Wydawało nam się, że największy ubaw z polskiej polityki mają sami Polacy. Otóż – chyba nie. Dowiedzieliśmy się, że po turecku słowo „platform" oznacza dokładnie „wielkie cycki". Zaś słowo „pis" – ni mniej, ni więcej, tylko „syf” i „brud”. W związku z tym nasza polityka bardzo Turków ekscytuje i bawi. Dla nich Polska to kraj, w którym Wielkie Cycki toczą wojnę z Syfem i Brudem.
W sumie dość przenikliwa diagnoza.
Największe Cycki, czyli Donald Tusk, został oskarżony przez swego wiceministra spraw zagranicznych o przedkładanie własnego interesu partyjnego nad dobro Polski. Niejaki Witold Waszczykowski, który negocjował z Amerykanami sprawę tarczy rakietowej, opowiedział światu, że Donek i jego doradcy martwili się przede wszystkim tym, żeby sukces w sprawie tarczy broń Boże nie poszedł na konto prezydenta Kaczyńskiego, bo wtedy sondaże platformie spadną. A przecież Wielkie Cycki chcą być jeszcze większe!
Premier pogonił wiceministra i trudno mu się dziwić. Raz, że nagadał w idiotycznym momencie, kiedy negocjacje z USA jeszcze trwały. Dwa – wygadał, iż Donald Tusk nie obciąża sobie głowy poglądami w fundamentalnych sprawach, czego nie można było puścić płazem. Acz – musimy Donka zmartwić – ta druga sprawa to tak zwana tajemnica poliszynela. Może nie chodzi o to, że król jest nagi, ale pusty na pewno.
Teraz negocjacje z USA w sprawie tarczy będzie prowadził osobiście Radek Sikorski. Mamy nadzieję, że Amerykanie wyznaczą kogoś z równie dobrym akcentem, bo jeszcze nasz snobek się obrazi i wyjdzie.
Dzięki Waszczykowskiemu przynajmniej wiadomo, kto w tym kraju rządzi. To słupki. Słupków słucha się nawet sam Donek. Niejaki Nowak (cholera, ciągle nie kojarzymy gościa) oraz Tomasz Arabski pokazywali premierowi słupki, z których wynikało, że większość Polaków nie chce tarczy antyrakietowej. Hm, to może w tej sytuacji na czele rządu stanąłby słupek parkingowy? Chyba wyszłoby taniej.
No bo obecny premier szasta kasą. Podobno wydaje cztery razy więcej niż poprzedni, który wszystko od razu oddawał mamie. Ale dzięki rozrzutności premiera Tuska Polska musi być wspominana przez zagranicznych gości jako cudowny kraj. – Co za gościnność! Prezenty, no i te cudowne, niepowtarzalne Wielkie Cycki – to standardowe wspomnienia po spotkaniach z Donkiem.
Z okazji wojny w Gruzji rządowi i prezydentowi udało się na chwilę przytłumić nienawiść. Acz, oczywiście, nie zabrakło miejsca na złośliwości. Rząd najpierw skąpił Kaczyńskiemu samolotu, potem ponarzekał na „autorskie" pomysły głowy państwa, a następnie przydzielił jej (tej głowie) Radka Sikorskiego, żeby jej „pilnował", by nie narobiła jakichś głupstw. Cóż, mimo że Sikorski to kawał chłopa, jakoś go w Tbilisi w ogóle nie było widać zza prezydenta. Trzeba przyznać, że facet doskonale nadaje się na tło.
Generał Stanisław Koziej pożegnał się z rządem i swoim szefem, ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem. W jego dymisji jedna rzecz jest niezwykła – nastąpiła z powodów merytorycznych. Koziej miał nieco inne poglądy na profesjonalizację armii i dlatego ustąpił. Wariat? Ach, przepraszamy, to nie polityk, tylko były wojskowy. Rasowy polityk nigdy nie zachowałby się tak głupio. Brałby kasę i cieszył się gabinetem, jak długo tylko można.
Wystąpienie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi oczywiście nie spotkało się z entuzjazmem polityków PO. Skrytykował je choćby wybitny mąż stanu Chlebowski, bodaj Zbigniew. Co racja, to racja, gdyby to Chlebowski przemawiał do Gruzinów, byłoby zupełnie inaczej. Ze zrozumieniem mamrotobełkotów tego smętnego nudziarza mogłyby być pewne kłopoty, ale za to przesłanie byłoby bardziej pozytywne. Wszak napisałby je jakiś PR-owiec z kancelarii premiera. Tylko krótko, żeby się w SMS-ie zmieściły.
I Radek Sikorski dogadał się z Amerykanami. Wyobrażamy sobie ten niepokój w gabinecie premiera: Tusk, Arabski, Nowak (kto to jest, u licha?), Sikorski – wszyscy oczekują na nowe słupki, które mają przesądzić, czy to sukces i na czyje pójdzie konto. Bo tak sami z siebie to nie wiedzą.
W sumie dość przenikliwa diagnoza.
Największe Cycki, czyli Donald Tusk, został oskarżony przez swego wiceministra spraw zagranicznych o przedkładanie własnego interesu partyjnego nad dobro Polski. Niejaki Witold Waszczykowski, który negocjował z Amerykanami sprawę tarczy rakietowej, opowiedział światu, że Donek i jego doradcy martwili się przede wszystkim tym, żeby sukces w sprawie tarczy broń Boże nie poszedł na konto prezydenta Kaczyńskiego, bo wtedy sondaże platformie spadną. A przecież Wielkie Cycki chcą być jeszcze większe!
Premier pogonił wiceministra i trudno mu się dziwić. Raz, że nagadał w idiotycznym momencie, kiedy negocjacje z USA jeszcze trwały. Dwa – wygadał, iż Donald Tusk nie obciąża sobie głowy poglądami w fundamentalnych sprawach, czego nie można było puścić płazem. Acz – musimy Donka zmartwić – ta druga sprawa to tak zwana tajemnica poliszynela. Może nie chodzi o to, że król jest nagi, ale pusty na pewno.
Teraz negocjacje z USA w sprawie tarczy będzie prowadził osobiście Radek Sikorski. Mamy nadzieję, że Amerykanie wyznaczą kogoś z równie dobrym akcentem, bo jeszcze nasz snobek się obrazi i wyjdzie.
Dzięki Waszczykowskiemu przynajmniej wiadomo, kto w tym kraju rządzi. To słupki. Słupków słucha się nawet sam Donek. Niejaki Nowak (cholera, ciągle nie kojarzymy gościa) oraz Tomasz Arabski pokazywali premierowi słupki, z których wynikało, że większość Polaków nie chce tarczy antyrakietowej. Hm, to może w tej sytuacji na czele rządu stanąłby słupek parkingowy? Chyba wyszłoby taniej.
No bo obecny premier szasta kasą. Podobno wydaje cztery razy więcej niż poprzedni, który wszystko od razu oddawał mamie. Ale dzięki rozrzutności premiera Tuska Polska musi być wspominana przez zagranicznych gości jako cudowny kraj. – Co za gościnność! Prezenty, no i te cudowne, niepowtarzalne Wielkie Cycki – to standardowe wspomnienia po spotkaniach z Donkiem.
Z okazji wojny w Gruzji rządowi i prezydentowi udało się na chwilę przytłumić nienawiść. Acz, oczywiście, nie zabrakło miejsca na złośliwości. Rząd najpierw skąpił Kaczyńskiemu samolotu, potem ponarzekał na „autorskie" pomysły głowy państwa, a następnie przydzielił jej (tej głowie) Radka Sikorskiego, żeby jej „pilnował", by nie narobiła jakichś głupstw. Cóż, mimo że Sikorski to kawał chłopa, jakoś go w Tbilisi w ogóle nie było widać zza prezydenta. Trzeba przyznać, że facet doskonale nadaje się na tło.
Generał Stanisław Koziej pożegnał się z rządem i swoim szefem, ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem. W jego dymisji jedna rzecz jest niezwykła – nastąpiła z powodów merytorycznych. Koziej miał nieco inne poglądy na profesjonalizację armii i dlatego ustąpił. Wariat? Ach, przepraszamy, to nie polityk, tylko były wojskowy. Rasowy polityk nigdy nie zachowałby się tak głupio. Brałby kasę i cieszył się gabinetem, jak długo tylko można.
Wystąpienie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi oczywiście nie spotkało się z entuzjazmem polityków PO. Skrytykował je choćby wybitny mąż stanu Chlebowski, bodaj Zbigniew. Co racja, to racja, gdyby to Chlebowski przemawiał do Gruzinów, byłoby zupełnie inaczej. Ze zrozumieniem mamrotobełkotów tego smętnego nudziarza mogłyby być pewne kłopoty, ale za to przesłanie byłoby bardziej pozytywne. Wszak napisałby je jakiś PR-owiec z kancelarii premiera. Tylko krótko, żeby się w SMS-ie zmieściły.
I Radek Sikorski dogadał się z Amerykanami. Wyobrażamy sobie ten niepokój w gabinecie premiera: Tusk, Arabski, Nowak (kto to jest, u licha?), Sikorski – wszyscy oczekują na nowe słupki, które mają przesądzić, czy to sukces i na czyje pójdzie konto. Bo tak sami z siebie to nie wiedzą.
Więcej możesz przeczytać w 34/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.