Okazuje się, że w IV RP pijemy więcej niż przed wojną, więcej niż w trakcie wojny i więcej niż w PRL
Odlat trwają niekończące się dyskusje i badania dotyczące wpływu alkoholu na nasz organizm. Jedni twierdzą, że alkohol niszczy nasze zdrówko, inni przeciwnie - są zdania, że jak najbardziej mu pomaga. Generalnie wiadomo, że w małych ilościach pomaga, w dużych raczej szkodzi. Z taką mętną wiedzą w zasadzie trudno jest dojść do jakiś sensownych wniosków, bo to, co dla jednych oznacza dużo (np. pół litra), dla drugich może oznaczać dopiero rozgrzewkę, czyli niewiele.
Statystyki wykazują, że pijemy o wiele więcej niż kiedyś. Okazuje się, że w IV RP pijemy więcej niż przed wojną, więcej niż w trakcie wojny i więcej niż w PRL. Nie ma na ten temat badań, ale można się domyślać, że pijemy więcej niż za czasów wojen krzyżackich, napoleońskich i powstania styczniowego. Chlejemy więc na potęgę, nie przejmując się zbytnio pokrzykiwaniem lekarzy i moralistów.
Ministerstwo Zdrowia zaalarmowane wynikami spożycia procentów chce zafundować nam coś, co spotkało już dawno palaczy, czyli napisy ostrzegawcze na wyrobach tytoniowych. Napisy te producenci fajek od lat są zmuszeni umieszczać na pudełkach. Na początku były to pisane małymi literkami linijki teksu o tym, że minister zdrowia ostrzega, iż palenie tytoniu może być szkodliwe dla zdrowia. To już prehistoria. Teraz napisy są ostrzejsze, kulfoniaste i otoczone czarna ramką. Często dowiadujemy się z nich, że palenie powoduje powolną bolesną śmierć, zmniejsza przepływ krwi i przyczynia się do impotencji. Teraz podobne napisy niebawem pojawią się też na butelkach z alkoholem.
W Ministerstwie Zdrowia już zatrudniono grupę specjalistów, która ma przygotować projekty napisów. I tu zaczyna się problem, co napisać, by odstraszało. Nie jest to takie proste. Napis ostrzegawczy o tym, że alkohol powoduje utratę pamięci, może dla wielu okazać się bardzo atrakcyjny. Wszak wielu pije właśnie po to, aby zapomnieć. Zapomnieć o grubej żonie, podobnej do kosza na śmieci, marnej pracy, przypominającej szkolenia z prostowania agrafek, czy szefie, który jest idiotą. Z kolei napis, że alkohol powoduje utratę kontroli nad sobą, z punktu widzenia osobników, którzy udają się na rozbieraną randkę czy orgię w gronie przyjaciół, może być wręcz kuszący. Hasła o tym, że alkohol niszczy zdrowie i postarza, będą dla wielu małolatów wręcz zachętą do sięgnięcia po butelczynę.
Profilaktyka antyalkoholowa jest w Polsce skazana na porażkę z bardzo prostego powodu. Żyjemy w kulturze alkoholowej, w której picie wódy przy byle okazji i bez okazji jest akceptowane społecznie, a większość naszych wybitnych rodaków (z artystami na czele) nigdy nie wylewała za kołnierz. Najwyraźniej rzecz się przedstawia w środowisku poetów. Tu im bardziej postać wybitna, tym większy alkoholik.
Mimo tej powszechnej zgody na picie, społeczeństwo nasze wypracowało mechanizmy obronne, które pozwalają mu przetrwać do następnego kaca. Powszechnie potępia się jazdę samochodem po pijaku, jak również uważa, że nie ma nic głupszego, niż dyskusja polityczna podlana wódą. Odmiennego zdania jest warszawska prokuratura, która uważa, że sądy polityczne wypowiadane przez zapitego mendla są częścią publicznej debaty społecznej i jako takie podlegają ocenie nie tylko lekarskiej, ale też prawnej.
Tego rodzaju postawa zaowocowała istnym kuriozum prokuratorskim. Groźnym przestępcą ściganym przez policję w całym kraju stał się bezdomny menel z Dworca Centralnego w Warszawie - niejaki Hubert H., który po pijanemu wyraził się brzydko o prezydencie Lechu Kaczyńskim. Pech chciał, że świadkiem tego zdarzenia był czujny patrol policji. Bezdomnemu grożą trzy lata więzienia za lżenie głowy państwa. W tę błahą z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego sprawę osobiście zaangażował się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oraz prokurator krajowy. Sama głowa państwa ustami swoich przedstawicieli dystansuje się od nękania dworcowego pijaczka. Kierowanie armat w stronę muchy zawsze ośmieszy artylerzystę. Posłuszny politycznie do bólu wymiar sprawiedliwości zdaje się nie wyczuwać tych subtelności i brnie w kolejny komiczny spektakl z udziałem dworcowego włóczęgi, obrażonego majestatu i czujnego patrolu policji.
Szukanie na siłę groźnych wrogów już w Polsce przerabialiśmy. Jeżeli Hubert H. brzydko się zachowywał, należało przylać pałą i odstawić na izbę wytrzeźwień. Tak zrobiłby każdy normalny glina w normalnym kraju. No, ale znalazł się jeden z drugim dureń, który (licząc pewnie na awanse) z tego dworcowego pyłku ulepił słonia. Jakbym znał numer komóry do prezydenta Kaczyńskiego, to wysłałbym takiego SMS-a: "Panie prezydencie! Ostrożnie z tymi, co na siłę chcą się Panu przypodobać. Lepszy sensowny przeciwnik niż głupi służący". Ale nie wyślę, bo nie znam.
Statystyki wykazują, że pijemy o wiele więcej niż kiedyś. Okazuje się, że w IV RP pijemy więcej niż przed wojną, więcej niż w trakcie wojny i więcej niż w PRL. Nie ma na ten temat badań, ale można się domyślać, że pijemy więcej niż za czasów wojen krzyżackich, napoleońskich i powstania styczniowego. Chlejemy więc na potęgę, nie przejmując się zbytnio pokrzykiwaniem lekarzy i moralistów.
Ministerstwo Zdrowia zaalarmowane wynikami spożycia procentów chce zafundować nam coś, co spotkało już dawno palaczy, czyli napisy ostrzegawcze na wyrobach tytoniowych. Napisy te producenci fajek od lat są zmuszeni umieszczać na pudełkach. Na początku były to pisane małymi literkami linijki teksu o tym, że minister zdrowia ostrzega, iż palenie tytoniu może być szkodliwe dla zdrowia. To już prehistoria. Teraz napisy są ostrzejsze, kulfoniaste i otoczone czarna ramką. Często dowiadujemy się z nich, że palenie powoduje powolną bolesną śmierć, zmniejsza przepływ krwi i przyczynia się do impotencji. Teraz podobne napisy niebawem pojawią się też na butelkach z alkoholem.
W Ministerstwie Zdrowia już zatrudniono grupę specjalistów, która ma przygotować projekty napisów. I tu zaczyna się problem, co napisać, by odstraszało. Nie jest to takie proste. Napis ostrzegawczy o tym, że alkohol powoduje utratę pamięci, może dla wielu okazać się bardzo atrakcyjny. Wszak wielu pije właśnie po to, aby zapomnieć. Zapomnieć o grubej żonie, podobnej do kosza na śmieci, marnej pracy, przypominającej szkolenia z prostowania agrafek, czy szefie, który jest idiotą. Z kolei napis, że alkohol powoduje utratę kontroli nad sobą, z punktu widzenia osobników, którzy udają się na rozbieraną randkę czy orgię w gronie przyjaciół, może być wręcz kuszący. Hasła o tym, że alkohol niszczy zdrowie i postarza, będą dla wielu małolatów wręcz zachętą do sięgnięcia po butelczynę.
Profilaktyka antyalkoholowa jest w Polsce skazana na porażkę z bardzo prostego powodu. Żyjemy w kulturze alkoholowej, w której picie wódy przy byle okazji i bez okazji jest akceptowane społecznie, a większość naszych wybitnych rodaków (z artystami na czele) nigdy nie wylewała za kołnierz. Najwyraźniej rzecz się przedstawia w środowisku poetów. Tu im bardziej postać wybitna, tym większy alkoholik.
Mimo tej powszechnej zgody na picie, społeczeństwo nasze wypracowało mechanizmy obronne, które pozwalają mu przetrwać do następnego kaca. Powszechnie potępia się jazdę samochodem po pijaku, jak również uważa, że nie ma nic głupszego, niż dyskusja polityczna podlana wódą. Odmiennego zdania jest warszawska prokuratura, która uważa, że sądy polityczne wypowiadane przez zapitego mendla są częścią publicznej debaty społecznej i jako takie podlegają ocenie nie tylko lekarskiej, ale też prawnej.
Tego rodzaju postawa zaowocowała istnym kuriozum prokuratorskim. Groźnym przestępcą ściganym przez policję w całym kraju stał się bezdomny menel z Dworca Centralnego w Warszawie - niejaki Hubert H., który po pijanemu wyraził się brzydko o prezydencie Lechu Kaczyńskim. Pech chciał, że świadkiem tego zdarzenia był czujny patrol policji. Bezdomnemu grożą trzy lata więzienia za lżenie głowy państwa. W tę błahą z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego sprawę osobiście zaangażował się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oraz prokurator krajowy. Sama głowa państwa ustami swoich przedstawicieli dystansuje się od nękania dworcowego pijaczka. Kierowanie armat w stronę muchy zawsze ośmieszy artylerzystę. Posłuszny politycznie do bólu wymiar sprawiedliwości zdaje się nie wyczuwać tych subtelności i brnie w kolejny komiczny spektakl z udziałem dworcowego włóczęgi, obrażonego majestatu i czujnego patrolu policji.
Szukanie na siłę groźnych wrogów już w Polsce przerabialiśmy. Jeżeli Hubert H. brzydko się zachowywał, należało przylać pałą i odstawić na izbę wytrzeźwień. Tak zrobiłby każdy normalny glina w normalnym kraju. No, ale znalazł się jeden z drugim dureń, który (licząc pewnie na awanse) z tego dworcowego pyłku ulepił słonia. Jakbym znał numer komóry do prezydenta Kaczyńskiego, to wysłałbym takiego SMS-a: "Panie prezydencie! Ostrożnie z tymi, co na siłę chcą się Panu przypodobać. Lepszy sensowny przeciwnik niż głupi służący". Ale nie wyślę, bo nie znam.
Więcej możesz przeczytać w 35/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.