Mafioso to przeżytek, we Włoszech bryluje progettista - wyłudzacz unijnych funduszy
Włoscy mafiosi stali się zagorzałymi zwolennikami integracji europejskiej w unijnym wydaniu. Miliardy euro płynące z Brukseli na Półwysep Apeniński w formie dopłat dla rolników, dotacji na recykling czy subwencji eksportowych zasilają kasę miejscowych grup przestępczych w równym stopniu co działalność tradycyjna, czyli wymuszanie haraczy, handel narkotykami, sutenerstwo. Unia Europejska, której rachunkowość jest dziurawa jak ser szwajcarski, to idealne żerowisko dla mafii. Na przykład już w 1996 r. włoscy przestępcy kupili w Polsce kilka tysięcy krów, które potem w Niemczech zakolczykowano jako niemieckie, po czym fikcyjnie sprzedano do Tunezji, biorąc od unii subwencję eksportową w wysokości 40 mln euro.
Mafia stała się największym włoskim przedsiębiorstwem. Roczne dochody tworzących ją "rodzin" są szacowane na astronomiczną kwotę 120 mld USD, czyli 15 proc. PKB Italii. "Unijne" interesy sycylijskich Cosa Nostry, Stiddy i innych, neapolitańskiej Camorry czy kalabryjskiej 'Ndranghety nabrały przy tym takiego rozmachu, że Włosi ukuli nowy termin progettista (konsultant projektów) na określenie osoby, która stara się pozyskać dofinansowanie z Brukseli i prowizją z tego tytułu obdziela swoich wspólników mafiosów.
Z gangstera biznesmen
Gdy w połowie lat 90. unijni urzędnicy dokonali wyrywkowej kontroli regionu Caserta koło Neapolu, by sprawdzić, którzy rolnicy otrzymują dopłaty i jak duże one są, tam, gdzie - według wniosków o dopłaty - miały rosnąć oliwne gaje, zastali parkingi. Już wtedy miejscowe grupy przestępcze zwietrzyły interes i zastraszały farmerów, by ci zawyżali areały posiadanej ziemi, a nadwyżki dopłat z Brukseli szły do kasy mafii.
"Reforma" włoskiej mafii, która woli się obecnie uganiać za dopłatami, zamiast urządzać strzelaniny na ulicach miast, to swoista zasługa 72-letniego Bernarda Provenzana (notabene, urodził się w miasteczku Corleone) uważanego obecnie za jej przywódcę. Gdy rozpoczynał przestępczą karierę, jego patron uznał, że "strzela jak anioł, ale ma mózg kurczaka". Provenzano piął się jednak w mafijnej hierarchii i ostatecznie okazał się znacznie mądrzejszy od Toto Riny, poprzedniego cappo di tutti cappi. Rina był tradycjonalistą, eliminował fizycznie konkurentów: w latach 1990-1992 z jego rozkazu zamordowano we Włoszech 800 członków konkurencyjnych gangów. Kiedy w końcu 1992 roku podłożone przez jego ludzi bomby zabiły dwóch prokuratorów Paola Borsellina i Giovanniego Falcone, wreszcie go schwytano i skazano na dożywocie. Jego miejsce zajął Provenzano.
Nowy szef włoskiej mafii to bardziej biznesmen niż gangster. Przez 13 lat swych rządów Provenzano przekształcił luźne i skłócone grupy mafijne w sprawnie zarządzane przedsiębiorstwo. Jak szacują włoscy karabinierzy i Europol, do dyspozycji ma około 1,5 tys. pomniejszych bossów, około 100 tys. stałych członków gangów i trzy, cztery razy więcej drobnych kryminalistów wynajmowanych do konkretnych zadań.
Masełko od bossa
Majątek przejętej ostatnio przez państwo w ramach walki z mafią firmy Piazza Group tworzyło ponad 50 szkół, których usługi opłacały władze lokalne. Okazało się, że gangsterzy uznali budowę szkół i pozyskiwanie komunalnych kontraktów na naukę dzieci za świetny sposób na pranie dochodów z nielegalnych źródeł.
Mafiosi zrozumieli, że zamiast walczyć z włoskim państwem, lepiej się przyłączyć do polityków i robić to, co oni, czyli pozostawać na wikcie podatników lub Brukseli. Przestępcy zaczęli przejmować firmy branży spożywczej i produkować m.in. masło i mleko z najniższej jakości surowca, uprzednio przekupując urzędników odpowiedzialnych za kontrolę jakości żywności. Niskie koszty produkcji znacznie zwiększyły atrakcyjność otrzymywanych przez nich dopłat z unii. Na przykład w 1999 r. Europejskie Biuro ds. Zwalczania Przestępczości Gospodarczej (OLAF) wykryło, że włoscy gangsterzy założyli na południu Włoch holding spółek, który przez kilka lat wytwarzał i sprzedawał za granice unii masło składające się w 40 proc. z bydlęcego tłuszczu, a w pozostałej części - z oleju kosmetycznego. Dzięki temu mafia wyłudziła z Brukseli około 300 mln euro subwencji eksportowych.
Przed trzema laty Komisja Europejska oskarżyła koncerny tytoniowe R.J. Reynolds, Philip Morris i Japan Tobacco Inc. o celowe dostarczanie zbyt wielkiej liczby papierosów na rynki Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie akcyza na tytoń jest dużo niższa niż w unii, by później mogły być one przemycane na rynki państw członkowskich. Okazało się, że na tym procederze także zarabiały firmy powiązane z włoskimi grupami przestępczmi. Włoska mafia nadal z powodzeniem trudni się przemytem, wykorzystując różnice stawek podatkowych w 25 państwach unii.
Mafijne przedsiębiorstwo oczyszczania
Najnowszym hitem biznesowym na południu Włoch jest utylizacja śmieci. Dla władz miast lub przedsiębiorców pozbycie się odpadów zgodnie z wszelkimi normami ustalonymi przez Brukselę jest tak kosztowne, że mafijne spółki przetargi na utylizację śmieci wygrywają w cuglach, oferując usługi nawet o 90 proc. tańsze niż legalnie działający konkurenci. Swoje i tak zarobią, bo odpady najzwyczajniej wyrzucają w okolicznych lasach. Tę paranoję finansują unijni podatnicy z funduszy ochrony środowiska. Włoska organizacja ekologiczna Legambiente alarmuje, że mafia i związane z nią firmy opanowały trzecią część rynku śmieci we Włoszech i zarabiają w tym biznesie 30 mld euro rocznie!
By ukrócić interesy mafii, glówny prokurator antymafijny Włoch Piero Luigi Vigna usiłuje dziś przekonać premiera Silvio Berlusconiego do zarzucenia pomysłu budowy kilkukilometrowego mostu, który połączyłby Sycylię z południowymi Włochami. Dla lokalnych władz inwestycja warta prawie 5 mld euro (ją także współfinansuje UE) to podarunek dla mafii. - Przestępcy będą chcieli zarobić na kładzeniu asfaltu lub dostarczeniu betonu - uważa burmistrz Messyny Vincenzo Barbaro. Większość małych rodzinnych wytwórni cementu w południowych Włoszech to firmy, które - jak się uważa - są kontrolowane przez gangi.
Sycylijski hotel
"Wytnijmy raka mafii z włoskiego życia gospodarczego" - zaapelował na początku 2005 r. do Włochów prezydent Carlo Azeglio Ciampi. Ciampi rzadko zabiera publicznie głos w bieżących sprawach, ale mafijny rak coraz bardziej przeżera włoską ekonomię.
Dziś najgroźniejszym wrogiem mafii zdaje się prokurator Vigna. Aresztuje kolejnych bliskich współpracowników Provenzana, chcąc, by gangster poczuł się osaczony. Prokurator stosuje też taktykę spalonej ziemi, konfiskując aresztowanym mafiosom latyfundia. Następnie są one udostępniane turystom: mogą się oni przespać w łóżku mafijnego bossa, napić wina z jego piwniczki, popływać w basenie (zyski idą na fundusz pomocy dla ofiar mafii).
Na razie nawet to nie sprowokowało Provenzana do złamania jednostronnego nieformalnego rozejmu z włoskim państwem. Euro płynące do kas mafijnych spółek są wystarczającą zachętą do rozwagi. Zresztą włoskiej policji nie udało się schwytać Provenzana od 41 lat (w 1964 r. wydano za nim list gończy)! Nie wiadomo nawet, jak obecnie wygląda, bo ostatnie jego znane zdjęcie pochodzi z końca lat 50. Kiedy karabinierzy urządzili w Boże Narodzenie nalot na dom jego rodziny, licząc na rodzinny instynkt Sycylijczyka, znaleźli tam tylko jego kartkę do krewnych: "Dziękuję, świąteczne ciasto było pyszne".
Więcej możesz przeczytać w 32/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.