Młodym polskim kabareciarzom nie chce się uczyć i pracować Dwaj myśliwi polowali na zające. Jeden się potknął, przewrócił i stracił przytomność. Drugi przez telefon komórkowy zawiadomił pogotowie. - Kolega upadł, chyba nie żyje, co mam robić? - spytał. - Najpierw niech się pan upewni, że rzeczywiście jest martwy - mówi dyżurna pogotowia. Zapada cisza, po czym słychać strzał. - Dobra, jest martwy. Co dalej". Takich dowcipów nie można było usłyszeć na tegorocznym XXI Przeglądzie Kabaretów PaKA, choć kontekst tego żartu pasuje do krakowskiej imprezy. Wystarczyłby jeden strzał, by się upewnić, że najmłodszy polski kabaret wyzionął ducha, zanim się rozwinął, a w najlepszym razie wegetuje w stanie śpiączki.
Świadczą o tym tegoroczne nagrody. Kilka dni temu w programie "Tadeusz Drozda & Sami swoi" znany kabareciarz poinformował widzów: "Ostatnio skończył się doroczny festiwal kabaretów młodych PaKA i wygrał kabaret, który ma taką formę wyrazu, że gra na butelkach... pustych. I koniec". Zenon Laskowik, jeden z jurorów Paki, kiedyś filar świetnego kabaretu Tey, a dziś kabaretu O.B.O.R.A., tłumaczył nagrodę "mocnym zakorzenieniem rekwizytu butelki w kulturze studenckiej".
Zwycięzca Paki - grupa Egri Bikaver Ensemble - tak naprawdę gra na butelkach pustych częściowo, ale jej program jest pusty całkowicie. To jednak jurorom, satyrykom z dużym stażem, się podobało. Trudno powiedzieć, czy są aż tacy nowocześni, czy zakpili z nagrodzonych. Ich decyzja to rodzaj absurdalnego żartu w stylu: "Do urzędu pocztowego wchodzi pies, bierze formularz telegramu i pisze >>hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau<<. Urzędniczka przygląda się telegramowi i ze stoickim spokojem oświadcza: - Tu jest tylko dziewięć słów. Może pan dodać jeszcze jedno >>hau<<, a cena się nie zmieni. - Wtedy całe zdanie nie będzie miało sensu - protestuje pies". Tak też było z większością kabaretów występujących na Pace: tylko oni wiedzieli, że dodatkowe "hau" coś znaczy.
Hałda ze skeczami
- Satyra to zamienianie żółci w śmiech. Satyrycy dbają, by ludzie, którzy śledzą to, co się dzieje w ich kraju, nie czuli się tylko wściekli i bezradni, lecz by zobaczyli też komiczny aspekt sprawy. Nawet jeśli jest to czarny humor - mówił "Wprost" satyryk Krzysztof Piasecki. Większość debiutujących dziś satyryków nie ma takich ambicji: chcą się po prostu publicznie powygłupiać. Twórcy młodych kabaretów twierdzą zgodnie, że współczesny widz, głównie student bądź niedawny absolwent, nie szuka na estradzie politycznych żartów czy odniesień do bieżących wydarzeń, bo od tego ma gazety. Współczesny widz chce absurdu, groteski czy parodii dzieł literackich i filmowych. Może twórcy mają rację, bo widownia Paki z ich żartów była zadowolona. A może na widowni Paki zasiadają osoby bardzo do twórców młodego kabaretu podobne?
Nowe kabarety sprawiają wrażenie, jakby chciały nam powiedzieć coś ważnego, ale gdy już zaczynają to robić, zapominają, o co chodziło. Albo robią quasi-spektakl, który z trudem udaje im się dowlec do końca, bo owszem, jest spójny tematycznie, ale rozlazły dramaturgicznie i konstrukcyjne, o ile dramaturgię i konstrukcję można tam w ogóle wypatrzyć. Tak było w wypadku Kabaretu Młodych Panów, który żarty wplótł w opowieść o bezrobotnych poszukujących pracy, a całość zakończył męskim striptizem. Spójny tematycznie spektakl przedstawiła Grupa Inicjatyw Teatralnych, pokazując wieczór trzyminutowych randek. Większość kabaretów prezentowała jednak typową objazdową sztampę, czyli zlepek skeczów na różne tematy. Kabareciarze sprawiali wrażenie, jakby akurat przechodzili obok hałdy ze skeczami i co im z tej hałdy spadło, to podnieśli.
Uczmy się kochać ministrów, tak szybko odchodzą
Aktor Maciej Stuhr, który przed laty występował na Pace z grupą Po Żarcie i do dziś pojawia się na kabaretowej estradzie, uważa, że "sprawy, które nas śmieszą, są niezmienne. Zawsze śmieszy nas zaskoczenie, zestawienie znanych elementów w nowy sposób, przekraczanie tematów tabu". Stuhr ma rację, ale jego młodsi koledzy nie bardzo się tymi receptami przejmują. Rozumieją to natomiast starsi satyrycy - jak pracujący dla "Wprost" Henryk Sawka. Podczas koncertu "Od Paki do Paki" Sawka na oczach widowni rysunkiem skomentował zatrzymanie na Kubie grupy polskich dziennikarzy, m.in. Seweryna Blumsztajna, szefa krakowskiego oddziału "Gazety Wyborczej". Sawka narysował gen. Jaruzelskiego dzwoniącego do Fidela Castro. W dymku można było przeczytać: "Fidel? Tu Wojtek, Adam prosi, żebyś zwolnił Blumsztajna". Sprawdzone reguły kabaretu zna też Piotr Bałtroczyk, "dożywotni konferansjer Paki". Podczas kilkuminutowego improwizowanego monologu (grupa Egri Bikaver Ensemble akurat rozstawiała na scenie swoje butelki), był o niebo śmieszniejszy niż laureaci pierwszej nagrody w ciągu całego programu (Grand Prix nie przyznano).
O tym, że siła kabaretu tkwi nie w rekwizytach typu butelki, lecz w języku, przekonali laureaci trzeciej nagrody - kabaret Neo-Nówka. Nieprzypadkowo ten kabaret pokazał niezłe żarty polityczne. Neo-Nówka ostro żartuje na przykład z prezydenta Kwaśniewskiego, parodiując jego noworoczne orędzie. Prezydent wygłasza je w przerwie mocno zakrapianego sylwestra. Wystąpienie przerywa telefon od zapłakanego Leszka Millera. Puentą jest parafraza wiersza ks. Jana Twardowskiego: "Uczmy się kochać ministrów, tak szybko odchodzą".
O tym, że kabaret jest silny słowem, przekonał też Tomasz Jachimek, laureat sprzed trzech lat, który w tym roku przygotował towarzyszący imprezie kabareton "Od Paki do Paki, czyli kabaretowy przegląd roku". Jednym z hitów okazała się piosenka, której słowa były wyłącznie cytatami z gazet ("Wyborcza", "Fakt", "Nasz Dziennik") na temat śmierci Czesława Miłosza. Jachimek napisał również teksty dla Grupy Inicjatyw Teatralnych, nagrodzonej wyróżnieniem. Innym kabaretom raczej nie chciało się mierzyć z rzeczywistością i materią języka.
Brygady Pythona
Jan Pietrzak, legenda polskiego kabaretu, uważa Pakę i wyrosłe z niej towarzystwo za nieporozumienie. - Na Pace promuje się wygłup, pusty śmiech, niemądre wice. Nie ma kabaretu obywatelskiego, który poruszałby rzeczy istotne społecznie - mówi "Wprost" Pietrzak. Pusty śmiech jest potrzebny, ale pod warunkiem że jest coś jeszcze. Z tym "jeszcze" jednak ostatnio jest kiepsko, i to może nie z powodu quasi-cenzury, szczególnie w telewizjach, o czym często mówi Pietrzak, lecz z powodu umysłowego lenistwa. Zastanawiające, jak wielu mamy kabareciarzy odwołujących się do brytyjskiego Monty Pythona, lecz tylko niewielu ma świadomość, że nie jest to czczy wygłup, jaki serwuje na przykład Arkadiusz Jakubik, autor "Cyrku Monty Pythona" w Teatrze Nowym, lecz perełki językowe, które przeszły do kanonu współczesnej kultury. Naszym pythonowcom po prostu nie chce się uczyć i pracować.
Jan Tadeusz Stanisławski, nestor polskiej sceny kabaretowej, radzi młodym: - Bądźcie odważniejsi, stańcie w obronie słabszych, pokażcie ciekawy, kontrowersyjny, złośliwy dowcip. Wtedy macie szansę na dobry kabaret. I to by było na tyle".
Zwycięzca Paki - grupa Egri Bikaver Ensemble - tak naprawdę gra na butelkach pustych częściowo, ale jej program jest pusty całkowicie. To jednak jurorom, satyrykom z dużym stażem, się podobało. Trudno powiedzieć, czy są aż tacy nowocześni, czy zakpili z nagrodzonych. Ich decyzja to rodzaj absurdalnego żartu w stylu: "Do urzędu pocztowego wchodzi pies, bierze formularz telegramu i pisze >>hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau<<. Urzędniczka przygląda się telegramowi i ze stoickim spokojem oświadcza: - Tu jest tylko dziewięć słów. Może pan dodać jeszcze jedno >>hau<<, a cena się nie zmieni. - Wtedy całe zdanie nie będzie miało sensu - protestuje pies". Tak też było z większością kabaretów występujących na Pace: tylko oni wiedzieli, że dodatkowe "hau" coś znaczy.
Hałda ze skeczami
- Satyra to zamienianie żółci w śmiech. Satyrycy dbają, by ludzie, którzy śledzą to, co się dzieje w ich kraju, nie czuli się tylko wściekli i bezradni, lecz by zobaczyli też komiczny aspekt sprawy. Nawet jeśli jest to czarny humor - mówił "Wprost" satyryk Krzysztof Piasecki. Większość debiutujących dziś satyryków nie ma takich ambicji: chcą się po prostu publicznie powygłupiać. Twórcy młodych kabaretów twierdzą zgodnie, że współczesny widz, głównie student bądź niedawny absolwent, nie szuka na estradzie politycznych żartów czy odniesień do bieżących wydarzeń, bo od tego ma gazety. Współczesny widz chce absurdu, groteski czy parodii dzieł literackich i filmowych. Może twórcy mają rację, bo widownia Paki z ich żartów była zadowolona. A może na widowni Paki zasiadają osoby bardzo do twórców młodego kabaretu podobne?
Nowe kabarety sprawiają wrażenie, jakby chciały nam powiedzieć coś ważnego, ale gdy już zaczynają to robić, zapominają, o co chodziło. Albo robią quasi-spektakl, który z trudem udaje im się dowlec do końca, bo owszem, jest spójny tematycznie, ale rozlazły dramaturgicznie i konstrukcyjne, o ile dramaturgię i konstrukcję można tam w ogóle wypatrzyć. Tak było w wypadku Kabaretu Młodych Panów, który żarty wplótł w opowieść o bezrobotnych poszukujących pracy, a całość zakończył męskim striptizem. Spójny tematycznie spektakl przedstawiła Grupa Inicjatyw Teatralnych, pokazując wieczór trzyminutowych randek. Większość kabaretów prezentowała jednak typową objazdową sztampę, czyli zlepek skeczów na różne tematy. Kabareciarze sprawiali wrażenie, jakby akurat przechodzili obok hałdy ze skeczami i co im z tej hałdy spadło, to podnieśli.
Uczmy się kochać ministrów, tak szybko odchodzą
Aktor Maciej Stuhr, który przed laty występował na Pace z grupą Po Żarcie i do dziś pojawia się na kabaretowej estradzie, uważa, że "sprawy, które nas śmieszą, są niezmienne. Zawsze śmieszy nas zaskoczenie, zestawienie znanych elementów w nowy sposób, przekraczanie tematów tabu". Stuhr ma rację, ale jego młodsi koledzy nie bardzo się tymi receptami przejmują. Rozumieją to natomiast starsi satyrycy - jak pracujący dla "Wprost" Henryk Sawka. Podczas koncertu "Od Paki do Paki" Sawka na oczach widowni rysunkiem skomentował zatrzymanie na Kubie grupy polskich dziennikarzy, m.in. Seweryna Blumsztajna, szefa krakowskiego oddziału "Gazety Wyborczej". Sawka narysował gen. Jaruzelskiego dzwoniącego do Fidela Castro. W dymku można było przeczytać: "Fidel? Tu Wojtek, Adam prosi, żebyś zwolnił Blumsztajna". Sprawdzone reguły kabaretu zna też Piotr Bałtroczyk, "dożywotni konferansjer Paki". Podczas kilkuminutowego improwizowanego monologu (grupa Egri Bikaver Ensemble akurat rozstawiała na scenie swoje butelki), był o niebo śmieszniejszy niż laureaci pierwszej nagrody w ciągu całego programu (Grand Prix nie przyznano).
O tym, że siła kabaretu tkwi nie w rekwizytach typu butelki, lecz w języku, przekonali laureaci trzeciej nagrody - kabaret Neo-Nówka. Nieprzypadkowo ten kabaret pokazał niezłe żarty polityczne. Neo-Nówka ostro żartuje na przykład z prezydenta Kwaśniewskiego, parodiując jego noworoczne orędzie. Prezydent wygłasza je w przerwie mocno zakrapianego sylwestra. Wystąpienie przerywa telefon od zapłakanego Leszka Millera. Puentą jest parafraza wiersza ks. Jana Twardowskiego: "Uczmy się kochać ministrów, tak szybko odchodzą".
O tym, że kabaret jest silny słowem, przekonał też Tomasz Jachimek, laureat sprzed trzech lat, który w tym roku przygotował towarzyszący imprezie kabareton "Od Paki do Paki, czyli kabaretowy przegląd roku". Jednym z hitów okazała się piosenka, której słowa były wyłącznie cytatami z gazet ("Wyborcza", "Fakt", "Nasz Dziennik") na temat śmierci Czesława Miłosza. Jachimek napisał również teksty dla Grupy Inicjatyw Teatralnych, nagrodzonej wyróżnieniem. Innym kabaretom raczej nie chciało się mierzyć z rzeczywistością i materią języka.
Brygady Pythona
Jan Pietrzak, legenda polskiego kabaretu, uważa Pakę i wyrosłe z niej towarzystwo za nieporozumienie. - Na Pace promuje się wygłup, pusty śmiech, niemądre wice. Nie ma kabaretu obywatelskiego, który poruszałby rzeczy istotne społecznie - mówi "Wprost" Pietrzak. Pusty śmiech jest potrzebny, ale pod warunkiem że jest coś jeszcze. Z tym "jeszcze" jednak ostatnio jest kiepsko, i to może nie z powodu quasi-cenzury, szczególnie w telewizjach, o czym często mówi Pietrzak, lecz z powodu umysłowego lenistwa. Zastanawiające, jak wielu mamy kabareciarzy odwołujących się do brytyjskiego Monty Pythona, lecz tylko niewielu ma świadomość, że nie jest to czczy wygłup, jaki serwuje na przykład Arkadiusz Jakubik, autor "Cyrku Monty Pythona" w Teatrze Nowym, lecz perełki językowe, które przeszły do kanonu współczesnej kultury. Naszym pythonowcom po prostu nie chce się uczyć i pracować.
Jan Tadeusz Stanisławski, nestor polskiej sceny kabaretowej, radzi młodym: - Bądźcie odważniejsi, stańcie w obronie słabszych, pokażcie ciekawy, kontrowersyjny, złośliwy dowcip. Wtedy macie szansę na dobry kabaret. I to by było na tyle".
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.