Rząd oddaje PZU Firmie Eureko i politykom SLD Od czterech lat trwa walka między skarbem państwa a holenderską grupą finansową Eureko o kontrolę nad PZU, największym w Polsce towarzystwem ubezpieczeniowym (w 2003 r. miało 53,1 proc. rynku). Konflikt zapoczątkowała dziwna prywatyzacja: rząd AWS wybrał na inwestora strategicznego Eureko - firmę, która była wówczas dwukrotnie mniejsza od PZU. Gdy w maju tego roku Marek Belka obejmował urząd premiera, rozwiązanie konfliktu z Eureko stało się jednym z priorytetów nowego rządu. I nic dziwnego. Marek Belka doradzał w 2001 r. Eureko przy prywatyzacji PZU! - wynika z zeznań Joao Ramalho Talone, byłego szefa Eureko, złożonych przed sądem arbitrażowym w Londynie.
"Prof. Belka był uważany za przyszłego ministra finansów i wicepremiera w nowym rządzie. Znałem prof. Belkę i spytałem go, czy powinniśmy podpisać drugi aneks [do umowy prywatyzacyjnej z polskim rządem, przewidujący sprzedaż kontrolnego pakietu akcji PZU - red.]. Prof. Belka był za tym, abyśmy podpisali drugi aneks jak najszybciej, powiedział, że będzie to w naszym interesie" - zeznał Talone. - Nie udzielałem rad ani wskazówek panu Talone w imieniu rządu obecnego czy też poprzedniego - mówi "Wprost" premier Marek Belka, zastrzegając, że jego rozmowy z Talone dotyczyły "ogólnych zagadnień gospodarczych". Owych rad, o których mówił były szef Eureko, Belka udzielał więc prywatnie. Na nasze pytanie, czy interesy Eureko i polskiego skarbu państwa są zbieżne, premier jednak nie odpowiedział. Dziś Belka forsuje ugodę z Eureko (jak dowiedział się "Wprost", ma być zawarta w ciągu najbliższych kilku tygodni), mamy więc do czynienia z oczywistym konfliktem interesów. Nic dziwnego, że kilka miesięcy temu premier Belka nazwał "paszkwilem" tekst, w którym zarzuciliśmy prezesowi PZU Cezaremu Stypułkowskiemu działanie na szkodę spółki i zawarcie nieformalnej koalicji z Eureko przeciwko interesom skarbu państwa ("Wprost", nr 30).
Rząd pogodził się już z utratą kontroli nad PZU. Jak ustaliliśmy, Ministerstwo Skarbu zaproponowało Eureko ugodę, zgodnie z którą strona polska sprzeda mu udziały, zachowując prawo ich pierwokupu i możliwość blokowania strategicznych decyzji zarządu. Przekazywanie kontroli nad PZU zbiegło się w czasie (przypadek?) z prywatyzacją Banku Gospodarki Żywnościowej. Inwestorem, którego we wrześniu wybrał zarząd BGŻ złożony z byłych współpracowników Belki, został holenderski Rabobank - udziałowiec Eureko (11 lutego obie firmy podpisały umowę o ścisłej współpracy). Współpraca SLD i Eureko zaowocuje tym, że za śmieszne pieniądze utracimy kontrolę nad jedną z największych polskich firm (ma aktywa warte prawie 40 mld zł). Przy czym - jak pokazała praktyka - Eureko nie tyle inwestuje w Polsce, ile transferuje zyski za granicę. Lewica szykująca się do oddania władzy najwyraźniej dogadała się z Eureko i przygotowuje sobie miękkie lądowanie w BGŻ i PZU.
Bierni i mierni
Pozew, za którego pomocą Eureko wywiera na polski rząd naciski (złożono go 15 czerwca 2003 r. w trybunale arbitrażowym w Belgii, rozprawy toczą się w Londynie), nie spotkał się z żadną sensowną reakcją rządu. Strona polska zachowuje się rażąco niekonsekwentnie; mimo że oficjalnie twierdzi, iż Eureko nie mogło nas pozwać przed ten sąd, wyznaczyła swojego sędziego i przystąpiła do procesu. Na dodatek nie wykorzystaliśmy nawet okazji do rewanżu i złożenia kontrpozwu, a powodów jest aż nadto. Eureko nie dotrzymało obietnic złożonych w umowie prywatyzacyjnej z 1999 r., nie przekazało PZU know-how i bynajmniej nie wprowadziło go na europejskie rynki. Ograniczyło się do zaprotegowania firmy doradczej McKinsey, za której ekspertyzy PZU zapłaciło (i nadal płaci!) dziesiątki milionów dolarów. Eureko próbowało także wyprowadzać pieniądze z PZU. Na przykład w 2002 r. domagało się, by polska spółka kupiła za 762 mln zł od wskazanej przez Eureko firmy system likwidacji szkód komunikacyjnych. - Zdaniem prawników, bez względu na wynik arbitrażu umowa podpisana w 1999 r. wraz z aneksem z roku 2001, przewidującym sprzedaż Eureko dodatkowych 21 proc. akcji PZU, są obowiązujące - mówi "Wprost" minister skarbu Jacek Socha. - Arbitrzy dwukrotnie zwracali się do stron z sugestią zawarcia ugody. Ugoda taka na nowo określałaby warunki, na jakich Eureko pozostawałoby inwestorem w PZU - dodaje Socha. Nie ma on racji. Skoro Eureko nie wywiązało się ze swojej części umowy, to strona polska może się na zasadach wzajemności wycofać z rozmów z niewiarygodnym partnerem.
Ład korporacyjny Belki
Na początku maja tego roku pod pozorem wprowadzania "ładu korporacyjnego" i usunięcia z zarządu osób, które mogą być oskarżone o nieprawidłowości, Marek Belka zlecił dokonanie zmian we władzach PKN Orlen. Minister Socha, dysponujący jako skarb państwa w Orlenie nieco ponad 30 proc. udziałów, sprawnie owe uzdrawiające czystki przeprowadził. W PZU natomiast (skarb państwa ma aż 55 proc. udziałów) toleruje nieprawidłowości, które są znacznie bardziej widoczne niż w Orlenie. Prezes PZU nie poniósł żadnych konsekwencji, chociaż rada nadzorcza spółki do dziś nie uzyskała odpowiedzi na pytanie o masowe zatrudnianie na bardzo atrakcyjnych warunkach nowych pracowników powiązanych z Bankiem Handlowym (do czerwca 2003 r. Stypułkowski był tam prezesem). Nie dowiedziała się też, dlaczego PZU zamawia za grube miliony złotych ekspertyzy, którymi od dawna już dysponuje. - Nie odpowiem na te zarzuty na piśmie, bo zaraz trafi to do prasy - tłumaczył z rozbrajającą szczerością w maju tego roku członkom rady nadzorczej Stypułkowski.
Na przykładzie PZU najlepiej widać faktyczny cel rządu Belki, jakim jest przygotowanie "miękkiego lądowania" dla kolegów z lewicy po spodziewanych przegranych w wyborach. Przesiadka postkomunistycznej nomenklatury z Banku Handlowego do PZU odbywa się cały czas. Tylko w ostatnim miesiącu utworzono ponad 50 nowych stanowisk dyrektorskich, które zapewne obejmą zaufani Stypułkowskiego. PZU nie tylko traci udziały w rynku (w ostatnim roku zrezygnowało z jego usług ponad pół miliona klientów), ale także zawiera dziwne transakcje. Niedawno PZU podpisało z CAIB umowę sprzedaży akcji trzech NFI (Drugiego, Progressu i "Kwiatkowskiego") za 329 mln zł. Tymczasem tylko gotówka, obligacje, akcje spółek giełdowych oraz należności, które miały te firmy, warte były w sumie - jak wylicza Andrzej Kosiński (zarządzający portfelami w AIG Asset Management) - 439 mln zł!
Ubezpieczeni na bank
O ile szef PZU Stypułkowski uchodzi za człowieka Aleksandra Kwaśniewskiego, to kierujący BGŻ Jacek Bartkiewicz jest człowiekiem Belki. Był m.in. podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, kiedy resortem kierował Belka. Również w BGŻ pełno jest na stanowiskach kierowniczych byłych pracowników Banku Handlowego i współpracowników Belki. Wiceprezesami BGŻ są Jacek Ratajczyk, szef gabinetu politycznego Marka Belki w latach 2001--2002, oraz Marek Oleś, który w latach 2001-2002 pracował w BIG Banku Gdańskim (w jego radzie nadzorczej zasiadał obecny premier). Mamy tu do czynienia ze sprawdzonym już w 1989 r. scenariuszem. Wówczas szykujący się do oddania władzy prominentni członkowie PZPR zapewnili sobie silną pozycję w sektorze bankowym. Rachunek za tę operację - tak jak poprzednio - zapłacimy my, podatnicy.
Rząd pogodził się już z utratą kontroli nad PZU. Jak ustaliliśmy, Ministerstwo Skarbu zaproponowało Eureko ugodę, zgodnie z którą strona polska sprzeda mu udziały, zachowując prawo ich pierwokupu i możliwość blokowania strategicznych decyzji zarządu. Przekazywanie kontroli nad PZU zbiegło się w czasie (przypadek?) z prywatyzacją Banku Gospodarki Żywnościowej. Inwestorem, którego we wrześniu wybrał zarząd BGŻ złożony z byłych współpracowników Belki, został holenderski Rabobank - udziałowiec Eureko (11 lutego obie firmy podpisały umowę o ścisłej współpracy). Współpraca SLD i Eureko zaowocuje tym, że za śmieszne pieniądze utracimy kontrolę nad jedną z największych polskich firm (ma aktywa warte prawie 40 mld zł). Przy czym - jak pokazała praktyka - Eureko nie tyle inwestuje w Polsce, ile transferuje zyski za granicę. Lewica szykująca się do oddania władzy najwyraźniej dogadała się z Eureko i przygotowuje sobie miękkie lądowanie w BGŻ i PZU.
Bierni i mierni
Pozew, za którego pomocą Eureko wywiera na polski rząd naciski (złożono go 15 czerwca 2003 r. w trybunale arbitrażowym w Belgii, rozprawy toczą się w Londynie), nie spotkał się z żadną sensowną reakcją rządu. Strona polska zachowuje się rażąco niekonsekwentnie; mimo że oficjalnie twierdzi, iż Eureko nie mogło nas pozwać przed ten sąd, wyznaczyła swojego sędziego i przystąpiła do procesu. Na dodatek nie wykorzystaliśmy nawet okazji do rewanżu i złożenia kontrpozwu, a powodów jest aż nadto. Eureko nie dotrzymało obietnic złożonych w umowie prywatyzacyjnej z 1999 r., nie przekazało PZU know-how i bynajmniej nie wprowadziło go na europejskie rynki. Ograniczyło się do zaprotegowania firmy doradczej McKinsey, za której ekspertyzy PZU zapłaciło (i nadal płaci!) dziesiątki milionów dolarów. Eureko próbowało także wyprowadzać pieniądze z PZU. Na przykład w 2002 r. domagało się, by polska spółka kupiła za 762 mln zł od wskazanej przez Eureko firmy system likwidacji szkód komunikacyjnych. - Zdaniem prawników, bez względu na wynik arbitrażu umowa podpisana w 1999 r. wraz z aneksem z roku 2001, przewidującym sprzedaż Eureko dodatkowych 21 proc. akcji PZU, są obowiązujące - mówi "Wprost" minister skarbu Jacek Socha. - Arbitrzy dwukrotnie zwracali się do stron z sugestią zawarcia ugody. Ugoda taka na nowo określałaby warunki, na jakich Eureko pozostawałoby inwestorem w PZU - dodaje Socha. Nie ma on racji. Skoro Eureko nie wywiązało się ze swojej części umowy, to strona polska może się na zasadach wzajemności wycofać z rozmów z niewiarygodnym partnerem.
Ład korporacyjny Belki
Na początku maja tego roku pod pozorem wprowadzania "ładu korporacyjnego" i usunięcia z zarządu osób, które mogą być oskarżone o nieprawidłowości, Marek Belka zlecił dokonanie zmian we władzach PKN Orlen. Minister Socha, dysponujący jako skarb państwa w Orlenie nieco ponad 30 proc. udziałów, sprawnie owe uzdrawiające czystki przeprowadził. W PZU natomiast (skarb państwa ma aż 55 proc. udziałów) toleruje nieprawidłowości, które są znacznie bardziej widoczne niż w Orlenie. Prezes PZU nie poniósł żadnych konsekwencji, chociaż rada nadzorcza spółki do dziś nie uzyskała odpowiedzi na pytanie o masowe zatrudnianie na bardzo atrakcyjnych warunkach nowych pracowników powiązanych z Bankiem Handlowym (do czerwca 2003 r. Stypułkowski był tam prezesem). Nie dowiedziała się też, dlaczego PZU zamawia za grube miliony złotych ekspertyzy, którymi od dawna już dysponuje. - Nie odpowiem na te zarzuty na piśmie, bo zaraz trafi to do prasy - tłumaczył z rozbrajającą szczerością w maju tego roku członkom rady nadzorczej Stypułkowski.
Na przykładzie PZU najlepiej widać faktyczny cel rządu Belki, jakim jest przygotowanie "miękkiego lądowania" dla kolegów z lewicy po spodziewanych przegranych w wyborach. Przesiadka postkomunistycznej nomenklatury z Banku Handlowego do PZU odbywa się cały czas. Tylko w ostatnim miesiącu utworzono ponad 50 nowych stanowisk dyrektorskich, które zapewne obejmą zaufani Stypułkowskiego. PZU nie tylko traci udziały w rynku (w ostatnim roku zrezygnowało z jego usług ponad pół miliona klientów), ale także zawiera dziwne transakcje. Niedawno PZU podpisało z CAIB umowę sprzedaży akcji trzech NFI (Drugiego, Progressu i "Kwiatkowskiego") za 329 mln zł. Tymczasem tylko gotówka, obligacje, akcje spółek giełdowych oraz należności, które miały te firmy, warte były w sumie - jak wylicza Andrzej Kosiński (zarządzający portfelami w AIG Asset Management) - 439 mln zł!
Ubezpieczeni na bank
O ile szef PZU Stypułkowski uchodzi za człowieka Aleksandra Kwaśniewskiego, to kierujący BGŻ Jacek Bartkiewicz jest człowiekiem Belki. Był m.in. podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, kiedy resortem kierował Belka. Również w BGŻ pełno jest na stanowiskach kierowniczych byłych pracowników Banku Handlowego i współpracowników Belki. Wiceprezesami BGŻ są Jacek Ratajczyk, szef gabinetu politycznego Marka Belki w latach 2001--2002, oraz Marek Oleś, który w latach 2001-2002 pracował w BIG Banku Gdańskim (w jego radzie nadzorczej zasiadał obecny premier). Mamy tu do czynienia ze sprawdzonym już w 1989 r. scenariuszem. Wówczas szykujący się do oddania władzy prominentni członkowie PZPR zapewnili sobie silną pozycję w sektorze bankowym. Rachunek za tę operację - tak jak poprzednio - zapłacimy my, podatnicy.
Pierwszy, drugi, trzeci... |
---|
Aleksander Kwaśniewski Prezydent, były prezes Fundacji Rozwoju Żeglarstwa, która była jednym z założycieli Banku Inicjatyw Gospodarczych (późniejszy BIG Bank Gdański). Marek Belka Premier, były członek rady nadzorczej BIG Banku Gdańskiego (później Banku Millennium). Udziałowcem tego banku jest Eureko. Bank Millennium wspólnie z Eureko kupił w 1999 r. 30 proc. udziałów PZU (na BM przypadło 10 proc.). Belka forsuje ugodę rządu z Eureko. Bogusław Kott Prezes Banku Millennium. Jeden z założycieli Fundacji Rozwoju Żeglarstwa, prezes BIG od powstania banku. Cezary Stypułkowski Prezes PZU SA. Były prezes Banku Handlowego w latach 1993-2003. Sławomir Cytrycki Szef kancelarii premiera Marka Belki. W latach 1993-2000 pracownik Banku Handlowego (podwładny Cezarego Stypułkowskiego). Jacek Bartkiewicz Prezes BGŻ. Wiceminister finansów w latach 2001-2002 (podwładny Marka Belki). BGŻ został sprywatyzowany przez rząd Marka Belki, a inwestorem został Rabobank - udziałowiec Eureko. |
Więcej możesz przeczytać w 51/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.