Tysiące francuskich uchodźców z Afryki koczuje w tymczasowych schroniskach pod Paryżem. Takich obrazków Francja nie widziała od czasu ewakuacji z Algierii. Od momentu wybuchu antyfrancuskich pogromów na Wybrzeżu Kości Słoniowej na początku listopada do Francji uciekło ponad 8 tys. zamieszkałych tam wcześniej Francuzów. Wszystko zaczęło się od banalnej interwencji francuskich wojsk, które próbowały przeciwdziałać wyprawie oddziałów prezydenta Laurenta Gbagbo przeciw rebeliantom z północy kraju. Zamiast okazać Francuzom należny respekt, samoloty rządowe zaatakowały ich pozycje, zabijając ośmiu francuskich żołnierzy i raniąc dwudziestu trzech.
Francuzi w odwecie zbombardowali w Abidżanie całe rządowe lotnictwo bojowe: cztery samoloty Suchoj i pięć helikopterów Mig. Do tego momentu spór mieścił się w standardach francuskich rządów postkolonialnych, jakie Paryż sprawuje w swoich byłych afrykańskich koloniach. Potem jednak prezydent Gbagbo - rozjuszony spaleniem całej jego wojennej potęgi - zemścił się w straszliwy dla prestiżu Francji sposób. Rozkazał bojówkom swojej narodowej partii - Młodym Patriotom - ruszyć z maczetami na dzielnice Francuzów w Abidżanie. Pod hasłem "Po jednej Francuzce dla każdego" rozpoczęła się akcja podpalania francuskich willi i gwałcenia białych kobiet. Do partyjnych bojówkarzy przyłączyło się wielu mieszkańców Abidżanu, którzy rabowali domy francuskiej elity. Dopiero po dłuższym czasie francuscy spadochroniarze odbili "białą" dzielnicę. Zorganizowano most powietrzny i ewakuowano Francuzów na podparyskie lotnisko Roissy. Tam w prowizorycznych biurach prokuratorzy spisywali zeznania o gwałtach i mordach na francuskich kolonialistach. Upokorzony Paryż unika podawania liczby ofiar pogromów.
Prezydent Gbagbo nadal zachowuje się wyzywająco. Szefem sztabu mianował pułkownika Philippe`a Mangou, który wywołał całą awanturę. Błyszcząc historyczną erudycją, Gbagbo oskarża Paryż o "interwencję na wzór sowieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 r". Jego wysłannik wzywa USA, by interweniowały w sporze i pomogły się pozbyć francuskich wojsk. Tymczasem ucieczka większości spośród 14 tys. Francuzów mieszkających w tym kraju grozi ruiną uprawom kakao - podstawowego produktu eksportowego Wybrzeża.
Aksamitny kolonializm
Pogrom na Wybrzeżu Kości Słoniowej to dla Paryża ostrzeżenie, że kończy się epoka paternalistycznej obecności Francji w byłych afrykańskich koloniach. Ten aksamitny kolonializm zbudowany był na przekonaniu o umiejętnym uzależnianiu od Paryża afrykańskich liderów. Francuzi nie wzięli pod uwagę czynnika irracjonalnej agresji wobec białych. Pewni spokoju w swoich dominiach oburzali się na amerykańską okupację Iraku. Zapominali przy tym o tysiącach francuskich spadochroniarzy w Afryce pilnujących interesów swojego kraju. Obserwacja kłopotów amerykańskich w Iraku sprawiła, że zhardzieli potulni dotychczas politykierzy w byłych koloniach.
Nie jest przypadkiem, że słuchacze dzwoniący do abidżańskiego radia wzywali do brania Francuzów jako zakładników, by w ten sposób zmusić Paryż do wycofania wojsk. Upokarzający pogrom przyspieszy erozję prestiżu Francji w innych krajach Afryki. Przyjęcie retoryki oskarżeń Francji o "imperialistyczną okupację" pokazuje, że Gbagbo nauczył się odgrywać rolę ofiary.
Jeśli Francja zdecyduje się na inwazję na Wybrzeże Kości Słoniowej, znajdzie się w sytuacji USA w Iraku. Jeśli spisze je na straty, poniesie prestiżową klęskę. Tuż po wybuchu walk dyplomaci francuscy, chcąc zastraszyć Gbagbo, grozili, że "Francuzi nie pozwolą się bezkarnie zabijać". Teraz ten ton zniknął z ich wypowiedzi.
Gbagbo zaczyna odkrywać to, co przed nim odkryli liczni liderzy z krajów Trzeciego Świata. Jeśli tylko użyje haseł walki z imperializmem, można nawet z największymi mocarstwami prowadzić rozgrywkę jak równy z równym. Prezydenta nie martwi groźba zapaści produkcji kakao po exodusie francuskiej ludności. Bardziej istotna jest dlań władza.
Barbarzyńcy, głupku!
Amerykanie mają powody do Schadenfreude. Oto jeden z głównych oskarżycieli amerykańskiej akcji w Iraku sam zderza się z barbarzyństwem w stanie czystym. Francja zapomniała, że podobnie jak Ameryka zetknie się w końcu z problemem krajów strefy "jądra ciemności". To określenie z powieści Josepha Conrada odnosiło się na przełomie XIX i XX wieku do głębi Afryki. Ekspansja kolonialna ograniczała jego obszar, czyniąc z większości kuli ziemskiej strefę względnie przewidywalnego ładu. Przyspieszona dekolonizacja ułatwiła ponowne poszerzanie się strefy, w której panuje barbarzyństwo. Znikał kolonialny porządek, w jego miejsce pojawiał się feudalny terror. W latach 60., 70. i 80. wirus upadku przybierał postać marksizmu. Od połowy lat 90. skompromitowany komunizm jest zastępowany w Afryce wojującym islamem, którego forpocztą jest niechęć do cywilizacji łacińskiej. Gbagbo nie jest fundamentalistą islamskim, ale problemy USA w Iraku mogły go skłonić do zlekceważenia pozornej potęgi Francuzów.
Jeśli upadek Wybrzeża będzie postępował, z czasem pojawią się tam emisariusze bin Ladena. Upadłe państwa afrykańskie, jak Sudan czy Somalia, są dobrym miejscem do zakładania baz. Na ten teren wchodzą uczniowie bin Ladena przypominający agentów Kominternu, którzy w latach 30. organizowali rewolucje od Tangeru po Szanghaj. Doskonale znają słabości zachodnich społeczeństw. Wierzą w wycofanie się białych z Afryki i Azji.
Czy skłócony Zachód będzie się umiał przeciwstawić takim politycznym apetytom? W XIX wieku fundamentaliści islamscy nie marzyli o zaatakowaniu Londynu czy Paryża. Zamach 11 września pokazał, że to się zmieniło. Atakiem na Manhattan kierowano z jaskiń w afgańskich górach. Dlaczego nie czynić tego z afrykańskich stolic?
Słowo "barbarzyństwo" zniknęło ze słowników zachodniego państwa. Teorie lewicy neurotycznie reagują na wartościowanie kultur. Od jądra ciemności nie da się odwrócić plecami. Jego wysłannicy prędzej czy później zapukają do drzwi zachodniej rodziny.
Prezydent Gbagbo nadal zachowuje się wyzywająco. Szefem sztabu mianował pułkownika Philippe`a Mangou, który wywołał całą awanturę. Błyszcząc historyczną erudycją, Gbagbo oskarża Paryż o "interwencję na wzór sowieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 r". Jego wysłannik wzywa USA, by interweniowały w sporze i pomogły się pozbyć francuskich wojsk. Tymczasem ucieczka większości spośród 14 tys. Francuzów mieszkających w tym kraju grozi ruiną uprawom kakao - podstawowego produktu eksportowego Wybrzeża.
Aksamitny kolonializm
Pogrom na Wybrzeżu Kości Słoniowej to dla Paryża ostrzeżenie, że kończy się epoka paternalistycznej obecności Francji w byłych afrykańskich koloniach. Ten aksamitny kolonializm zbudowany był na przekonaniu o umiejętnym uzależnianiu od Paryża afrykańskich liderów. Francuzi nie wzięli pod uwagę czynnika irracjonalnej agresji wobec białych. Pewni spokoju w swoich dominiach oburzali się na amerykańską okupację Iraku. Zapominali przy tym o tysiącach francuskich spadochroniarzy w Afryce pilnujących interesów swojego kraju. Obserwacja kłopotów amerykańskich w Iraku sprawiła, że zhardzieli potulni dotychczas politykierzy w byłych koloniach.
Nie jest przypadkiem, że słuchacze dzwoniący do abidżańskiego radia wzywali do brania Francuzów jako zakładników, by w ten sposób zmusić Paryż do wycofania wojsk. Upokarzający pogrom przyspieszy erozję prestiżu Francji w innych krajach Afryki. Przyjęcie retoryki oskarżeń Francji o "imperialistyczną okupację" pokazuje, że Gbagbo nauczył się odgrywać rolę ofiary.
Jeśli Francja zdecyduje się na inwazję na Wybrzeże Kości Słoniowej, znajdzie się w sytuacji USA w Iraku. Jeśli spisze je na straty, poniesie prestiżową klęskę. Tuż po wybuchu walk dyplomaci francuscy, chcąc zastraszyć Gbagbo, grozili, że "Francuzi nie pozwolą się bezkarnie zabijać". Teraz ten ton zniknął z ich wypowiedzi.
Gbagbo zaczyna odkrywać to, co przed nim odkryli liczni liderzy z krajów Trzeciego Świata. Jeśli tylko użyje haseł walki z imperializmem, można nawet z największymi mocarstwami prowadzić rozgrywkę jak równy z równym. Prezydenta nie martwi groźba zapaści produkcji kakao po exodusie francuskiej ludności. Bardziej istotna jest dlań władza.
Barbarzyńcy, głupku!
Amerykanie mają powody do Schadenfreude. Oto jeden z głównych oskarżycieli amerykańskiej akcji w Iraku sam zderza się z barbarzyństwem w stanie czystym. Francja zapomniała, że podobnie jak Ameryka zetknie się w końcu z problemem krajów strefy "jądra ciemności". To określenie z powieści Josepha Conrada odnosiło się na przełomie XIX i XX wieku do głębi Afryki. Ekspansja kolonialna ograniczała jego obszar, czyniąc z większości kuli ziemskiej strefę względnie przewidywalnego ładu. Przyspieszona dekolonizacja ułatwiła ponowne poszerzanie się strefy, w której panuje barbarzyństwo. Znikał kolonialny porządek, w jego miejsce pojawiał się feudalny terror. W latach 60., 70. i 80. wirus upadku przybierał postać marksizmu. Od połowy lat 90. skompromitowany komunizm jest zastępowany w Afryce wojującym islamem, którego forpocztą jest niechęć do cywilizacji łacińskiej. Gbagbo nie jest fundamentalistą islamskim, ale problemy USA w Iraku mogły go skłonić do zlekceważenia pozornej potęgi Francuzów.
Jeśli upadek Wybrzeża będzie postępował, z czasem pojawią się tam emisariusze bin Ladena. Upadłe państwa afrykańskie, jak Sudan czy Somalia, są dobrym miejscem do zakładania baz. Na ten teren wchodzą uczniowie bin Ladena przypominający agentów Kominternu, którzy w latach 30. organizowali rewolucje od Tangeru po Szanghaj. Doskonale znają słabości zachodnich społeczeństw. Wierzą w wycofanie się białych z Afryki i Azji.
Czy skłócony Zachód będzie się umiał przeciwstawić takim politycznym apetytom? W XIX wieku fundamentaliści islamscy nie marzyli o zaatakowaniu Londynu czy Paryża. Zamach 11 września pokazał, że to się zmieniło. Atakiem na Manhattan kierowano z jaskiń w afgańskich górach. Dlaczego nie czynić tego z afrykańskich stolic?
Słowo "barbarzyństwo" zniknęło ze słowników zachodniego państwa. Teorie lewicy neurotycznie reagują na wartościowanie kultur. Od jądra ciemności nie da się odwrócić plecami. Jego wysłannicy prędzej czy później zapukają do drzwi zachodniej rodziny.
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.