Gdyby akcję "Czyste ręce" przeprowadzano dziś, Cimoszewicz byłby jej negatywnym bohaterem
Jak się nazywa najbielszy odcień bieli? - Bloody Cimoszewicz (z angielska: krwistoczerwony). To najnowszy dowcip o kandydacie na prezydenta. Istotnie jest on tak biały, że aż czerwony. I tak czysty, że aż... "Opinia publiczna w Polsce z coraz większym zaniepokojeniem odnosiła się do bardzo częstego łączenia funkcji publicznych z różnymi formami działalności gospodarczej. Zjawisko to powodowało dość powszechną obawę o zagrożenie korupcją lub co najmniej stronniczość w wykonywaniu obowiązków publicznych" - grzmiał z sejmowej trybuny w październiku 1994 r. ówczesny wicepremier i minister sprawiedliwości Włodzimierz Cimoszewicz. Podsumowywał wtedy efekty swojej akcji "Czyste ręce".
Przez kolejne 11 lat obecny kandydat lewicy na prezydenta stroił się w piórka człowieka walczącego z patologicznymi związkami polityki i biznesu. Teraz się okazuje, że sam je umacniał. Gdyby akcja "Czyste ręce" była przeprowadzana dziś, Cimoszewicz byłby jednym z jej głównych negatywnych bohaterów.
Nieświęty świętoszek
Po wygranych przez SLD wyborach parlamentarnych w 1993 r. Włodzimierz Cimoszewicz objął stanowiska wicepremiera i ministra sprawiedliwości. To wtedy przeprowadził akcję "Czyste ręce". Przyjęte wówczas regulacje zakazywały wysokim urzędnikom państwowym zasiadania we władzach prywatnych firm. Cimoszewicz zyskał opinię osoby walczącej z korupcją i oddzielającej działalność polityczną od biznesowej. Ale tuż po przegranych przez SLD wyborach w 1997 r. sam rozpoczął działalność, która w modelowy sposób łączyła biznes z polityką. Założył firmę konsultingowo-lobbingową Business Management & Consulting. W ten interes zaangażowali się też Marek Belka, Wiesław Kaczmarek, Dariusz Rosati i Barbara Blida.
W firmie BMC, która miała się zajmować doradztwem gospodarczym i pośrednictwem, Cimoszewicz objął 10 proc. akcji. Klientami spółki były znane polskie firmy z branży informatycznej - Apexim Krzysztofa Rybkowskiego i Softbank należący wówczas do Aleksandra Lesza. Klientem była też firma British Aerospace (BAE), członek brytyjsko-szwedzkiego konsorcjum Grippen, które ubiegało się o dostawę dla polskiej armii 48 samolotów wielozadaniowych, a także firma należąca do Barbary K., śląskiej bizneswoman, której prokuratura zarzuciła wielomilionowe wyłudzenia w handlu węglem.
Cimoszewicz w BMC był szefem rady nadzorczej. W rządzie Millera, który powstał w październiku 2001 r., został ministrem spraw zagranicznych i zgodnie z ustawą antykorupcyjną powinien się zrzec wszelkich funkcji w spółkach prawa handlowego. Pytany przez posła Zbigniewa Wassermanna Cimoszewicz twierdził, że tak zrobił. "W związku ze wstąpieniem do rządu Leszka Millera złożyłem rezygnację ze wszystkich funkcji i pozbyłem się akcji, swoich udziałów w spółce" - zeznał. Tymczasem w dokumentach rejestrowych firmy nie ma żadnego pisma poświadczającego, że Cimoszewicz rzeczywiście wtedy złożył rezygnację z pełnionej funkcji.
Cimoszewicz podawał kilka wersji swego udziału w radzie nadzorczej BMC. W piśmie z 2002 r. (była to odpowiedź na pytania dziennikarzy "Życia") tłumaczył: "Nadal zasiadam w radzie nadzorczej spółki Business Management & Consulting. Firma jednak właściwie nie prowadzi działalności. Wystąpiłem o jej rozwiązanie. To wszystko, co mogłem zrobić". Tak pisał nie w październiku 2001 r., czyli wtedy, kiedy - zgodnie z zeznaniami przed komisją śledczą - miał zrezygnować z udziału w radzie nadzorczej BMC, lecz dopiero pod koniec marca 2002 r. - Cimoszewicz zataił prawdę przed komisją. Buta i arogancja, którą zaprezentował, były mu potrzebne, by ukryć naruszenia prawa - ocenia poseł Zbigniew Wassermann (PiS), członek komisji śledczej ds. Orlenu. - Na pytanie, czy Cimoszewicz skłamał przed komisją, czy też w 2002 r. oszukał dziennikarzy, powinna odpowiedzieć prokuratura - mówi Antoni Macierewicz, członek komisji ds. Orlenu.
Spółka BMC nadal działa, a w skład jej rady nadzorczej wszedł Andrzej Szumowski, jeden z najbliższych współpracowników Cimoszewicza w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W 2003 r. łączył on funkcję doradcy ministra z posadą w radzie BMC. To właśnie jemu Cimoszewicz odsprzedał udziały w BMC. W rozmowie z "Wprost" Szumowski potwierdził fakt łączenia funkcji w radzie nadzorczej prywatnej spółki z posadą doradcy ministra.
"Moją zasadą (...) w przypadku wszystkich publicznych stanowisk, jakie pełniłem, było nieutrzymywanie indywidualnych kontaktów z jakimkolwiek biznesmenem czy z jakimikolwiek przedstawicielami biznesu" - powiedział przed komisją śledczą Cimoszewicz. Na pewno? Andrzej Szumowski jest dziś wiceprezesem poznańskiej spółki Wyborowa i z nim Cimoszewicz kontakty utrzymuje. Szumowski bawił niedawno na weselu syna Cimoszewicza w USA.
Biznesmen z przypadku
W lipcu 2000 r. Włodzimierz Cimoszewicz kupił pakiet akcji Orlenu. Sprzedał je w styczniu 2002 r. - miesiąc przed aresztowaniem przez Urząd Ochrony Państwa ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Akurat wtedy specsłużby wnioskowały o postawienie Modrzejewskiemu zarzutów. Cimoszewicz, choć był ministrem w rządzie Leszka Millera, zaklina się, że o zatrzymaniu Modrzejewskiego dowiedział się z mediów, a decyzję o sprzedaży akcji podejmował, nie znając planów usunięcia prezesa płockiej spółki. Nie powiedział mu o tym Andrzej Herman, przyjaciel od czasów studenckich, były przewodniczący rady nadzorczej Orlenu, który odegrał ważną rolę w intrydze mającej umożliwić usunięcie Modrzejewskiego ze stanowiska. Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, zeznał w prokuraturze, że Hermana na szefa rady rekomendował mu Cimoszewicz. Marszałek Sejmu temu zaprzeczył.
Z przesłuchania przed komisją wynika, że Cimoszewicz nabył akcje Orlenu (30 tys. sztuk) za 100 tys. dolarów, jakie dostał od córki i jej męża, oraz 150 tys. zł, które pożyczył w banku. Tyle że na te akcje redukcja wyniosła ponad 90 proc. Oznacza to, że Cimoszewicz chciał kupić dziesięć razy więcej akcji. By złożyć w domu maklerskim zlecenie na zakup akcji, trzeba mieć finansowe pokrycie. Prosty rachunek wskazuje, że Cimoszewicz albo wystąpił o kredyt w wysokości około 5 mln zł, albo miał gwarancje otrzymania pieniędzy z innego źródła. Jeśli Cimoszewicz inwestował pieniądze córki i zięcia, byłaby to pożyczka, a to wymagałoby rejestracji i opłat skarbowych, czego nie zrobił. Poza tym inwestował nie swoje pieniądze, mógł więc naruszyć ustawę o obrocie papierami wartościowymi.
Z oświadczeń majątkowych Cimoszewicza wynika, że kupił on też akcje Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej" (warte kilkanaście tysięcy złotych). Pod koniec 2004 r. zainwestował także około 15 tys. zł w akcje debiutującego na giełdzie PKO BP. I w tym wypadku, podobnie jak przy okazji Orlenu, akcje były objęte niemal 90-procentową redukcją. Oznacza to, że Cimoszewicz zamierzał kupić prawie dziesięć razy więcej akcji, co kosztowałoby go około 150 tys. zł. Środki na to miał, bo z jego oświadczenia majątkowego wynika, że posiada jednostki funduszu Pioneer warte 103 tys. zł.
Zeznając przed komisją śledczą, Włodzimierz Cimoszewicz zarzekał się, że nie ma nic wspólnego ani ze sprawą Orlenu, ani z żadnym biznesem. To bardzo specyficzny sposób nieposiadania żadnych związków.
Więcej możesz przeczytać w 32/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.