Zjednoczenie Obrońców Kwaśniewskich "Niebo błękitne nade mną, prawo moralne we mnie" - zapewniał niedawno w telewizyjnej Jedynce Aleksander Kwaśniewski. A Jolanta Kwaśniewska w każdej publicznej wypowiedzi dowodzi, że to także jej życiowa maksyma. Ale tak naprawdę to kpina ze słynnej myśli Immanuela Kanta, nic więc dziwnego, że niebo się zatrzęsło nad Kwaśniewskim i jego żoną. I nie tylko niebo.
Niewdzięcznicy, troglodyci i pismaki różnej maści oraz podejrzanego autoramentu rzucili się do gardeł Jolancie i Aleksandrowi Kwaśniewskim. Prezydenckie wilczury, jeszcze cokolwiek za małe do obrony swych państwa, zastąpiły więc autorytety. "Nie wolno wylewać kubłów gówna na ludzi, którzy coś robią" - zagrzmiała z właściwym sobie wdziękiem Xymena Zaniewska, z zawodu artystka, członek rady fundacji Porozumienie bez Barier. Spotkanie przyjaciół fundacji Kwaśniewskiej, m.in. z udziałem Zaniewskiej i ks. Arkadiusza Nowaka, było surmą zbrojną obrońców Kwaśniewskich.
Hasło do boju w obronie Kwaśniewskich rzuciła niezawodna publicystka "Polityki" Janina Paradowska. "Nikt z tych, którzy z jej pomocy korzystali, którzy pracowali w nowych klinikach, na motylkowych oddziałach w szpitalach dla dzieci, nie stanął w obronie założycielki. Jolanta Kwaśniewska została sama ze swoimi problemami" - łkała Paradowska, a do osuszania jej łez oraz obrony prezydenckiej pary ruszyła armia zaprzyjaźnionych z pałacem polityków, artystów i wypróbowanych publicystów co najmniej z kilku redakcji. Wszystko to działo się niemal wedle reguł fizjologii Pawłowa: wystarczyło w jednym miejscu nacisnąć guzik, żeby w innym wyskoczył ochoczy obrońca kwaśniepaństwa.
Urban i mongolska dziwka
Alianci Kwaśniewskich, nie czekając na wyjaśnienie co najmniej dziwnych znajomości i działań Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich, uderzają w tych, którzy odważyli się podawać fakty przedstawiające prezydencką parę w złym świetle. Przykład dał Aleksander Kwaśniewski, histerycznie atakując członków komisji śledczej i tygodnik "Wprost". Spotykał się z lobbystą Markiem Dochnalem czy paliwowym baronem Bogusławem Lepiarzem?! Wszystko furda! Zamiast wyjaśnić swe nowe przyjaźnie, prezydent brutalnie atakował źródło niekorzystnych dla siebie informacji. Z odsieczą przybył mu szybko wypróbowany przyjaciel Jerzy Urban. "Kilka lat temu odwiedził mnie ówczesny komendant stołeczny policji. Przyniósł moje zdjęcie z azjatycką dziewczyną w czerwonej sukni. Zapytał, co mogę o niej powiedzieć, ponieważ jest to kurwa narodowości mongolskiej, która zabiła klienta i twierdzi, że sama wyniosła z mieszkania jego zwłoki. Policja jednak sądzi, że ktoś jej musiał pomóc. Odparłem, że nawet do noszenia nesesera biorę bagażowego, a z dziewczyną fotografowałem się na balu >>Nie<<, na który wolno sprzedawano bilety" - wspominał w "Nie" Urban, rzucając linę pryncypałowi. Gdy "Rzeczpospolita" opublikowała fotografię Jolanty Kwaśniewskiej z Edwardem Mazurem, podejrzewanym o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały, Andrzej Celiński (SDPL) radził, by ">>Rzeczpospolita<< zajęła się swoimi dziennikarzami, którzy za pieniądze robili czarny PR". Z pomocą Kwaśniewskiej pospieszył nawet przewodniczący komisji śledczej ds. Orlenu Andrzej Aumiller (UP). "Nie można pani prezydentowej Kwaśniewskiej teraz tutaj topić, że otrzymała pieniądze dla swojej fundacji od człowieka, który jest o to czy o tamto podejrzany" - ogłosił.
Gdy tygodnik "Wprost" opublikował artykuł "Kwaśniewska bez barier", w którym opisaliśmy upadek mitu pierwszej damy, zaatakowały nas "Gazeta Wyborcza" i "Newsweek Polska". Argumentowano, że nie możemy pisać o faktach niekorzystnych dla prezydentowej, bo wcześniej pisaliśmy o sprawach dobrze o niej świadczących. Kiedy to przeczytaliśmy, poprosiliśmy o kompresy, a naukowców o wyjaśnienia. Wyszło na to, że owe wywody to oryginalny wkład obu tytułów w światową logikę, gdzie jedno nie wynika z drugiego, a konkluzja jest odległa od dowodów o lata świetlne. Postaramy się to wyjaśnić naszym kolegom na jabłuszkach albo lepiej - na piłce nożnej: skoro krytykowaliście Jerzego Dudka za szmaty puszczane w lidze angielskiej, to czy macie prawo teraz go chwalić za finał Ligi Mistrzów? A jak, nie daj Boże, znów zagra słabo, to o tym, panowie Mazur, Bereś i Skoczylas, nie napiszecie, bo nie wypada?
Czy gdyby "Wprost" opamiętał się, posypał głowę popiołem z własnych artykułów krytykujących błogosławioną Jolantę i udał się na kolanach pod Pałac Prezydencki, dołączając do wciąż klęczących tam żurnalistów z konkurencji, to czy miałby do tego prawo? Czy my, biedni, możemy jeszcze napisać dla odmiany coś dobrego o Kwaśniewskich, skoro pisaliśmy już źle?
Alibi od Ireny Santor
Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy fotografują się z podejrzanymi osobami, ale przecież o niczym to nie świadczy, bo fotografują się z tysiącami ludzi. Nawet królowa angielska ma zdjęcie z Dochnalem - argumentują obrońcy prezydenckiej pary. "Jeżeli ktoś prosi, to zdjęcia się wykonuje. Czy można wyciągnąć wniosek, moim zdaniem krzywdzący, o zażyłej znajomości z kimś, z kim ma się zrobione jedno zdjęcie?" - pytał ksiądz Arkadiusz Nowak. A Dariusz Szymczycha, minister z Kancelarii Prezydenta, tłumaczył służbowo, że "zdjęcie opublikowane w >>Rzeczpospolitej<< jest jednym z wielu zdjęć pamiątkowych wykonanych na dużej publicznej uroczystości". Do obrony prezydenckiej pary zaangażowano nawet piosenkarkę Irenę Santor, która przyznała, że i z nią fotografują się różni ludzie. "Większości nie znam. Pani Kwaśniewska z racji swojej funkcji z pewnością fotografuje się z wieloma osobami, których nie zna. Jak więc takie zdjęcia mogą być dowodem zażyłej znajomości?" - pytała Irena Santor.
Gdy tygodnik "Wprost" zamieścił zdjęcia prezydenta z paliwowym baronem Bogusławem Lepiarzem, Kwaśniewski mówił: ">>Wprost<< zarzucił mi, że trzy lata temu w Wiśle spotkałem się z jakimś podejrzanym baronem paliwowym, panem Lepiarzem. Zabijcie mnie, nie pamiętam". Z propozycji nie skorzystaliśmy.
Z kolei szefowa jego kancelarii Jolanta Szymanek-Deresz w piśmie do naszej redakcji (które było jednocześnie doniesieniem do prokuratury - ot tak, żeby zaoszczędzić na papierze) - tłumaczyła, że wizyta prezydenta u podejrzanego biznesmena to tylko "kilka minut odpoczynku" oraz "przysłowiowe umycie rąk". Nie wiemy, jakie przysłowie miała na myśli pani minister, bo chyba nie to, że "ręka rękę myje". Kolejne fotografie ze spotkania Kwaśniewskiego z Lepiarzem opublikowaliśmy na początku maja i wyraźnie na nich widać, że Kwaśniewski i szefowa jego kancelarii mijają się z prawdą. Choć z drugiej strony, wiadomo, że wspólne mycie rąk niesamowicie zbliża ludzi.
Matka Teresa w Ostaszkowie
"Najważniejszą rzeczą w naszym domu jest uczciwość. Ja ją wyniosłam z własnej rodziny. Jej członkowie walczyli za wolność ojczyzny, ginęli w Ostaszkowie, na Wołyniu, w Kazachstanie" - tłumaczyła Jolanta Kwaśniewska, gdy pod koniec ubiegłego roku poproszono ją o ujawnienie listy darczyńców fundacji. Czy można coś zarzucać osobie mogącej się pochwalić takimi przodkami? Nikt nie spytał przy tej okazji, co ma piernik do wiatraka. Prezydentowa opowiadała też, że ataki na nią uderzają w istocie w bezbronne, niepełnosprawne dzieci.
Argumentację Kwaśniewskiej szybko podchwycili jej obrońcy. "Szlag mnie trafia na myśl o dzieciach, które zostały na pogorzelisku po szarpaninie pod hasłem: jak dołożyć Kwaśniewskiej" - oburzała się Xymena Zaniewska. Z kolei ksiądz Arkadiusz Nowak odwołał się do matki Teresy z Kalkuty. "Matka Teresa, kiedy jej zarzucano, że przyjmuje pieniądze pochodzenia mafijnego, odpowiedziała, że jej nie interesuje to, kto daje, tylko to, gdzie te pieniądze trafiają" - mówił ks. Nowak. W dodatku szefowie instytucji, które tak hojnie obdarowywała Kwaśniewska, okazali się niewdzięcznikami. "Z pomocy Pierwszej Damy skorzystały setki stowarzyszeń, placówek opiekuńczo-wychowawczych i fundacji. Na popularności Jolanty Kwaśniewskiej zarabiały kolorowe magazyny. Teraz wszyscy milczą" - lamentowała "Trybuna".
Godność żony głowy
Krytykując Kwaśniewskich, odbierasz chleb głodującym i skazujesz na cierpienie niewinne dziatki. Ale Kwaśniewskich nie wolno opisywać w niekorzystnym świetle także z innego powodu. Otóż osłabia to ich autorytet, a tym samym autorytet polskiego państwa. "Poseł Giertych i inni niektórzy posłowie nie gwarantują utrzymania autorytetu i godności żony głowy państwa, mojego państwa" - martwił się Andrzej Celiński. "Póki jest ten prezydent i ta pani prezydentowa, to obowiązkiem obywatelskim (...) jest chronić godność. My mamy bardzo mało instytucji, które w jakiś sposób mogą łączyć Polaków. (...) Nie wolno szargać takich rzeczy" - wykładał Celiński konstrukcję prostą jak budowa cepa. I równie finezyjną. Teraz jest już jasne, że odbrązawianie Kwaśniewskich jest pluciem na polskie państwo. Krytykujesz Aleksandra - gardzisz zwycięstwem pod Grunwaldem i odsieczą wiedeńską. Źle napiszesz o pani Jolancie - nie wzrusza cię los dzieci strajkujących we Wrześni i za nic masz obronę Częstochowy. Nie tylko Kant przewraca się w grobie.
Hasło do boju w obronie Kwaśniewskich rzuciła niezawodna publicystka "Polityki" Janina Paradowska. "Nikt z tych, którzy z jej pomocy korzystali, którzy pracowali w nowych klinikach, na motylkowych oddziałach w szpitalach dla dzieci, nie stanął w obronie założycielki. Jolanta Kwaśniewska została sama ze swoimi problemami" - łkała Paradowska, a do osuszania jej łez oraz obrony prezydenckiej pary ruszyła armia zaprzyjaźnionych z pałacem polityków, artystów i wypróbowanych publicystów co najmniej z kilku redakcji. Wszystko to działo się niemal wedle reguł fizjologii Pawłowa: wystarczyło w jednym miejscu nacisnąć guzik, żeby w innym wyskoczył ochoczy obrońca kwaśniepaństwa.
Urban i mongolska dziwka
Alianci Kwaśniewskich, nie czekając na wyjaśnienie co najmniej dziwnych znajomości i działań Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich, uderzają w tych, którzy odważyli się podawać fakty przedstawiające prezydencką parę w złym świetle. Przykład dał Aleksander Kwaśniewski, histerycznie atakując członków komisji śledczej i tygodnik "Wprost". Spotykał się z lobbystą Markiem Dochnalem czy paliwowym baronem Bogusławem Lepiarzem?! Wszystko furda! Zamiast wyjaśnić swe nowe przyjaźnie, prezydent brutalnie atakował źródło niekorzystnych dla siebie informacji. Z odsieczą przybył mu szybko wypróbowany przyjaciel Jerzy Urban. "Kilka lat temu odwiedził mnie ówczesny komendant stołeczny policji. Przyniósł moje zdjęcie z azjatycką dziewczyną w czerwonej sukni. Zapytał, co mogę o niej powiedzieć, ponieważ jest to kurwa narodowości mongolskiej, która zabiła klienta i twierdzi, że sama wyniosła z mieszkania jego zwłoki. Policja jednak sądzi, że ktoś jej musiał pomóc. Odparłem, że nawet do noszenia nesesera biorę bagażowego, a z dziewczyną fotografowałem się na balu >>Nie<<, na który wolno sprzedawano bilety" - wspominał w "Nie" Urban, rzucając linę pryncypałowi. Gdy "Rzeczpospolita" opublikowała fotografię Jolanty Kwaśniewskiej z Edwardem Mazurem, podejrzewanym o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały, Andrzej Celiński (SDPL) radził, by ">>Rzeczpospolita<< zajęła się swoimi dziennikarzami, którzy za pieniądze robili czarny PR". Z pomocą Kwaśniewskiej pospieszył nawet przewodniczący komisji śledczej ds. Orlenu Andrzej Aumiller (UP). "Nie można pani prezydentowej Kwaśniewskiej teraz tutaj topić, że otrzymała pieniądze dla swojej fundacji od człowieka, który jest o to czy o tamto podejrzany" - ogłosił.
Gdy tygodnik "Wprost" opublikował artykuł "Kwaśniewska bez barier", w którym opisaliśmy upadek mitu pierwszej damy, zaatakowały nas "Gazeta Wyborcza" i "Newsweek Polska". Argumentowano, że nie możemy pisać o faktach niekorzystnych dla prezydentowej, bo wcześniej pisaliśmy o sprawach dobrze o niej świadczących. Kiedy to przeczytaliśmy, poprosiliśmy o kompresy, a naukowców o wyjaśnienia. Wyszło na to, że owe wywody to oryginalny wkład obu tytułów w światową logikę, gdzie jedno nie wynika z drugiego, a konkluzja jest odległa od dowodów o lata świetlne. Postaramy się to wyjaśnić naszym kolegom na jabłuszkach albo lepiej - na piłce nożnej: skoro krytykowaliście Jerzego Dudka za szmaty puszczane w lidze angielskiej, to czy macie prawo teraz go chwalić za finał Ligi Mistrzów? A jak, nie daj Boże, znów zagra słabo, to o tym, panowie Mazur, Bereś i Skoczylas, nie napiszecie, bo nie wypada?
Czy gdyby "Wprost" opamiętał się, posypał głowę popiołem z własnych artykułów krytykujących błogosławioną Jolantę i udał się na kolanach pod Pałac Prezydencki, dołączając do wciąż klęczących tam żurnalistów z konkurencji, to czy miałby do tego prawo? Czy my, biedni, możemy jeszcze napisać dla odmiany coś dobrego o Kwaśniewskich, skoro pisaliśmy już źle?
Alibi od Ireny Santor
Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy fotografują się z podejrzanymi osobami, ale przecież o niczym to nie świadczy, bo fotografują się z tysiącami ludzi. Nawet królowa angielska ma zdjęcie z Dochnalem - argumentują obrońcy prezydenckiej pary. "Jeżeli ktoś prosi, to zdjęcia się wykonuje. Czy można wyciągnąć wniosek, moim zdaniem krzywdzący, o zażyłej znajomości z kimś, z kim ma się zrobione jedno zdjęcie?" - pytał ksiądz Arkadiusz Nowak. A Dariusz Szymczycha, minister z Kancelarii Prezydenta, tłumaczył służbowo, że "zdjęcie opublikowane w >>Rzeczpospolitej<< jest jednym z wielu zdjęć pamiątkowych wykonanych na dużej publicznej uroczystości". Do obrony prezydenckiej pary zaangażowano nawet piosenkarkę Irenę Santor, która przyznała, że i z nią fotografują się różni ludzie. "Większości nie znam. Pani Kwaśniewska z racji swojej funkcji z pewnością fotografuje się z wieloma osobami, których nie zna. Jak więc takie zdjęcia mogą być dowodem zażyłej znajomości?" - pytała Irena Santor.
Gdy tygodnik "Wprost" zamieścił zdjęcia prezydenta z paliwowym baronem Bogusławem Lepiarzem, Kwaśniewski mówił: ">>Wprost<< zarzucił mi, że trzy lata temu w Wiśle spotkałem się z jakimś podejrzanym baronem paliwowym, panem Lepiarzem. Zabijcie mnie, nie pamiętam". Z propozycji nie skorzystaliśmy.
Z kolei szefowa jego kancelarii Jolanta Szymanek-Deresz w piśmie do naszej redakcji (które było jednocześnie doniesieniem do prokuratury - ot tak, żeby zaoszczędzić na papierze) - tłumaczyła, że wizyta prezydenta u podejrzanego biznesmena to tylko "kilka minut odpoczynku" oraz "przysłowiowe umycie rąk". Nie wiemy, jakie przysłowie miała na myśli pani minister, bo chyba nie to, że "ręka rękę myje". Kolejne fotografie ze spotkania Kwaśniewskiego z Lepiarzem opublikowaliśmy na początku maja i wyraźnie na nich widać, że Kwaśniewski i szefowa jego kancelarii mijają się z prawdą. Choć z drugiej strony, wiadomo, że wspólne mycie rąk niesamowicie zbliża ludzi.
Matka Teresa w Ostaszkowie
"Najważniejszą rzeczą w naszym domu jest uczciwość. Ja ją wyniosłam z własnej rodziny. Jej członkowie walczyli za wolność ojczyzny, ginęli w Ostaszkowie, na Wołyniu, w Kazachstanie" - tłumaczyła Jolanta Kwaśniewska, gdy pod koniec ubiegłego roku poproszono ją o ujawnienie listy darczyńców fundacji. Czy można coś zarzucać osobie mogącej się pochwalić takimi przodkami? Nikt nie spytał przy tej okazji, co ma piernik do wiatraka. Prezydentowa opowiadała też, że ataki na nią uderzają w istocie w bezbronne, niepełnosprawne dzieci.
Argumentację Kwaśniewskiej szybko podchwycili jej obrońcy. "Szlag mnie trafia na myśl o dzieciach, które zostały na pogorzelisku po szarpaninie pod hasłem: jak dołożyć Kwaśniewskiej" - oburzała się Xymena Zaniewska. Z kolei ksiądz Arkadiusz Nowak odwołał się do matki Teresy z Kalkuty. "Matka Teresa, kiedy jej zarzucano, że przyjmuje pieniądze pochodzenia mafijnego, odpowiedziała, że jej nie interesuje to, kto daje, tylko to, gdzie te pieniądze trafiają" - mówił ks. Nowak. W dodatku szefowie instytucji, które tak hojnie obdarowywała Kwaśniewska, okazali się niewdzięcznikami. "Z pomocy Pierwszej Damy skorzystały setki stowarzyszeń, placówek opiekuńczo-wychowawczych i fundacji. Na popularności Jolanty Kwaśniewskiej zarabiały kolorowe magazyny. Teraz wszyscy milczą" - lamentowała "Trybuna".
Godność żony głowy
Krytykując Kwaśniewskich, odbierasz chleb głodującym i skazujesz na cierpienie niewinne dziatki. Ale Kwaśniewskich nie wolno opisywać w niekorzystnym świetle także z innego powodu. Otóż osłabia to ich autorytet, a tym samym autorytet polskiego państwa. "Poseł Giertych i inni niektórzy posłowie nie gwarantują utrzymania autorytetu i godności żony głowy państwa, mojego państwa" - martwił się Andrzej Celiński. "Póki jest ten prezydent i ta pani prezydentowa, to obowiązkiem obywatelskim (...) jest chronić godność. My mamy bardzo mało instytucji, które w jakiś sposób mogą łączyć Polaków. (...) Nie wolno szargać takich rzeczy" - wykładał Celiński konstrukcję prostą jak budowa cepa. I równie finezyjną. Teraz jest już jasne, że odbrązawianie Kwaśniewskich jest pluciem na polskie państwo. Krytykujesz Aleksandra - gardzisz zwycięstwem pod Grunwaldem i odsieczą wiedeńską. Źle napiszesz o pani Jolancie - nie wzrusza cię los dzieci strajkujących we Wrześni i za nic masz obronę Częstochowy. Nie tylko Kant przewraca się w grobie.
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.