Amsterdam ucieka przed Brukselą Wszystko przez kraje ze wschodu Europy! - Holendrzy nie mają wątpliwości, dlaczego Glennis Grace, ich reprezentantka w konkursie Eurowizji, nie zdołała wejść do finału. 71 proc. jej rodaków uznało, że piosenkarka odpadła w wyniku spisku państw, które rok temu przystąpiły do Unii Europejskiej - głosowały one nawzajem na swoich reprezentantów, pozostawiając przedstawicieli Holandii, Francji i Niemiec w ogonie konkursu. "Wyeliminowanie Grace najdobitniej pokazuje, kto będzie miał największy wpływ na Europę w przyszłości" - napisał "De Telegraaf", czołowy holenderski dziennik.
Wielu Holendrów uznało, że wschodnią inwazję powstrzyma odrzucenie projektu traktatu konstytucyjnego w referendum 1 czerwca. - Holendrzy boją się, że po przyjęciu konstytucji Europa stanie się ważniejsza niż ich państwo. Według nich, zmiany w UE zachodzą zbyt szybko. Odrzucenie traktatu pozwoli zwolnić to tempo - tłumaczy dla "Wprost" Ben Crum, politolog z Vrije Universiteit Amsterdam. Dlatego - mimo że prawie cała scena polityczna zachęca do głosowania za eurokonstytucją - co najmniej 60 proc. Holendrów zamierza zagłosować przeciw niej.
Eurowizje
75 proc. Holendrów popiera członkostwo ich kraju w UE. Ten euroentuzjazm nie wpływa na poparcie dla konstytucji. Podpisany w 1991 r. w holenderskim Maastricht traktat zdecydował o wprowadzeniu euro. Teraz wspólna waluta staje się jednym z gwoździ do trumny eurokonstytucji. Niedawno holenderski bank centralny ogłosił, że przyjęto zły kurs wymiany guldenów na euro, przez co Holendrzy stracili około 10 proc. oszczędności.
- Euroentuzjazm w moim kraju zawsze był bardziej koncepcją polityczną niż odbiciem odczuć Holendrów. Podejrzewam, że gdyby decyzję o podpisaniu traktatu rzymskiego w 1956 r. podejmowano w referendum, tamten projekt by przepadł - wyjaśnia "Wprost" Jan Vis, socjolog z uniwersytetu w Groningen. Referendum w sprawie konstytucji będzie pierwszym w tym kraju od ponad 200 lat.
Kolejne powody holenderskiego sceptycyzmu wobec konstytucji są podobne do tych, o których mówią Francuzi czy Polacy. - Niechęć do eurokonstytucji to pochodna obawy przed utratą tożsamości narodowej - twierdzi Vis. Holendrzy od dłuższego czasu mają problemy z asymilacją półtoramilionowej grupy uchodźców muzułmańskich - skalę problemu najwyraźniej widać było w zeszłym roku po morderstwie reżysera Theo van Gogha oraz walkach między muzułmanami i chrześcijanami na ulicach wielu miast.
Na to wszystko nakłada się kryzys tamtejszej sceny politycznej. Przez dekady Holandią rządzili politycy o wyrazistych poglądach. Każda z czterech najważniejszych grup w kraju (katolicy, protestanci, liberałowie, socjaliści) miała charyzmatycznego przywódcę, którego opinie budziły szacunek. Symbolem powojennych czasów stał się socjalistyczny premier Willem Drees, który nie wahał się wprowadzić Holandii w 1956 r. do wspólnoty europejskiej. Od lat 70. widać jednak, że ważniejsza od wyraźnych poglądów stała się umiejętność znajdowania kompromisu. - W efekcie nasi politycy, bez względu na przynależność partyjną, mówią właściwie to samo. Dlatego ludzie ich nie słuchają. To nie przypadek, że obecny rząd Balkenendego ma najmniejsze poparcie w historii kraju - podkreśla Crum.
System kastowy
Głód wyrazistych poglądów wśród Holendrów pierwszy zauważył Pim Fortuyn. Wystarczyło, że krzyknął: "Holandia jest pełna", i w ciągu roku udało mu się zdobyć poparcie prawie 20 proc. wyborców. Teraz w jego ślady idzie Geert Wilders. Głosi hasła podobne do Fortuyna i wzywa do odrzucenia eurokonstytucji. W ciągu kilku miesięcy stał się jednym z najpopularniejszych polityków w kraju.
Popularność Fortuyna czy Wildersa nie wynika tylko z ich wyrazistości - oni nie bali się zwrócić uwagi na problemy rzeczywiście niepokojące Holendrów. Tymczasem premier Jan Peter Balkenende, który wydał ponad 4 mln euro na kampanię promującą eurokonstytucję, sygnował swoim nazwiskiem artykuł w "Le Figaro", w którym wzywał do utworzenia "Europy obywateli", kontynentu bez granic. Według niego, tylko w ten sposób będzie się można uchronić przed zagrożeniami, jakie niesie współczesny świat - przed terroryzmem czy nie kontrolowanym napływem obcokrajowców. Holendrzy rzeczywiście się tego boją, ale uważają, że obronić może ich tylko Amsterdam, a nie Bruksela - dlatego chcą głosować przeciw eurokonstytucji.
- Holenderzy cierpią na polityczną schizofrenię. Nie ufają politykom, na których oddają głosy - zauważa Vis. Ten sam problem można dostrzec w innych krajach Europy Zachodniej. We Francji największe partie - i tworzące rząd, i opozycyjne - wzywały do przyjęcia eurokonstytucji, a mimo to większość Francuzów albo głosowała przeciw niej, albo nie miała zdania w tej sprawie. W Niemczech traktat został przyjęty przez Bundestag, ale - obserwując rozpad gabinetu Gerharda Schršdera - można przypuszczać, że miałby on problemy w referendum. - Scena polityczna w Europie Zachodniej jest w poważnym kryzysie. Brak wyrazistych postaci zabija politykę na kontynencie - uważa Crum.
Na razie pojawiają się demagodzy pokroju Wildersa, Fortuyna czy Jean-Marie Le Pena, by po chwili popaść w nijakość. - Dlatego układ polityczny na Zachodzie nie zmienia się od lat. Mieszkańcy starej UE nie mają między kim wybierać, więc głosują tak jak wcześniej, a zawód politykami demonstrują w wyborach do europarlamentu czy w referendach europejskich - mówi Daniel Gros, dyrektor Centrum Studiów nad Polityką Europejską. Kłopoty z przyjęciem eurokonstytucji świadczą nie tylko o rozsądku głosujących, którzy nie chcą mętnego traktatu. Świadczą przede wszystkim o zmęczeniu polityczną poprawnością, która zabija debatę o wartościach stanowiących kręgosłup życia publicznego.
Eurowizje
75 proc. Holendrów popiera członkostwo ich kraju w UE. Ten euroentuzjazm nie wpływa na poparcie dla konstytucji. Podpisany w 1991 r. w holenderskim Maastricht traktat zdecydował o wprowadzeniu euro. Teraz wspólna waluta staje się jednym z gwoździ do trumny eurokonstytucji. Niedawno holenderski bank centralny ogłosił, że przyjęto zły kurs wymiany guldenów na euro, przez co Holendrzy stracili około 10 proc. oszczędności.
- Euroentuzjazm w moim kraju zawsze był bardziej koncepcją polityczną niż odbiciem odczuć Holendrów. Podejrzewam, że gdyby decyzję o podpisaniu traktatu rzymskiego w 1956 r. podejmowano w referendum, tamten projekt by przepadł - wyjaśnia "Wprost" Jan Vis, socjolog z uniwersytetu w Groningen. Referendum w sprawie konstytucji będzie pierwszym w tym kraju od ponad 200 lat.
Kolejne powody holenderskiego sceptycyzmu wobec konstytucji są podobne do tych, o których mówią Francuzi czy Polacy. - Niechęć do eurokonstytucji to pochodna obawy przed utratą tożsamości narodowej - twierdzi Vis. Holendrzy od dłuższego czasu mają problemy z asymilacją półtoramilionowej grupy uchodźców muzułmańskich - skalę problemu najwyraźniej widać było w zeszłym roku po morderstwie reżysera Theo van Gogha oraz walkach między muzułmanami i chrześcijanami na ulicach wielu miast.
Na to wszystko nakłada się kryzys tamtejszej sceny politycznej. Przez dekady Holandią rządzili politycy o wyrazistych poglądach. Każda z czterech najważniejszych grup w kraju (katolicy, protestanci, liberałowie, socjaliści) miała charyzmatycznego przywódcę, którego opinie budziły szacunek. Symbolem powojennych czasów stał się socjalistyczny premier Willem Drees, który nie wahał się wprowadzić Holandii w 1956 r. do wspólnoty europejskiej. Od lat 70. widać jednak, że ważniejsza od wyraźnych poglądów stała się umiejętność znajdowania kompromisu. - W efekcie nasi politycy, bez względu na przynależność partyjną, mówią właściwie to samo. Dlatego ludzie ich nie słuchają. To nie przypadek, że obecny rząd Balkenendego ma najmniejsze poparcie w historii kraju - podkreśla Crum.
System kastowy
Głód wyrazistych poglądów wśród Holendrów pierwszy zauważył Pim Fortuyn. Wystarczyło, że krzyknął: "Holandia jest pełna", i w ciągu roku udało mu się zdobyć poparcie prawie 20 proc. wyborców. Teraz w jego ślady idzie Geert Wilders. Głosi hasła podobne do Fortuyna i wzywa do odrzucenia eurokonstytucji. W ciągu kilku miesięcy stał się jednym z najpopularniejszych polityków w kraju.
Popularność Fortuyna czy Wildersa nie wynika tylko z ich wyrazistości - oni nie bali się zwrócić uwagi na problemy rzeczywiście niepokojące Holendrów. Tymczasem premier Jan Peter Balkenende, który wydał ponad 4 mln euro na kampanię promującą eurokonstytucję, sygnował swoim nazwiskiem artykuł w "Le Figaro", w którym wzywał do utworzenia "Europy obywateli", kontynentu bez granic. Według niego, tylko w ten sposób będzie się można uchronić przed zagrożeniami, jakie niesie współczesny świat - przed terroryzmem czy nie kontrolowanym napływem obcokrajowców. Holendrzy rzeczywiście się tego boją, ale uważają, że obronić może ich tylko Amsterdam, a nie Bruksela - dlatego chcą głosować przeciw eurokonstytucji.
- Holenderzy cierpią na polityczną schizofrenię. Nie ufają politykom, na których oddają głosy - zauważa Vis. Ten sam problem można dostrzec w innych krajach Europy Zachodniej. We Francji największe partie - i tworzące rząd, i opozycyjne - wzywały do przyjęcia eurokonstytucji, a mimo to większość Francuzów albo głosowała przeciw niej, albo nie miała zdania w tej sprawie. W Niemczech traktat został przyjęty przez Bundestag, ale - obserwując rozpad gabinetu Gerharda Schršdera - można przypuszczać, że miałby on problemy w referendum. - Scena polityczna w Europie Zachodniej jest w poważnym kryzysie. Brak wyrazistych postaci zabija politykę na kontynencie - uważa Crum.
Na razie pojawiają się demagodzy pokroju Wildersa, Fortuyna czy Jean-Marie Le Pena, by po chwili popaść w nijakość. - Dlatego układ polityczny na Zachodzie nie zmienia się od lat. Mieszkańcy starej UE nie mają między kim wybierać, więc głosują tak jak wcześniej, a zawód politykami demonstrują w wyborach do europarlamentu czy w referendach europejskich - mówi Daniel Gros, dyrektor Centrum Studiów nad Polityką Europejską. Kłopoty z przyjęciem eurokonstytucji świadczą nie tylko o rozsądku głosujących, którzy nie chcą mętnego traktatu. Świadczą przede wszystkim o zmęczeniu polityczną poprawnością, która zabija debatę o wartościach stanowiących kręgosłup życia publicznego.
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.