W północnej Polsce w każdej chwili mogą się pojawić kolejne trzęsienia ziemi o podobnej sile lub większe od tych, które w zeszłym tygodniu były odczuwane na Warmii i Mazurach. Uczeni przestali się interesować sejsmicznym zagrożeniem w tym rejonie kraju, bo od kilkudziesięciu lat nie było tam większych wstrząsów. - Trzęsienia w rejonie Kaliningradu sugerują, że głęboko w ziemi został zaburzony rozkład naprężeń na styku dwóch formacji skalnych, do tej pory pozostający w równowadze - mówi "Wprost" dr Paweł Wiejacz z Instytutu Geofizyki PAN.
Gdy w czerwcu 1992 r. ziemia zatrzęsła się w okolicach Krynicy Górskiej z siłą 4,6 stopnia w skali Richtera, w ciągu następnych godzin pojawiło się siedem małych wstrząsów. Wydawało się, że w ich wyniku skały zdołały się zakleszczyć na lata. Tymczasem w marcu 1993 r. doszło do kolejnego silnego trzęsienia, największego w najnowszej historii naszego kraju. Na północy Polski może być podobnie, zwłaszcza że w basenie Morza Bałtyckiego coraz częściej pojawiają się drgania o podobnej sile.
Skandynawski materac
Na południu Polski stale notuje się choćby minimalne trzęsienia ziemi, które są efektem wypiętrzania się Karpat i Sudetów lub zapadania się starych wyrobisk kopalnianych (głównie na Śląsku). Największe trzęsienia ziemi (o sile około 6 stopni w skali Richtera), jakie kiedykolwiek pojawiły się na terenach Polski, zanotowano na północ od Wrocławia w 1443 r. oraz w okolicach Krakowa w 1786 r. 2 września tego roku drgania o sile 2,6 stopnia w skali Richtera wystąpiły 80 km na północny zachód od Wrocławia. Wstrząsy o sile 3 stopni pojawiły się w tym regionie także 9 września. Tego samego dnia zadrżało w Katowicach, sejsmografy zanotowały tam 3,2 stopnia w skali Richtera.
- Na północy Polski wstrząsy są powodowane głównie podnoszeniem się Skandynawii, wywołuje je trwający od kilkuset lat proces zanikania lodowca - mówi dr Wojciech Dębski z Instytutu Geofizyki PAN. Z powodu topnienia lodowców coraz częściej trzęsie się ziemia na Alasce, gdyż uwolnione od ciężaru lodu płyty tektoniczne są unoszone na skutek ruchów skorupy ziemskiej. Skandynawia podnosi się o kilka milimetrów rocznie. Ten proces przypomina sytuację, gdy ktoś na piankowym materacu kładzie książkę obciążoną odważnikiem, a potem odważnik zabiera. Ponieważ reszta Europy nie podnosi się w ogóle, powstają naprężenia między skałami na głębokości około 30 km i okresowe wstrząsy.
Strefy podwyższonego ryzyka
W strefach podwyższonego ryzyka płyty tektoniczne poruszają się po warstwie półpłynnych skał i zderzają się z sobą, ocierają się o siebie, lub wchodzą jedna pod drugą. Tak jest w rejonie Wysp Japońskich, zachodniego wybrzeża Ameryki, Kaukazu, Bałkanów i wysp Fidżi należących do obszarów o największej aktywności sejsmicznej na świecie. - Nie wiadomo, w jakiej skali takie zjawiska zachodzą w pobliżu Kaliningradu, bo mieszczą się tam rosyjskie bazy wojskowe uniemożliwiające wykonanie tzw. profili geologicznych. Poza tym znajduje się tam gruba warstwa skał osadowych utrudniających głębokie sondowanie. Nawet w Japonii, gdzie uskoki są widoczne niemal gołym okiem i bada je sztab naukowców, rzadko udaje się przewidzieć, w którym miejscu nastąpi przesunięcie.
- Nie mamy wątpliwości, że trzęsienie na Warmii i Mazurach miało naturalną przyczynę i nie było wywołane eksplozją - mówi dr Wiejacz. Świadczą o tym zarejestrowane fale sejsmiczne: przebiegały w kierunku północnym i wschodnim, w stronę Suwałk i Górki Klasztornej i były inne niż te, które rozchodziły się na południe.
W ciągu roku na świecie występuje około miliona trzęsień ziemi, ale tylko 8 tys. jest odczuwalnych bez sejsmografów. Trzęsienie, które nawiedziło Alaskę w 1899 r., na stałe uniosło część wybrzeża o 14,4 m. To do dziś nie pobity rekord. W wyniku kolejnego kataklizmu w 1964 r. ucierpiało tam 200 tys. osób, a wstrząsy miały siłę 8,6 stopnia w skali Richtera. W 1985 r. zostały potężnie uszkodzone budynki w Mexico City. Zginęło wtedy 5-10 tys. osób, 50 tys. odniosło rany, a 250 tys. pozostało bez dachu nad głową. Epicentrum wstrząsów znajdowało się aż 350 km od miasta. W Chińskim mieście Tangshan w 1976 r. trzęsienie zabiło 255 tys. osób.
W Polsce od stuleci zagrożenie jest nieporównanie mniejsze i na razie nikt się nie spodziewa większych strat w przyszłości. Ostatnie wstrząsy podważają jedynie powszechne przekonanie, że nasz kraj nie jest żadną strefą sejsmiczną. Uczeni przypominają, że z Danii, przez Szczecin, Warszawę, aż po Ukrainę biegnie tzw. strefa TT (od nazwiska francuskiego odkrywcy Teisseyre'a-Tornquista), niczym szew łącząca dwie płyty tektoniczne i będąca potencjalnym źródłem trzęsień ziemi. - Na północy Polski stan podwyższonego ryzyka potrwa nawet kilka lat - ostrzega dr Wiejacz. Nie powinniśmy się więc dziwić, gdy zupełnie nieoczekiwanie ziemia zacznie nam uciekać spod nóg, a na budynkach pojawią się pęknięcia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.