Odkryto, że elita władzy też uprawia seks. Do tej pory sądzono, że władza pieprzy tylko głupoty Od pewnego czasu dla wszystkich stało się jasne coś, o czym dawniej tylko szeptano. Elita władzy - podobnie jak wszyscy pozostali mieszkańcy planety Ziemia - uprawia seks. Do tej pory sądzono, że władza pieprzy tylko głupoty. To epokowe odkrycie pozytywnie zmieniło obraz polityków, pokazując ich jako ludzi nie pozbawionych uczuć i słabości.
Tacy politycy, jak Breżniew, Gomułka czy Jaruzelski, mieli w sobie tyle seksu co cysterna z gnojem czy zardzewiała betoniarka. Nawet dla Gierka, który kreował się na światowca, temat seksu nie istniał. Fanom wysublimowanych perwersji musiał wystarczyć jego stojący na głowie jeżyk. Odrobinę seksu miał w sobie łysy premier Cyrankiewicz, ale to głównie dzięki seksownej żonie - Ninie Andrycz.
W ciągu ostatnich dwustu lat elity światowe pozapinane były na ostatni guzik. Te zapięte pod szyję mundury, komiczne cylindry, binokle, żaboty, kamizelki, fraki i pasy to prawdziwe kolczaste zasieki broniące dostępu do cielesności właścicieli. Dzięki tym odzieżowym barykadom władza prezentowała się dostojnie i niedostępnie. O mentalności tamtych czasów niech świadczy fakt, że gdy w XIX wieku pewna brytyjska księżniczka w ubraniu wykąpała się w morzu, uznano ją za dziwkę. Seks jako broń propagandowa w polityce pojawił się dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku w USA. Wszystko za sprawą telewizji i niezbyt mądrego, ale przystojnego prezydenta Johna F. Kennedy`ego, który swoją urodą i seksapilem pokonał niższego i starszego kandydata republikanów. Na Kennedy`ego zagłosowały miliony uwiedzionych Amerykanów, które uwierzyły, że przystojny (podobnie jak faceci z reklam szamponów czy golarek) lepiej poradzi sobie z problemami kraju niż stary i mały. W Polsce podobna rewolucja nastąpiła trzydzieści lat później. Zdolny aparatczyk partyjny Kwaśniewski wygrał z legendarnym Wałęsą, bo był młodszy, wyższy, szczuplejszy, opalony i nosił niebieskie koszule.
O ile w latach sześćdziesiątych nikomu nie przeszkadzało to, że prezydent Kennedy miał kochanki, które kosił na hektary jak zboże, o tyle w czasach obecnych niewinna zabawa Billa Clintona ze stażystką Monicą Lewinsky wywołała skandal mogący pozbawić go prezydentury. Seks na górze stał się bardzo niebezpieczny nie tylko dla alpinistów. Dawniej na Zachodzie nikogo nie obchodziło, z kim sypia władza, o ile partnerka łóżkowa władzy nie była etatową agentką KGB (jak np. podczas słynnej afery brytyjskiego ministra). Głośny skandal, który wybuchł wokół zabaw z cygarem Billa Clintona w Gabinecie Owalnym Białego Domu, ma po latach swoje konsekwencje. Dziennikarze także w naszej części świata coraz bardziej interesują się życiem intymnym polityków, zastanawiając się, czy nie stoi ono w sprzeczności z oficjalnie deklarowanymi poglądami. Skoro pytano wprost samego prezydenta USA, czy sypiał ze swoją stażystką czy nie, to czemu podobnych pytań (jeśli są jakieś podejrzenia i wątpliwości) nie zadawać naszym politykom. Nie tak dawno sam Kwaśniewski tonący w morzu plotek i żarcików musiał tłumaczyć, że Edyta Górniak nie jest z nim w ciąży. Premier Buzek był podejrzewany o dziwną zażyłość ze swoją podwładną Teresą Kamińską (wtajemniczeni twierdzili, że to Kamińska jest faktycznym premierem, a Buzek tylko robi jej kawę). Dziennikarze odkryli, że szef PSL Waldemar Pawlak podaje na swojej stronie internetowej informacje o przywiązaniu do tradycji rodzinnych i prezentuje się jako wzorowy mąż i ojciec, a tymczasem od dłuższego czasu mieszka oficjalnie z atrakcyjną kochanką poza rodzinnym gniazdkiem.
Najnowszym hitem z serii "seks na górze" są domniemania, że kandydat na prezydenta Włodzimierz Cimoszewicz był w zażyłych stosunkach z atakującą go obecnie byłą asystentką Anną Jarucką. Dowodem na to dziwny, dwuznaczny styl pism Jaruckiej do swego szefa, a także jej zachowanie przypominające ruchy zranionej kochanki. Chcący wyjaśnić te wątpliwości dziennikarz Radia RMF Przemysław Marzec dowiedział się od marszałka Cimoszewicza, że jest świnią. Po co wyzywać dziennikarzy od świń? Może lepiej powiedzieć prawdę. Seks na górze to seks na wysokościach. Seks na wysokościach nie musi oznaczać, że uprawiają go ludzie będący na wysokim poziomie. Stare przysłowie windziarzy z Suwałk mówi: kochając się na najwyższym piętrze, pamiętaj, że nie tylko drapacz chmur może podrapać ci plecy.
W ciągu ostatnich dwustu lat elity światowe pozapinane były na ostatni guzik. Te zapięte pod szyję mundury, komiczne cylindry, binokle, żaboty, kamizelki, fraki i pasy to prawdziwe kolczaste zasieki broniące dostępu do cielesności właścicieli. Dzięki tym odzieżowym barykadom władza prezentowała się dostojnie i niedostępnie. O mentalności tamtych czasów niech świadczy fakt, że gdy w XIX wieku pewna brytyjska księżniczka w ubraniu wykąpała się w morzu, uznano ją za dziwkę. Seks jako broń propagandowa w polityce pojawił się dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku w USA. Wszystko za sprawą telewizji i niezbyt mądrego, ale przystojnego prezydenta Johna F. Kennedy`ego, który swoją urodą i seksapilem pokonał niższego i starszego kandydata republikanów. Na Kennedy`ego zagłosowały miliony uwiedzionych Amerykanów, które uwierzyły, że przystojny (podobnie jak faceci z reklam szamponów czy golarek) lepiej poradzi sobie z problemami kraju niż stary i mały. W Polsce podobna rewolucja nastąpiła trzydzieści lat później. Zdolny aparatczyk partyjny Kwaśniewski wygrał z legendarnym Wałęsą, bo był młodszy, wyższy, szczuplejszy, opalony i nosił niebieskie koszule.
O ile w latach sześćdziesiątych nikomu nie przeszkadzało to, że prezydent Kennedy miał kochanki, które kosił na hektary jak zboże, o tyle w czasach obecnych niewinna zabawa Billa Clintona ze stażystką Monicą Lewinsky wywołała skandal mogący pozbawić go prezydentury. Seks na górze stał się bardzo niebezpieczny nie tylko dla alpinistów. Dawniej na Zachodzie nikogo nie obchodziło, z kim sypia władza, o ile partnerka łóżkowa władzy nie była etatową agentką KGB (jak np. podczas słynnej afery brytyjskiego ministra). Głośny skandal, który wybuchł wokół zabaw z cygarem Billa Clintona w Gabinecie Owalnym Białego Domu, ma po latach swoje konsekwencje. Dziennikarze także w naszej części świata coraz bardziej interesują się życiem intymnym polityków, zastanawiając się, czy nie stoi ono w sprzeczności z oficjalnie deklarowanymi poglądami. Skoro pytano wprost samego prezydenta USA, czy sypiał ze swoją stażystką czy nie, to czemu podobnych pytań (jeśli są jakieś podejrzenia i wątpliwości) nie zadawać naszym politykom. Nie tak dawno sam Kwaśniewski tonący w morzu plotek i żarcików musiał tłumaczyć, że Edyta Górniak nie jest z nim w ciąży. Premier Buzek był podejrzewany o dziwną zażyłość ze swoją podwładną Teresą Kamińską (wtajemniczeni twierdzili, że to Kamińska jest faktycznym premierem, a Buzek tylko robi jej kawę). Dziennikarze odkryli, że szef PSL Waldemar Pawlak podaje na swojej stronie internetowej informacje o przywiązaniu do tradycji rodzinnych i prezentuje się jako wzorowy mąż i ojciec, a tymczasem od dłuższego czasu mieszka oficjalnie z atrakcyjną kochanką poza rodzinnym gniazdkiem.
Najnowszym hitem z serii "seks na górze" są domniemania, że kandydat na prezydenta Włodzimierz Cimoszewicz był w zażyłych stosunkach z atakującą go obecnie byłą asystentką Anną Jarucką. Dowodem na to dziwny, dwuznaczny styl pism Jaruckiej do swego szefa, a także jej zachowanie przypominające ruchy zranionej kochanki. Chcący wyjaśnić te wątpliwości dziennikarz Radia RMF Przemysław Marzec dowiedział się od marszałka Cimoszewicza, że jest świnią. Po co wyzywać dziennikarzy od świń? Może lepiej powiedzieć prawdę. Seks na górze to seks na wysokościach. Seks na wysokościach nie musi oznaczać, że uprawiają go ludzie będący na wysokim poziomie. Stare przysłowie windziarzy z Suwałk mówi: kochając się na najwyższym piętrze, pamiętaj, że nie tylko drapacz chmur może podrapać ci plecy.
Więcej możesz przeczytać w 36/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.