Musiało minąć 25 lat, żeby "Solidarność" została uznana za największy ruch wolnościowy w XX-wiecznej Europie Pod stocznią w Gdańsku wrócił nastrój sprzed 25 lat. Jednak kilka ulic dalej już nie. Nostalgiczne, choć banalne spostrzeżenie, że nie ma powrotu do dawnych wzruszeń, w tym wypadku łączyło się z westchnieniem ulgi.
Bo aby przywrócić intensywność tamtego przeżycia, trzeba by zrekonstruować opresyjny system i bunt przeciw niemu, który był źródłem niezwykłego fenomenu "Solidarności". Z drugiej strony, nie upłynął chyba czas wystarczający, aby uwolniona od doraźnych interesów, a więc i sporów, rocznica powstania "Solidarności" stała się niekwestionowanym fundamentem polskiej nowoczesnej tożsamości.
Zjazd "Solidarności" zwołany w oliwskiej hali dla uczczenia pierwszego takiego spotkania w 1981 r., pomimo zapewnień liderów o ciągłości tej organizacji, potwierdzał raczej brak ciągłości. Nie zmieniało tego to, że do Olivii przybyło wielu delegatów sprzed 24 lat, w tym tacy, którzy nie byli w Polsce od wielu lat. Jedynym momentem, kiedy można było poczuć aurę przypominającą tę sprzed lat, było wystąpienie przedstawiciela białoruskiej Polonii, który - opowiadając o prześladowaniu Polaków przez reżim Łukaszenki - wywołał oburzenie przywracające na moment dawne poczucie jedności.
Solidarność dla przyszłości
Aby zrozumieć różnicę między obecnym związkiem zawodowym a wielkim ruchem "Solidarność", wystarczyło się wsłuchać w rocznicową dwudniową konferencję "Solidarność dla przyszłości". Jej uczestnicy wskazywali, że był to wielki narodowy zryw wolnościowy, jak ujął to Lech Wałęsa, kolejne powstanie, tyle że tym razem ostatecznie zwycięskie. Z tej perspektywy znamienne było wystąpienie na konferencji przywódcy Światowego Związku Żołnierzy AK z posłaniem, w którym "Solidarność" została uznana za kontynuację walki polskiego okupacyjnego podziemia.
Paweł Śpiewak, socjolog, historyk idei (stały współpracownik "Wprost"), wskazał, że eksponowana w nazwie ruchu solidarność odnosiła się nie tylko do żywych, ale i umarłych, a więc pokoleń walczących w Polsce o wolność i narodową tożsamość. Symboliczne było zaproszenie na pierwszy zjazd "Solidarności" gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza, ostatniego żyjącego wówczas generała II RP. Zjazd ten upomniał się zresztą o nauczanie historii i nauk społecznych w Polsce. Jerzy Giedroyc porównywał wtedy ówczesną jedność Polaków do tej z roku 1920 i 1939. Historyk Henryk Głębocki opisał tamtą "Solidarność" jako naród zorganizowany w związek zawodowy, który zastąpił zawłaszczone państwo. Pierwszy zjazd "Solidarności" był zalążkiem polskiego nowego parlamentaryzmu, a cały ruch odwoływał się do dezawuowanych w czasach PRL tradycji polskiego republikanizmu.
Związek przywódców
Politolog Łukasz Kamiński wskazywał, że spontaniczne zorganizowanie tak ogromnego ruchu, jakim była "Solidarność", jest nieznane w historii. Żeby uzmysłowić sobie jego wymiar, trzeba zdać sobie sprawę z setek tysięcy inicjatyw, jakie się nań składały. Apogeum owego ruchu przypada na kryzys bydgoski w marcu 1981 r. To wówczas nastąpiła eksplozja aktywności Polaków przygotowujących się do strajku generalnego, a nawet do sowieckiej interwencji. Naruszająca reguły demokratyczne decyzja przywódców "Solidarności" (podjął ją Lech Wałęsa), aby ustąpić pod presją władz, wpłynęła radykalnie na załamanie się społecznej mobilizacji. Stan wojenny ostatecznie zdławił społeczną aktywność i - jak stwierdził Głębocki - doprowadził do redukcji wielkiego ruchu głównie do elit przywódczych.
Za naszą i waszą solidarność
Znaczenie "Solidarności" podkreślali pod stocznią przywódcy państw, których narody poszły jej śladem - prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko czy były prezydent Czech Vaclav Havel. Wskazywali na to również zaproszeni na konferencję opozycjoniści z ówczesnego bloku sowieckiego, dla których "Solidarność" była przebudzeniem nadziei i modelem działania. Lech Wałęsa był i pozostał dla nich symbolem tego ruchu. Inaczej sprawa wygląda z polskiej perspektywy. Wystąpienia Wałęsy nie spotykały się wyłącznie z pozytywnymi reakcjami. Nawet w Olivii przerywane były pojedynczymi protestami.
Oficjalnym obchodom towarzyszyły kontrobchody zorganizowane m.in. przez Joannę i Andrzeja Gwiazdów, Annę Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego. Wychodząc od oskarżeń o agenturalną rolę Wałęsy, dokonywali oni rewizji najnowszej historii. Nie każdego stać na dystans, jaki przejawia bohater sierpnia 1980 r. Bogdan Borusewicz, który potrafi się śmiać z megalomanii Wałęsy. - Opowiada, że palec boży kazał mu się spóźnić trzy godziny na strajk? Przestraszył się i nie dziwię się mu. Ważne, że doszedł - żartował Borusewicz.
Nie tylko historia
Podczas konferencji bez przerwy pojawiały się głosy dawnych członków "Solidarności", którzy czują się niedoceniani i zmarginalizowani. Również dla mieszkańców Gdańska ocena Lecha Wałęsy nie jest jednoznaczna. Mimo wysiłków prezydenta Pawła Adamowicza, który ma wielki udział w organizacji rocznicowych uroczystości, miasto żyje obchodami, ale nie żyją nimi mieszkańcy - jak to ujął jeden z taksówkarzy. Przesadzał, ale nie do końca.
A przecież z pewnością obchody te można uznać za wielki sukces i przywracanie właściwej miary fenomenowi "Solidarności" - zarówno w skali narodowej, jak i globalnej. Powstanie Europejskiego Centrum Solidarności pokazuje, że chodzi o proces, który nabiera instytucjonalnego kształtu. A historia nie jest nigdy tylko historią.
Fot. M. Stelmach
Zjazd "Solidarności" zwołany w oliwskiej hali dla uczczenia pierwszego takiego spotkania w 1981 r., pomimo zapewnień liderów o ciągłości tej organizacji, potwierdzał raczej brak ciągłości. Nie zmieniało tego to, że do Olivii przybyło wielu delegatów sprzed 24 lat, w tym tacy, którzy nie byli w Polsce od wielu lat. Jedynym momentem, kiedy można było poczuć aurę przypominającą tę sprzed lat, było wystąpienie przedstawiciela białoruskiej Polonii, który - opowiadając o prześladowaniu Polaków przez reżim Łukaszenki - wywołał oburzenie przywracające na moment dawne poczucie jedności.
Solidarność dla przyszłości
Aby zrozumieć różnicę między obecnym związkiem zawodowym a wielkim ruchem "Solidarność", wystarczyło się wsłuchać w rocznicową dwudniową konferencję "Solidarność dla przyszłości". Jej uczestnicy wskazywali, że był to wielki narodowy zryw wolnościowy, jak ujął to Lech Wałęsa, kolejne powstanie, tyle że tym razem ostatecznie zwycięskie. Z tej perspektywy znamienne było wystąpienie na konferencji przywódcy Światowego Związku Żołnierzy AK z posłaniem, w którym "Solidarność" została uznana za kontynuację walki polskiego okupacyjnego podziemia.
Paweł Śpiewak, socjolog, historyk idei (stały współpracownik "Wprost"), wskazał, że eksponowana w nazwie ruchu solidarność odnosiła się nie tylko do żywych, ale i umarłych, a więc pokoleń walczących w Polsce o wolność i narodową tożsamość. Symboliczne było zaproszenie na pierwszy zjazd "Solidarności" gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza, ostatniego żyjącego wówczas generała II RP. Zjazd ten upomniał się zresztą o nauczanie historii i nauk społecznych w Polsce. Jerzy Giedroyc porównywał wtedy ówczesną jedność Polaków do tej z roku 1920 i 1939. Historyk Henryk Głębocki opisał tamtą "Solidarność" jako naród zorganizowany w związek zawodowy, który zastąpił zawłaszczone państwo. Pierwszy zjazd "Solidarności" był zalążkiem polskiego nowego parlamentaryzmu, a cały ruch odwoływał się do dezawuowanych w czasach PRL tradycji polskiego republikanizmu.
Związek przywódców
Politolog Łukasz Kamiński wskazywał, że spontaniczne zorganizowanie tak ogromnego ruchu, jakim była "Solidarność", jest nieznane w historii. Żeby uzmysłowić sobie jego wymiar, trzeba zdać sobie sprawę z setek tysięcy inicjatyw, jakie się nań składały. Apogeum owego ruchu przypada na kryzys bydgoski w marcu 1981 r. To wówczas nastąpiła eksplozja aktywności Polaków przygotowujących się do strajku generalnego, a nawet do sowieckiej interwencji. Naruszająca reguły demokratyczne decyzja przywódców "Solidarności" (podjął ją Lech Wałęsa), aby ustąpić pod presją władz, wpłynęła radykalnie na załamanie się społecznej mobilizacji. Stan wojenny ostatecznie zdławił społeczną aktywność i - jak stwierdził Głębocki - doprowadził do redukcji wielkiego ruchu głównie do elit przywódczych.
Za naszą i waszą solidarność
Znaczenie "Solidarności" podkreślali pod stocznią przywódcy państw, których narody poszły jej śladem - prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko czy były prezydent Czech Vaclav Havel. Wskazywali na to również zaproszeni na konferencję opozycjoniści z ówczesnego bloku sowieckiego, dla których "Solidarność" była przebudzeniem nadziei i modelem działania. Lech Wałęsa był i pozostał dla nich symbolem tego ruchu. Inaczej sprawa wygląda z polskiej perspektywy. Wystąpienia Wałęsy nie spotykały się wyłącznie z pozytywnymi reakcjami. Nawet w Olivii przerywane były pojedynczymi protestami.
Oficjalnym obchodom towarzyszyły kontrobchody zorganizowane m.in. przez Joannę i Andrzeja Gwiazdów, Annę Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego. Wychodząc od oskarżeń o agenturalną rolę Wałęsy, dokonywali oni rewizji najnowszej historii. Nie każdego stać na dystans, jaki przejawia bohater sierpnia 1980 r. Bogdan Borusewicz, który potrafi się śmiać z megalomanii Wałęsy. - Opowiada, że palec boży kazał mu się spóźnić trzy godziny na strajk? Przestraszył się i nie dziwię się mu. Ważne, że doszedł - żartował Borusewicz.
Nie tylko historia
Podczas konferencji bez przerwy pojawiały się głosy dawnych członków "Solidarności", którzy czują się niedoceniani i zmarginalizowani. Również dla mieszkańców Gdańska ocena Lecha Wałęsy nie jest jednoznaczna. Mimo wysiłków prezydenta Pawła Adamowicza, który ma wielki udział w organizacji rocznicowych uroczystości, miasto żyje obchodami, ale nie żyją nimi mieszkańcy - jak to ujął jeden z taksówkarzy. Przesadzał, ale nie do końca.
A przecież z pewnością obchody te można uznać za wielki sukces i przywracanie właściwej miary fenomenowi "Solidarności" - zarówno w skali narodowej, jak i globalnej. Powstanie Europejskiego Centrum Solidarności pokazuje, że chodzi o proces, który nabiera instytucjonalnego kształtu. A historia nie jest nigdy tylko historią.
Siła wolności James A. Baker sekretarz stanu USA w latach 1989-1992, dla "Wprost" |
---|
"Solidarność" stworzyła nowy typ rewolucji - rewolucję pokojową. Ta metoda pozwoliła obalić komunizm bez przelewu krwi. Oczywiście, nie była to tylko zasługa związku zawodowego, ogromną rolę odegrali też m.in. Ronald Reagan czy Jan Paweł II. Nie zmienia to jednak faktu, że w pokojowej krucjacie całego wolnego świata przeciw komunizmowi, jaka trwała przez ponad 40 lat, "Solidarność" miała wielki udział, co było widać w czasie obchodów w Gdańsku. Nie jest prawdą, że Stanom Zjednoczonym wystarczyły częściowo wolne wybory w 1989 r. i potem popierały Wojciecha Jaruzelskiego, gdy ten został prezydentem Polski. Byłem wtedy szefem amerykańskiej dyplomacji i pamiętam to dobrze. Owszem, złożyliśmy z prezydentem Bushem seniorem wizytę Jaruzelskiemu w Warszawie, ale Bush zaprosił na uroczysty obiad Lecha Wałęsę i Bronisława Geremka. I oni przyszli, bo prezydent nalegał na obecność przedstawicieli "Solidarności". Poparcie, jakiego wtedy udzieliliśmy "Solidarności", przynosi profity do dziś, jej przykład świeci cały czas i inspiruje innych do działania. Wystarczy przytoczyć przykład Libanu. Przez 30 lat ten kraj był okupowany przez wojska syryjskie, ale seria pokojowych demonstracji wystarczyła, aby skłonić Syrię do wycofania swych oddziałów. Przecież te działania do złudzenia przypominają akcje "Solidarności" sprzed 25 lat. Taka jest właśnie siła wolności - jej idea ciągle porywa kolejne narody do czynu. Notował Agaton Koziński |
Fot. M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 36/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.