Rządził krajem przy pomocy szlachty, biurokracji i wojska, które były wierne jemu, a nie narodowi czy państwu. Dziś jest podobnie. Władzę w kraju sprawuje jedna osoba, która w zaufanym kręgu ludzi decyduje niemal o wszystkim. Te decyzje przekazywane są na dół, a potężna machina biurokratyczna zajmuje się wcielaniem ich w życie. W takich warunkach bardzo łatwo wyhodować nacjonalizm, gdyż to, co mówi szczyt tej piramidy, ma spajać społeczeństwo.
Rosja zwraca się w stronę nacjonalizmu, bo czuje się upokorzona. Mimo że dzisiejszej Rosji nie powinno się porównywać do faszystowskich Niemiec, to pewne symptomy wzrostu rosyjskiego nacjonalizmu przypominają czasy republiki weimarskiej w Niemczech. Rozpad Związku Radzieckiego był dla Rosjan tym, czym pokój wersalski dla Niemiec. Dziś Rosjanie są słabi i biedni, dlatego zwracają się ku hasłom, które przekonują ich, że nadal są potęgą.
Szukanie wroga
Rosyjski nacjonalizm jest skierowany na zewnątrz. Amerykański nacjonalizm jest patriotyzmem - wyrasta z dumy ze swego państwa i wiary w boskie posłannictwo. Nie jest agresywny, lecz opiera się na tolerancji. W Rosji jest odwrotnie. To specyficzna forma nacjonalizmu szowinistycznego. Dzisiejszym wrogiem Rosji jest Zachód, Amerykanie, NATO, Żydzi, ale też Japończycy i Chińczycy. Często każdy, kto się wyróżnia.
Oficjalnie Kreml z wszystkimi ma znakomite stosunki. Nieoficjalnie rzecz przedstawia się inaczej. Wystarczy posłuchać niektórych doradców prezydenckich czy poczytać artykuły ekspertów związanych z Kremlem. W subtelny sposób rosyjska opinia publiczna dowiaduje się, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Kto działa zgodnie z interesami Rosji, a kto nie. Rosjanie w ten sposób kształtują sobie pogląd na świat. To zawoalowana forma indoktrynacji. Tak agresywny (szowinistyczny) nacjonalizm wchodzi do podświadomości Rosjan. Dziś większość z nich deklaruje chęć powrotu do idei imperium. Rosjanin chce znowu panować nad tą częścią świata.
W ten sposób Władimir Putin staje się spadkobiercą rosyjskich nacjonalistów. Teraz też nacjonalizm ma sprzyjać restauracji mocarstwa, ale i uzasadniać ten proces. Nerwowe reakcje po rewolucjach w Gruzji i na Ukrainie pokazują oblicze rosyjskiej polityki. Dominuje w niej żal, że Rosja została zdradzona. I to przez braci.
Heretycki Zachód
Rosyjski nacjonalizm ma jeszcze inną podstawę, która sprawia, że trafia on do głębi rosyjskiej duszy. To religia. Dla Rosji Zachód jest heretycki. Prawdziwa wiara jest w Rosji. Nasz car jest prawdziwym carem świata. Takie nauczanie dominowało w Rosji przez kilkaset lat, a jego skutki są widoczne do dziś Rosjanie powinni się uczyć od Zachodu zarówno w dziedzinie gospodarczej, jak i społecznej czy politycznej. Społecznie Rosja jest dramatycznie zacofana. Rosjanie nie chcą jednak pobierać tych nauk. Przeciwnie, uważają, że to oni mają uczyć innych. Skutki takiej postawy będą bardzo złe. Dziś niemal cały świat czerpie z cywilizacji zachodniej. Robią to nawet Chiny i Japonia.
Warszawa nie powinna się zbytnio obawiać negatywnych skutków wzrostu rosyjskiego nacjonalizmu. Rosjanie uważają, że Polska jest krajem zachodnim, co oznacza, że zrezygnowali z roszczeń wobec Polski. Inaczej potraktują takie kraje, jak Ukraina czy Białoruś, uznawane za wschód Europy, który Rosja wiąże ze swoimi żywotnymi interesami. Ta rosyjski nacjonalizm może przyjąć agresywniejsze formy.
Rosyjskiego nacjonalizmu nie trzeba się obawiać jeszcze z innego powodu. Otóż Władimir Putin w przeciwieństwie do wielkich rosyjskich carów nie jest silny. Jest zbyt nijaki, by się stać rzeczywistym carem - symbolem narodu. Piętnaście lat temu powiedziałem, że Rosja pod względem społecznym i ekonomicznym stanie się krajem Trzeciego Świata, z rządem podobnym jak w Argentynie czy Brazylii. To może być zasługą obecnego prezydenta. Uważam, że ten scenariusz dopełni się podczas trzeciej kadencji Putina. I to będzie największe zagrożenie dla Rosji.
|
---|
Daniel Fried Dyrektor ds. Europy w Departamencie Stanu USA Kurs rosyjskiej demokracji bardzo nas niepokoi. Stosunki Moskwy i Waszyngtonu zależą od tego, w jakim kierunku pójdzie rosyjska demokracja. Mamy wiele zastrzeżeń co do jej kondycji. Podziela je wielu obserwatorów i analityków. Mówił też o tym prezydent George W. Bush. Chodzi głównie o stan poszanowania prawa, wolność mediów i ogólne respektowanie zasad demokracji liberalnej. Maria Gajdar Założycielka młodzieżowego ruchu demokratycznego Da!, córka Jegora Gajdara, nazywanego "ojcem rosyjskich reform" Rosja nie jest jeszcze dyktaturą. Mamy instytucje demokratyczne, ale społeczeństwo nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak je wykorzystać, brakuje świadomości liberalnej demokracji. Rośnie za to pielęgnowana przez władze świadomość nacjonalistyczna. Władza wmawia ludziom, że przeciw Rosji ktoś nieustannie spiskuje. Wielu młodych ludzi zdaje sobie sprawę z tego stanu rzeczy, dyskutujemy o tym, ale jest też mnóstwo młodych i aktywnych osób, które ulegają nacjonalistycznym sloganom. To właśnie oni tworzą struktury takich grup młodzieżowych, jak proputinowska organizacja Nasi, a władze im w tym pomagają. Dzięki protekcji udaje im się zdobywać ogromne fundusze. Ci ludzie mogą się w przyszłości stać rdzeniem innej, nacjonalistycznej Rosji. Wierzę jednak, że tak się nie stanie. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.