W Polsce nie da się funkcjonować, nie okłamując państwa
Własne państwo okłamuje codziennie co trzeci Polak. Kłamiemy, żeby nie klepać biedy, nie mieć kłopotów, szybciej załatwić swoje sprawy, mieć święty spokój czy po prostu nie popaść w obłęd. Kłamiemy, bo ten, kto nie kłamie, nie mógłby w Polsce normalnie żyć. Nic dziwnego, że w badaniu przeprowadzonym przez CBOS w styczniu 2006 r., określającym poziom zaufania obywateli do państwa w 20 krajach, Polacy zajęli przedostatnie miejsce. Mniej od nas ufają swojemu państwu tylko Brazylijczycy.
"Gdyby ktoś co miesiąc kradł ci dwie trzecie twojego dochodu, nie wahałbyś się nazwać go bandytą. A przecież robi to państwo. Różnica między państwem a bandytą polega jedynie na tym, że państwo jest mniej uczciwe - złodziej przynajmniej nie mówi, że cię okrada dla twojego dobra. Dlatego większość obywateli oszukuje państwo w obronie własnej, tak jak oszukuje się bandytę, który nas napada - tłumaczy Chris R. Tame w "Libertarian Alliance". Friedrich Schneider z uniwersytetu w Linzu, badający polską szarą strefę, szacuje, że niemal 30 proc. obywateli RP ukrywa przed państwem swoje rzeczywiste zarobki. A to oznacza, że co trzeci Polak kłamie, żeby nie zostać obrabowanym przez państwo! Statystycznie przyznajemy się do mniej niż połowy swoich pieniędzy. Oficjalnie nasze dochody zwiększają się w tempie 0-1,4 proc. rocznie, tymczasem wydatki rosną niemal trzy razy szybciej.
Pieniądze to tylko jeden z powodów zatajania informacji przed instytucjami państwa i jego urzędnikami. Państwo oplata nas ciasną siecią tak niedorzecznych przepisów, zapisów, nakazów i wymagań, że większość czasu zajmowałoby nam wyłącznie załatwianie urzędowych formalności.
Urzędowa droga przez mękę
Z opublikowanego przez Bank Światowy raportu "Doing Business in 2005" wynika, że obywatele okłamują swoje państwo tym częściej, im więcej ono produkuje urzędników i przepisów. Zgodnie z tym kryterium Polska to jeden z najbardziej nieprzyjaznych własnym obywatelom krajów Unii Europejskiej. Ciągle bliżej nam do Lagos w Nigerii, gdzie zarejestrowanie nieruchomości wymaga spełnienia 21 procedur, zajmuje 274 dni, a oficjalne opłaty to 27 proc. wartości transakcji, niż do Oslo w Norwegii, gdzie na tę samą czynność wystarczy dzień, a jej koszt to zaledwie 2,5 proc. ceny nieruchomości. Prowadzenie biznesu oznacza u nas trzy razy wyższe koszty administracyjne i dwa razy więcej biurokratycznych procedur niż w krajach o wyższym od naszego poziomie PKB.
Liczba urzędników w Polsce ciągle rośnie - ze 140 tys. na początku lat 90. do ponad 370 tys. w 2005 r. Mamy dwa razy więcej urzędników niż słynąca z biurokracji Francja. Nasza administracja publiczna jest przy tym niesprawna, a urzędnicy traktują obywateli jak natrętów przeszkadzających im w piciu kawy. Większość z nas przeraża i zniechęca sama myśl o formalnościach, które trzeba załatwić, i podatkach, jakie trzeba zapłacić, żeby wykonać najprostszą czynność, taką jak objęcie spadku czy kupno bądź sprzedaż mieszkania. Roman Kluska, który zmęczony wojną z urzędem skarbowym zajął się wypasem owiec, mówi, że aby wybudować drewniana oborę, musiał uzyskać pozwolenia od 12 instytucji!
Polscy politycy (oczywiście, nie wszyscy) od lat nie mogą pojąć prostej zależności, którą dawno temu zrozumieli nasi zachodni sąsiedzi: jeśli prawo jest tak skomplikowane, że nie da się go przestrzegać, obywatele działają poza prawem. Żeby zatrudnić w Polsce pracownika, kupić samochód, handlować mięsem na bazarze, sprzedawać piwo, sprzedać albo wynająć mieszkanie, trzeba się postarać o jedno z kilkuset pozwoleń lub 300 koncesji, napisać kilka podań, uiścić opłaty i spędzić niezliczoną ilość czasu w kilku różnych urzędach. A jeszcze trzeba wyrobić pieczątki, sporządzić umowy, ustalić płacę minimalną, przeprowadzić na swój koszt szkolenia BHP, badania lekarskie, zamontować w samochodzie dostawczym kratkę i zdobyć liczne zaświadczenia.
Gdyby bazarowi handlarze, hotelarze, właściciele małych knajpek nie kłamali, musieliby pozamykać swoje interesy. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii - tak jak w USA - firmę zakłada się w kilka minut przez Internet. Formalności związane z prowadzeniem własnej działalności są uproszczone do minimum, biurokracja maksymalnie ograniczona, a składka na obowiązkowe ubezpieczenie społeczne wynosi tylko 2,1 funta tygodniowo.
Kodeksy niemożliwedo przestrzegania
Polski ustawodawca najwyraźniej nie słyszał o Platonie, który już ponad 2 tysiące lat temu ostrzegał, że nie szanuje się kodeksów niemożliwych do przestrzegania. Państwo polskie w takich właśnie kodeksach się specjalizuje. Tylko w kodeksie pracy jest ponad tysiąc zapisów, których sumienne przestrzeganie doprowadziłoby do bankructwa lub szaleństwa każdego, nawet najuczciwszego pracodawcę. A w prawie cywilnym pełno jest wymogów, które nawet anioła zniechęciłyby do uczciwego zarejestrowania firmy. Do najbardziej niedorzecznych można zaliczyć obowiązek zapewnienia każdemu pracownikowi co najmniej 13 mkw. pomieszczenia oraz co najmniej 2 mkw. podłogi, nie zajętej przez sprzęt czy urządzenia techniczne. Nie mówiąc o tym, że prawo zezwala na pracę tylko w pomieszczeniach o wysokości powyżej 3 m.
Absurdalne przepisy pozbawiają przedsiębiorców, którzy zlikwidowali firmę, prawa do zwrotu nadpłaconego podatku VAT. Przedsiębiorcom sezonowym (na przykład osobom sprzedającym latem lody) każą płacić ZUS przez cały rok. Niepełnosprawnym na wózkach inwalidzkich nakazują za własne pieniądze budować pochylnie umożliwiające im wjazd do budynku (zgodnie z rozporządzeniem ministra infrastruktury, znowelizowanym w 2002 r., administracja nowych budynków mieszkalnych ma tylko zapewnić "możliwość zainstalowania pochylni"). Z kolei rybakom przepisy zakazują połowu dorszy w niedziele i święta, czyniąc ich bezbronnymi wobec konkurencji - na przykład ze Szwecji. Większość właścicieli hurtowni do dziś nie wie, że prawo zabrania im sprzedaży kleju czy rozpuszczalnika klientom, którzy nie wypełnili druczku z imieniem, nazwiskiem, adresem i specjalnym oświadczeniem o celu zakupu. Wymóg "kontroli sprzedaży substancji chemicznych" nakłada na nich rozporządzenie wydane przez byłego ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, które... miało pomóc w walce z narkomanią. Ba, gdybyśmy chcieli przestrzegać prawa, musielibyśmy biegać do gminy po zezwolenie nawet na wycięcie drzewa we własnym ogrodzie.
Chciwy dwa razy traci
Państwo najpierw zakazuje, a potem patrzy przez palce, gdy obywatel znajdzie sposób, żeby zakaz obejść. Posłowie uchwalili ustawę o lichwie, zabraniając Polakom pożyczać na zbyt wysoki procent, nie myśląc, że utrudniają w ten sposób życie mniej zamożnym obywatelom, którym bank ze względu na zbyt niskie dochody nigdy nie udzieli kredytu. Dziś wiadomo, że ustawę o lichwie bardzo łatwo obejść: wystarczy zawrzeć fikcyjną umowę na kwotę kilkakrotnie wyższą niż ta, którą rzeczywiście się pożycza, i od niej liczyć odsetki i inne koszta. Także doradcy podatkowi znaleźli sposób na obejście zakazu reklamy swoich usług: zawieszają na pół roku działalność i zajmują się prowadzeniem ksiąg rachunkowych (ten rodzaj działalności można swobodnie reklamować). Z kolei właścicielka salonu fryzjerskiego w centrum Warszawy uśmiecha się tylko, gdy słyszy, że ustawa o kasach fiskalnych ujawni dochody szarej strefy w usługach. Dla niej kasa to żaden problem - po prostu nabija na nią rachunek co dziesiątego klienta.
Kłamstwo to nie tylko rodzaj obywatelskiej samoobrony, ale także forma zemsty. Na zmuszaniu własnych obywateli do kłamstwa państwo polskie traci co roku ponad 100 mld zł. Chciwe państwo pada więc ofiarą własnej chciwości: gdyby podatki były niższe, a prawo bardziej sprawiedliwe, do budżetu mogłoby wpływać nawet 30 mld zł rocznie więcej. Jeśli prawdą jest, co powiedział Albert Camus: że być wolnym, to znaczy nie musieć kłamać, dla 38 milionów Polaków właściwa bitwa o wolność jeszcze się nie rozpoczęła.
"Gdyby ktoś co miesiąc kradł ci dwie trzecie twojego dochodu, nie wahałbyś się nazwać go bandytą. A przecież robi to państwo. Różnica między państwem a bandytą polega jedynie na tym, że państwo jest mniej uczciwe - złodziej przynajmniej nie mówi, że cię okrada dla twojego dobra. Dlatego większość obywateli oszukuje państwo w obronie własnej, tak jak oszukuje się bandytę, który nas napada - tłumaczy Chris R. Tame w "Libertarian Alliance". Friedrich Schneider z uniwersytetu w Linzu, badający polską szarą strefę, szacuje, że niemal 30 proc. obywateli RP ukrywa przed państwem swoje rzeczywiste zarobki. A to oznacza, że co trzeci Polak kłamie, żeby nie zostać obrabowanym przez państwo! Statystycznie przyznajemy się do mniej niż połowy swoich pieniędzy. Oficjalnie nasze dochody zwiększają się w tempie 0-1,4 proc. rocznie, tymczasem wydatki rosną niemal trzy razy szybciej.
Pieniądze to tylko jeden z powodów zatajania informacji przed instytucjami państwa i jego urzędnikami. Państwo oplata nas ciasną siecią tak niedorzecznych przepisów, zapisów, nakazów i wymagań, że większość czasu zajmowałoby nam wyłącznie załatwianie urzędowych formalności.
Urzędowa droga przez mękę
Z opublikowanego przez Bank Światowy raportu "Doing Business in 2005" wynika, że obywatele okłamują swoje państwo tym częściej, im więcej ono produkuje urzędników i przepisów. Zgodnie z tym kryterium Polska to jeden z najbardziej nieprzyjaznych własnym obywatelom krajów Unii Europejskiej. Ciągle bliżej nam do Lagos w Nigerii, gdzie zarejestrowanie nieruchomości wymaga spełnienia 21 procedur, zajmuje 274 dni, a oficjalne opłaty to 27 proc. wartości transakcji, niż do Oslo w Norwegii, gdzie na tę samą czynność wystarczy dzień, a jej koszt to zaledwie 2,5 proc. ceny nieruchomości. Prowadzenie biznesu oznacza u nas trzy razy wyższe koszty administracyjne i dwa razy więcej biurokratycznych procedur niż w krajach o wyższym od naszego poziomie PKB.
Liczba urzędników w Polsce ciągle rośnie - ze 140 tys. na początku lat 90. do ponad 370 tys. w 2005 r. Mamy dwa razy więcej urzędników niż słynąca z biurokracji Francja. Nasza administracja publiczna jest przy tym niesprawna, a urzędnicy traktują obywateli jak natrętów przeszkadzających im w piciu kawy. Większość z nas przeraża i zniechęca sama myśl o formalnościach, które trzeba załatwić, i podatkach, jakie trzeba zapłacić, żeby wykonać najprostszą czynność, taką jak objęcie spadku czy kupno bądź sprzedaż mieszkania. Roman Kluska, który zmęczony wojną z urzędem skarbowym zajął się wypasem owiec, mówi, że aby wybudować drewniana oborę, musiał uzyskać pozwolenia od 12 instytucji!
Polscy politycy (oczywiście, nie wszyscy) od lat nie mogą pojąć prostej zależności, którą dawno temu zrozumieli nasi zachodni sąsiedzi: jeśli prawo jest tak skomplikowane, że nie da się go przestrzegać, obywatele działają poza prawem. Żeby zatrudnić w Polsce pracownika, kupić samochód, handlować mięsem na bazarze, sprzedawać piwo, sprzedać albo wynająć mieszkanie, trzeba się postarać o jedno z kilkuset pozwoleń lub 300 koncesji, napisać kilka podań, uiścić opłaty i spędzić niezliczoną ilość czasu w kilku różnych urzędach. A jeszcze trzeba wyrobić pieczątki, sporządzić umowy, ustalić płacę minimalną, przeprowadzić na swój koszt szkolenia BHP, badania lekarskie, zamontować w samochodzie dostawczym kratkę i zdobyć liczne zaświadczenia.
Gdyby bazarowi handlarze, hotelarze, właściciele małych knajpek nie kłamali, musieliby pozamykać swoje interesy. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii - tak jak w USA - firmę zakłada się w kilka minut przez Internet. Formalności związane z prowadzeniem własnej działalności są uproszczone do minimum, biurokracja maksymalnie ograniczona, a składka na obowiązkowe ubezpieczenie społeczne wynosi tylko 2,1 funta tygodniowo.
Kodeksy niemożliwedo przestrzegania
Polski ustawodawca najwyraźniej nie słyszał o Platonie, który już ponad 2 tysiące lat temu ostrzegał, że nie szanuje się kodeksów niemożliwych do przestrzegania. Państwo polskie w takich właśnie kodeksach się specjalizuje. Tylko w kodeksie pracy jest ponad tysiąc zapisów, których sumienne przestrzeganie doprowadziłoby do bankructwa lub szaleństwa każdego, nawet najuczciwszego pracodawcę. A w prawie cywilnym pełno jest wymogów, które nawet anioła zniechęciłyby do uczciwego zarejestrowania firmy. Do najbardziej niedorzecznych można zaliczyć obowiązek zapewnienia każdemu pracownikowi co najmniej 13 mkw. pomieszczenia oraz co najmniej 2 mkw. podłogi, nie zajętej przez sprzęt czy urządzenia techniczne. Nie mówiąc o tym, że prawo zezwala na pracę tylko w pomieszczeniach o wysokości powyżej 3 m.
Absurdalne przepisy pozbawiają przedsiębiorców, którzy zlikwidowali firmę, prawa do zwrotu nadpłaconego podatku VAT. Przedsiębiorcom sezonowym (na przykład osobom sprzedającym latem lody) każą płacić ZUS przez cały rok. Niepełnosprawnym na wózkach inwalidzkich nakazują za własne pieniądze budować pochylnie umożliwiające im wjazd do budynku (zgodnie z rozporządzeniem ministra infrastruktury, znowelizowanym w 2002 r., administracja nowych budynków mieszkalnych ma tylko zapewnić "możliwość zainstalowania pochylni"). Z kolei rybakom przepisy zakazują połowu dorszy w niedziele i święta, czyniąc ich bezbronnymi wobec konkurencji - na przykład ze Szwecji. Większość właścicieli hurtowni do dziś nie wie, że prawo zabrania im sprzedaży kleju czy rozpuszczalnika klientom, którzy nie wypełnili druczku z imieniem, nazwiskiem, adresem i specjalnym oświadczeniem o celu zakupu. Wymóg "kontroli sprzedaży substancji chemicznych" nakłada na nich rozporządzenie wydane przez byłego ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, które... miało pomóc w walce z narkomanią. Ba, gdybyśmy chcieli przestrzegać prawa, musielibyśmy biegać do gminy po zezwolenie nawet na wycięcie drzewa we własnym ogrodzie.
Chciwy dwa razy traci
Państwo najpierw zakazuje, a potem patrzy przez palce, gdy obywatel znajdzie sposób, żeby zakaz obejść. Posłowie uchwalili ustawę o lichwie, zabraniając Polakom pożyczać na zbyt wysoki procent, nie myśląc, że utrudniają w ten sposób życie mniej zamożnym obywatelom, którym bank ze względu na zbyt niskie dochody nigdy nie udzieli kredytu. Dziś wiadomo, że ustawę o lichwie bardzo łatwo obejść: wystarczy zawrzeć fikcyjną umowę na kwotę kilkakrotnie wyższą niż ta, którą rzeczywiście się pożycza, i od niej liczyć odsetki i inne koszta. Także doradcy podatkowi znaleźli sposób na obejście zakazu reklamy swoich usług: zawieszają na pół roku działalność i zajmują się prowadzeniem ksiąg rachunkowych (ten rodzaj działalności można swobodnie reklamować). Z kolei właścicielka salonu fryzjerskiego w centrum Warszawy uśmiecha się tylko, gdy słyszy, że ustawa o kasach fiskalnych ujawni dochody szarej strefy w usługach. Dla niej kasa to żaden problem - po prostu nabija na nią rachunek co dziesiątego klienta.
Kłamstwo to nie tylko rodzaj obywatelskiej samoobrony, ale także forma zemsty. Na zmuszaniu własnych obywateli do kłamstwa państwo polskie traci co roku ponad 100 mld zł. Chciwe państwo pada więc ofiarą własnej chciwości: gdyby podatki były niższe, a prawo bardziej sprawiedliwe, do budżetu mogłoby wpływać nawet 30 mld zł rocznie więcej. Jeśli prawdą jest, co powiedział Albert Camus: że być wolnym, to znaczy nie musieć kłamać, dla 38 milionów Polaków właściwa bitwa o wolność jeszcze się nie rozpoczęła.
Andrzej Sadowski, Centrum im. Adama Smitha Oszukując państwo, które jest im wrogie, obywatele zachowują się racjonalnie: chcą się bogacić mimo barier biurokratycznych i przeszkód, które stawiają przed nimi politycy. Od 1989 r. państwo nie zmieniło filozofii podejścia do obywateli. Władza wciąż nie wierzy, że Polacy potrafią sami o siebie zadbać i rozwiązywać swoje problemy. Polacy są dziś podobni do Szwedów w latach 80. - przeprowadzono wówczas badania, z których wynikało, że 80 proc. z nich oszukuje urzędy skarbowe. Był to skutek nieprzyjaznych obywatelom przepisów i zbyt dużej uznaniowości urzędników - podobnie jak dziś w Polsce. Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Największym problemem jest nieprzewidywalność i niestabilność przepisów. A 90 proc. przedsiębiorstw to przecież małe firmy, które nie mają możliwości ciągłego śledzenia zmieniającego się prawa, nie mówiąc o jego przestrzeganiu. Myślę, że większość przedsiębiorców może o sobie powiedzieć, że codziennie łamie prawo. |
Więcej możesz przeczytać w 35/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.