Jak Słowacja stała się jasną górą w sercu Europy
Cierpliwość i pracowitość to dwie najważniejsze cechy, jakie powinien mieć polityk w Europie Środkowej. Mam obie i właśnie je uważam za klucz do sukcesów, które odniosłem, pełniąc funkcję premiera Słowacji. Do tego urzędu dochodziłem bardzo powoli. Po upadku komunizmu wstąpiłem do właśnie tworzonej Słowackiej Unii Demokratycznej i Chrześcijańskiej (SDKň), potem zostałem członkiem rządu - najpierw jako wiceminister w resorcie transportu, później jako jego szef, wreszcie od 1998 r. jako premier. Na każdym szczeblu kariery kierowałem się swoim motto: rolą polityka jest służyć ludziom, starać się poprawić ich życie i w ten sposób udowadniać swoją wartość. Sukcesy gospodarcze, jakie ostatnio odnosi Słowacja, pokazują, że moje założenia były słuszne.
Brudne triki Meciara
Jeszcze w 1997 r. Madeleine Albright mówiła o Słowacji jako o "czarnej dziurze w sercu Europy", dziś cały świat chwali nasze reformy gospodarcze. To najlepszy dowód, że opłaciła się ciężka praca, jaką wykonał cały kraj. Do tych komplementów prowadziła jednak długa i ciężka droga. Już kampania wyborcza przed wyborami parlamentarnymi w 1998 r. była mordercza. W jej trakcie ówczesny premier Vladimir Meciar wprowadził zmiany w ordynacji wyborczej, które poważnie utrudniały szanse zwycięstwa mojej koalicji - według nowych zasad każda z partii ją tworzących musiała zdobyć co najmniej 5 proc. głosów. Na szczęście szybko osiągnęliśmy porozumienie wewnątrz Słowackiej Koalicji Demokratycznej i przekształciliśmy się w partię, na której przewodniczącego wybrano mnie. Wprawdzie nie udało nam się w tych wyborach pokonać ugrupowania Meciara, ale przy pomocy Partii Węgierskiej Koalicji, Partii Porozumienia Obywatelskiego i Partii Lewicy Demokratycznej udało nam się zebrać większość parlamentarną i stworzyć rząd. W ten sposób rozpoczęło się moje urzędowanie jako premiera, które trwa bez przerwy już osiem lat - zdecydowanie najdłużej we wszystkich krajach Europy Środkowej.
Od początku mieliśmy świadomość, jak wiele pracy nas czeka. Na szczęście udało mi się stworzyć świetny zespół współpracowników z wicepremierem Ivanem Mikloaem na czele, którzy podzielali mój pomysł na reformy gospodarcze. Naszym najważniejszym zadaniem było ustabilizowanie sytuacji gospodarczej w kraju, ale równocześnie rozpoczęliśmy pracę nad głębszymi reformami. W każdym ministerstwie powstał zespół, który miał wcielać w życie wolnorynkowe zmiany zgodne z programem rządowym, dokumentem, który opracowaliśmy tuż po dojściu do władzy. Po dwóch latach pracy dokonaliśmy oceny wyników, wprowadziliśmy poprawki i poszliśmy dalej. Zwycięskie wybory w 2002 r. dowiodły, że Słowacy nam ufają, zgadzają się z naszą wizją gospodarki. To nas zachęciło do dalszych działań.
Bolesny liniowiec
Najwięcej splendoru przyniosło mojemu rządowi wprowadzenie od początku 2004 r. podatku liniowego. To była bardzo trudna decyzja, ale teraz, gdy upłynęły dwa lata, mogę powiedzieć, że było warto. To głównie dzięki niej Słowacja przeżywa teraz tak szybki rozwój gospodarczy i głównie dlatego jesteśmy tak chwaleni. Wprawdzie Słowacy przeżyli wiele bolesnych chwil, co najlepiej pokazują sondaże, w których moja partia znajduje się nisko, ale mimo wszystko uważam, że było warto - nawet jeśli z tego powodu miałbym przegrać wybory. Zresztą wcale tak być nie musi. Najtrudniejsze reformy wprowadziliśmy od razu po wyborach, teraz one owocują wzrostem gospodarczym. To dobra platforma do rozmów ze Słowakami, wytłumaczenia im, że te bolesne zmiany były konieczne, aby kraj mógł się rozwijać. Świadczą o tym zresztą też liczby - w 2002 r. bezrobocie wynosiło 18Ęproc., teraz spadło do 11 proc. To najlepszy przykład, że rozpoczęte przez nas reformy przynoszą skutek.
W tym roku na Słowacji odbędą się wybory parlamentarne, na spotkaniach przedwyborczych będę miał więc okazję wyjaśnić ludziom sens dokonanych przez nas reform. Nigdy zresztą nie stroniłem od spotkań ze Słowakami. W 1998 r. kampanię wyborczą, która wyniosła mnie do władzy, przejechałem na rowerze - w ten sposób łatwiej było się mi spotykać z ludźmi, przekonywać ich do moich pomysłów. Przejechałem wiele kilometrów, ale opłaciło się. W podobny sposób odniosłem sukces w kolejnych wyborach, w 2002 r. Odbyłem mnóstwo spotkań, większość czasu spędzałem między ludźmi. Wydaje mi się, że to jest podstawa mojego sukcesu - rozmawiam bezpośrednio ze Słowakami, przekonuję ich do własnego zdania, ale także słucham, co mają mi do powiedzenia, jestem ciekaw ich opinii. Zależy mi, aby pokazać, że moja praca to nie funkcja, lecz służba dla ludzi.
Churchill Europy Środkowej
Słowacja była awangardą w Europie przy wprowadzaniu podatku liniowego. Nie spodziewam się jednak, że z tego powodu postawi mi ktoś pomnik. Nie mam zresztą zamiaru ustępować - lubię moją pracę, nie czuję się wypalony, mam motywację, aby stać na czele rządu. Ciągle pamiętam, że moim podstawowym zadaniem jest służyć ludziom - tak jak Winston Churchill, który nie bał się stanąć przed Brytyjczykami nawet w chwilach, gdy podejmował najtrudniejsze decyzje. Ja także ciągle się zastanawiam: co jeszcze mogę zrobić dla Słowaków.
Od najmłodszych lat uprawiałem biegi długodystansowe. Teraz w wolnych chwilach także staram się biegać, raz w roku wystartować w maratonie. W podobny sposób jak do długiego biegu podszedłem do swojej roli premiera: od początku wiedziałem, że muszę się nastawić na długi bieg, zanim dotrę do mety, jaką jest nowoczesna Słowacja. To zresztą nie przypadek, że Leszek Balcerowicz, inny wielki reformator naszego regionu, także uprawiał biegi długodystansowe. Bez najważniejszych cech maratończyka - cierpliwości i pracowitości - nie da się niczego zmienić w regionie.
Powrót populizmu? |
---|
Mimo sukcesów gospodarczych, chwalonych za granicą, na Słowacji dojdzie do przedterminowych wyborów. W wyniku sporu o tzw. klauzulę sumienia (zezwalającą katolikom na odmowę wykonywania pracy z powodów religijnych) koalicję rządową opuściła Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (KDH), co wymusiło przesunięcie daty wyborów z jesieni na 17 czerwca. Na razie sondaże pokazują, że wygra w nich populistyczny Smer, na który głos zamierza oddać co trzeci Słowak. Partia Dzurindy ma obecnie około 9 proc. poparcia. |
Więcej możesz przeczytać w 8/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.