Korupcja w polskim futbolu jest normą co najmniej od 40 lat
Korupcja w polskim futbolu jest normą co najmniej od 40 lat
Jeśli uzdrawianie polskiego futbolu ma mieć jakiekolwiek szanse i sens, powinno się zacząć od rozwiązania Polskiego Związku Piłki Nożnej. Bo to przede wszystkim piłkarska centrala jest rozsadnikiem zła. Niedawne aresztowanie znanego sędziego piłkarskiego i kwalifikatora (oceniającego pracę sędziów) to dopiero pierwsza próba likwidacji patologii trwającej od kilkudziesięciu lat. Korupcja w polskim futbolu jest normą co najmniej od 40 lat.
Poinformowany jak Listkiewicz, uczciwy jak Dusza
Jeśli ktoś ma wątpliwości, jak wyglądał polski futbol w przeszłości, wystarczy przypomnieć, co się działo 20 czerwca 1993 r. Przed ostatnią kolejką pierwszej ligi w sezonie 1992/1993 Legia Warszawa i ŁKS Łódź miały tyle samo punktów. O tym, kto zostanie mistrzem Polski, miała zadecydować korzystniejsza różnica bramek w całym sezonie. O tej samej godzinie Legia grała w Krakowie z walczącą o pietruszkę Wisłą, a ŁKS na swoim boisku podejmował nie mającą już szans na utrzymanie się w lidze Olimpię Poznań. To, co się wtedy działo na obu stadionach, było farsą: ŁKS i Legia wręcz prześcigały się w strzelaniu goli (Legia wygrała 6:0, a ŁKS 7:1). Najciekawsze jest to, że mecz w Krakowie sędziował wtedy Marian Dusza (aresztowany niedawno kwalifikator), a w Łodzi - Michał Listkiewicz, obecny prezes PZPN.
"Mecz mógł się podobać, bramki padły ładne, z takich sytuacji, że trudno nie strzelić. (...) Na boisku walczono zdecydowanie i powodów do przerwania spotkania nie widziałem" - skomentował mecz Wisła - Legia sędzia Dusza. "Po meczu nikt nie miał pretensji. Obserwator PZPN dał mi wysoką notę" - tłumaczył Listkiewicz.
Listkiewicz i Dusza przez lata stanowili zgrany tandem. Wspólnie sędziowali m.in. mecze w europejskich pucharach (Listkiewicz jako główny, Dusza jako liniowy). Dziś Listkiewicz jest szefem piłkarskiej centrali, a Dusza - szefem śląskiego kolegium sędziowskiego i kwalifikatorem. W ubiegłym tygodniu kwalifikator Dusza i sędzia Antoni Fijarczyk wpadli w pułapkę policji: za 100 tys. zł łapówki mieli wpłynąć na wyniki dwóch pierwszoligowych meczów. "To szok! Szkoda, że nikt nie poznał się na jego charakterze. Wśród 10 tys. arbitrów znalazła się czarna owca" - stwierdził po tym aresztowaniu Listkiewicz. Niestety, tak dobrze nie jest. Ustaliliśmy, że sędzia Fijarczyk przez lata pomagał wygrywać klubom piłkarskim ze Śląska. I nie był on wcale wyjątkiem wśród sędziów. Jeśli Listkiewicz o tym nie wiedział, nie nadaje się na żadne stanowisko w PZPN.
Korupcyjny sojusz śląsko-podkarpacki
Pod koniec lat 90. polską piłką niepodzielnie rządził Marian Dziurowicz, prezes PZPN i klubu GKS Katowice. Wielokrotnie oskarżano go o ręczne sterowanie polską piłką i szczególną troskę o los śląskich klubów. W 1999 r. Dziurowicza zmienił w PZPN Listkiewicz. Ale górniczym klubom wcale nie przestało się dobrze powodzić. Choćby dlatego, że do zarządu kolegium sędziów PZPN wszedł Dusza, były śląski arbiter, który z powodu przekroczenia 45. roku życia nie mógł już sędziować. Choć do prowadzenia meczów z udziałem drużyn ze Śląska według przepisów nie wolno wyznaczać śląskich arbitrów, znaleziono sposób na obejście tej regulacji. Tym sposobem był Fijarczyk, sędzia ze Stalowej Woli.
Kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" opisała historię, którą prokuratorom opowiedział "ktoś wysoko postawiony w polskiej piłce". Chodziło o korupcyjne załatwienie awansu drużyn do pierwszej ligi kilka lat temu. "GW" używała eufemizmów "Klub z Dużego Miasta" czy "Wielki Prezes". Ich rozszyfrowanie jest proste. Opis pasuje do tego, co się działo w sezonie 1999/2000. Po jesiennej rundzie dwa pierwsze miejsca w drugiej lidze, gwarantujące awans do ekstraklasy, zajmowały GKS Bełchatów i Górnik Łęczna. Przed rozpoczęciem rundy wiosennej miało dojść do spotkania w Wiedniu, podczas którego trzy osoby z PZPN zobowiązały się załatwić awans do pierwszej ligi zajmującemu czwarte miejsce Śląskowi Wrocław. W układ miał wejść także GKS Katowice.
W czerwcu 2000 r. w PZPN sędzia piłkarski Andrzej Czyżniewski wyjaśniał, że przed meczem Hetman Zamość - GKS Katowice działacze z Katowic oferowali mu 30 tys. zł za sędziowanie korzystne dla ich drużyny. Propozycję złożyli także działacze Górnika Łęczna. Mieli zabiegać u Czyżniewskiego, by ukarał najlepszych zawodników z Katowic żółtymi i czerwonymi kartkami, co uniemożliwiłoby im występ przeciwko zespołowi z Łęcznej. Ostatecznie drugoligowe rozgrywki zakończyły się tak, jak zaplanowano: pierwszy był Śląsk Wrocław, drugi - GKS. Co ciekawe, mecz, który przesądził o awansie Katowic (w przedostatniej kolejce z KSZO w Ostrowcu), sędziował Fijarczyk. Po tym meczu awansował na arbitra w pierwszej lidze.
Przyjaciel Śląska
Tak się składało, że mecze śląskich drużyn, które prowadził Fijarczyk, kończyły się dla nich korzystnie. W 2000 r. sędziował spotkanie Górnik Zabrze - Polonia Warszawa, które 2:1 wygrali zabrzanie. Zdenerwowany wyczynami arbitra trener Polonii Dariusz Wdowczyk nazwał wtedy sędziego ze Stalowej Woli "Fujarczykiem". - Zareagowałem emocjonalnie i przekręciłem nazwisko arbitra, bo popełniał ewidentne błędy. Ordynarnie krzywdził mój zespół - mówi "Wprost" Wdowczyk. Niespełna dwa lata później Fijarczyk znowu gwizdał na niekorzyść warszawian, którzy grali ze śląską drużyną (Legia - Odra Wodzisław 0:0). Nie podyktował czterech ewidentnych rzutów karnych, za co został odsunięty na cztery spotkania i musiał powtórnie zdawać egzamin. Zdał go celująco, więc PZPN znów wyznaczał go do prowadzenia ważnych meczów w pierwszej lidze.
W czerwcu 2003 r. Fijarczyk był arbitrem meczu barażowego, decydującego o tym, kto będzie grał w pierwszej lidze. Śląska drużyna Szczakowianka Jaworzno wygrała 3:0 z Lukullusem-Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. W ten sposób nadrobiła z nawiązką straty z pierwszego spotkania barażowego (1:0 dla zespołu z Nowego Dworu). Po meczu wybuchła tzw. afera barażowa: okazało się, że kilku piłkarzy sprzedało mecz, żeby wygrała Szczakowianka.
W kwietniu 2005 r. Fijarczyk sędziował rewanżowy mecz w Pucharze Polski: Górnik Zabrze - Legia Warszawa. W Warszawie 1:0 wygrała Legia, a w Zabrzu - Górnik, również 1:0. W dogrywce obydwie drużyny zdobyły jeszcze po bramce. Legioniści twierdzili potem, że na boisku Fijarczyk zapewniał, iż ten wynik premiuje warszawian do dalszych gier. Dopiero po telefonicznych konsultacjach zmienił zdanie i zarządził rzuty karne. - Gdyby Fijarczyk nie ukrył przed nami, że właśnie zmieniono przepisy, na dogrywkę przyjęlibyśmy zupełnie inną taktykę - mówi jeden z piłkarzy Legii.
Mimo wielu ewidentnych przekrętów Fijarczyka ani prezes Listkiewicz, ani nikt inny z PZPN nie zrobił nic, by pozbyć się skorumpowanego arbitra. Nic dziwnego, że kilka dni temu Fijarczyk ochoczo przystał na propozycję, by za 100 tys. zł (pieniędzmi miał się podzielić z Duszą) ustawić wyniki dwóch pierwszoligowych meczów na korzyść GKS Katowice. Tym razem miał jednak pecha. Zleceniodawcami nie byli działacze, ale policjanci. Kiedy przekupny sędzia ukrył łapówkę w kole zapasowym swojego samochodu, został zatrzymany, a kilka dni później aresztowany. To samo spotkało Duszę.
Nie tylko Fijarczyk
Przypadek Fijarczyka i Duszy nie jest odosobniony. - Oceniam, że 99 proc. polskich arbitrów jest skorumpowanych. Nie miejmy złudzeń: o tym, kto spada z ligi, nie decydują umiejętności piłkarzy, tylko układy z mafią, która od lat rządzi polską piłką - mówi "Wprost" Jan Tomaszewski, świetny przed laty bramkarz reprezentacji Polski. Inny wybitny były piłkarz Zbigniew Boniek twierdzi, że ośmiu na dziesięciu sędziów, wobec których zastosowano by prowokację, zachowałoby się podobnie jak Fijarczyk.
W ubiegłym sezonie głośna była sprawa sprzedawania meczów przez piłkarzy Polaru Wrocław. Nie mając szans na utrzymanie się w drugiej lidze, dogadywali się z przeciwnikami, proponując im bezproblemowe zwycięstwo za kilkadziesiąt tysięcy złotych. W obecnym sezonie dużą przychylnością arbitrów cieszy się też inny drugoligowiec - Kujawiak Włocławek. O jego interesy zabiegał w PZPN pochodzący z Bydgoszczy wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzembowski z SLD.
Listkiewicz musi odejść!
Listkiewicz, który nazwał sędziego Fijarczyka "czarną owcą", udaje, że korupcja w polskiej piłce nożnej jest marginesem. Problemem jest to, że korupcja jest normą, a obecni włodarze związku nie zrobili nic, by z tą patologią skończyć. Już to wystarczy, by żądać od Listkiewicza podania się do dymisji, a potem rozwiązania PZPN.
Listkiewicz w prosty sposób mógł ograniczyć korupcję: wystarczyło na przykład utajniać nazwiska kwalifikatorów. - Nie może być tak, że kwalifikator siada na trybunie dla ViP-ów i wszyscy wiedzą, z kim należy się liczyć i komu dać w łapę. Powinien, tak jak inni kibice, kupić bilet w kasie i obserwować mecz incognito - proponuje Tomaszewski.
Listkiewicz został szefem PZPN, bo gwarantował prezesom klubów, sędziom i działaczom, że nic się w polskiej piłce nie zmieni, że nadal wielu z nich będzie mogło robić lewe interesy. Był więc ich zakładnikiem. Prokuratura powinna teraz wyjaśnić, czy był także ich wspólnikiem.
Jeśli uzdrawianie polskiego futbolu ma mieć jakiekolwiek szanse i sens, powinno się zacząć od rozwiązania Polskiego Związku Piłki Nożnej. Bo to przede wszystkim piłkarska centrala jest rozsadnikiem zła. Niedawne aresztowanie znanego sędziego piłkarskiego i kwalifikatora (oceniającego pracę sędziów) to dopiero pierwsza próba likwidacji patologii trwającej od kilkudziesięciu lat. Korupcja w polskim futbolu jest normą co najmniej od 40 lat.
Poinformowany jak Listkiewicz, uczciwy jak Dusza
Jeśli ktoś ma wątpliwości, jak wyglądał polski futbol w przeszłości, wystarczy przypomnieć, co się działo 20 czerwca 1993 r. Przed ostatnią kolejką pierwszej ligi w sezonie 1992/1993 Legia Warszawa i ŁKS Łódź miały tyle samo punktów. O tym, kto zostanie mistrzem Polski, miała zadecydować korzystniejsza różnica bramek w całym sezonie. O tej samej godzinie Legia grała w Krakowie z walczącą o pietruszkę Wisłą, a ŁKS na swoim boisku podejmował nie mającą już szans na utrzymanie się w lidze Olimpię Poznań. To, co się wtedy działo na obu stadionach, było farsą: ŁKS i Legia wręcz prześcigały się w strzelaniu goli (Legia wygrała 6:0, a ŁKS 7:1). Najciekawsze jest to, że mecz w Krakowie sędziował wtedy Marian Dusza (aresztowany niedawno kwalifikator), a w Łodzi - Michał Listkiewicz, obecny prezes PZPN.
"Mecz mógł się podobać, bramki padły ładne, z takich sytuacji, że trudno nie strzelić. (...) Na boisku walczono zdecydowanie i powodów do przerwania spotkania nie widziałem" - skomentował mecz Wisła - Legia sędzia Dusza. "Po meczu nikt nie miał pretensji. Obserwator PZPN dał mi wysoką notę" - tłumaczył Listkiewicz.
Listkiewicz i Dusza przez lata stanowili zgrany tandem. Wspólnie sędziowali m.in. mecze w europejskich pucharach (Listkiewicz jako główny, Dusza jako liniowy). Dziś Listkiewicz jest szefem piłkarskiej centrali, a Dusza - szefem śląskiego kolegium sędziowskiego i kwalifikatorem. W ubiegłym tygodniu kwalifikator Dusza i sędzia Antoni Fijarczyk wpadli w pułapkę policji: za 100 tys. zł łapówki mieli wpłynąć na wyniki dwóch pierwszoligowych meczów. "To szok! Szkoda, że nikt nie poznał się na jego charakterze. Wśród 10 tys. arbitrów znalazła się czarna owca" - stwierdził po tym aresztowaniu Listkiewicz. Niestety, tak dobrze nie jest. Ustaliliśmy, że sędzia Fijarczyk przez lata pomagał wygrywać klubom piłkarskim ze Śląska. I nie był on wcale wyjątkiem wśród sędziów. Jeśli Listkiewicz o tym nie wiedział, nie nadaje się na żadne stanowisko w PZPN.
Korupcyjny sojusz śląsko-podkarpacki
Pod koniec lat 90. polską piłką niepodzielnie rządził Marian Dziurowicz, prezes PZPN i klubu GKS Katowice. Wielokrotnie oskarżano go o ręczne sterowanie polską piłką i szczególną troskę o los śląskich klubów. W 1999 r. Dziurowicza zmienił w PZPN Listkiewicz. Ale górniczym klubom wcale nie przestało się dobrze powodzić. Choćby dlatego, że do zarządu kolegium sędziów PZPN wszedł Dusza, były śląski arbiter, który z powodu przekroczenia 45. roku życia nie mógł już sędziować. Choć do prowadzenia meczów z udziałem drużyn ze Śląska według przepisów nie wolno wyznaczać śląskich arbitrów, znaleziono sposób na obejście tej regulacji. Tym sposobem był Fijarczyk, sędzia ze Stalowej Woli.
Kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" opisała historię, którą prokuratorom opowiedział "ktoś wysoko postawiony w polskiej piłce". Chodziło o korupcyjne załatwienie awansu drużyn do pierwszej ligi kilka lat temu. "GW" używała eufemizmów "Klub z Dużego Miasta" czy "Wielki Prezes". Ich rozszyfrowanie jest proste. Opis pasuje do tego, co się działo w sezonie 1999/2000. Po jesiennej rundzie dwa pierwsze miejsca w drugiej lidze, gwarantujące awans do ekstraklasy, zajmowały GKS Bełchatów i Górnik Łęczna. Przed rozpoczęciem rundy wiosennej miało dojść do spotkania w Wiedniu, podczas którego trzy osoby z PZPN zobowiązały się załatwić awans do pierwszej ligi zajmującemu czwarte miejsce Śląskowi Wrocław. W układ miał wejść także GKS Katowice.
W czerwcu 2000 r. w PZPN sędzia piłkarski Andrzej Czyżniewski wyjaśniał, że przed meczem Hetman Zamość - GKS Katowice działacze z Katowic oferowali mu 30 tys. zł za sędziowanie korzystne dla ich drużyny. Propozycję złożyli także działacze Górnika Łęczna. Mieli zabiegać u Czyżniewskiego, by ukarał najlepszych zawodników z Katowic żółtymi i czerwonymi kartkami, co uniemożliwiłoby im występ przeciwko zespołowi z Łęcznej. Ostatecznie drugoligowe rozgrywki zakończyły się tak, jak zaplanowano: pierwszy był Śląsk Wrocław, drugi - GKS. Co ciekawe, mecz, który przesądził o awansie Katowic (w przedostatniej kolejce z KSZO w Ostrowcu), sędziował Fijarczyk. Po tym meczu awansował na arbitra w pierwszej lidze.
Przyjaciel Śląska
Tak się składało, że mecze śląskich drużyn, które prowadził Fijarczyk, kończyły się dla nich korzystnie. W 2000 r. sędziował spotkanie Górnik Zabrze - Polonia Warszawa, które 2:1 wygrali zabrzanie. Zdenerwowany wyczynami arbitra trener Polonii Dariusz Wdowczyk nazwał wtedy sędziego ze Stalowej Woli "Fujarczykiem". - Zareagowałem emocjonalnie i przekręciłem nazwisko arbitra, bo popełniał ewidentne błędy. Ordynarnie krzywdził mój zespół - mówi "Wprost" Wdowczyk. Niespełna dwa lata później Fijarczyk znowu gwizdał na niekorzyść warszawian, którzy grali ze śląską drużyną (Legia - Odra Wodzisław 0:0). Nie podyktował czterech ewidentnych rzutów karnych, za co został odsunięty na cztery spotkania i musiał powtórnie zdawać egzamin. Zdał go celująco, więc PZPN znów wyznaczał go do prowadzenia ważnych meczów w pierwszej lidze.
W czerwcu 2003 r. Fijarczyk był arbitrem meczu barażowego, decydującego o tym, kto będzie grał w pierwszej lidze. Śląska drużyna Szczakowianka Jaworzno wygrała 3:0 z Lukullusem-Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. W ten sposób nadrobiła z nawiązką straty z pierwszego spotkania barażowego (1:0 dla zespołu z Nowego Dworu). Po meczu wybuchła tzw. afera barażowa: okazało się, że kilku piłkarzy sprzedało mecz, żeby wygrała Szczakowianka.
W kwietniu 2005 r. Fijarczyk sędziował rewanżowy mecz w Pucharze Polski: Górnik Zabrze - Legia Warszawa. W Warszawie 1:0 wygrała Legia, a w Zabrzu - Górnik, również 1:0. W dogrywce obydwie drużyny zdobyły jeszcze po bramce. Legioniści twierdzili potem, że na boisku Fijarczyk zapewniał, iż ten wynik premiuje warszawian do dalszych gier. Dopiero po telefonicznych konsultacjach zmienił zdanie i zarządził rzuty karne. - Gdyby Fijarczyk nie ukrył przed nami, że właśnie zmieniono przepisy, na dogrywkę przyjęlibyśmy zupełnie inną taktykę - mówi jeden z piłkarzy Legii.
Mimo wielu ewidentnych przekrętów Fijarczyka ani prezes Listkiewicz, ani nikt inny z PZPN nie zrobił nic, by pozbyć się skorumpowanego arbitra. Nic dziwnego, że kilka dni temu Fijarczyk ochoczo przystał na propozycję, by za 100 tys. zł (pieniędzmi miał się podzielić z Duszą) ustawić wyniki dwóch pierwszoligowych meczów na korzyść GKS Katowice. Tym razem miał jednak pecha. Zleceniodawcami nie byli działacze, ale policjanci. Kiedy przekupny sędzia ukrył łapówkę w kole zapasowym swojego samochodu, został zatrzymany, a kilka dni później aresztowany. To samo spotkało Duszę.
Nie tylko Fijarczyk
Przypadek Fijarczyka i Duszy nie jest odosobniony. - Oceniam, że 99 proc. polskich arbitrów jest skorumpowanych. Nie miejmy złudzeń: o tym, kto spada z ligi, nie decydują umiejętności piłkarzy, tylko układy z mafią, która od lat rządzi polską piłką - mówi "Wprost" Jan Tomaszewski, świetny przed laty bramkarz reprezentacji Polski. Inny wybitny były piłkarz Zbigniew Boniek twierdzi, że ośmiu na dziesięciu sędziów, wobec których zastosowano by prowokację, zachowałoby się podobnie jak Fijarczyk.
W ubiegłym sezonie głośna była sprawa sprzedawania meczów przez piłkarzy Polaru Wrocław. Nie mając szans na utrzymanie się w drugiej lidze, dogadywali się z przeciwnikami, proponując im bezproblemowe zwycięstwo za kilkadziesiąt tysięcy złotych. W obecnym sezonie dużą przychylnością arbitrów cieszy się też inny drugoligowiec - Kujawiak Włocławek. O jego interesy zabiegał w PZPN pochodzący z Bydgoszczy wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzembowski z SLD.
Listkiewicz musi odejść!
Listkiewicz, który nazwał sędziego Fijarczyka "czarną owcą", udaje, że korupcja w polskiej piłce nożnej jest marginesem. Problemem jest to, że korupcja jest normą, a obecni włodarze związku nie zrobili nic, by z tą patologią skończyć. Już to wystarczy, by żądać od Listkiewicza podania się do dymisji, a potem rozwiązania PZPN.
Listkiewicz w prosty sposób mógł ograniczyć korupcję: wystarczyło na przykład utajniać nazwiska kwalifikatorów. - Nie może być tak, że kwalifikator siada na trybunie dla ViP-ów i wszyscy wiedzą, z kim należy się liczyć i komu dać w łapę. Powinien, tak jak inni kibice, kupić bilet w kasie i obserwować mecz incognito - proponuje Tomaszewski.
Listkiewicz został szefem PZPN, bo gwarantował prezesom klubów, sędziom i działaczom, że nic się w polskiej piłce nie zmieni, że nadal wielu z nich będzie mogło robić lewe interesy. Był więc ich zakładnikiem. Prokuratura powinna teraz wyjaśnić, czy był także ich wspólnikiem.
Bizancjum Listkiewicza |
---|
Kierowany przez Michała Listkiewicza Polski Związek Piłki Nożnej zatrudnia aż 13 osóbw prezydium zarządu. Sam zarząd liczy 22 osoby, poza tym w komisji rewizyjnej jest 9 członków, w sądzie koleżeńskim - 8, w piłkarskim sądzie polubownym - 19, w wydziale piłkarstwa młodzieżowego - 16, w komisji odznaczeń - 9, w wydziale piłkarstwa terenowego - 17. Kolejne komórki to wydział szkolenia - 19 osób, komisja lekarska - 13, zarząd kolegium sędziów - 11, wydział finansowy - 7, wydział organizacyjno-prawny - 14, komisja ds. mediów - 11, wydział dyscypliny - 9, wydział gier - 10, wydział bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich - 12, naczelna komisja odwoławcza - 15 i wydział piłkarstwa kobiecego - 13. PZPN ma też swoją komisję zagraniczną - 8 osób, radę trenerów - 14, komisję licencji menedżerskich - 4, komisję ds. licencji klubowych - 5, komisję odwoławczą ds. licencji - 3, wydział piłkarstwa amatorskiego - 11, komisję ds. współpracy z klubami, wydział ds. współpracy z administracją rządową, samorządową i organizacjami społecznymi - 7, a także enigmatycznie nazwaną "komisję ds. uks pzpn" - 7 osób. |
Futbol przekrętów |
---|
W Anglii już w sezonie 1914/1915 czterech piłkarzy skazano na dożywotnią dyskwalifikację za ustawienie wyniku meczu Manchesteru United z Liverpoolem Niemiecki sędzia piłkarski Robert Hoyzer zeznał, że w 2004 r. nieuczciwie wpłynął na wynik siedmiu meczów w II lidze. Nie była to pierwsza afera korupcyjna w niemieckim futbolu: na początku lat 70. ukarano grzywnami i zawieszeniem 53 piłkarzy, dwóch trenerów i sześciu działaczy. Sankcje dotknęły również kluby W 1993 r. wyszło na jaw, że działacze Olimpique Marsylia proponowali piłkarzowi Valenciennes pieniądze za przegranie meczu. Zespół z Marsylii stracił tytuł mistrza Francji i został zdegradowany do drugiej ligi W 2004 r. we Włoszech za ustawianie meczów ukarano sześciu piłkarzy. Przy okazji wcześniejszego skandalu korupcyjnego w 1980 r. do drugiej ligi zdegradowano AC Milan i Lazio Rzym. Jednym z zawieszonych piłkarzy był Paolo Rossi, król strzelców mistrzostw świata w 1982 r. |
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.