Zanim zaczniemy sobie tradycyjnie pokpiwać, musimy niestety wyznać, że w tym tygodniu prezydent Kaczyński zostanie potraktowany inaczej niż zwykle. Należymy bowiem do tych prymitywnych rusofobów, którzy z podziwem patrzyli na prezydencką eskapadę i zgadzali się z każdym słowem wypowiedzianym przez niego w Tbilisi. Podobało nam się też, jak kurduplowaty Kaczorek dyrygował całym stadkiem roślejszych od niego prezydentów. Jejku, czy po tym wyznaniu cywilizowani ludzie będą jeszcze z nami chcieli w ogóle rozmawiać?
Media słusznie zwróciły uwagę na najważniejszy aspekt prezydenckiej eskapady do Tbilisi, czyli kłótnię z pilotem rządowego samolotu. Jeden z naszych znajomych dziennikarzy brał udział w wyprawie do Gruzji i wrócił nafaszerowany emocjami. Ledwo przestąpił drzwi redakcji rzucili się na niego koledzy. – Opowiadaj, opowiadaj! – krzyczeli, a on nie wiedział, od czego zacząć, przejęty historyczną doniosłością chwili, której był świadkiem. – Opowiadaj, jak to było z tym pilotem! – sprecyzowali swe oczekiwania redakcyjni koledzy. Nienawiść do Kaczorów wielu ludziom odebrała rozum. Przy założeniu, że wcześniej go mieli, co w wypadku sporej grupy dziennikarzy jest wielce wątpliwe.
Po wyprawie do Tbilisi odżyły w Brudzie i Syfie nadzieje, że uda się doprowadzić do reelekcji Lecha Kaczyńskiego. Z samym Lechem może i by się to udało, ale facet obwieszony jest jakimiś Fotygami i Kamińskimi, którzy stanowią jeden wielki balast. Wracających z Gruzji prezydenckich notabli próbował zaprosić do porannej audycji w radiu inny nasz znajomy. Odmówili, twierdząc, że muszą się porządnie wyspać. A potem gamonie mają pretensję, że media przedstawiają ich w złym świetle.
Kraśniejący po powrocie z Tbilisi prezydent nie mógł sobie podarować złośliwości pod adresem Radka Sikorskiego, co bez wątpienia potwierdza, jak bardzo dojrzałym jest człowiekiem. Kaczorek ogłosił, że bardzo go ucieszyło towarzystwo ministra spraw zagranicznych, bo facet mógł się wiele nauczyć. W wolnym tłumaczeniu znaczy to: ten głupi gówniarz do pięt mi nie dorasta. Dziwne, że łatwiej być solidarnym z Gruzją niż z ministrem własnego rządu.
W Jacka Kurskiego jakiś podróżnik i znawca Rosji trafił jajkiem, kiedy poseł Brudu i Syfu solidaryzował się z Gruzją. Podróżnik uważa, że na terenach byłego ZSRR Rosja robi dużo dobrego, a protesty przeciwko niej wynikają z niewiedzy. No cóż, merytorycznie się nie zgadzamy, ale na jajo dla Kurskiego pełna zgoda. Należało się kolesiowi od dawna.
A nowa lewica się rodzi. By wydać ją na świat, prą z całej siły następujący osobnicy: Marek Balicki (psychiatra, kluczowa postać), Janusz Onyszkiewicz (jeden z najsmętniejszych ludzi na Ziemi), Jerzy Hausner (mordziasty, autor planu Hausnera) oraz Dariusz Rosati (ojciec panny, która miała romans z Maksem Kolonko, brr!). Nie oceniamy szans tej inicjatywy, ale wiemy jedno: w życiu nie chcielibyśmy się znaleźć na imprezie wyprawianej przez to stado nudziarzy.
Dariuszowi Rosatiemu marzy się, by ugrupowaniu patronowali Kwaśniewski i Wałęsa. Obawiamy się, że pod wagą zgromadzonych nazwisk załamie się każda podłoga, więc nowa formacja nie będzie miała gdzie zorganizować kongresu założycielskiego.
Macherem organizacyjnym nowej lewicy ma być Paweł Piskorski, choć jest wokół niego „niekorzystny szum medialny, jak to określił ojciec Weroniki Rosati. Ale Piskorz ma i zalety: jest bystry, ma fajną żonę, a przede wszystkim nie spocznie, póki nie ukatrupi Tuska. I Schetyny.
Adam Bielan chce postawić przed Trybunałem Stanu premiera Tuska. Za tarczę i kierowanie się interesem formacji, a nie państwa. Szczerze mówiąc, po Bielanie spodziewaliśmy się więcej. Trybunałem Stanu straszą zazwyczaj największe tłumoki polskiej polityki. Z drugiej strony – czego więcej można się spodziewać po spin doktorze Brudu i Syfu?
Lech Kaczyński ucieszył się z porozumienia z USA i zgodził się, żeby ten sukces poszedł na konto rządu. Taka wspaniałomyślność musiała rozjuszyć Wielkie Cycki, które bez wątpienia przygotują odpowiednio diaboliczną ripostę. Zatem kolejny odcinek wojny Cycków z Syfem – za tydzień.
Media słusznie zwróciły uwagę na najważniejszy aspekt prezydenckiej eskapady do Tbilisi, czyli kłótnię z pilotem rządowego samolotu. Jeden z naszych znajomych dziennikarzy brał udział w wyprawie do Gruzji i wrócił nafaszerowany emocjami. Ledwo przestąpił drzwi redakcji rzucili się na niego koledzy. – Opowiadaj, opowiadaj! – krzyczeli, a on nie wiedział, od czego zacząć, przejęty historyczną doniosłością chwili, której był świadkiem. – Opowiadaj, jak to było z tym pilotem! – sprecyzowali swe oczekiwania redakcyjni koledzy. Nienawiść do Kaczorów wielu ludziom odebrała rozum. Przy założeniu, że wcześniej go mieli, co w wypadku sporej grupy dziennikarzy jest wielce wątpliwe.
Po wyprawie do Tbilisi odżyły w Brudzie i Syfie nadzieje, że uda się doprowadzić do reelekcji Lecha Kaczyńskiego. Z samym Lechem może i by się to udało, ale facet obwieszony jest jakimiś Fotygami i Kamińskimi, którzy stanowią jeden wielki balast. Wracających z Gruzji prezydenckich notabli próbował zaprosić do porannej audycji w radiu inny nasz znajomy. Odmówili, twierdząc, że muszą się porządnie wyspać. A potem gamonie mają pretensję, że media przedstawiają ich w złym świetle.
Kraśniejący po powrocie z Tbilisi prezydent nie mógł sobie podarować złośliwości pod adresem Radka Sikorskiego, co bez wątpienia potwierdza, jak bardzo dojrzałym jest człowiekiem. Kaczorek ogłosił, że bardzo go ucieszyło towarzystwo ministra spraw zagranicznych, bo facet mógł się wiele nauczyć. W wolnym tłumaczeniu znaczy to: ten głupi gówniarz do pięt mi nie dorasta. Dziwne, że łatwiej być solidarnym z Gruzją niż z ministrem własnego rządu.
W Jacka Kurskiego jakiś podróżnik i znawca Rosji trafił jajkiem, kiedy poseł Brudu i Syfu solidaryzował się z Gruzją. Podróżnik uważa, że na terenach byłego ZSRR Rosja robi dużo dobrego, a protesty przeciwko niej wynikają z niewiedzy. No cóż, merytorycznie się nie zgadzamy, ale na jajo dla Kurskiego pełna zgoda. Należało się kolesiowi od dawna.
A nowa lewica się rodzi. By wydać ją na świat, prą z całej siły następujący osobnicy: Marek Balicki (psychiatra, kluczowa postać), Janusz Onyszkiewicz (jeden z najsmętniejszych ludzi na Ziemi), Jerzy Hausner (mordziasty, autor planu Hausnera) oraz Dariusz Rosati (ojciec panny, która miała romans z Maksem Kolonko, brr!). Nie oceniamy szans tej inicjatywy, ale wiemy jedno: w życiu nie chcielibyśmy się znaleźć na imprezie wyprawianej przez to stado nudziarzy.
Dariuszowi Rosatiemu marzy się, by ugrupowaniu patronowali Kwaśniewski i Wałęsa. Obawiamy się, że pod wagą zgromadzonych nazwisk załamie się każda podłoga, więc nowa formacja nie będzie miała gdzie zorganizować kongresu założycielskiego.
Macherem organizacyjnym nowej lewicy ma być Paweł Piskorski, choć jest wokół niego „niekorzystny szum medialny, jak to określił ojciec Weroniki Rosati. Ale Piskorz ma i zalety: jest bystry, ma fajną żonę, a przede wszystkim nie spocznie, póki nie ukatrupi Tuska. I Schetyny.
Adam Bielan chce postawić przed Trybunałem Stanu premiera Tuska. Za tarczę i kierowanie się interesem formacji, a nie państwa. Szczerze mówiąc, po Bielanie spodziewaliśmy się więcej. Trybunałem Stanu straszą zazwyczaj największe tłumoki polskiej polityki. Z drugiej strony – czego więcej można się spodziewać po spin doktorze Brudu i Syfu?
Lech Kaczyński ucieszył się z porozumienia z USA i zgodził się, żeby ten sukces poszedł na konto rządu. Taka wspaniałomyślność musiała rozjuszyć Wielkie Cycki, które bez wątpienia przygotują odpowiednio diaboliczną ripostę. Zatem kolejny odcinek wojny Cycków z Syfem – za tydzień.
Więcej możesz przeczytać w 34/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.