Czy Polska Anno Domini 2008 na pewno jest w pełni suwerenna?
Odszczekuję. Nie jest tak, że Polską obecnie nikt nie rządzi, że wszyscy dbają tylko o dobry PR i częste występy w telewizji. Niestety, Polską ktoś rządzi, i to bardzo konsekwentnie. A geniusz tych, którzy rządzą, polega na tym, że tej ich władzy nie widać. Widać tylko skutki, a będzie widać jeszcze bardziej. Tak, że nam to bokiem wyjdzie. Pod rządami koalicji PO-PSL władzę sprawuje tajny rząd. I nie są to żadni ludzie cienia Tuska, Pawlaka czy Schetyny. Polską rządzi odziedziczony po PRL aparat urzędniczy. Zawsze miał się on dobrze, ale teraz ma się chyba najlepiej w całej historii po 1989 r. Ci urzędnicy nie podlegają lustracji, nie sprawdza ich kontrwywiad, niewiele wiadomo o ich statusie majątkowym. Ale to oni mają wpływ na sprawność i kierunek działania najważniejszych instytucji w państwie. To idealne cele dla wywiadów obcych państw, dla lobbystów, dla grup interesów, dla tych, którzy za łapówki chcą coś osiągnąć, dla tych, którzy ich na te stanowiska kiedyś wstawili.
Im słabsza jest formalna władza, a koalicja PO-PiS jest mocna tylko w gębie, tym większe wpływy ma tajny rząd. Można winić Waldemara Pawlaka za to, że jako minister gospodarki nie robi prawie nic, żeby zapewnić dostawy gazu z różnych źródeł (jego obsesja na punkcie gazowania węgla nic tu nie zmienia), że nasze energetyczne bezpieczeństwo to w istocie wielkie niebezpieczeństwo, ale prawdziwe przyczyny tego stanu rzeczy tkwią wiele szczebli niżej jego stanowisk wicepremiera i ministra. Oczywiście, gdyby Pawlak był silny, konsekwentny i miał wizję, zneutralizowałby w dużym stopniu te ukryte siły. Ale nie jest. I podobnie nie są silni szefowie innych resortów, w tym tak newralgicznych, jak ministerstwa spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych czy sprawiedliwości. Co gorsza, podobnie jest w tajnych służbach. Jest niemal pewne, że Polska nie ma obecnie żadnej sprawnej osłony kontrwywiadowczej, podobnie jak nie mamy sprawnego wywiadu.
Łatwo sobie wyobrazić, że zaprawieni przez lata w bojach urzędnicy czy funkcjonariusze, których istnienia nawet sobie nie uświadamiamy, kierują działaniami ministerstwa bądź urzędu w ten sposób, że podejmowane są sprzeczne decyzje, przyjmowane fatalne akty wykonawcze, zatrudniani dziwni ludzie, polecenia wypełniane tak, że w zasadzie bojkotowane. I w efekcie nie są realizowane polskie interesy, lecz zupełnie inne, a mało kto sobie uświadamia, dlaczego tak się dzieje. Nie chodzi o to, że większość urzędników o PRL-owskim rodowodzie zawiązała jakiś spisek. Chodzi o to, że mają oni specyficzne poczucie lojalności i wielkie wyczulenie na to, jak sobie zapewnić przetrwanie. I wystarczy kilku speców, którzy wiedzą, jak takich ludzi wykorzystać, by efekt był taki, jakby większość rzeczywiście w jakimś spisku uczestniczyła. Żaden kontrwywiad czy inna służba nie sprawdza, kto i jakimi metodami tych speców inspiruje, gdzie są ci, którzy pociągają za sznurki. A suma tych działań sprawia, że państwo staje się dysfunkcjonalne, że jedno niepowodzenie goni drugie, że właściwie rząd nie rządzi, tylko dryfuje.
Oczywiście, ostatecznie odpowiedzialność spada zawsze na politycznych liderów. Problemem jest to, że oni sobie w większości nawet nie uświadamiają tych podskórnych mechanizmów. Są jak dzieci we mgle. Ale naiwność i niewiedza nie powinny być usprawiedliwieniem. Bo po co się pchają do polityki, skoro nie mają bladego pojęcia o tym, co jest istotą rządzenia.
Działanie tajnego rządu najlepiej widać w sytuacjach kryzysowych – zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Polski. Wtedy nagle się okazuje, że państwo toczy jakaś choroba, że wiele instytucji nie potrafi skutecznie działać, że pojawiają się sprzeczne stanowiska i recepty, jak zareagować na kryzys. Przy słabej władzy, takiej jak obecna, te negatywne zjawiska jeszcze się wyostrzają. Sensowne wydaje się więc pytanie, czy Polska Anno Domini 2008 jest na pewno w pełni suwerenna.
Im słabsza jest formalna władza, a koalicja PO-PiS jest mocna tylko w gębie, tym większe wpływy ma tajny rząd. Można winić Waldemara Pawlaka za to, że jako minister gospodarki nie robi prawie nic, żeby zapewnić dostawy gazu z różnych źródeł (jego obsesja na punkcie gazowania węgla nic tu nie zmienia), że nasze energetyczne bezpieczeństwo to w istocie wielkie niebezpieczeństwo, ale prawdziwe przyczyny tego stanu rzeczy tkwią wiele szczebli niżej jego stanowisk wicepremiera i ministra. Oczywiście, gdyby Pawlak był silny, konsekwentny i miał wizję, zneutralizowałby w dużym stopniu te ukryte siły. Ale nie jest. I podobnie nie są silni szefowie innych resortów, w tym tak newralgicznych, jak ministerstwa spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych czy sprawiedliwości. Co gorsza, podobnie jest w tajnych służbach. Jest niemal pewne, że Polska nie ma obecnie żadnej sprawnej osłony kontrwywiadowczej, podobnie jak nie mamy sprawnego wywiadu.
Łatwo sobie wyobrazić, że zaprawieni przez lata w bojach urzędnicy czy funkcjonariusze, których istnienia nawet sobie nie uświadamiamy, kierują działaniami ministerstwa bądź urzędu w ten sposób, że podejmowane są sprzeczne decyzje, przyjmowane fatalne akty wykonawcze, zatrudniani dziwni ludzie, polecenia wypełniane tak, że w zasadzie bojkotowane. I w efekcie nie są realizowane polskie interesy, lecz zupełnie inne, a mało kto sobie uświadamia, dlaczego tak się dzieje. Nie chodzi o to, że większość urzędników o PRL-owskim rodowodzie zawiązała jakiś spisek. Chodzi o to, że mają oni specyficzne poczucie lojalności i wielkie wyczulenie na to, jak sobie zapewnić przetrwanie. I wystarczy kilku speców, którzy wiedzą, jak takich ludzi wykorzystać, by efekt był taki, jakby większość rzeczywiście w jakimś spisku uczestniczyła. Żaden kontrwywiad czy inna służba nie sprawdza, kto i jakimi metodami tych speców inspiruje, gdzie są ci, którzy pociągają za sznurki. A suma tych działań sprawia, że państwo staje się dysfunkcjonalne, że jedno niepowodzenie goni drugie, że właściwie rząd nie rządzi, tylko dryfuje.
Oczywiście, ostatecznie odpowiedzialność spada zawsze na politycznych liderów. Problemem jest to, że oni sobie w większości nawet nie uświadamiają tych podskórnych mechanizmów. Są jak dzieci we mgle. Ale naiwność i niewiedza nie powinny być usprawiedliwieniem. Bo po co się pchają do polityki, skoro nie mają bladego pojęcia o tym, co jest istotą rządzenia.
Działanie tajnego rządu najlepiej widać w sytuacjach kryzysowych – zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Polski. Wtedy nagle się okazuje, że państwo toczy jakaś choroba, że wiele instytucji nie potrafi skutecznie działać, że pojawiają się sprzeczne stanowiska i recepty, jak zareagować na kryzys. Przy słabej władzy, takiej jak obecna, te negatywne zjawiska jeszcze się wyostrzają. Sensowne wydaje się więc pytanie, czy Polska Anno Domini 2008 jest na pewno w pełni suwerenna.
Więcej możesz przeczytać w 36/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.