Czy ks. Janusz Bielański, jedna z legend krakowskiego Kościoła, to agent SB o pseudonimie Waga?
Niech przestanie srać we własne gniazdo, bo źle skończy - telefony takiej treści od kilku dni odbierają współpracownicy ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Wszystko po tym, jak legendarny kapelan nowohuckiej "Solidarności" zaapelował, aby Kościół rozliczył się z przeszłości i ujawnił nazwiska księży, którzy współpracowali ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Przedstawiciele krakowskiej kurii najpierw nabrali wody w usta, a potem zapowiedzieli, że powołają komisję, która wyjaśni sprawę. Nic nie wskazuje jednak na to, by ta komisja - podobnie jak inne wcześniej powołane - cokolwiek zdziałała. W Krakowie mówi się nawet, że powołano ją nie po to, by coś ujawnić, ale po to, by "uspokoić" zbyt odważnych księży. Ks. Isakowicz-Zaleski uspokoić się nie chce. - Trudno. Złamałem zasady korporacyjne. Nie mogłem jednak milczeć - mówi "Wprost". Podobnie jak on myśli coraz więcej księży, dlatego ujawniane są kolejne nazwiska. Współpracę z bezpieką przypisuje się m.in. (w artykule w "Tygodniku Podhalańskim") współtwórcy i kustoszowi sanktuarium na zakopiańskich Krzeptówkach ks. Mieczysławowi Drozdkowi. Miał on przekazywać SB m.in. informacje o Karolu Wojtyle i Stanisławie Dziwiszu. "Wprost" dowiedział się z kolei, że kilku pokrzywdzonych księży i byłych działaczy podziemia odkryło w dokumentach otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej, że agentem bezpieki o pseudonimie Waga miał być jeden z najbardziej znanych polskich duchownych - ks. Janusz Bielański.
Agent na Wawelu?
Ks. Janusz Bielański od 1983 r. jest proboszczem Królewskiej Katedry na Wawelu. Według naszych informacji, w dokumentach IPN znajdują się materiały, z których wynika, że Bielański był zarejestrowanym współpracownikiem SB. Są też informacje o tym, że po pewnym czasie ksiądz tę współpracę zerwał. Wcześniej miał informować funkcjonariuszy m.in. o osobach, które zamawiają na Wawelu msze za ojczyznę, i tych, które na nie przychodzą. Ks. Bielański nie chciał z nami rozmawiać o swojej przeszłości.
Ks. Tadeusz Zaleski, który widział już w IPN część dokumentów bezpieki na swój temat, mówi, że takich księży jak Bielański było więcej. Z jednym z nich już rozmawiał. - Powiedziałem, że jeśli nie ma sobie nic do zarzucenia, niech idzie do IPN i wystąpi o swoje teczki. Usłyszałem, że nie ma potrzeby taplania się w szambie - opowiada ks. Zaleski.
Wyrok na księdza
- Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest jedną z tych osób, które mają największe prawo domagać się ujawnienia prawdy o agentach - mówi Zbigniew Fijak, krakowski działacz antykomunistycznej opozycji, obecnie polityk PO, współpracownik Jana Rokity. Ks. Zaleski, kapelan nowohuckiej "Solidarności", potem duszpasterz Ormian (jest półkrwi Ormianinem) w konspirację był zaangażowany od czasów seminarium. Odmówiono mu wydania paszportu, przez co nie wyjechał na studia do Rzymu. Szybko znalazł się na przygotowanej przez krakowską SB liście księży niepokornych. Dwukrotnie został napadnięty i bestialsko pobity. Drugi z incydentów miał prawdopodobnie zakończyć się śmiercią duchownego. - Przez wizjer zobaczyłem dziewczynę w kitlu. Powiedziała, że mój proboszcz miał zawał. Otworzyłem drzwi. Do środka wpadło kilku zbirów. Spętano mnie gumowym kablem. Bili. Potem chcieli wciągnąć mnie do samochodu. Zacząłem udawać atak padaczki. Wtedy porzucili mnie w ogrodzie - opowiada ksiądz. Komunistyczne władze tłumaczyły później zajście jako napad bojówki "Solidarności" lub "innej grupy kryminalnej".
Wstrząsające są zdjęcia nakręcone przez SB podczas wizji lokalnej. - Gdy IPN pokazał mi tę kasetę, byłem w stanie obejrzeć ją tylko do połowy. Oglądanie siebie sprzed 20 lat pobitego i przerażonego to coś nie do opisania. Niektórzy koledzy zwrócili mi uwagę, że pętla z kabla, którą mnie skrępowano, była założona w identyczny sposób jak u ks. Jerzego Popiełuszki - mówi ks. Zaleski. Dziś duchowny jest znanym w Krakowie działaczem charytatywnym. Pomaga osobom upośledzonym umysłowo, prowadząc Fundację im. Brata Alberta i schronisko w podkrakowskich Radwanowicach.
But kardynała Macharskiego
- Miałem sceptyczne podejście do lustracji i nawet nie chciałem iść po teczkę. Namówili mnie znajomi, którzy twierdzili, że gdy dowiadywali się, kto na nich donosił, przecierali oczy ze zdumienia. Więc poszedłem i nie żałuję - mówi ks. Zaleski. Dzięki dokumentom dowiedział się, że donosił na niego m.in. kolega, były kleryk, określony przez SB jako TW Jarek. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że donosicielami byli księża. Znalazłem na przykład informację o tym, co na mój temat mówiono na imieninach u ks. Mikołaja Kuczkowskiego. A na taką uroczystość nie były zapraszane osoby świeckie - opowiada ks. Zaleski. Z raportów SB wynika, że w krakowskiej diecezji udało się zwerbować około 10 proc. księży. W 1986 r. jeden z esbeków chwalił się: "Współpraca jest dobra, ale planuje się jeszcze pozyskać 10 księży świeckich, 11 księży zakonnych w tym 1 kleryka, 8 osób świeckich pozostających w bliskich kontaktach z klerem i 5 członków duszpasterstw stanowo-zawodowych". Zbigniew Fijak przytacza krążące po Krakowie opowieści o jednym z księży, którego SB dla żartu, "w celu identyfikacji zapachu", poprosiła o przyniesienie buta kardynała Macharskiego. Ksiądz wykonał polecenie.
Komisje niepamięci
Krakowska komisja Pamięć i Troska, która ma zbadać działalność księży agentów, nie będzie pierwszą w Polsce. Prace tych, które już powstały, nie napawają optymizmem. We Wrocławiu członkowie komisji doszli do mało odkrywczych wniosków: "akta zostały spalone, więc procedura będzie utrudniona". Nie lepiej jest w Lublinie, gdzie komisję powołał najbardziej sceptyczny wobec lustracji wśród hierarchów abp Józef Życiński. W skład komisji weszła m.in. prof. Barbara Skarga, która do zwolenników lustracji odnosi się wyjątkowo niechętnie. Nic dziwnego, że dotychczasowe ustalenia lubelskiej komisji nie wychodzą poza banały w stylu: "w okresie inwigilacji Kościoła w czasie obchodów milenium chrztu Polski jedynie 15 proc. funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa miało wyższe wykształcenie".
Marek Lasota, historyk z krakowskiego IPN, podkreśla, że 90 proc. duchownych nie dało się złamać bezpiece. - Kościół jest winien prawdę tej znakomitej większości księży - mówi Lasota. Nic jednak nie wskazuje na to, by tak się stało. Hierarchowie milczą. Na temat księży agentów nie chce rozmawiać metropolita krakowski abp Stanisław Dziwisz. Prymas Polski kard. Józef Glemp, który jest bezpośrednim przełożonym ks. Tadeusza Zaleskiego, po jego apelu odwołał wcześniej umówioną rozmowę z dziennikarzami "Wprost". - W obecnej sytuacji ksiądz prymas uchyla się od wszelkich komentarzy - wyjaśnił nam jego sekretarz. Efekt? W mediach trwa licytacja na wypowiedzi esbeków, którzy dowodzą winy lub niewinności znanych małopolskich duchownych, m.in. ks. Mieczysława Drozdka. Z pomówień o kontakty z tajnymi służbami PRL publicznie muszą się tłumaczyć także biskupi, na przykład Tadeusz Pieronek.
- Po co cały ten cyrk? W tych tajemnicach jest więcej złego niż dobrego dla tych, którzy ich bronią - mówi ks. Tadeusz Zaleski. On sam bardziej niż na swych przełożonych liczy na polityków. - Niech jak najszybciej uchwalą ustawę o pełnym dostępie do akt komunistycznej bezpieki. W przeciwnym razie prawdę poznamy po śmierci tych, którzy donosili. Może nawet za 30 lat.
Agent na Wawelu?
Ks. Janusz Bielański od 1983 r. jest proboszczem Królewskiej Katedry na Wawelu. Według naszych informacji, w dokumentach IPN znajdują się materiały, z których wynika, że Bielański był zarejestrowanym współpracownikiem SB. Są też informacje o tym, że po pewnym czasie ksiądz tę współpracę zerwał. Wcześniej miał informować funkcjonariuszy m.in. o osobach, które zamawiają na Wawelu msze za ojczyznę, i tych, które na nie przychodzą. Ks. Bielański nie chciał z nami rozmawiać o swojej przeszłości.
Ks. Tadeusz Zaleski, który widział już w IPN część dokumentów bezpieki na swój temat, mówi, że takich księży jak Bielański było więcej. Z jednym z nich już rozmawiał. - Powiedziałem, że jeśli nie ma sobie nic do zarzucenia, niech idzie do IPN i wystąpi o swoje teczki. Usłyszałem, że nie ma potrzeby taplania się w szambie - opowiada ks. Zaleski.
Wyrok na księdza
- Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest jedną z tych osób, które mają największe prawo domagać się ujawnienia prawdy o agentach - mówi Zbigniew Fijak, krakowski działacz antykomunistycznej opozycji, obecnie polityk PO, współpracownik Jana Rokity. Ks. Zaleski, kapelan nowohuckiej "Solidarności", potem duszpasterz Ormian (jest półkrwi Ormianinem) w konspirację był zaangażowany od czasów seminarium. Odmówiono mu wydania paszportu, przez co nie wyjechał na studia do Rzymu. Szybko znalazł się na przygotowanej przez krakowską SB liście księży niepokornych. Dwukrotnie został napadnięty i bestialsko pobity. Drugi z incydentów miał prawdopodobnie zakończyć się śmiercią duchownego. - Przez wizjer zobaczyłem dziewczynę w kitlu. Powiedziała, że mój proboszcz miał zawał. Otworzyłem drzwi. Do środka wpadło kilku zbirów. Spętano mnie gumowym kablem. Bili. Potem chcieli wciągnąć mnie do samochodu. Zacząłem udawać atak padaczki. Wtedy porzucili mnie w ogrodzie - opowiada ksiądz. Komunistyczne władze tłumaczyły później zajście jako napad bojówki "Solidarności" lub "innej grupy kryminalnej".
Wstrząsające są zdjęcia nakręcone przez SB podczas wizji lokalnej. - Gdy IPN pokazał mi tę kasetę, byłem w stanie obejrzeć ją tylko do połowy. Oglądanie siebie sprzed 20 lat pobitego i przerażonego to coś nie do opisania. Niektórzy koledzy zwrócili mi uwagę, że pętla z kabla, którą mnie skrępowano, była założona w identyczny sposób jak u ks. Jerzego Popiełuszki - mówi ks. Zaleski. Dziś duchowny jest znanym w Krakowie działaczem charytatywnym. Pomaga osobom upośledzonym umysłowo, prowadząc Fundację im. Brata Alberta i schronisko w podkrakowskich Radwanowicach.
But kardynała Macharskiego
- Miałem sceptyczne podejście do lustracji i nawet nie chciałem iść po teczkę. Namówili mnie znajomi, którzy twierdzili, że gdy dowiadywali się, kto na nich donosił, przecierali oczy ze zdumienia. Więc poszedłem i nie żałuję - mówi ks. Zaleski. Dzięki dokumentom dowiedział się, że donosił na niego m.in. kolega, były kleryk, określony przez SB jako TW Jarek. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że donosicielami byli księża. Znalazłem na przykład informację o tym, co na mój temat mówiono na imieninach u ks. Mikołaja Kuczkowskiego. A na taką uroczystość nie były zapraszane osoby świeckie - opowiada ks. Zaleski. Z raportów SB wynika, że w krakowskiej diecezji udało się zwerbować około 10 proc. księży. W 1986 r. jeden z esbeków chwalił się: "Współpraca jest dobra, ale planuje się jeszcze pozyskać 10 księży świeckich, 11 księży zakonnych w tym 1 kleryka, 8 osób świeckich pozostających w bliskich kontaktach z klerem i 5 członków duszpasterstw stanowo-zawodowych". Zbigniew Fijak przytacza krążące po Krakowie opowieści o jednym z księży, którego SB dla żartu, "w celu identyfikacji zapachu", poprosiła o przyniesienie buta kardynała Macharskiego. Ksiądz wykonał polecenie.
Komisje niepamięci
Krakowska komisja Pamięć i Troska, która ma zbadać działalność księży agentów, nie będzie pierwszą w Polsce. Prace tych, które już powstały, nie napawają optymizmem. We Wrocławiu członkowie komisji doszli do mało odkrywczych wniosków: "akta zostały spalone, więc procedura będzie utrudniona". Nie lepiej jest w Lublinie, gdzie komisję powołał najbardziej sceptyczny wobec lustracji wśród hierarchów abp Józef Życiński. W skład komisji weszła m.in. prof. Barbara Skarga, która do zwolenników lustracji odnosi się wyjątkowo niechętnie. Nic dziwnego, że dotychczasowe ustalenia lubelskiej komisji nie wychodzą poza banały w stylu: "w okresie inwigilacji Kościoła w czasie obchodów milenium chrztu Polski jedynie 15 proc. funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa miało wyższe wykształcenie".
Marek Lasota, historyk z krakowskiego IPN, podkreśla, że 90 proc. duchownych nie dało się złamać bezpiece. - Kościół jest winien prawdę tej znakomitej większości księży - mówi Lasota. Nic jednak nie wskazuje na to, by tak się stało. Hierarchowie milczą. Na temat księży agentów nie chce rozmawiać metropolita krakowski abp Stanisław Dziwisz. Prymas Polski kard. Józef Glemp, który jest bezpośrednim przełożonym ks. Tadeusza Zaleskiego, po jego apelu odwołał wcześniej umówioną rozmowę z dziennikarzami "Wprost". - W obecnej sytuacji ksiądz prymas uchyla się od wszelkich komentarzy - wyjaśnił nam jego sekretarz. Efekt? W mediach trwa licytacja na wypowiedzi esbeków, którzy dowodzą winy lub niewinności znanych małopolskich duchownych, m.in. ks. Mieczysława Drozdka. Z pomówień o kontakty z tajnymi służbami PRL publicznie muszą się tłumaczyć także biskupi, na przykład Tadeusz Pieronek.
- Po co cały ten cyrk? W tych tajemnicach jest więcej złego niż dobrego dla tych, którzy ich bronią - mówi ks. Tadeusz Zaleski. On sam bardziej niż na swych przełożonych liczy na polityków. - Niech jak najszybciej uchwalą ustawę o pełnym dostępie do akt komunistycznej bezpieki. W przeciwnym razie prawdę poznamy po śmierci tych, którzy donosili. Może nawet za 30 lat.
Więcej możesz przeczytać w 8/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.