Polacy wierzą w to, iż uroda daje szczęście, ale zapominają, że przystojni ludzie to osoby z grupy wysokiego ryzyka
Wpadły mi w ręce wyniki ankiety przeprowadzonej wśród Polaków przez Centrum Badania Opinii Społecznej "Stosunek do własnego ciała. Ideał pięknej kobiety i przystojnego mężczyzny". Z owych badań wynika, że w naszym społeczeństwie powszechne jest przekonanie, iż atrakcyjny wizerunek przesądza o sukcesie w życiu osobistym (90 proc.) i zawodowym (92 proc.). Przystojny mężczyzna powinien być zdaniem ankietowanych wysoki (76 proc.) i muskularny (37 proc.), zaś piękna kobieta - zgrabna (63 proc.) i szczupła (53 proc.).
Stąd wynika gotowość do poddania korekcie swego wyglądu przez głodzenie się (popularnie zwane odchudzaniem), lekomanię (popularnie zwaną zażywaniem leków wspomagających odchudzanie), duszenie się w oparach własnego potu (popularnie zwane ćwiczeniem na siłowni) oraz nadstawianie twarzy różnym chirurgom plastycznym, czasem zupełnie niefachowym. Niedawno boleśnie przekonała się o tym Hanna Bakuła, zmasakrowana przez specjalistę, którego narzędzia chirurgiczne zdjęta trwogą pacjentka w ostatniej chwili polewała własnymi perfumami, chcąc je zdezynfekować.
Krótko mówiąc, z ankiety wynika, że Polacy wierzą w to, że uroda gwarantuje szczęście. Nie mam zamiaru kwestionować naukowych badań, ale chciałbym zaprotestować przeciwko temu, co z nich wynika. Uważam bowiem, że wiara większości rodaków (ciekawe, że twierdzi tak ponad 90 proc. obywateli, czyli dokładnie tyle, ilu mamy w Polsce katolików) w magiczną moc ładnego wyglądu jest głupim zabobonem, nie mającym pokrycia w rzeczywistości. Znam wiele przykładów na poparcie tezy przeciwnej - ładnym jest trudniej w życiu i rzadziej bywają szczęśliwi!
Główny problem to utrata podmiotowości. Im kto lepiej wygląda, tym bardziej się na niego (nią) patrzy, a mniej słucha. Z podmiotu, czyli obiektu naszego zainteresowania, zamienia się w przedmiot, czyli obiekt obserwacji bądź pożądania (ale już rzadziej - miłości). Ładnych strach kochać! O tym wie każda matka wypuszczająca w świat swoje pociechy. Gdy wokół syna zaczyna się kręcić tzw. atrakcyjna laska, jemu oczy się świecą, a jej puchną od nieprzespanych nocy. Głównie z lęku o jego przyszłość i czekania na to, "kiedy ona go rzuci". Gdy o rękę córki poprosi przystojniaczek z bicepsami, matka przepytuje koleżanki, czy nie słyszały o jego poprzednich podbojach. I wie, że każde wyjście na dyskotekę może się skończyć gwałtowną zmianą statusu tego związku. Bardzo się musi natrudzić taki biedaczek, żeby udowodnić przyszłej teściowej, że jest porządnym człowiekiem.
Doświadczenie podpowiada, że ładni to ludzie z grupy wysokiego ryzyka. Jeśli są piękni z natury, mają często przewrócone w głowie, bo przywykli, że łatwo im zrobić dobre wrażenie. Trudno im będzie stawić czoło przeciwnościom, a jeszcze trudniej zaprzestać potwierdzania swojej atrakcyjności kolejnymi podbojami. Jeśli są piękni w wyniku ciężkiej pracy (odchudzanie, siłownia itp.) - są tak skoncentrowani na sobie, że świadomie lub nieświadomie stają się strasznymi egoistami, a więc także kiepskim materiałem na partnerów.
Skąd więc to przekonanie, że ładnym łatwiej odnieść sukces? Bo pewnie tak jest, tyle że mało kto przygląda się jego jakości. Bywa on powierzchowny i krótki. Jest bowiem sukcesem schematycznym, wynikającym z wypełnienia reguł obowiązującego wzorca, pozbawionym uznania dla indywidualnych cech odnoszącej go osoby. Innymi słowy, człowiek odnoszący sukces dzięki swojej aparycji tak naprawdę wcale go nie odnosi. To jego aparycja zostaje nagrodzona, a wraz z jej zniknięciem nagroda zostanie zabrana. Niedawny zwycięzca zostanie sam z rozłożonymi rękami. Zada sobie wtedy pytanie: co się zmieniło? Czy stałem się gorszy? Czy powiedziałem coś głupiego? Czy naprawdę nie jestem nic wart?
Pięknych ludzi mało kto słucha. Są piękni i niemi. Ich wygląd (zgodny ze schematem) - szczupła zgrabna kobieta i wysoki napakowany facet - jest kompletnym przekazem. Słowa najwyżej mogą go zakłócić. Piękni nie muszą więc nic mówić, by szybciej i łatwiej uzyskać to, o czym marzą inni, ale potem, gdy będą chcieli to utrzymać, żadne słowa im nie pomogą. Najwyżej wywołają zdziwienie otoczenia: to oni mówią?
[email protected]
Stąd wynika gotowość do poddania korekcie swego wyglądu przez głodzenie się (popularnie zwane odchudzaniem), lekomanię (popularnie zwaną zażywaniem leków wspomagających odchudzanie), duszenie się w oparach własnego potu (popularnie zwane ćwiczeniem na siłowni) oraz nadstawianie twarzy różnym chirurgom plastycznym, czasem zupełnie niefachowym. Niedawno boleśnie przekonała się o tym Hanna Bakuła, zmasakrowana przez specjalistę, którego narzędzia chirurgiczne zdjęta trwogą pacjentka w ostatniej chwili polewała własnymi perfumami, chcąc je zdezynfekować.
Krótko mówiąc, z ankiety wynika, że Polacy wierzą w to, że uroda gwarantuje szczęście. Nie mam zamiaru kwestionować naukowych badań, ale chciałbym zaprotestować przeciwko temu, co z nich wynika. Uważam bowiem, że wiara większości rodaków (ciekawe, że twierdzi tak ponad 90 proc. obywateli, czyli dokładnie tyle, ilu mamy w Polsce katolików) w magiczną moc ładnego wyglądu jest głupim zabobonem, nie mającym pokrycia w rzeczywistości. Znam wiele przykładów na poparcie tezy przeciwnej - ładnym jest trudniej w życiu i rzadziej bywają szczęśliwi!
Główny problem to utrata podmiotowości. Im kto lepiej wygląda, tym bardziej się na niego (nią) patrzy, a mniej słucha. Z podmiotu, czyli obiektu naszego zainteresowania, zamienia się w przedmiot, czyli obiekt obserwacji bądź pożądania (ale już rzadziej - miłości). Ładnych strach kochać! O tym wie każda matka wypuszczająca w świat swoje pociechy. Gdy wokół syna zaczyna się kręcić tzw. atrakcyjna laska, jemu oczy się świecą, a jej puchną od nieprzespanych nocy. Głównie z lęku o jego przyszłość i czekania na to, "kiedy ona go rzuci". Gdy o rękę córki poprosi przystojniaczek z bicepsami, matka przepytuje koleżanki, czy nie słyszały o jego poprzednich podbojach. I wie, że każde wyjście na dyskotekę może się skończyć gwałtowną zmianą statusu tego związku. Bardzo się musi natrudzić taki biedaczek, żeby udowodnić przyszłej teściowej, że jest porządnym człowiekiem.
Doświadczenie podpowiada, że ładni to ludzie z grupy wysokiego ryzyka. Jeśli są piękni z natury, mają często przewrócone w głowie, bo przywykli, że łatwo im zrobić dobre wrażenie. Trudno im będzie stawić czoło przeciwnościom, a jeszcze trudniej zaprzestać potwierdzania swojej atrakcyjności kolejnymi podbojami. Jeśli są piękni w wyniku ciężkiej pracy (odchudzanie, siłownia itp.) - są tak skoncentrowani na sobie, że świadomie lub nieświadomie stają się strasznymi egoistami, a więc także kiepskim materiałem na partnerów.
Skąd więc to przekonanie, że ładnym łatwiej odnieść sukces? Bo pewnie tak jest, tyle że mało kto przygląda się jego jakości. Bywa on powierzchowny i krótki. Jest bowiem sukcesem schematycznym, wynikającym z wypełnienia reguł obowiązującego wzorca, pozbawionym uznania dla indywidualnych cech odnoszącej go osoby. Innymi słowy, człowiek odnoszący sukces dzięki swojej aparycji tak naprawdę wcale go nie odnosi. To jego aparycja zostaje nagrodzona, a wraz z jej zniknięciem nagroda zostanie zabrana. Niedawny zwycięzca zostanie sam z rozłożonymi rękami. Zada sobie wtedy pytanie: co się zmieniło? Czy stałem się gorszy? Czy powiedziałem coś głupiego? Czy naprawdę nie jestem nic wart?
Pięknych ludzi mało kto słucha. Są piękni i niemi. Ich wygląd (zgodny ze schematem) - szczupła zgrabna kobieta i wysoki napakowany facet - jest kompletnym przekazem. Słowa najwyżej mogą go zakłócić. Piękni nie muszą więc nic mówić, by szybciej i łatwiej uzyskać to, o czym marzą inni, ale potem, gdy będą chcieli to utrzymać, żadne słowa im nie pomogą. Najwyżej wywołają zdziwienie otoczenia: to oni mówią?
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 42/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.