W sprawie Rywina SLD ustanowił smutny rekord w zastawianiu zasadzek, w które sam następnie wpada Jan Rokita zaproponował, by kontynuować prace sejmowej komisji śledczej, która zajmowała się aferą Rywina. Poseł zawsze chciał przesłuchać Aleksandra Kwaśniewskiego, więc teraz, kiedy prezydent zdecydował się zeznawać przed komisją badającą sprawę Orlenu, doszedł do wniosku, że nie odmówi on również współpracy z poprzedniczką.
Rokita w przewrotny sposób wykorzystał stanowisko SLD i marszałka Józefa Oleksego, zgodnie z którym Sejm nie przyjął jeszcze sprawozdania komisji. On sam, podobnie jak większość posłów, uważa, że 28 maja tego roku Sejm bezwzględną większością głosów uznał za takie sprawozdanie tekst zaproponowany przez Zbigniewa Ziobrę. Skoro jednak marszałek jest innego zdania i nie publikuje stosownej uchwały, to komisja formalnie istnieje, bowiem kończy ona działalność w momencie przyjęcia sprawozdania przez parlament.
W ten sposób raz jeszcze zastosowanie znalazło porzekadło, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. W sprawie Rywina SLD ustanowił smutny rekord w konstruowaniu podobnych zasadzek. Najpierw, zamiast uczciwie pracować w komisji nad sprawozdaniem, sojusz wolał się dogadać z Samoobroną i przeforsować tekst Anity Błochowiak, stwierdzający, że żadnej afery Rywina nie było. Liderzy SLD pełni byli nadziei, że dzięki wsparciu Samoobrony tekst Błochowiak uda się narzucić Sejmowi. Stąd kokietowanie partii Leppera i głosowanie przez wielu posłów SLD za sprawozdaniem posła Jana Łącznego. W tym oddaniu Samoobronie sojusz poszedł tak daleko, że nawet Leszek Miller zagłosował za tekstem Łącznego, choć ten oskarżał go o złamanie prawa i kierował przed Trybunał Stanu. Ofiara okazała się daremna. W decydującym głosowaniu Samoobrona zagłosowała za tekstem Ziobry. Dzięki temu raport posła PiS stał się oficjalnym stanowiskiem Sejmu.
Przechytrzony przez Leppera sojusz nie chciał się pogodzić z porażką, choć tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Klubowi koledzy nacisnęli na Oleksego, by doprowadził do jeszcze jednego głosowania. Było to jednak zadanie ponad siły marszałka, bo nie ma takiej mocy, która zmusiłaby bezwzględną większość izby do ponownego głosowania w przesądzonej wcześniej sprawie. Wszystko więc, co Oleksy mógł zrobić, to odwlekać niemiły dla SLD finał sprawy Rywina. Tak też czynił przez cztery miesiące, aż wpadł w pułapkę zastawioną przez Rokitę.
Teraz sytuacja posłów SLD jest nie do pozazdroszczenia. Mają dwa wyjścia - obydwa złe. Mogą zamknąć sprawę i uznać wynik głosowania z maja za ostateczny, ale to wymaga zjedzenia żaby wyhodowanej już do rozmiarów krokodyla. Mogą się też upierać przy swoim, ale to oznacza wznowienie sprawy Rywina, z którą sojusz od początku nie potrafi sobie dać rady. No i pozostaje jakiś kolejny fortel, który zapewne też obróci się przeciwko SLD.
W ten sposób raz jeszcze zastosowanie znalazło porzekadło, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. W sprawie Rywina SLD ustanowił smutny rekord w konstruowaniu podobnych zasadzek. Najpierw, zamiast uczciwie pracować w komisji nad sprawozdaniem, sojusz wolał się dogadać z Samoobroną i przeforsować tekst Anity Błochowiak, stwierdzający, że żadnej afery Rywina nie było. Liderzy SLD pełni byli nadziei, że dzięki wsparciu Samoobrony tekst Błochowiak uda się narzucić Sejmowi. Stąd kokietowanie partii Leppera i głosowanie przez wielu posłów SLD za sprawozdaniem posła Jana Łącznego. W tym oddaniu Samoobronie sojusz poszedł tak daleko, że nawet Leszek Miller zagłosował za tekstem Łącznego, choć ten oskarżał go o złamanie prawa i kierował przed Trybunał Stanu. Ofiara okazała się daremna. W decydującym głosowaniu Samoobrona zagłosowała za tekstem Ziobry. Dzięki temu raport posła PiS stał się oficjalnym stanowiskiem Sejmu.
Przechytrzony przez Leppera sojusz nie chciał się pogodzić z porażką, choć tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Klubowi koledzy nacisnęli na Oleksego, by doprowadził do jeszcze jednego głosowania. Było to jednak zadanie ponad siły marszałka, bo nie ma takiej mocy, która zmusiłaby bezwzględną większość izby do ponownego głosowania w przesądzonej wcześniej sprawie. Wszystko więc, co Oleksy mógł zrobić, to odwlekać niemiły dla SLD finał sprawy Rywina. Tak też czynił przez cztery miesiące, aż wpadł w pułapkę zastawioną przez Rokitę.
Teraz sytuacja posłów SLD jest nie do pozazdroszczenia. Mają dwa wyjścia - obydwa złe. Mogą zamknąć sprawę i uznać wynik głosowania z maja za ostateczny, ale to wymaga zjedzenia żaby wyhodowanej już do rozmiarów krokodyla. Mogą się też upierać przy swoim, ale to oznacza wznowienie sprawy Rywina, z którą sojusz od początku nie potrafi sobie dać rady. No i pozostaje jakiś kolejny fortel, który zapewne też obróci się przeciwko SLD.
Więcej możesz przeczytać w 40/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.