Hegemon z przymusu Samotne imperium, najpotężniejsze w dziejach świata, które niczego bardziej nie chce jak ze swej roli abdykować. Taki portret współczesnej Ameryki - wynikający z lektury książki Tadeusza Kisielewskiego "Imperium Americanum?" - nie przystaje do dominujących w europejskiej prasie wyobrażeń zadufanej w sobie Ameryki. Bardziej należy jednak wierzyć autorowi omawianej książki niż publicystom piszącym źle o Ameryce tylko dlatego, że nie lubią jej prezydenta albo intelektualnie zatrzymali się w epoce zimnej wojny. Osią opracowania uczynił Kisielewski konflikt w Iraku. I jak dobry uczeń Samuela Huntingtona osadził go w globalnym konflikcie między cywilizacją Zachodu a islamem. Próbując dojść do istoty konfliktu amerykańskiego imperium z Irakiem, autor pyta, czy świat arabski jest zdolny do modernizacji. "Skoro ani obecne władze, ani elity intelektualne, ani tym bardziej islamiści nie są w stanie zainicjować modernizacji krajów arabskich, to wniosek jest taki - konkluduje Kisielewski - że ów impuls musi nadejść z zewnątrz".
Takim impulsem stał się konflikt iracki. Jego pozytywne skutki były widoczne już w chwili pisania książki. Kilka miesięcy później tym bardziej wszystko wskazuje na to, iż z matecznika terroryzmu Bliski Wschód zacznie się przekształcać w obszar dużo bardziej stabilny niż w epoce zimnej wojny.
Kisielewski nie pisze proamerykańskiego panegiryku. Znakomicie dostrzega błędy popełnione po zwycięstwie w wojnie z siłami Saddama Husajna. Amerykanie długo zachowywali się niczym dzieci we mgle, gdyż, jak dowodzi Kisielewski, "powszechną wśród Amerykanów słabością jest nieumiejętność zrozumienia i przystosowania się do sytuacji, w której dominującymi czynnikami są lekceważenie prawa, korupcja, czarny rynek oraz przewaga społecznych więzi nieformalnych nad formalnymi". Ironista mógłby w tym kalectwie Amerykanów dostrzec szansę dla Polaków w Iraku, ale autor rzadko ironizuje. Woli solidnie tłumaczyć związki przyczynowo-skutkowe. Wyraźnie też jest zafascynowany dorobkiem prof. Huntingtona, usiłując dociec cywilizacyjnych przyczyn gigantycznej przewagi Ameryki we współczesnym świecie. Trafnie wskazuje, że nie chodzi o przewagę militarną, ale o splot okoliczności sprawiających, że USA są w całym świecie kochane i nienawidzone jednocześnie, bo są źródłem wzorców we wszystkich dziedzinach - od polityki i gospodarki, po kulturę elitarną i masową.
Kisielewski dostrzega rozpaczliwe dążenie USA do znalezienia partnerów w globalnej hegemonii. I stwierdza: "Odległa dziś perspektywa końca Imperium Americanum stanowi też intelektualne i polityczne wyzwanie dla Europy. Jej narody zasługują na przywódców, którzy zamiast wykonywania megalomańskich gestów w imię groteskowych pretensji mocarstwowych będą woleli ostatecznie i bez żadnych wątpliwości zdecydować, czy dla Europy korzystniejsza będzie dobrze przygotowana abdykacja amerykańskiego hegemona w świecie bezpieczniejszym niż dzisiejszy, czy też jego upadek pośród globalnego chaosu". Pytanie jest retoryczne, ale nie jest retoryką debata o roli Ameryki i polsko-amerykańskim sojuszu. Zrozumienie Imperium Americanum jest w polskim interesie i dlatego książkę Kisielewskiego warto 15 lat po upadku komunizmu czytać szczególnie uważnie.
Tadeusz Kisielewski, "Imperium Americanum?", wydawnictwo Trio, Warszawa 2004
Kisielewski nie pisze proamerykańskiego panegiryku. Znakomicie dostrzega błędy popełnione po zwycięstwie w wojnie z siłami Saddama Husajna. Amerykanie długo zachowywali się niczym dzieci we mgle, gdyż, jak dowodzi Kisielewski, "powszechną wśród Amerykanów słabością jest nieumiejętność zrozumienia i przystosowania się do sytuacji, w której dominującymi czynnikami są lekceważenie prawa, korupcja, czarny rynek oraz przewaga społecznych więzi nieformalnych nad formalnymi". Ironista mógłby w tym kalectwie Amerykanów dostrzec szansę dla Polaków w Iraku, ale autor rzadko ironizuje. Woli solidnie tłumaczyć związki przyczynowo-skutkowe. Wyraźnie też jest zafascynowany dorobkiem prof. Huntingtona, usiłując dociec cywilizacyjnych przyczyn gigantycznej przewagi Ameryki we współczesnym świecie. Trafnie wskazuje, że nie chodzi o przewagę militarną, ale o splot okoliczności sprawiających, że USA są w całym świecie kochane i nienawidzone jednocześnie, bo są źródłem wzorców we wszystkich dziedzinach - od polityki i gospodarki, po kulturę elitarną i masową.
Kisielewski dostrzega rozpaczliwe dążenie USA do znalezienia partnerów w globalnej hegemonii. I stwierdza: "Odległa dziś perspektywa końca Imperium Americanum stanowi też intelektualne i polityczne wyzwanie dla Europy. Jej narody zasługują na przywódców, którzy zamiast wykonywania megalomańskich gestów w imię groteskowych pretensji mocarstwowych będą woleli ostatecznie i bez żadnych wątpliwości zdecydować, czy dla Europy korzystniejsza będzie dobrze przygotowana abdykacja amerykańskiego hegemona w świecie bezpieczniejszym niż dzisiejszy, czy też jego upadek pośród globalnego chaosu". Pytanie jest retoryczne, ale nie jest retoryką debata o roli Ameryki i polsko-amerykańskim sojuszu. Zrozumienie Imperium Americanum jest w polskim interesie i dlatego książkę Kisielewskiego warto 15 lat po upadku komunizmu czytać szczególnie uważnie.
Tadeusz Kisielewski, "Imperium Americanum?", wydawnictwo Trio, Warszawa 2004
Więcej możesz przeczytać w 51/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.