Dla roli u Janusza Józefowicza jego aktorzy i tancerze rzucali dom, przyjaciół, rodzinę Słynne "Chicago" Boba Fossa na Broadwayu wystawiono 900 razy. "Metro" Janusza Józefowicza miało w Polsce już ponad 1200 przedstawień. Józefowicz - tancerz, wokalista, aktor, choreograf i reżyser w jednym - nie tylko zrewolucjonizował na początku lat 90. polski teatr muzyczny, ale okazał się także najbardziej profesjonalnym łowcą talentów. To on wprowadził na polską scenę takie postacie, jak Edyta Górniak, Katarzyna Groniec, Barbara Melzer czy Michał Milowicz. Obecnie Józefowicz przygotowuje kolejny desant - wykonawców jego "Romea i Julii" (premiera 8 października). - Mogą stanąć na dowolnej scenie muzycznej i zrobić praktycznie wszystko. Mają dobry warsztat, a już niebawem dwoje z nich będzie miało na koncie główne role w największym musicalu w historii polskiego teatru muzycznego - mówi Józefowicz o kandydatach na Romea i Julię. Wraz z Januszem Stokłosą od pięciu lat pracuje nad musicalową wersją najsłynniejszego dramatu Williama Szekspira. Scenografii nie pomieścił żaden teatr w stolicy, więc przedstawienia będą się odbywać w hali sportowej Torwar. W scenie balu jednocześnie weźmie udział prawie sześćdziesięciu artystów. Będą też taniec w deszczu, wjeżdżający na scenę jaguar i walka na japońskie miecze. Wraz z musicalem "Romeo i Julia" na polskiej scenie znowu zajaśnieją gwiazdy.
Łowca talentów
Kiedy Józefowicz organizował przesłuchania do słynnego "Metra", słowo casting brzmiało w Polsce egzotycznie. Dzięki takim osobom jak on dziś tysiące młodych ludzi odważają się pokazywać swoje umiejętności w kolejnych edycjach "Idola", "Szansie na sukces", "Drodze do gwiazd" czy "Debiucie". Fenomen Józefowicza polega na tym, że sam może odgrywać role Wojewódzkiego, Leszczyńskiego, Zapędowskiej, Cywińskiej, Cygana i Bem, a w dodatku jest od nich skuteczniejszy w znajdowaniu i lansowaniu młodych talentów. Pomysłodawca przebojowego musicalu "Metro" wyszkolił na profesjonalnych artystów co najmniej 30 osób.
Józefowicz po raz pierwszy podbił publiczność w wieku 25 lat, gdy zaprezentował swoje dyplomowe przedstawienie "Złe zachowanie". Potem przez trzy lata grano je regularnie na deskach teatrów Ateneum i Rampa. Te sukcesy zapewniły mu stypendium w USA, gdzie pojechał się uczyć sztuki choreografii. Efektem tej nauki było grane od 13 lat, pokazywane do dzisiaj w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Rosji "Metro". Do szarego polskiego teatru wniosło ono śpiew i taniec z najwyższej półki.
Pomysł nowej superprodukcji narodził się kilka lat temu, ale Józefowicz nie znalazł dość pieniędzy na to przedsięwzięcie. - Najpierw powstało libretto w języku rosyjskim. Pokazałem je naszym wschodnim producentom. Doszło do kilku nagrań i wszyscy się zakochali w muzyce Stokłosy. Światowa prapremiera miała się odbyć w Petersburgu, ale w końcu wygrała Warszawa, bo chęć sponsorowania musicalu wyraziła firma Avon. I dzięki temu młodzi ludzie, których znalazłem, będą mieli okazję wejść z wielkim hukiem na muzyczną scenę - opowiada Józefowicz.
Cztery Julie i trzech Romeów
Wybrani przez Józefowicza młodzi wykonawcy występujący w "Romeo i Julii" pochodzą przeważnie z małych miast. Mają 15-18 lat. Dla roli u Józefowicza rzucali dom, przyjaciół, rodzinę. Pod koniec czerwca wraz z czterdziestoma innymi osobami zjechali do Ojcówka pod Warszawą. Tam brali lekcje śpiewu, tańca i dykcji. Tam nawiązywali przyjaźnie i opłakiwali rozstania, bo Ojcówek był tylko kolejnym etapem selekcji. Józefowicz był twardy: "Niestety, kochani, to nie wakacje, ale ciężka praca" - mówił do nastolatków, kiedy wśród lamentu odsyłał do domu kolejne osoby.
Jak ciężka jest praca u Józefowicza i jak wielki stres powoduje, przekonała się siódemka, która we wrześniu zawitała do Warszawy: cztery Julie i trzech Romeów - Zosia, Ania, Marina, Marta, Marcin, Krzysztof i Krystian. Wynajęto im mieszkania, zapisano do nowych szkół. Większość z nich próbowała już wcześniej swoich sił w castingach. Wszyscy uważają jednak, że ten musical to szansa jedna na milion. Z szarych myszek zamienili się w ludzi przebojowych. Pozują do zdjęć, udzielają wywiadów i z drżeniem serca czekają na decyzję Józefowicza, kogo obsadzi w głównych rolach.
Ćwiczą w teatrze nawet do 23.00 - śpiewają z półplaybacku songi, konsultują z Józefowiczem brzmienie kolejnych wersów. Chłopcy dodatkowo muszą opanować sztukę władania japońskim mieczem, który posłuży musicalowemu Romeo-wi do zgładzenia Merkucja. Jeszcze niedawno nudzili się w blokowiskach w Kielcach, na polu w Człopie czy na osiedlu w Stalowej Woli. Marta, która ma za sobą zwycięstwo w "Szansie na sukces" z Majką Jeżowską i lekcje śpiewu u Elżbiety Zapędowskiej, wie, że nawet jeśli nie zostanie Julią, odniosła sukces, bo tym jest zakwalifikowanie się do finałowej grupy. Zosia z Kościana jest pewna, że Józefowicz nie zostawi finalistów na lodzie.
Józefowicz jak Treliński
Józefowicz mimo wielu sukcesów nie zadziera nosa, lecz z pokorą podchodzi do swego fachu. I jeśli to konieczne, uczy się od młodszych. Nastoletnich kandydatów do ról Romea i Julii przepytywał ze współczesnego słownictwa. Żeby poznać obyczaje młodzieży, odwiedził jeden z warszawskich klubów i zatrudnił do pracy nad spektaklem popularnego w stolicy didżeja Adamusa. - Kiedy nagraliśmy jeden z songów w wersji, która wydawała nam się bardzo współczesna, Adamus przyszedł, posłuchał i skomentował: "No, fajny kawałek w stylu lat osiemdziesiątych". Pomyślałem wtedy: "Cholera, nie będzie łatwo" - opowiada Józefowicz.
O Józefowiczu mówią: "kat", "tyran", "czekista", "stachanowiec", "guru", "mistrz". Jego podopieczni znoszą złe traktowanie, bo gwarantuje im udział w przedsięwzięciach ze znakiem jakości. Józefowicz przyznaje, że nie umie odpoczywać - chce realizować nowe projekty sceniczne. Jego przyjaciele uważają, że w Polsce jest mu już za ciasno. Teraz powinien spróbować zaistnieć w Ameryce, z amerykańskimi aktorami - jak Mariusz Treliński na scenie operowej.
Kiedy Józefowicz organizował przesłuchania do słynnego "Metra", słowo casting brzmiało w Polsce egzotycznie. Dzięki takim osobom jak on dziś tysiące młodych ludzi odważają się pokazywać swoje umiejętności w kolejnych edycjach "Idola", "Szansie na sukces", "Drodze do gwiazd" czy "Debiucie". Fenomen Józefowicza polega na tym, że sam może odgrywać role Wojewódzkiego, Leszczyńskiego, Zapędowskiej, Cywińskiej, Cygana i Bem, a w dodatku jest od nich skuteczniejszy w znajdowaniu i lansowaniu młodych talentów. Pomysłodawca przebojowego musicalu "Metro" wyszkolił na profesjonalnych artystów co najmniej 30 osób.
Józefowicz po raz pierwszy podbił publiczność w wieku 25 lat, gdy zaprezentował swoje dyplomowe przedstawienie "Złe zachowanie". Potem przez trzy lata grano je regularnie na deskach teatrów Ateneum i Rampa. Te sukcesy zapewniły mu stypendium w USA, gdzie pojechał się uczyć sztuki choreografii. Efektem tej nauki było grane od 13 lat, pokazywane do dzisiaj w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Rosji "Metro". Do szarego polskiego teatru wniosło ono śpiew i taniec z najwyższej półki.
Pomysł nowej superprodukcji narodził się kilka lat temu, ale Józefowicz nie znalazł dość pieniędzy na to przedsięwzięcie. - Najpierw powstało libretto w języku rosyjskim. Pokazałem je naszym wschodnim producentom. Doszło do kilku nagrań i wszyscy się zakochali w muzyce Stokłosy. Światowa prapremiera miała się odbyć w Petersburgu, ale w końcu wygrała Warszawa, bo chęć sponsorowania musicalu wyraziła firma Avon. I dzięki temu młodzi ludzie, których znalazłem, będą mieli okazję wejść z wielkim hukiem na muzyczną scenę - opowiada Józefowicz.
Cztery Julie i trzech Romeów
Wybrani przez Józefowicza młodzi wykonawcy występujący w "Romeo i Julii" pochodzą przeważnie z małych miast. Mają 15-18 lat. Dla roli u Józefowicza rzucali dom, przyjaciół, rodzinę. Pod koniec czerwca wraz z czterdziestoma innymi osobami zjechali do Ojcówka pod Warszawą. Tam brali lekcje śpiewu, tańca i dykcji. Tam nawiązywali przyjaźnie i opłakiwali rozstania, bo Ojcówek był tylko kolejnym etapem selekcji. Józefowicz był twardy: "Niestety, kochani, to nie wakacje, ale ciężka praca" - mówił do nastolatków, kiedy wśród lamentu odsyłał do domu kolejne osoby.
Jak ciężka jest praca u Józefowicza i jak wielki stres powoduje, przekonała się siódemka, która we wrześniu zawitała do Warszawy: cztery Julie i trzech Romeów - Zosia, Ania, Marina, Marta, Marcin, Krzysztof i Krystian. Wynajęto im mieszkania, zapisano do nowych szkół. Większość z nich próbowała już wcześniej swoich sił w castingach. Wszyscy uważają jednak, że ten musical to szansa jedna na milion. Z szarych myszek zamienili się w ludzi przebojowych. Pozują do zdjęć, udzielają wywiadów i z drżeniem serca czekają na decyzję Józefowicza, kogo obsadzi w głównych rolach.
Ćwiczą w teatrze nawet do 23.00 - śpiewają z półplaybacku songi, konsultują z Józefowiczem brzmienie kolejnych wersów. Chłopcy dodatkowo muszą opanować sztukę władania japońskim mieczem, który posłuży musicalowemu Romeo-wi do zgładzenia Merkucja. Jeszcze niedawno nudzili się w blokowiskach w Kielcach, na polu w Człopie czy na osiedlu w Stalowej Woli. Marta, która ma za sobą zwycięstwo w "Szansie na sukces" z Majką Jeżowską i lekcje śpiewu u Elżbiety Zapędowskiej, wie, że nawet jeśli nie zostanie Julią, odniosła sukces, bo tym jest zakwalifikowanie się do finałowej grupy. Zosia z Kościana jest pewna, że Józefowicz nie zostawi finalistów na lodzie.
Józefowicz jak Treliński
Józefowicz mimo wielu sukcesów nie zadziera nosa, lecz z pokorą podchodzi do swego fachu. I jeśli to konieczne, uczy się od młodszych. Nastoletnich kandydatów do ról Romea i Julii przepytywał ze współczesnego słownictwa. Żeby poznać obyczaje młodzieży, odwiedził jeden z warszawskich klubów i zatrudnił do pracy nad spektaklem popularnego w stolicy didżeja Adamusa. - Kiedy nagraliśmy jeden z songów w wersji, która wydawała nam się bardzo współczesna, Adamus przyszedł, posłuchał i skomentował: "No, fajny kawałek w stylu lat osiemdziesiątych". Pomyślałem wtedy: "Cholera, nie będzie łatwo" - opowiada Józefowicz.
O Józefowiczu mówią: "kat", "tyran", "czekista", "stachanowiec", "guru", "mistrz". Jego podopieczni znoszą złe traktowanie, bo gwarantuje im udział w przedsięwzięciach ze znakiem jakości. Józefowicz przyznaje, że nie umie odpoczywać - chce realizować nowe projekty sceniczne. Jego przyjaciele uważają, że w Polsce jest mu już za ciasno. Teraz powinien spróbować zaistnieć w Ameryce, z amerykańskimi aktorami - jak Mariusz Treliński na scenie operowej.
Więcej możesz przeczytać w 40/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.