Prokuratura i sądy mogą wkrótce wyaresztować najwybitniejszych działaczy lewicy wraz z rodzinami Studentom prawa, którzy dostali się na uczelnię z odwołania, bo mają odpowiednich rodziców, wykłada się, że dura lex, sed lex, że wszyscy są równi wobec prawa, że lex retro non agit albo nulla poena sine lege i tym podobne starocie. Uczy się ich i egzaminuje z tego, że najważniejsze są kodeksy, artykuły i paragrafy, a tu życie pokazuje co innego. Pokazuje, że dla aparatu ścigania i sprawiedliwości ważniejsze są badania opinii publicznej. To ankiety są dziś ostoją Rzeczypospolitej. Pierwsza miała to odwagę powiedzieć głośno posłanka SLD Aleksandra Jakubowska, która stwierdziła, że aresztowanie jej męża jest rezultatem dostosowywania się niezawisłego aparatu sprawiedliwości do zmiany rządu po następnych wyborach.
Wiadomo już, że SLD wyborów nie wygra, największe szanse mają PO i PiS, więc lekkomyślnością ze strony prokuratury byłoby zatrzymanie, a ze strony sądu aresztowanie kogoś z rodziny Jana Marii Rokity lub braci Kaczyńskich. Aresztowanie męża czołowej działaczki SLD jest gestem dobrej woli wobec następnej władzy. Tak dała do zrozumienia Jakubowska. Ale mnie się też wydaje, że gdyby ankiety wskazywały na ponowne zwycięstwo SLD, zamiast Macieja J. w opolskim areszcie siedziałaby Nelly R. Takie są zasady. Jakubowska wie, co mówi, bo je zna, a może nawet je ustalała.
Słuszność bystrego rozeznania Jakubowskiej została natychmiast potwierdzona przez warszawski sąd apelacyjny, który niespodziewanie odstąpił od tezy, że Lew Rywin jest samotnym oszustem i wariatem, uznając, że był reprezentantem i pośrednikiem grupy. Chodzi oczywiście o grupę trzymającą władzę, na którą sąd - trzymając się światopoglądu Jakubowskiej - nigdy nie ośmieliłby się rzucać podejrzeń, gdyby istniała realna perspektywa, że ta grupa nadal będzie władzę trzymać. Wszelką władzę, łącznie z sądowniczą. Ale mamy do czynienia ze zwiastunami przegrupowania.
Możemy być wkrótce świadkami niebywałych rzeczy. Prokuratura i sądy, przymierzając się do nowego układu politycznego w Polsce, mogą wyaresztować wszystkich najwybitniejszych działaczy lewicy wraz z rodzinami. Niewykluczone, że będziemy się musieli do końca kadencji obecnego Sejmu posługiwać w prasie wyłącznie inicjałami mężów stanu, a nawet ich żon. Sprawozdanie z posiedzenia Rady Gabinetowej w Centralnym Areszcie Śledczym na Rakowieckiej może wtedy wyglądać tak: posiedzeniu przewodniczył prezydent RP Aleksander K., w dyskusji udział wzięli: premier Marek B., wicepremierzy Jerzy H. i Izabela J.N. oraz ministrowie U., K., S., C. Kawę z wypiski parzyła Jolanta K. W części artystycznej wystąpiła piosenkarka Edyta G., która otrzymała od ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego K. zgodę na widzenie.
Szanse wyborcze SLD, a także UP i nawet UL spadną w rezultacie sądowniczych machlojek do zera, a nawet poniżej zera. Ośmielona dobrą wolą prokuratury i sądów komisja śledcza mimo głośnych protestów posła Andrzeja C. zacznie składać taśmowo doniesienia, więc twarde jądro naszej elity politycznej zostanie przerzedzone i dziurawe jak rzeszoto. Co doprawdy tragiczne, wyrąbie się w ten sposób jednostki najwrażliwsze na ludzką krzywdę, współczujące najuboższym - takie, które troski o człowieka uczyły się jeszcze w dobrej szkole Jaruzelskiego i Kiszczaka. Nawet najbogatszy Polak, doktor Jan K., może zostać doprowadzony w tej atmosferze dintojry do ruiny i co wtedy zrobią osieroceni polscy artyści? Będą musieli usiąść z kapeluszem przed kościołem duszpasterstwa środowisk twórczych, naprzeciw warszawskiego Teatru Wielkiego. I czym to się skończy? Ano tym, że aktorzy, malarze, piosenkarze i poeci, zdeprawowani bliskością kościoła, zaczną, zgodnie z filozoficzną teorią minister Ś., bić współmałżonków. I też trafią do aresztu.
Wszystko, co najlepsze w Polsce, znajdzie się w ten sposób na pryczy. Jest tylko jeden sposób, by tego uniknąć. Duża, powszechna epidemia chorób nerwowych, których nosicielem jest Leszek M. Narodowy dołek psychiczny. Odważne przyznanie, że się słyszy głosy namawiające do złego. Zbiorowa diagnoza nerwicy przymusów utrzyma się przed każdym sądem. Nawet przed sądem polskim w przeddzień wyborów.
Słuszność bystrego rozeznania Jakubowskiej została natychmiast potwierdzona przez warszawski sąd apelacyjny, który niespodziewanie odstąpił od tezy, że Lew Rywin jest samotnym oszustem i wariatem, uznając, że był reprezentantem i pośrednikiem grupy. Chodzi oczywiście o grupę trzymającą władzę, na którą sąd - trzymając się światopoglądu Jakubowskiej - nigdy nie ośmieliłby się rzucać podejrzeń, gdyby istniała realna perspektywa, że ta grupa nadal będzie władzę trzymać. Wszelką władzę, łącznie z sądowniczą. Ale mamy do czynienia ze zwiastunami przegrupowania.
Możemy być wkrótce świadkami niebywałych rzeczy. Prokuratura i sądy, przymierzając się do nowego układu politycznego w Polsce, mogą wyaresztować wszystkich najwybitniejszych działaczy lewicy wraz z rodzinami. Niewykluczone, że będziemy się musieli do końca kadencji obecnego Sejmu posługiwać w prasie wyłącznie inicjałami mężów stanu, a nawet ich żon. Sprawozdanie z posiedzenia Rady Gabinetowej w Centralnym Areszcie Śledczym na Rakowieckiej może wtedy wyglądać tak: posiedzeniu przewodniczył prezydent RP Aleksander K., w dyskusji udział wzięli: premier Marek B., wicepremierzy Jerzy H. i Izabela J.N. oraz ministrowie U., K., S., C. Kawę z wypiski parzyła Jolanta K. W części artystycznej wystąpiła piosenkarka Edyta G., która otrzymała od ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego K. zgodę na widzenie.
Szanse wyborcze SLD, a także UP i nawet UL spadną w rezultacie sądowniczych machlojek do zera, a nawet poniżej zera. Ośmielona dobrą wolą prokuratury i sądów komisja śledcza mimo głośnych protestów posła Andrzeja C. zacznie składać taśmowo doniesienia, więc twarde jądro naszej elity politycznej zostanie przerzedzone i dziurawe jak rzeszoto. Co doprawdy tragiczne, wyrąbie się w ten sposób jednostki najwrażliwsze na ludzką krzywdę, współczujące najuboższym - takie, które troski o człowieka uczyły się jeszcze w dobrej szkole Jaruzelskiego i Kiszczaka. Nawet najbogatszy Polak, doktor Jan K., może zostać doprowadzony w tej atmosferze dintojry do ruiny i co wtedy zrobią osieroceni polscy artyści? Będą musieli usiąść z kapeluszem przed kościołem duszpasterstwa środowisk twórczych, naprzeciw warszawskiego Teatru Wielkiego. I czym to się skończy? Ano tym, że aktorzy, malarze, piosenkarze i poeci, zdeprawowani bliskością kościoła, zaczną, zgodnie z filozoficzną teorią minister Ś., bić współmałżonków. I też trafią do aresztu.
Wszystko, co najlepsze w Polsce, znajdzie się w ten sposób na pryczy. Jest tylko jeden sposób, by tego uniknąć. Duża, powszechna epidemia chorób nerwowych, których nosicielem jest Leszek M. Narodowy dołek psychiczny. Odważne przyznanie, że się słyszy głosy namawiające do złego. Zbiorowa diagnoza nerwicy przymusów utrzyma się przed każdym sądem. Nawet przed sądem polskim w przeddzień wyborów.
Więcej możesz przeczytać w 51/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.