Popełniono podwójne zabójstwo: zadano cios wolnej prasie ujawniającej afery oraz najbardziej skutecznej w walce z przestępczością instytucji państwa - CBŚ W nocy pod dom podjeżdża samochód z wyłączonymi światłami. Pasażerowie wysiadają i zaczajają się na tyłach posesji. Jeden z nich podchodzi do drzwi wejściowych. To nie scena z akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Centralnego Biura Śledczego. Tak dziennikarze "Gazety Wyborczej" Tomasz Patora i Marcin Stelmasiak sprawdzali informacje, które opublikowali kilkanaście godzin wcześniej.
Konspiracja wydaje się uzasadniona, bo chodziło o rzekomy gang działający w Komendzie Głównej Policji. Tylko dlaczego sprawdzali informacje po publikacji, a nie przed nią? I co z nimi robił komendant łódzkiej policji Janusz Tkaczyk? Nocni goście szukali u gospodarza domu, szefa olsztyńskiego CBŚ, informacji albo dokumentów potwierdzających ustalenia ich "śledztwa". Wyglądałoby to groteskowo i świadczyło o wyjątkowym "profesjonalizmie" dziennikarzy, gdyby nie było częścią operacji przeciwko najlepszej formacji w polskiej policji. Czy dziennikarze byli tylko naiwnymi statystami w tej operacji? Kto i dlaczego rozbija CBŚ?
Podwójne zabójstwo
Jednym z kosztów operacji przeciwko CBŚ jest niespotykane w krajach szczycących się wolną prasą posunięcie gazety: "Wyborcza" ujawniła swoich informatorów, a szefa olsztyńskiego CBŚ Jana Markowskiego oskarżyła o prowokację przeciw niej. To uderzenie w skuteczność mediów. Jaki funkcjonariusz przekaże informacje, nie wiedząc, czy następnego dnia cała Polska nie pozna jego nazwiska? Czy za cenę wątpliwej wiarygodności dziennikarzy warto było to robić? W ten sposób zadano przecież cios zarówno wolnej prasie ujawniającej przestępstwa, jak i najbardziej skutecznej w walce z przestępczością instytucji państwa. To swego rodzaju podwójne zabójstwo.
Czystka Brachmańskiego
Dziennikarze "Wyborczej" stali się narzędziem w ręku tego, z którym chcieli walczyć - Andrzeja Brachmańskiego, zdymisjonowanego w ubiegłym tygodniu wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. To Brachmański zrobił w ostatnich miesiącach najwięcej, by Centralne Biuro Śledcze osłabić. Zanim przyszedł do MSWiA, był przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jako szef komisji zalecił komendantowi głównemu Leszkowi Szrederowi natychmiastowe zwiększenie nadzoru nad zbyt niezależnym (czytaj: zbyt odważnym) CBŚ. Efektem tego nadzoru była wymiana kadr na osoby posłuszne SLD oraz wzmocnienie pozycji funkcjonariuszy z przeszłością w SB. - Naczelnicy CBŚ dostali sygnał, że mają się nie wychylać. Policyjną elitę zastąpiono funkcjonariuszami poprawnymi politycznie albo tymi, na których były haki - twierdzi nasz rozmówca z Komendy Głównej Policji.
Stanowisko wiceministra odpowiedzialnego za policję pozwoliło Brachmańskiemu na zdymisjonowanie wyjątkowo dlań niewygodnego lubuskiego komendanta wojewódzkiego policji Stanisława Bukowskiego. Bukowski jako pierwszy w Polsce komendant zdobył dla policji międzynarodowe certyfikaty za jakość pracy podległych mu służb. Naraził się jednak Brachmańskiemu, byłemu baronowi SLD w Lubuskiem, rozpracowaniem korupcyjnego układu z prezydentem Gorzowa Wielkopolskiego Tadeuszem Jędrzejczakiem (SLD) na czele. Odwołanego w maju 2004 r. inspektora Bukowskiego zesłano do policyjnej szkoły w Słupsku. Generała Adama Rapackiego, współtwórcę CBŚ, zesłano na zagraniczną placówkę (w Wilnie), by pozbawić go wpływu na najbardziej niebezpieczną dla SLD formację. Zwolniono też dotychczasowego szefa CBŚ Kazimierza Szwajcowskiego, wicedyrektora biura CBŚ Wojciecha Walendziaka i ppłk. Tomasza W., naczelnika IV wydziału CBŚ, szefa tzw. przykrywkowców, czyli policjantów przenikających do gangów (źle wypełnił delegację służbową, więc zrobiono z niego wykładowcę szkolącego policjantów w Bośni i Hercegowinie).
Spowalniacze
Czystki kadrowe spowolniły bądź sparaliżowały prace wydziałów ekonomicznych CBŚ, które rozpracowywały wielkie afery korupcyjne z udziałem polityków i sponsorów kampanii wyborczych SLD. - Musieliśmy odpuścić lub opóźnić sprawy dotyczące gigantycznych wyłudzeń kredytów budowlanych oraz korupcji przy przetargach na tereny pod targowiska i hipermarkety, w które umoczeni byli sponsorzy SLD. Dotyczy to na przykład małżeństwa G. z firmy Gust Pol czy Antoniego Ptaka, właściciela targowisk. Usłyszeliśmy od szefa: "Tych macie nie ruszać, bo dupy umoczymy, wszystkie materiały do szafy" - mówi "Wprost" oficer CBŚ w Łodzi.
Wśród spraw, nad którymi miano pracować niezbyt intensywnie, znalazło się m.in. śledztwo dotyczące firmy, w której pracowała Anita Błochowiak. W latach 1999-2001 była ona wiceprezesem Eko-Pomocy, zajmującej się usługami leasingowymi. Eko-Pomoc dostała - z naruszeniem prawa - ponad 5 mln zł od Funduszu Ochrony Środowiska. Przestano się też interesować Jackiem Piechotą z SLD (jego nazwisko przewijało się w śledztwach dotyczących mafii paliwowej i afery łapówkarskiej w spółdzielni mieszkaniowej Bryza w Szczecinie) oraz mającym dobre kontakty z Pałacem Prezydenckim Arturem Balazsem, ministrem rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka (CBŚ badało sprawę ustawiania pod Balazsa przetargów w atrakcyjnych miejscowościach nadmorskich). Zablokowano także sprawy mające związek z byłym baronem SLD na Śląsku - Andrzejem Szarawarskim (jego nazwisko pojawiało się w śledztwach dotyczących afer węglowych).
Nasi rozmówcy z KGP twierdzą, że gdyby nie ustne "dyrektywy" Andrzeja Brachmańskiego, korupcyjne powiązania lobbysty Marka Dochnala z posłem Andrzejem Pęczakiem zostałyby ujawnione kilka miesięcy wcześniej. Podobnie jak wcześniej doszłoby do aresztowania męża Aleksandry Jakubowskiej, zamieszanego w aferę korupcyjną przy ubezpieczaniu elektrowni w Opolu. Wyjątkowo opieszale wyjaśniano w Szczecinie sprawy mafii paliwowej i udziału w niej Arkadiusza Grochulskiego oraz jego firmy BGM. Śledztwo w tej sprawie ruszyło dopiero po przejęciu go przez śląski zarząd CBŚ.
Centralne biuro lokalne
Polityczne czystki szły w parze z SLD-owskimi reformami. W KGP zlikwidowano pion do walki z przestępczością gospodarczą. Podobny los spotkał biura prewencji i kryminalne. Zlikwidowano stanowiska dla specjalistów z tzw. wąskich dziedzin: przestępstw komputerowych, fałszerstw pieniędzy czy przemytu dzieł sztuki. Komenda główna, zamiast koordynować prace, stała się klubem wzajemnej adoracji.
Andrzej Brachmański jest autorem koncepcji podporządkowania poszczególnych zarządów CBŚ komendantom wojewódzkim. Gdyby tak się stało, lokalne sitwy samorządowe mogłyby kontrolować niebezpieczne dla siebie operacje oficerów CBŚ. A przecież CBŚ powołano właśnie po to, by było organem niezależnym od lokalnych układów. Tyle że do takiego CBŚ trudno było przeniknąć politykom SLD. Stąd brało się zaskoczenie kolejnymi aferami: opolską, starachowicką, płocką czy lubuską.
Niewygodne CBŚ
Najlepszą metodą na niepokorne CBŚ była kompromitacja go w oczach opinii publicznej. W lutym 2004 r. szef MSWiA Krzysztof Janik ogłosił, że w CBŚ doszło do wykrytej przez Najwyższą Izbę Kontroli defraudacji "od miliona do czterech milionów złotych", przeznaczonych na realizację programu ochrony świadków. W rzeczywistości w CBŚ nie było nieprawidłowości, za to kontrolerzy NIK stwierdzili je w innych działach komendy głównej. O rzekomej defraudacji nie wiedział nawet zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, który w Prokuraturze Krajowej od lat nadzoruje sprawy dotyczące CBŚ.
SLD-owskie plany spacyfikowania CBŚ spełniły się 20 maja 2005 r., kiedy ogłoszono decyzję o rozwiązaniu dwóch zarządów biura: łódzkiego i poznańskiego. O ile w łódzkiej sprawie motywy decyzji szefów MSWiA są zrozumiałe (z magazynu CBŚ wyniesiono narkotyki o wartości około 4 mln zł), o tyle sprawa przecieków w poznańskim CBŚ nie jest wcale przesądzona (podczas rewizji w mieszkaniu lokalnego przestępcy znaleziono dokumenty, które rzekomo pochodziły z CBŚ). Sprawę wyjaśnia Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie, ale szefom policji najwyraźniej nie zależy na poznaniu prawdy. - 20 kwietnia zwróciliśmy się do Komendy Głównej Policji o przesłanie uzupełniających danych dotyczących znalezionej u przestępcy notatki. Bez tego nie można jednoznacznie powiedzieć, czy dokument jest prawdziwy, czy fałszywy. KGP dotychczas nie udostępniła nam tych danych - mówi Tadeusz Kulikowski, wiceszef szczecińskiej prokuratury apelacyjnej.
Choć w sprawach CBŚ w Łodzi i Poznaniu powinno się ukarać tylko winnych ewentualnych zaniedbań, w MSWiA zdecydowano o rozwiązaniu całych zarządów niewygodnej formacji. "Za dużo żeśmy uporządkowali w policji i zbyt wielu ludziom nadepnęliśmy na odciski" - przekonywał dzień przed wymuszoną dymisją reformator Brachmański.
Wykorzystując zamieszanie z "Gazetą Wyborczą" i rzekomą prowokacją przeciw niej pozbyto się Jana Markowskiego, szefa zarządu CBŚ w Olsztynie. Przypomnijmy, że to on i jego policjanci doprowadzili do aresztowania Zenona Procyka, radnego i prezesa spółdzielni Pojezierze, który faktycznie rządził miastem.
Koalicja na rzecz ochrony mafii
Rozprawa z CBŚ bardzo przypomina spacyfikowanie przed kilku laty wydziałów ds. przestępstw gospodarczych i to w chwili, gdy zaczęły one rozpracowywać największe afery. Wręcz modelowym tego przykładem są losy Mieczysława Grzybowskiego, byłego naczelnika Wydziału ds. Przestępstw Gospodarczych KWP w Poznaniu. Grzybowski przegrał z holdingiem Elektromis, którego nielegalne interesy rozpracowywał. Policjant ten był znany z niekonwencjonalnych metod: omijał prawo w drobnych sprawach, ale dzięki temu miał rozległą siatkę informatorów, w tym pracujących w Elektromisie. Skompromitowanie Grzybowskiego było najlepszym sposobem na spalenie jego informatorów. I tak się stało, do czego przyczynił się głośny artykuł Piotra Najsztuba i Macieja Gorzelińskiego "Korupcja w policji poznańskiej" w "Gazecie Wyborczej". Policjanci nie mają wątpliwości, że chodziło o rozbicie najlepszego wydziału PG w Polsce, i zapowiadają, że wkrótce rozpocznie się prokuratorskie śledztwo w tej sprawie. Mieczysław Grzybowski, któremu wytoczono sprawę karną, na początku września 1994 r. usiłował popełnić samobójstwo. W marcu 1996 r. zwłoki policjanta znaleziono w jego mieszkaniu. Lekcję ze sprawy Grzybowskiego wyciągnęli inni policjanci. Na kilka lat znowu zapanował klimat sprzyjający przekrętom na wielką skalę.
W wypadku obecnego ataku na CBŚ chodzi o utrudnienie znalezienia rozstrzygających dowodów na to, że w Polsce działa mafia. Chodzi o ochronę, choćby jeszcze przez kilka miesięcy, ważnych polityków SLD, do których prowadzą nitki wielu śledztw. Tyle że ten plan ma małe szanse. Choćby dlatego, że zwraca uwagę na tych, którzy chcą mataczyć i zamazywać.
Podwójne zabójstwo
Jednym z kosztów operacji przeciwko CBŚ jest niespotykane w krajach szczycących się wolną prasą posunięcie gazety: "Wyborcza" ujawniła swoich informatorów, a szefa olsztyńskiego CBŚ Jana Markowskiego oskarżyła o prowokację przeciw niej. To uderzenie w skuteczność mediów. Jaki funkcjonariusz przekaże informacje, nie wiedząc, czy następnego dnia cała Polska nie pozna jego nazwiska? Czy za cenę wątpliwej wiarygodności dziennikarzy warto było to robić? W ten sposób zadano przecież cios zarówno wolnej prasie ujawniającej przestępstwa, jak i najbardziej skutecznej w walce z przestępczością instytucji państwa. To swego rodzaju podwójne zabójstwo.
Czystka Brachmańskiego
Dziennikarze "Wyborczej" stali się narzędziem w ręku tego, z którym chcieli walczyć - Andrzeja Brachmańskiego, zdymisjonowanego w ubiegłym tygodniu wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. To Brachmański zrobił w ostatnich miesiącach najwięcej, by Centralne Biuro Śledcze osłabić. Zanim przyszedł do MSWiA, był przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jako szef komisji zalecił komendantowi głównemu Leszkowi Szrederowi natychmiastowe zwiększenie nadzoru nad zbyt niezależnym (czytaj: zbyt odważnym) CBŚ. Efektem tego nadzoru była wymiana kadr na osoby posłuszne SLD oraz wzmocnienie pozycji funkcjonariuszy z przeszłością w SB. - Naczelnicy CBŚ dostali sygnał, że mają się nie wychylać. Policyjną elitę zastąpiono funkcjonariuszami poprawnymi politycznie albo tymi, na których były haki - twierdzi nasz rozmówca z Komendy Głównej Policji.
Stanowisko wiceministra odpowiedzialnego za policję pozwoliło Brachmańskiemu na zdymisjonowanie wyjątkowo dlań niewygodnego lubuskiego komendanta wojewódzkiego policji Stanisława Bukowskiego. Bukowski jako pierwszy w Polsce komendant zdobył dla policji międzynarodowe certyfikaty za jakość pracy podległych mu służb. Naraził się jednak Brachmańskiemu, byłemu baronowi SLD w Lubuskiem, rozpracowaniem korupcyjnego układu z prezydentem Gorzowa Wielkopolskiego Tadeuszem Jędrzejczakiem (SLD) na czele. Odwołanego w maju 2004 r. inspektora Bukowskiego zesłano do policyjnej szkoły w Słupsku. Generała Adama Rapackiego, współtwórcę CBŚ, zesłano na zagraniczną placówkę (w Wilnie), by pozbawić go wpływu na najbardziej niebezpieczną dla SLD formację. Zwolniono też dotychczasowego szefa CBŚ Kazimierza Szwajcowskiego, wicedyrektora biura CBŚ Wojciecha Walendziaka i ppłk. Tomasza W., naczelnika IV wydziału CBŚ, szefa tzw. przykrywkowców, czyli policjantów przenikających do gangów (źle wypełnił delegację służbową, więc zrobiono z niego wykładowcę szkolącego policjantów w Bośni i Hercegowinie).
Spowalniacze
Czystki kadrowe spowolniły bądź sparaliżowały prace wydziałów ekonomicznych CBŚ, które rozpracowywały wielkie afery korupcyjne z udziałem polityków i sponsorów kampanii wyborczych SLD. - Musieliśmy odpuścić lub opóźnić sprawy dotyczące gigantycznych wyłudzeń kredytów budowlanych oraz korupcji przy przetargach na tereny pod targowiska i hipermarkety, w które umoczeni byli sponsorzy SLD. Dotyczy to na przykład małżeństwa G. z firmy Gust Pol czy Antoniego Ptaka, właściciela targowisk. Usłyszeliśmy od szefa: "Tych macie nie ruszać, bo dupy umoczymy, wszystkie materiały do szafy" - mówi "Wprost" oficer CBŚ w Łodzi.
Wśród spraw, nad którymi miano pracować niezbyt intensywnie, znalazło się m.in. śledztwo dotyczące firmy, w której pracowała Anita Błochowiak. W latach 1999-2001 była ona wiceprezesem Eko-Pomocy, zajmującej się usługami leasingowymi. Eko-Pomoc dostała - z naruszeniem prawa - ponad 5 mln zł od Funduszu Ochrony Środowiska. Przestano się też interesować Jackiem Piechotą z SLD (jego nazwisko przewijało się w śledztwach dotyczących mafii paliwowej i afery łapówkarskiej w spółdzielni mieszkaniowej Bryza w Szczecinie) oraz mającym dobre kontakty z Pałacem Prezydenckim Arturem Balazsem, ministrem rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka (CBŚ badało sprawę ustawiania pod Balazsa przetargów w atrakcyjnych miejscowościach nadmorskich). Zablokowano także sprawy mające związek z byłym baronem SLD na Śląsku - Andrzejem Szarawarskim (jego nazwisko pojawiało się w śledztwach dotyczących afer węglowych).
Nasi rozmówcy z KGP twierdzą, że gdyby nie ustne "dyrektywy" Andrzeja Brachmańskiego, korupcyjne powiązania lobbysty Marka Dochnala z posłem Andrzejem Pęczakiem zostałyby ujawnione kilka miesięcy wcześniej. Podobnie jak wcześniej doszłoby do aresztowania męża Aleksandry Jakubowskiej, zamieszanego w aferę korupcyjną przy ubezpieczaniu elektrowni w Opolu. Wyjątkowo opieszale wyjaśniano w Szczecinie sprawy mafii paliwowej i udziału w niej Arkadiusza Grochulskiego oraz jego firmy BGM. Śledztwo w tej sprawie ruszyło dopiero po przejęciu go przez śląski zarząd CBŚ.
Centralne biuro lokalne
Polityczne czystki szły w parze z SLD-owskimi reformami. W KGP zlikwidowano pion do walki z przestępczością gospodarczą. Podobny los spotkał biura prewencji i kryminalne. Zlikwidowano stanowiska dla specjalistów z tzw. wąskich dziedzin: przestępstw komputerowych, fałszerstw pieniędzy czy przemytu dzieł sztuki. Komenda główna, zamiast koordynować prace, stała się klubem wzajemnej adoracji.
Andrzej Brachmański jest autorem koncepcji podporządkowania poszczególnych zarządów CBŚ komendantom wojewódzkim. Gdyby tak się stało, lokalne sitwy samorządowe mogłyby kontrolować niebezpieczne dla siebie operacje oficerów CBŚ. A przecież CBŚ powołano właśnie po to, by było organem niezależnym od lokalnych układów. Tyle że do takiego CBŚ trudno było przeniknąć politykom SLD. Stąd brało się zaskoczenie kolejnymi aferami: opolską, starachowicką, płocką czy lubuską.
Niewygodne CBŚ
Najlepszą metodą na niepokorne CBŚ była kompromitacja go w oczach opinii publicznej. W lutym 2004 r. szef MSWiA Krzysztof Janik ogłosił, że w CBŚ doszło do wykrytej przez Najwyższą Izbę Kontroli defraudacji "od miliona do czterech milionów złotych", przeznaczonych na realizację programu ochrony świadków. W rzeczywistości w CBŚ nie było nieprawidłowości, za to kontrolerzy NIK stwierdzili je w innych działach komendy głównej. O rzekomej defraudacji nie wiedział nawet zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, który w Prokuraturze Krajowej od lat nadzoruje sprawy dotyczące CBŚ.
SLD-owskie plany spacyfikowania CBŚ spełniły się 20 maja 2005 r., kiedy ogłoszono decyzję o rozwiązaniu dwóch zarządów biura: łódzkiego i poznańskiego. O ile w łódzkiej sprawie motywy decyzji szefów MSWiA są zrozumiałe (z magazynu CBŚ wyniesiono narkotyki o wartości około 4 mln zł), o tyle sprawa przecieków w poznańskim CBŚ nie jest wcale przesądzona (podczas rewizji w mieszkaniu lokalnego przestępcy znaleziono dokumenty, które rzekomo pochodziły z CBŚ). Sprawę wyjaśnia Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie, ale szefom policji najwyraźniej nie zależy na poznaniu prawdy. - 20 kwietnia zwróciliśmy się do Komendy Głównej Policji o przesłanie uzupełniających danych dotyczących znalezionej u przestępcy notatki. Bez tego nie można jednoznacznie powiedzieć, czy dokument jest prawdziwy, czy fałszywy. KGP dotychczas nie udostępniła nam tych danych - mówi Tadeusz Kulikowski, wiceszef szczecińskiej prokuratury apelacyjnej.
Choć w sprawach CBŚ w Łodzi i Poznaniu powinno się ukarać tylko winnych ewentualnych zaniedbań, w MSWiA zdecydowano o rozwiązaniu całych zarządów niewygodnej formacji. "Za dużo żeśmy uporządkowali w policji i zbyt wielu ludziom nadepnęliśmy na odciski" - przekonywał dzień przed wymuszoną dymisją reformator Brachmański.
Wykorzystując zamieszanie z "Gazetą Wyborczą" i rzekomą prowokacją przeciw niej pozbyto się Jana Markowskiego, szefa zarządu CBŚ w Olsztynie. Przypomnijmy, że to on i jego policjanci doprowadzili do aresztowania Zenona Procyka, radnego i prezesa spółdzielni Pojezierze, który faktycznie rządził miastem.
Koalicja na rzecz ochrony mafii
Rozprawa z CBŚ bardzo przypomina spacyfikowanie przed kilku laty wydziałów ds. przestępstw gospodarczych i to w chwili, gdy zaczęły one rozpracowywać największe afery. Wręcz modelowym tego przykładem są losy Mieczysława Grzybowskiego, byłego naczelnika Wydziału ds. Przestępstw Gospodarczych KWP w Poznaniu. Grzybowski przegrał z holdingiem Elektromis, którego nielegalne interesy rozpracowywał. Policjant ten był znany z niekonwencjonalnych metod: omijał prawo w drobnych sprawach, ale dzięki temu miał rozległą siatkę informatorów, w tym pracujących w Elektromisie. Skompromitowanie Grzybowskiego było najlepszym sposobem na spalenie jego informatorów. I tak się stało, do czego przyczynił się głośny artykuł Piotra Najsztuba i Macieja Gorzelińskiego "Korupcja w policji poznańskiej" w "Gazecie Wyborczej". Policjanci nie mają wątpliwości, że chodziło o rozbicie najlepszego wydziału PG w Polsce, i zapowiadają, że wkrótce rozpocznie się prokuratorskie śledztwo w tej sprawie. Mieczysław Grzybowski, któremu wytoczono sprawę karną, na początku września 1994 r. usiłował popełnić samobójstwo. W marcu 1996 r. zwłoki policjanta znaleziono w jego mieszkaniu. Lekcję ze sprawy Grzybowskiego wyciągnęli inni policjanci. Na kilka lat znowu zapanował klimat sprzyjający przekrętom na wielką skalę.
W wypadku obecnego ataku na CBŚ chodzi o utrudnienie znalezienia rozstrzygających dowodów na to, że w Polsce działa mafia. Chodzi o ochronę, choćby jeszcze przez kilka miesięcy, ważnych polityków SLD, do których prowadzą nitki wielu śledztw. Tyle że ten plan ma małe szanse. Choćby dlatego, że zwraca uwagę na tych, którzy chcą mataczyć i zamazywać.
Sukcesy CBŚ |
---|
Marzec 2000 - rozbicie międzynarodowej siatki przemytniczej, która w ciągu dwóch lat przerzuciła do Polski 2,5 mln litrów wyprodukowanego we Francji spirytusu. Lipiec 2000 - rozpracowanie międzynarodowego kanału przerzutowego materiałów wybuchowych (z Rosji do krajów Europy Środkowej i Zachodniej); aresztowanie rosyjskiego kuriera tej grupy Władimira J. Lato 2000 - zlikwidowanie kanału przerzutu haszyszu z Gdańska na południe Polski i wiodącego przez nasz kraj szlaku przemytu heroiny z Litwy do krajów zachodnich. Sierpień 2000 - aresztowanie kilku członków tzw. zarządu mafii pruszkowskiej, zakończone rozbiciem najgroźniejszego w Polsce gangu - "Pruszkowa". Styczeń 2001 - kwiecień 2005 - zatrzymanie ukrywających się za granicą przestępców ściganych międzynarodowymi listami gończymi: Ryszarda Boguckiego, Andrzeja Zielińskiego (ps. Słowik) i Ryszarda Niemczyka. Listopad 2001 - początek aresztowań członków dwóch gangów walczących o schedę po Marku Medvesku (ps. Oczko), odpowiedzialnych za tzw. trzecią wojnę gangów, która rozegrała się w północno-zachodniej Polsce. Lipiec 2004 - zatrzymanie najgroźniejszego następcy zarządu "Pruszkowa" - Andrzeja Horycha, ps. Korek (aresztowano go za przemyt 325 kg kokainy o wartości 60 mln zł). Lato 2004 - uderzenie w gang mokotowski, odpowiedzialny za liczne uprowadzenia dla okupu polskich biznesmenów i przebywających w Polsce zagranicznych przedsiębiorców. Lipiec 2004 - zatrzymanie na warszawskiej Pradze poszukiwanego przez Interpol członka włoskiej mafii Alexandra D., skazanego we Włoszech na 14 lat za zabójstwo i oszustwa finansowe. Rozpracowywanie mafii paliwowej w Polsce i powiązań polityków z tzw. układem wiedeńskim. |
ZDRADA POLICJI Rozmowa z Markiem Biernackim, ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka |
---|
Marcin Dzierżanowski: To za pana rządów w MSWiA - jak twierdzi Andrzej Brachmański - z magazynów łódzkiej policji zniknęły narkotyki? Marek Biernacki: Przyznaję się do tego, że podczas mojego urzędowania policyjne magazyny zapełniły się narkotykami. To było najpotężniejsze uderzenie w narkobiznes w polskiej historii. Za to, co się działo w policji przez następne cztery lata, nie mogę jednak odpowiadać. - Brachmański twierdzi, że większość zaniedbań w policji pochodzi z tamtych czasów. - Stosuje klasyczną taktykę "łap złodzieja". Zrzucając odpowiedzialność na mnie, próbuje odwrócić uwagę od tego, że przy jego wydatnej pomocy SLD dokonał demontażu stworzonego przeze mnie Centralnego Biura Śledczego. - Dowody? - Pozbyto się niezwykle zasłużonego kierownictwa CBŚ, zastępując je osobami z partyjnego klucza. Demontowano zespoły zadaniowe, które zajmowały się rozbijaniem "Pruszkowa", mafią paliwową itp. Mało? - Ale za rządów SLD policjanci z CBŚ wykryli m.in. aferę starachowicką, zatrzymali gen. Mieczysława Kluka. Mało? - Mało. W dodatku to wszystko stało się wbrew politykom, a nie dzięki nim. Sprawa gen. Kluka była rozpracowana jeszcze za moich czasów. Dostarczyliśmy prokuraturze wszelkie materiały. I przez cztery lata nie zrobiono z tym nic. Jeśli teraz coś ruszyło, to tylko dzięki pracom komisji śledczej ds. Orlenu. - A Starachowice? - To rzecz, która SLD kompletnie wymknęła się spod kontroli. Cenę za to zapłacił nadzorujący CBŚ gen. Adam Rapacki, którego odwołano za wykrycie tej afery. Policjanci otrzymali jednoznaczny sygnał: "Panowie, ręce precz od polityków!". - Kto konkretnie niszczył CBŚ? - Zarówno za rządów Leszka Millera, jak i Marka Belki konstytucyjni szefowie MSWiA faktycznie nie rządzili resortem. Osobami numer jeden byli sekretarze stanu: najpierw wszechwładny Zbigniew Sobotka, któremu sąd udowodnił zdradę policjantów, potem jego gorsza kopia - Andrzej Brachmański. W paraliżowaniu działań policji zasłużyli się też doradcy Sobotki, przede wszystkim gen. Roman Kurnik. Na czele policji postawili ludzi o słabych charakterach, dyspozycyjnych. Zarówno gen. Antoni Kowalczyk, jak gen. Leszek Szreder to ludzie miękcy, bezwarunkowo wykonujący polecenia polityków. - Można jeszcze uratować CBŚ? - Można. Wystarczy, że następna ekipa pozwoli policji spokojnie działać. A nowy minister da im prosty sygnał: "Możecie łapać przestępców. Wszystkich, bez wyjątku". Rozmawiał Marcin Dzierżanowski |
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.