy z powodu niechlujstwa przy sprawdzaniu tożsamości. Nie ma systemu monitoringu przestępców obcokrajowców, a większość dużych miast to "ochronki" dla nielegalnych imigrantów. Procedura "złap i wypuść" działa nadal w stosunku do ludzi, którzy wymykają się władzom imigracyjnym.
Raj przemytników
Jesienią spotkałam się ze wspaniałą rodziną Eggle'ów z Cadillac ze stanu Michigan. Przybyła ona do Waszyngtonu, gdyż jedyny syn Bonnie i Boba - Kris - został zabity latem na granicy amerykańsko-meksykańskiej przez Meksykanina, handlarza narkotyków. Eggle'owie przybyli do stolicy, by powiedzieć oficjelom o wojnie, o której nikt nie chce mówić - o wojnie na granicach Ameryki.
Kris pracował jako federalny ranger w Arizonie, w parku narodowym Organ Pipe Cactus National Monument. To jeden z najniebezpieczniejszych parków w kraju. Około tysiąca ludzi dziennie przekracza tam nielegalnie granicę, niszcząc ogrodzenia, rujnując środowisko, łamiąc prawo i narażając życie. To raj dla przemytników, ale piekło z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Bo Stone, ranger i przyjaciel Krisa, mówi: "Złapaliśmy tu ludzi z Chin, Pakistanu, nawet z Jemenu. Jeśli 1000 ludzi może przekroczyć tu nielegalnie granicę, może to być także 1000 terrorystów". W zeszłym roku zatrzymano w parku Organ Pipe ponad 200 tys. osób przekraczających nielegalnie granicę i przechwycono 320 ton narkotyków. Według agentów Border Patrol, ci najeźdźcy są tak zuchwali, że powycinali nawet własne drogi prowadzące przez lasy będące pod ochroną jako część parku.
Kris Eggle towarzyszył agentom straży granicznej w pościgu za uzbrojonymi meksykańskimi bandytami. Wpadł w zasadzkę i został zastrzelony przez snajpera z karabinu AK-47. Pocisk przeszedł poniżej kamizelki ochronnej, Kris zmarł na miejscu. Jego ojciec w wolnym czasie - jako wolontariusz - pomagał naprawiać ogrodzenie na południowej granicy, w rejonie pracy swego syna. "Jak mało nasz rząd robi, by chronić granice. Na mojej farmie w Michigan ogrodzenia na pastwiskach dla krów są w lepszym stanie niż najlepsze płoty na granicy" - powiedział mi Bob Eggle.
Morderstwo Krisa nie jest pojedynczym wypadkiem. Do podobnych zdarzeń dochodzi wzdłuż całej południowej granicy USA, ale i wzdłuż granicy północnej - z Kanadą. Kilka miesięcy temu dwóch reporterów z gazety "Toronto Star" nielegalnie przekroczyło kilkanaście razy punkty na granicy oddzielającej Quebec od stanów Vermont i Nowy Jork. Poprzetrącane płoty i znaki "stop" z niezgrabnymi napisami USA - oto, co spotkali na tamtejszych przejściach granicznych. W stanach Waszyngton, Montana i Dakota Północna rozbite kamery i pomarańczowe stożki gumowe są jedynymi obiektami "chroniącymi" granicę przed intruzami. Nawoływania o zwiększenie funduszy dla strażników, o więcej rangerów i pomoc wojska są w stolicy całkowicie ignorowane.
Dzieje się tak dlatego, że wielu adwokatów nieograniczonej imigracji - i z lewicy, i z prawicy - hołduje przedwojennej mentalności - jakby nie było wydarzeń z 11 września, z których należałoby wyciągnąć jednoznaczne wnioski.
Prawo do bezprawia
W moich publikacjach o polityce imigracyjnej staram się koncentrować na kwestii kluczowej w dyskusji o bezpieczeństwie granic po 11 września. Co zniszczone płoty na granicy mają wspólnego ze zburzonymi budynkami w Nowym Jorku na Ground Zero? Innymi słowy - jak zapobieżenie śmierci takiej jak zabójstwo Krisa Eggle'a ma się do zapobieżenia powtórce 11 września?
21 lat temu kryminolodzy George Kelling i James Q. Wilson ogłosili w "The Atlantic" artykuł "Wybite okna. Policja i bezpieczeństwo osiedla". Teza była prosta: nasilanie się przestępczości to wynik braku porządku. Jeśli okno w budynku jest wybite i pozostaje nie naprawione, przechodnie dochodzą do wniosku, że o budynek nikt się nie troszczy. Jedno rozbite okno jest więc zaproszeniem do rozbicia następnych i bezprawie rozprzestrzenia się na całą ulicę, a potem na całe osiedle. Zalew graffiti, nawet bez treści nieprzyzwoitych, jest dla pasażera w metrze sygnałem, że środowisko, w którym musi on przebywać co najmniej godzinę dziennie, jest nie opanowane i praktycznie każdy może dokonać aktu wandalizmu bez ponoszenia za to
odpowiedzialności. W takim środowisku, wedle Kellinga i Wilsona, skargi ludzi są bagatelizowane usprawiedliwieniami: policja ma zbyt mało funkcjonariuszy, sądy są łagodne itd. W pewnym momencie ludzie przestają dzwonić na policję w przekonaniu, że jest ona bezsilna albo nie chce działać.
Media przestały nazywać nielegalnych imigrantów "nielegalnymi", mówi się o nich "nie udokumentowani". Miasta zaczęły deklarować, że są "schronieniami" dla nielegalnych imigrantów, a rządy różnych szczebli - od federalnego przez stanowy po miejski - zaczęły przyznawać im bezpłatną opiekę lekarską, prawo do głosowania i obniżone stawki za naukę. Ci, którzy wskazują na zniszczone płoty, wybite okna i ważą się pytać: co z praworządnością, są oskarżani o rasizm.
Okna dla terrorystów
Teoria wybitych okien i zniszczonych płotów wyjaśnia wiele. Tłumaczy klimat, dzięki któremu terroryści z 11 września - Hani Handżur i Chalid al-Midhar - mogli uzyskać fałszywy dowód osobisty od nielegalnego imigranta w Falls Church w Wirginii, tuż koło Pentagonu. Ten sam klimat braku poszanowania prawa pozwolił otrzymać prawo stałego pobytu na podstawie fałszywego oświadczenia Mahmudowi Abouhalimowi, który zdetonował bombę w WTC w Nowym Jorku w roku 1993. To samo można powiedzieć o 21 radykalnych muzułmanach, którzy nielegalnie wjechali do kraju, by dokonać ataków - począwszy od wspomnianego ataku na World Trade Center w 1993 r., przez spisek w celu przeprowadzenia zamachu w metrze w Nowym Jorku, a na ataku na międzynarodowe lotnisko w Los Angeles i na 11 września skończywszy.
Adwokaci otwartych granic argumentują: "Jesteśmy narodem imigrantów". Zapominają, że jesteśmy przede wszystkim państwem opartym na poszanowaniu prawa. Oponenci ostrej ochrony granic mówią, że by zwalczyć terroryzm, wystarczy zreformować służby wywiadowcze, zaostrzyć procedury wizowe i przeorganizować kierownictwo urzędu imigracyjnego. Uważają oni, że trzeba się skoncentrować na grubych rybach, takich jak ludzie Al-Kaidy, a innych naruszających prawo imigracyjne traktować pobłażliwie. Zapominają oni, że terroryści studiują nasze słabości i będą je wykorzystywać (dawanie prawa jazdy, zatrudnianie, stypendia w szkołach i zbyt lekkomyślne przyznawanie azylu "nielegalnym".)
Ronald Reagan powiedział prawie 20 lat temu: "Prawda jest taka, że straciliśmy kontrolę nad naszymi granicami... i żaden kraj z tego rodzaju polityką nie jest w stanie przetrwać". Prezydent Bush stworzył Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by oczyścić imigracyjną stajnię Augiasza. To nie wystarczy. Musimy naprawić nasze zniszczone płoty - i w przenośni, i w rzeczywistości. Każdy z nas, każdy Amerykanin, urodzony tutaj lub naturalizowany, musi robić to, co zapisano w rocie przysięgi obywatelskiej: bronić praw USA przeciwko wrogom zewnętrznym i krajowym. n
© Creators Syndicate
(za zgodą "Imprimis", periodyku Hillsdale College, USA)
Skanowanie obcokrajowców Amerykańskie władze zaostrzyły system kontroli granicznych. Od początku stycznia większość obcokrajowców, którzy będą chcieli się dostać do USA przez jeden ze 115 amerykańskich portów lotniczych lub 14 morskich, będzie musiała złożyć na skanerze odciski dwóch palców, a służby celne zrobią im zdjęcie aparatem cyfrowym. Ta procedura nie obejmuje jedynie mieszkańców 28 krajów (głównie europejskich), które mają podpisane z Waszyngtonem porozumienia o ruchu bezwizowym. Wzmocnione kontrole na lotniskach i w portach to nie jedyne zaostrzenia wprowadzone przez amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (utworzony w 2002 r., aby skuteczniej walczyć z terrorystami). Do końca roku podobne metody kontroli granicznej zostaną uruchomione na 50 lądowych przejściach na granicach z Kanadą i Meksykiem. "Podróżnym łatwo przez to przejść, ale terrorystom trudno tego uniknąć" - twierdzi Tom Ridge, sekretarz bezpieczeństwa kraju. |
Więcej możesz przeczytać w 3/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.