Złote Indeksy "Wprost" 2006: Polska jest najbardziej konkurencyjnym i najbardziej demokratycznym rynkiem wyższej edukacji w Europie
Dzień zwycięstwa na razie kojarzy się z militarną wygraną nad Niemcami. Ale to się może zmienić, przynajmniej w Polsce. W dzień zwycięstwa przypadła uroczystość wręczenia Złotych Indeksów rektorom najlepszych polskich szkół wyższych w rankingu tygodnika "Wprost". Był to więc także dzień zwycięstwa wiedzy. Taki dzień mógłby być najważniejszym świętem w Polsce. I będzie, jeśli się okaże, że jesteśmy społeczeństwem wiedzy, jakim w dużej mierze jest już np. społeczeństwo Irlandii czy Finlandii. Nieprzypadkowo więc Złote Indeksy "Wprost" były wręczane na Zamku Królewskim w Warszawie, który był świadkiem wielu przełomowych dla Polski wydarzeń, z uchwaleniem Konstytucji 3 maja na czele.
Wykształcony jak Polak
O zwycięstwie wiedzy w Polsce można mówić już teraz. Jeżeli coś w Polsce w minionych 17 latach się udało, to jest to dwukrotne zwiększenie liczby osób z wyższym wykształceniem. Polscy studenci stanowią 1,5 proc. wszystkich kształcących się w uczelniach na świecie i 8 proc. studiujących w Europie. Dokonaliśmy skoku edukacyjnego bez precedensu w dziejach powojennej Europy. To triumf wolnego rynku edukacyjnego, na którym konkuruje u nas około 450 uczelni. To sprawia, że jesteśmy najbardziej konkurencyjnym rynkiem edukacji wyższej w Europie. I bodaj najbardziej demokratycznym, bo połowa z 1,7 mln studentów pochodzi z małych miast i wsi. Większość z nich płaci za wykształcenie. To obala dwa mity. Po pierwsze, Polacy chcą płacić za wykształcenie, co oznacza, że konstytucyjny zapis o bezpłatności nauki jest bezsensowny. Po drugie, tylko urynkowienie studiów gwarantuje ich powszechność, a więc dostęp do wiedzy dla osób dotychczas na rynku edukacji upośledzonych, czyli ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych. Wystarczy porównać liczby: pod koniec PRL osoby ze wsi stanowiły 2,7 proc. studentów, w 2005 r. - 12,5 proc.
Uniwersytety multikulti
Polskim fenomenem w dziedzinie wyższej edukacji staje się to, że kształcimy coraz więcej cudzoziemców. Na razie jest ich 12 tysięcy, ale każdy, kto kończy w Polsce studia, przyciąga kolejne dwie osoby, co oznacza, że wkrótce ta liczba będzie nawet dziesięciokrotnie wyższa. Polskie uczelnie stają się więc "multikulti". Było to świetnie widać na uroczystości wręczenia Złotych Indeksów, gdzie wśród przedstawicieli studentów znalazły się osoby o wszystkich kolorach skóry.
W naszych uczelniach języki obce słychać nie tylko na korytarzach, ale i w salach wykładowych, bo co roku podwaja się oferta studiów po angielsku (w tym studiów MBA), co również przyciąga cudzoziemców na polskie uczelnie. Oznacza to także powrót do czasów, kiedy Kochanowski czy Zamoyski mogli studiować na najlepszych uniwersytetach europejskich, zaś na jagiellońską Alma Mater przybywali studenci z innych krajów. Powód był prosty - wszędzie językiem uniwersytetu była łacina. Dziś tę samą funkcję pełni angielski.
Obecnie nie ma w Polsce uczelni, która by nie prowadziła intensywnej wymiany i współpracy międzynarodowej. Najlepsi współpracują nawet z 20 uczelniami na Zachodzie. I już około 60 szkół wyższych wydaje podwójne, a nawet potrójne dyplomy - polski oraz zagranicznego partnera. Te ostatnie są uznawane na całym świecie.
Potęga Warszawy
Od początku w rankingu szkół wyższych "Wprost", najstarszym w Polsce, bo publikowanym od 1993 r., dominują uczelnie warszawskie. W tym roku wśród najlepszych było aż 10 warszawskich uczelni (na 15 nagrodzonych Złotymi Indeksami). Powody tej dominacji są co najmniej trzy. Po pierwsze, Warszawa dysponuje największą liczbą nauczycieli akademickich. Po drugie, panuje tu największa w Polsce konkurencja, co wpływa na podwyższenie jakości oferty. Po trzecie, studenci płacący za wykształcenie wolą mieć lepszy dyplom, a na najbardziej konkurencyjnym warszawskim rynku o taki jest najłatwiej. A to oznacza lepszą niż w innych miastach sytuację finansową uczelni, czyli możliwość zatrudnienia lepszych wykładowców. To z kolei przyciąga lepszych studentów.
Mimo dominacji Warszawy na rynku wyższej edukacji, nie można zapominać, że nigdzie w Europie nie powstało tyle co u nas dobrych szkół wyższych w niewielkich miejscowościach. Wystarczy wymienić Nowy Sącz, Pułtusk, Płock, Tarnów, Dąbrowę Górniczą czy Łowicz.
Uniwersytet demokracji
Ranking "Wprost" jest nie tylko miernikiem jakości uczelni, które przyczyniły się do polskiego boomu edukacyjnego, ale pokazuje też tendencje na edukacyjnym rynku. A te tendencje dobrze wróżą na przyszłość, skoro obecnie aż 700 tys. studentów uczy się na tak przyszłościowych kierunkach jak zarządzanie, informatyka, prawo, finanse i bankowość, elektronika, telekomunikacja czy biotechnologia. To nastawienie polskich uczelni na przyszłość podkreślał prof. Wojciech Tygielski, prorektor Uniwersytetu Warszawskiego, który wystąpił w imieniu laureatów. W ten sposób uczelnie stają się kotwicami nowoczesności i jednymi z najważniejszych instytucji liberalnej demokracji.
Rację miał Allan Bloom, gdy pisał w książce "Umysł zamknięty": "Wolny uniwersytet istnieje tylko w liberalnej demokracji, zaś demokracja liberalna istnieje tylko tam, gdzie są wolne uniwersytety".
Fot: M. Stelamch
Wykształcony jak Polak
O zwycięstwie wiedzy w Polsce można mówić już teraz. Jeżeli coś w Polsce w minionych 17 latach się udało, to jest to dwukrotne zwiększenie liczby osób z wyższym wykształceniem. Polscy studenci stanowią 1,5 proc. wszystkich kształcących się w uczelniach na świecie i 8 proc. studiujących w Europie. Dokonaliśmy skoku edukacyjnego bez precedensu w dziejach powojennej Europy. To triumf wolnego rynku edukacyjnego, na którym konkuruje u nas około 450 uczelni. To sprawia, że jesteśmy najbardziej konkurencyjnym rynkiem edukacji wyższej w Europie. I bodaj najbardziej demokratycznym, bo połowa z 1,7 mln studentów pochodzi z małych miast i wsi. Większość z nich płaci za wykształcenie. To obala dwa mity. Po pierwsze, Polacy chcą płacić za wykształcenie, co oznacza, że konstytucyjny zapis o bezpłatności nauki jest bezsensowny. Po drugie, tylko urynkowienie studiów gwarantuje ich powszechność, a więc dostęp do wiedzy dla osób dotychczas na rynku edukacji upośledzonych, czyli ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych. Wystarczy porównać liczby: pod koniec PRL osoby ze wsi stanowiły 2,7 proc. studentów, w 2005 r. - 12,5 proc.
Uniwersytety multikulti
Polskim fenomenem w dziedzinie wyższej edukacji staje się to, że kształcimy coraz więcej cudzoziemców. Na razie jest ich 12 tysięcy, ale każdy, kto kończy w Polsce studia, przyciąga kolejne dwie osoby, co oznacza, że wkrótce ta liczba będzie nawet dziesięciokrotnie wyższa. Polskie uczelnie stają się więc "multikulti". Było to świetnie widać na uroczystości wręczenia Złotych Indeksów, gdzie wśród przedstawicieli studentów znalazły się osoby o wszystkich kolorach skóry.
W naszych uczelniach języki obce słychać nie tylko na korytarzach, ale i w salach wykładowych, bo co roku podwaja się oferta studiów po angielsku (w tym studiów MBA), co również przyciąga cudzoziemców na polskie uczelnie. Oznacza to także powrót do czasów, kiedy Kochanowski czy Zamoyski mogli studiować na najlepszych uniwersytetach europejskich, zaś na jagiellońską Alma Mater przybywali studenci z innych krajów. Powód był prosty - wszędzie językiem uniwersytetu była łacina. Dziś tę samą funkcję pełni angielski.
Obecnie nie ma w Polsce uczelni, która by nie prowadziła intensywnej wymiany i współpracy międzynarodowej. Najlepsi współpracują nawet z 20 uczelniami na Zachodzie. I już około 60 szkół wyższych wydaje podwójne, a nawet potrójne dyplomy - polski oraz zagranicznego partnera. Te ostatnie są uznawane na całym świecie.
Potęga Warszawy
Od początku w rankingu szkół wyższych "Wprost", najstarszym w Polsce, bo publikowanym od 1993 r., dominują uczelnie warszawskie. W tym roku wśród najlepszych było aż 10 warszawskich uczelni (na 15 nagrodzonych Złotymi Indeksami). Powody tej dominacji są co najmniej trzy. Po pierwsze, Warszawa dysponuje największą liczbą nauczycieli akademickich. Po drugie, panuje tu największa w Polsce konkurencja, co wpływa na podwyższenie jakości oferty. Po trzecie, studenci płacący za wykształcenie wolą mieć lepszy dyplom, a na najbardziej konkurencyjnym warszawskim rynku o taki jest najłatwiej. A to oznacza lepszą niż w innych miastach sytuację finansową uczelni, czyli możliwość zatrudnienia lepszych wykładowców. To z kolei przyciąga lepszych studentów.
Mimo dominacji Warszawy na rynku wyższej edukacji, nie można zapominać, że nigdzie w Europie nie powstało tyle co u nas dobrych szkół wyższych w niewielkich miejscowościach. Wystarczy wymienić Nowy Sącz, Pułtusk, Płock, Tarnów, Dąbrowę Górniczą czy Łowicz.
Uniwersytet demokracji
Ranking "Wprost" jest nie tylko miernikiem jakości uczelni, które przyczyniły się do polskiego boomu edukacyjnego, ale pokazuje też tendencje na edukacyjnym rynku. A te tendencje dobrze wróżą na przyszłość, skoro obecnie aż 700 tys. studentów uczy się na tak przyszłościowych kierunkach jak zarządzanie, informatyka, prawo, finanse i bankowość, elektronika, telekomunikacja czy biotechnologia. To nastawienie polskich uczelni na przyszłość podkreślał prof. Wojciech Tygielski, prorektor Uniwersytetu Warszawskiego, który wystąpił w imieniu laureatów. W ten sposób uczelnie stają się kotwicami nowoczesności i jednymi z najważniejszych instytucji liberalnej demokracji.
Rację miał Allan Bloom, gdy pisał w książce "Umysł zamknięty": "Wolny uniwersytet istnieje tylko w liberalnej demokracji, zaś demokracja liberalna istnieje tylko tam, gdzie są wolne uniwersytety".
Fot: M. Stelamch
Więcej możesz przeczytać w 20/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.