Józef Oleksy się wycofał. Człowiek, który gotów był objąć wszelkie możliwe stanowiska, zrezygnował ze wszystkich funkcji i zaszczytów i podobno chce zostać pustelnikiem. I pomyśleć, że faceta nie wykończyli Wałęsa z Milczanowskim i sądem lustracyjnym na doczepkę. Dopiero Kwaśniewski z Janikiem wybili mu z głowy politykę.
Niedobitki SLD-owców namawiały ministra Olejniczaka, żeby przejął partyjny ster w swoje ręce. Ale minister rolnictwa twardo się opierał. Woli krowy od towarzyszy.
Są jednak tacy, którzy mają chrapkę na przywództwo SLD. Pierwszy publicznie ogłosił swe aspiracje Jacek Piechota. Nie chce, by lewica stoczyła się na pozycje populistyczne. Oj, tak - pod przewodem Piechoty postkomunistom uwielbienie tłumów raczej nie grozi.
Co tam u Marka Ungiera? Ostatnio widziano go w Pałacu Prezydenckim. Widać przechodził i pomyślał, że wpadnie na chwilę. Jak już wpadł, to pomyślał, że chwilę popracuje. W czynie społecznym, oczywiście.
A co tam u ludzi inteligentnych? Ludzie inteligentni, czyli stowarzyszenie Ordynacka, mieli zlot i na tym zlocie nie przyjęli do wiadomości, że Włodzimierz Cimoszewicz nie chce startować w wyborach prezydenckich. Podopieczni Marka Siwca i Włodzimierza Czarzastego chcą powołać ruch społeczny, który będzie przekonywał marszałka Sejmu, by zmienił decyzję. Zadziwiony rozmiarami ruchu Cimoszewicz ma ulec ludowi i kandydować. Jeszcze kilka takich akcji i chłopina nie będzie chciał z puszczy za dnia wychodzić.
Zainspirowani genialnym pociągnięciem Ordynackiej i my zakładamy ruch społeczny. Nasz ruch ma namawiać Longina Pastusiaka, by jednak ubiegał się o prezydenturę. Mamy nadzieję, że odzew społeczeństwa będzie tak wielki, iż marszałek Senatu zrozumie, jak bardzo potrzebny jest Polsce. I Polonii.
Może na to nie wygląda, ale Marek Dyduch to człowiek ambitny, zadziorny i wybuchowy. Niedawno opierniczył samego Józefa Oleksego. "Już dosyć szkodziłeś partii swoją krytyką!" - ryczał. Pobudzony atakiem rozpoczął walkę o schedę po opierniczonym. Ani chybi, nadchodzi Era Dyducha.
Oj, nadchodzi, nadchodzi. Po przygadaniu Oleksemu Dyduch nie uląkł się nawet samego Marka Borowskiego i oznajmił, że to on nie chce rozmawiać z liderem SDPL, a nie na odwrót. Biedny Borowski! Wszak debata z Dyduchem to jedna z większych atrakcji turystycznych Polski.
Lider SDPL odciął się Dyduchowi. Stwierdził, że ten jest "wiecznie wczorajszy". Hm, "wczorajszy" znaczy skacowany. Czyżby Dyduch zbyt dużo czasu spędzał z Krzysztofem Janikiem?
Co tam konwencje SLD. W sobotę zjednoczyła się prawdziwa, uczciwa lewica. Teraz niedobitki z UP wystartują w wyborach razem z SDPL. Już raz wspólnie startowali, cztery lata temu, tylko że to się wtedy SLD nazywało i się skompromitowało. Dziś w skład nie skompromitowanej lewicy wchodzą SDPL oraz sztandar Unii Pracy. Sztandar do borówek przywlekli zapewne uczciwi znalazcy, bo w UP już nikt nie został.
Niedobitki SLD-owców namawiały ministra Olejniczaka, żeby przejął partyjny ster w swoje ręce. Ale minister rolnictwa twardo się opierał. Woli krowy od towarzyszy.
Są jednak tacy, którzy mają chrapkę na przywództwo SLD. Pierwszy publicznie ogłosił swe aspiracje Jacek Piechota. Nie chce, by lewica stoczyła się na pozycje populistyczne. Oj, tak - pod przewodem Piechoty postkomunistom uwielbienie tłumów raczej nie grozi.
Co tam u Marka Ungiera? Ostatnio widziano go w Pałacu Prezydenckim. Widać przechodził i pomyślał, że wpadnie na chwilę. Jak już wpadł, to pomyślał, że chwilę popracuje. W czynie społecznym, oczywiście.
A co tam u ludzi inteligentnych? Ludzie inteligentni, czyli stowarzyszenie Ordynacka, mieli zlot i na tym zlocie nie przyjęli do wiadomości, że Włodzimierz Cimoszewicz nie chce startować w wyborach prezydenckich. Podopieczni Marka Siwca i Włodzimierza Czarzastego chcą powołać ruch społeczny, który będzie przekonywał marszałka Sejmu, by zmienił decyzję. Zadziwiony rozmiarami ruchu Cimoszewicz ma ulec ludowi i kandydować. Jeszcze kilka takich akcji i chłopina nie będzie chciał z puszczy za dnia wychodzić.
Zainspirowani genialnym pociągnięciem Ordynackiej i my zakładamy ruch społeczny. Nasz ruch ma namawiać Longina Pastusiaka, by jednak ubiegał się o prezydenturę. Mamy nadzieję, że odzew społeczeństwa będzie tak wielki, iż marszałek Senatu zrozumie, jak bardzo potrzebny jest Polsce. I Polonii.
Może na to nie wygląda, ale Marek Dyduch to człowiek ambitny, zadziorny i wybuchowy. Niedawno opierniczył samego Józefa Oleksego. "Już dosyć szkodziłeś partii swoją krytyką!" - ryczał. Pobudzony atakiem rozpoczął walkę o schedę po opierniczonym. Ani chybi, nadchodzi Era Dyducha.
Oj, nadchodzi, nadchodzi. Po przygadaniu Oleksemu Dyduch nie uląkł się nawet samego Marka Borowskiego i oznajmił, że to on nie chce rozmawiać z liderem SDPL, a nie na odwrót. Biedny Borowski! Wszak debata z Dyduchem to jedna z większych atrakcji turystycznych Polski.
Lider SDPL odciął się Dyduchowi. Stwierdził, że ten jest "wiecznie wczorajszy". Hm, "wczorajszy" znaczy skacowany. Czyżby Dyduch zbyt dużo czasu spędzał z Krzysztofem Janikiem?
Co tam konwencje SLD. W sobotę zjednoczyła się prawdziwa, uczciwa lewica. Teraz niedobitki z UP wystartują w wyborach razem z SDPL. Już raz wspólnie startowali, cztery lata temu, tylko że to się wtedy SLD nazywało i się skompromitowało. Dziś w skład nie skompromitowanej lewicy wchodzą SDPL oraz sztandar Unii Pracy. Sztandar do borówek przywlekli zapewne uczciwi znalazcy, bo w UP już nikt nie został.
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.