Na szczęście dziesiątki milionów Europejczyków ciąż opierają się dilerom eurokonstytucji Jeśli tym samym lekiem, którym będzie można leczyć z alkoholizmu, nikotynizmu i narkomanii (vide: "Wyłącznik nałogów"), da się leczyć także z euroholizmu, a zwłaszcza z jego najcięższej postaci - eurokonstytucjoholizmu, to Europa jest uratowana. Jeśli jednak nie, to niech Bóg, Polacy i narody pozostałych dziewięciu przyjętych przed rokiem do Unii Europejskiej państw - reanimujących teraz starą, stetryczałą UE za pomocą ożywczej konkurencji - mają Europę w swojej opiece!
Eurokonstytucjoholizm to uzależnienie od spreparowanej we francusko-niemieckim laboratorium doktora d`Estaing ekstatycznej wizji Stanów Zjednoczonych Europy (USE) - sterowanych z Brukseli, czyli z Paryża i Berlina, odartych z wartości chrześcijańskich i cementowanych tanim antyamerykanizmem; eurokonstytucjoholizm to też uzależnienie od ekstatycznej wizji USE odgrodzonych od świata (czyli od życiodajnej konkurencji) murem z ceł,
z identycznie wysokimi podatkami we wszystkich krajach, z regularnie (do śmierci systemu) dozowanymi wysokimi świadczeniami socjalnymi i niewielką liczbą pragnących pracować. Eurokonstytucjoholizm nie leczony - o czym warto pamiętać - prowadzi najpierw do ciężkiej niewydolności twórczej wszystkich ludzi kreatywnych i przedsiębiorczych, a później do ucieczki za ocean części z nich i do wyginięcia reszty, zaś w wypadku pozostałych - do powolnego, trwającego kilka, kilkanaście dziesięcioleci wymierania, m.in. właśnie z powodu niedostatku ludzi kreatywnych przedsiębiorczych (vide: "Trzecia droga donikąd" i "Klucz amerykański").
Ofiarą zabójczego w skutkach eurokonstytucjoholizmu padły ostatnio dziesiątki milionów Europejczyków, czemu trudno się dziwić, jeśli zważyć, że najarani dilerzy eurokonstytucji są dosłownie wszechobecni - szprycują działkami eurokonstytucji z ekranów telewizorów, z głośników radiowych, z łamów dzienników i tygodników, z billboardów. Dilerzy eurokonstytucji przemierzają państwa UE wzdłuż wszerz. Pojawiając się na konferencjach naukowych i prasowych, na spotkaniach z juniorami i seniorami, na wiecach i majówkach, na uniwersytetach i w szkołach, starają się uzależnić od eurokonstytucji kogo się tylko da. Zawodowych unijnych dilerów wspierają naspidowani komunałami o eurokonstytucji dilerzy amatorzy, z których część eurokonstytucji zapewne nawet nie przekartkowała. A ofiarami dilowanej unijnymi kanałami eurokonstytucji padają nie tylko pojedynczy ludzie, ale też grupy społeczne; na przykład w Polsce w szpony eurokonstytucjoholizmu jak śliwki w kompot wpadały, jedna po drugiej, całe partie - PD, SLD, SDPL i reszta nafukanego eurokonstytucją lewicowego planktonu politycznego.
Na szczęście dziesiątki milionów Europejczyków wciąż opierają się dilerom eurokonstytucji. Możemy więc mieć cichą nadzieję, że jeśli fali eurokonstytucjoholizmu nie powstrzymają ci przytomni Francuzi, którzy do końca uparcie walczą z uzależnieniem (piszę te słowa w przeddzień referendum), uczynią to Holendrzy, Brytyjczycy, Duńczycy, Irlandczycy, Czesi, Portugalczycy i Polacy (vide: "Poprawni niepoprawni"), ratując w ten sposób Europę przed śmiercią z przedawkowania ekstatycznej wizji doktora d`Estaing. Jeśli tak się stanie, wtedy po modzie na ten kolejny euroholizm pozostanie co prawda trochę ofiar, skupiających się - wzorem Anonimowych Alkoholików - w klubach Anonimowych Eurokonstytucjoholików, ale za to co nieco wzrosną szanse na przeżycie pozostałych setek milionów Europejczyków (vide: "Trik brukselski").
Gdyby rzeczywiście wzrosły nasze szanse na przeżycie, czyli na życie w unii wolnych państw, spojonych prawdziwym wolnym rynkiem, wolnym od dyktatu brukselokracji, wzrósłby też w rezultacie najpewniej m.in. współczynnik dzietności Europejek, wynoszący dziś średnio 1,5, podczas gdy Amerykanek (tych z USA) wynosi 2,1. A przecież - jak dowodzą ostatnie wyniki badań Brytyjczyków - sukces ma nie tylko wielu ojców; ma także, a może przede wszystkim, wiele dzieci. Oznacza to, że bez wielu wielodzietnych rodzin, składających się z rodziców i dzieci z ambicjami, nie ma odnoszących sukcesy narodów. Te dzieci najpierw są ojcami sukcesu, a potem jego dziećmi, czyli sukcesorami (vide: "Dzieci sukcesu"). O czym doskonale musi wiedzieć Lech Wałęsa, sam pochodzący z wielodzietnej rodziny i zarazem ojciec ośmiorga dzieci - wspaniały człowiek na dobre i na złe, czyli na każde czasy, który czasami popełnia błędy, na przykład zabiegając o certyfikat moralności u człowieka (Wojciecha Jaruzelskiego), dla którego zaszczytem powinno być podanie mu przez Wałęsę ręki (vide: "Prawda kłamstw" i "Wałęsa przeciw Wałęsie"). Ale prezydentowi Wałęsie - jak każdemu bohaterowi - ze skazą nawet bardziej do twarzy.
z identycznie wysokimi podatkami we wszystkich krajach, z regularnie (do śmierci systemu) dozowanymi wysokimi świadczeniami socjalnymi i niewielką liczbą pragnących pracować. Eurokonstytucjoholizm nie leczony - o czym warto pamiętać - prowadzi najpierw do ciężkiej niewydolności twórczej wszystkich ludzi kreatywnych i przedsiębiorczych, a później do ucieczki za ocean części z nich i do wyginięcia reszty, zaś w wypadku pozostałych - do powolnego, trwającego kilka, kilkanaście dziesięcioleci wymierania, m.in. właśnie z powodu niedostatku ludzi kreatywnych przedsiębiorczych (vide: "Trzecia droga donikąd" i "Klucz amerykański").
Ofiarą zabójczego w skutkach eurokonstytucjoholizmu padły ostatnio dziesiątki milionów Europejczyków, czemu trudno się dziwić, jeśli zważyć, że najarani dilerzy eurokonstytucji są dosłownie wszechobecni - szprycują działkami eurokonstytucji z ekranów telewizorów, z głośników radiowych, z łamów dzienników i tygodników, z billboardów. Dilerzy eurokonstytucji przemierzają państwa UE wzdłuż wszerz. Pojawiając się na konferencjach naukowych i prasowych, na spotkaniach z juniorami i seniorami, na wiecach i majówkach, na uniwersytetach i w szkołach, starają się uzależnić od eurokonstytucji kogo się tylko da. Zawodowych unijnych dilerów wspierają naspidowani komunałami o eurokonstytucji dilerzy amatorzy, z których część eurokonstytucji zapewne nawet nie przekartkowała. A ofiarami dilowanej unijnymi kanałami eurokonstytucji padają nie tylko pojedynczy ludzie, ale też grupy społeczne; na przykład w Polsce w szpony eurokonstytucjoholizmu jak śliwki w kompot wpadały, jedna po drugiej, całe partie - PD, SLD, SDPL i reszta nafukanego eurokonstytucją lewicowego planktonu politycznego.
Na szczęście dziesiątki milionów Europejczyków wciąż opierają się dilerom eurokonstytucji. Możemy więc mieć cichą nadzieję, że jeśli fali eurokonstytucjoholizmu nie powstrzymają ci przytomni Francuzi, którzy do końca uparcie walczą z uzależnieniem (piszę te słowa w przeddzień referendum), uczynią to Holendrzy, Brytyjczycy, Duńczycy, Irlandczycy, Czesi, Portugalczycy i Polacy (vide: "Poprawni niepoprawni"), ratując w ten sposób Europę przed śmiercią z przedawkowania ekstatycznej wizji doktora d`Estaing. Jeśli tak się stanie, wtedy po modzie na ten kolejny euroholizm pozostanie co prawda trochę ofiar, skupiających się - wzorem Anonimowych Alkoholików - w klubach Anonimowych Eurokonstytucjoholików, ale za to co nieco wzrosną szanse na przeżycie pozostałych setek milionów Europejczyków (vide: "Trik brukselski").
Gdyby rzeczywiście wzrosły nasze szanse na przeżycie, czyli na życie w unii wolnych państw, spojonych prawdziwym wolnym rynkiem, wolnym od dyktatu brukselokracji, wzrósłby też w rezultacie najpewniej m.in. współczynnik dzietności Europejek, wynoszący dziś średnio 1,5, podczas gdy Amerykanek (tych z USA) wynosi 2,1. A przecież - jak dowodzą ostatnie wyniki badań Brytyjczyków - sukces ma nie tylko wielu ojców; ma także, a może przede wszystkim, wiele dzieci. Oznacza to, że bez wielu wielodzietnych rodzin, składających się z rodziców i dzieci z ambicjami, nie ma odnoszących sukcesy narodów. Te dzieci najpierw są ojcami sukcesu, a potem jego dziećmi, czyli sukcesorami (vide: "Dzieci sukcesu"). O czym doskonale musi wiedzieć Lech Wałęsa, sam pochodzący z wielodzietnej rodziny i zarazem ojciec ośmiorga dzieci - wspaniały człowiek na dobre i na złe, czyli na każde czasy, który czasami popełnia błędy, na przykład zabiegając o certyfikat moralności u człowieka (Wojciecha Jaruzelskiego), dla którego zaszczytem powinno być podanie mu przez Wałęsę ręki (vide: "Prawda kłamstw" i "Wałęsa przeciw Wałęsie"). Ale prezydentowi Wałęsie - jak każdemu bohaterowi - ze skazą nawet bardziej do twarzy.
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.