Kto i kiedy to powiedział: „Dla mnie kindersztuba to przede wszystkim nieobrażanie pań w celach czysto politycznych"?
Od początku wiedzieliśmy, że osobie i tym razem ujdzie na sucho, bo w końcu po to trzyma się psa, żeby samochód sąsiadowi obsikał, prawda? Nic więc dziwnego, że tak chętnie pouczający dziennikarzy o standardach panowie Tusk i Schetyna nie uznali nazywania kogoś prostytutką za substandardowe (to ich ulubione słówko). OK, lekcję pojęliśmy. Rozumiemy, że możemy teraz pisać o Donku czy Grześku per „prostytutka", tak? A jak nam ktoś powie, że nieładnie, to wytłumaczymy, że nam z badań wychodzi, że jak tak piszemy, to się czytelnicy cieszą.
Tymczasem bieda spadła na Człowieka o Żółtych Włosach, któremu przyszło uzasadniać surowość kary dla osoby. Pocił się biedak, pocił, no żal było patrzeć. Boć to w gruncie rzeczy porządny wioskowy chłopak z tego Zbyszka Chlebowskiego, a tu musi takie głupoty gadać. Aż mu włosy zżółkły.
Z licznych działaczek Tusk Vision Network nieodmiennie bawi nas sieriozna Katarzyna Kolenda-Zaleska w roli felietonistki. Tym razem pod tytułem „A premier w Dolomitach" postanowiła zrugać na łamach „Wyborczej", tak jest, zgadli państwo, Jarosława Kaczyńskiego. Czyż to nie jest urocze? Kasiu, uwielbiamy cię!
Drobną lekcję demokracji lokalnej odebrali właśnie olsztyńscy działacze PO, którzy ośmielili się wskazać innego kandydata na prezydenta miasta niż ten, którego poparł Grzegorz Schetyna. Grzesiek sprawę odkręcił, działaczy zjechał i zagrał Tuskowi na nosie, pokazując, kto tu rządzi, a kto się może dolomitować.
No to się Tusku odegrał i szefem partii na Mazowszu po odejściu Ewy Kopacz wcale nie został Andrzej Halicki, choć miał to u Schetyny zaklepane, ale Bufetowa. Przy okazji okazało się, że Schetyna Halickiego sprzedał jesz- cze przed świętami, choć tamten o wszystkim dowiedział się w ostatniej chwili. I w ten sposób Wielki Kąpielowy nie urządził imprezy na Warszawiance. A szkoda, chętnie byśmy wpadli.
Na otarcie łez Wielki Kąpielowy został wiceszefem PO na Mazowszu, czyli wicebufetowym. Panie Andrzejku, pyzy raz!
PAP wzięty! W ramach krucjaty miłości Partia Matka zmusiła prezesa PAP Piotra Skwiecińskiego do dymisji. Teraz agencją rządzi wierny sługa PO Krzysztof Andracki, człowiek wielkiej kultury. Znany głównie z tego, że jako szef Max-Filmu pieczołowicie likwidował wszystkie warszawskie kina, jakie mu w łapy wpadły. To dlatego, że nie lubi. Kiedyś niechcący wybrał się na Bergmana i mu popkorn zaszkodził.
Mała rzecz, a śmieszy. Zauważone pod tablicą rejestracyjną pewnego auta na kilka dni przed ostatnimi wydzielinami tej osoby: „Lublin przeprasza za Palikota".
Odpowiadając na pytanie z początku rubryki, wyjaśniamy, że tym przywiązanym do kindersztuby kindersztuby człowiekiem był Miziany Bronek Komorowski. To było wtedy, gdy prezydencki minister potwornie obraził wiceminister z PO, mówiąc, że kobietą w zaawansowanej ciąży zasłania się premier (minister Duda usłyszał wówczas od posłów PO, że jest „podłym bucem", „kanalią" i „prostakiem"). Dziś Miziany Bronek nie widzi nic złego w mówieniu o Gęsickiej, że się prostytuuje, bo „kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak mężczyzna". Nie odwzajemnimy się żadną złośliwością, bo Bronek podlega regułom właściwym dla sfrustrowanych nieszczęśników.
Od początku wiedzieliśmy, że osobie i tym razem ujdzie na sucho, bo w końcu po to trzyma się psa, żeby samochód sąsiadowi obsikał, prawda? Nic więc dziwnego, że tak chętnie pouczający dziennikarzy o standardach panowie Tusk i Schetyna nie uznali nazywania kogoś prostytutką za substandardowe (to ich ulubione słówko). OK, lekcję pojęliśmy. Rozumiemy, że możemy teraz pisać o Donku czy Grześku per „prostytutka", tak? A jak nam ktoś powie, że nieładnie, to wytłumaczymy, że nam z badań wychodzi, że jak tak piszemy, to się czytelnicy cieszą.
Tymczasem bieda spadła na Człowieka o Żółtych Włosach, któremu przyszło uzasadniać surowość kary dla osoby. Pocił się biedak, pocił, no żal było patrzeć. Boć to w gruncie rzeczy porządny wioskowy chłopak z tego Zbyszka Chlebowskiego, a tu musi takie głupoty gadać. Aż mu włosy zżółkły.
Z licznych działaczek Tusk Vision Network nieodmiennie bawi nas sieriozna Katarzyna Kolenda-Zaleska w roli felietonistki. Tym razem pod tytułem „A premier w Dolomitach" postanowiła zrugać na łamach „Wyborczej", tak jest, zgadli państwo, Jarosława Kaczyńskiego. Czyż to nie jest urocze? Kasiu, uwielbiamy cię!
Drobną lekcję demokracji lokalnej odebrali właśnie olsztyńscy działacze PO, którzy ośmielili się wskazać innego kandydata na prezydenta miasta niż ten, którego poparł Grzegorz Schetyna. Grzesiek sprawę odkręcił, działaczy zjechał i zagrał Tuskowi na nosie, pokazując, kto tu rządzi, a kto się może dolomitować.
No to się Tusku odegrał i szefem partii na Mazowszu po odejściu Ewy Kopacz wcale nie został Andrzej Halicki, choć miał to u Schetyny zaklepane, ale Bufetowa. Przy okazji okazało się, że Schetyna Halickiego sprzedał jesz- cze przed świętami, choć tamten o wszystkim dowiedział się w ostatniej chwili. I w ten sposób Wielki Kąpielowy nie urządził imprezy na Warszawiance. A szkoda, chętnie byśmy wpadli.
Na otarcie łez Wielki Kąpielowy został wiceszefem PO na Mazowszu, czyli wicebufetowym. Panie Andrzejku, pyzy raz!
PAP wzięty! W ramach krucjaty miłości Partia Matka zmusiła prezesa PAP Piotra Skwiecińskiego do dymisji. Teraz agencją rządzi wierny sługa PO Krzysztof Andracki, człowiek wielkiej kultury. Znany głównie z tego, że jako szef Max-Filmu pieczołowicie likwidował wszystkie warszawskie kina, jakie mu w łapy wpadły. To dlatego, że nie lubi. Kiedyś niechcący wybrał się na Bergmana i mu popkorn zaszkodził.
Mała rzecz, a śmieszy. Zauważone pod tablicą rejestracyjną pewnego auta na kilka dni przed ostatnimi wydzielinami tej osoby: „Lublin przeprasza za Palikota".
Odpowiadając na pytanie z początku rubryki, wyjaśniamy, że tym przywiązanym do kindersztuby kindersztuby człowiekiem był Miziany Bronek Komorowski. To było wtedy, gdy prezydencki minister potwornie obraził wiceminister z PO, mówiąc, że kobietą w zaawansowanej ciąży zasłania się premier (minister Duda usłyszał wówczas od posłów PO, że jest „podłym bucem", „kanalią" i „prostakiem"). Dziś Miziany Bronek nie widzi nic złego w mówieniu o Gęsickiej, że się prostytuuje, bo „kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak mężczyzna". Nie odwzajemnimy się żadną złośliwością, bo Bronek podlega regułom właściwym dla sfrustrowanych nieszczęśników.
Więcej możesz przeczytać w 4/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.