Dzięki temu, że do Białego Domu trafił Barack Obama, jest możliwe, iż w 2009 r. zbliżymy się do autentycznego rozwiązania konfliktu arabsko-izraelskiego. Pojawia się także możliwość, że zaczniemy niwelować różnice gospodarcze oraz dysproporcje wykształcenia i nierówność szans.
Kiedy zamordowano izraelskiego premiera Icchaka Rabina, polityka wojującego, który zmienił się w propagatora pokoju, mój mąż, jordański król Husajn, wzywał: „Nie możemy milczeć. Musimy donośnym głosem mówić, że dążymy do pokoju, który będzie panował przez całą przyszłość. I mówmy tym, którzy żyją w mroku, wrogom życia i prawdziwej wiary, że takie jest nasze stanowisko". Zasadniczym sensem tych słów jest przekonanie, że najważniejsze obecnie podziały nie przebiegają między Arabami a Żydami, sunnitami a szyitami albo między chrześcijanami a muzułmanami. Linia podziału przebiega między tymi z nas, którzy pragną współistnienia i współpracy, a tymi, którzy starają się podporządkować sobie innych za pomocą dyktatu. Nie zamierzam jednak upraszczać spraw boleśnie złożonych. Aby zażegnać konflikt między odwiecznymi wrogami, nie wystarczą dobre intencje.
Więcej możesz przeczytać w 4/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.