Warczymy na siebie, bo nie możemy się odnaleźć jako normalni obywatele normalnego kraju europejskiego
Życie polityczne i w ogóle publiczne ocenia się u nas z rozmaitych punktów widzenia: ideowych, moralnych, poprawnościowych i praktycznych. Nie ma ocen estetycznych. Szkoda. Bo jak się tak dobrze, bez emocji przypatrzyć, widać jak na dłoni, że cała polityka, a zwłaszcza jej publiczna egzegeza, jest brzydka jak kwit na węgiel. Żyjemy w świecie, w którym dominuje brzydota. Wszystkiego. Czynów, zachowań, wypowiedzi. Języka i argumentów. Ludzi, którzy tym wszystkim mieszają. Nie jest wcale źle, gospodarka się rozwija, złotówka się wzmacnia, bezrobocie spada, instytucje państwa są w trakcie koniecznych remontów. Ale jest nieładnie.
Z estetycznego punktu widzenia najbrzydsza, najbardziej odrażająca jest stała, codzienna opowieść o Polsce dzisiejszej, snuta w mediach papierowych i elektronicznych. Wyłania się z tego opisu Polska potworna, strupieszała i owrzodzona, cuchnąca i gnijąca. Zohydzona Ojczyzna potwornej tłuszczy, poddanej władzy pokracznych karłów duchowych. Szyderstwo świata, pośmiewisko Europy z gębą wykrzywioną swarliwym grymasem. Takie opisy Polski można znaleźć codziennie w każdej prawie gazecie i każdym dzienniku telewizyjnym, całościowe lub fragmentaryczne. Niezależnie od metody, dedukcji czy indukcji, rezultat jest ten sam. Albo szkaradna całość rozpada się na szpetne elementy, albo plugawe fragmenty składają się w obrzydliwą całość.
Jestem pod świeżym wrażeniem modelowego wręcz dzieła z tego dominującego w polskiej publicystyce gatunku, tekstu Krzysztofa Vargi "Pizza Auschwitz", opublikowanego w sobotniej "Gazecie Wyborczej". Dodatkowej urody nadaje temu dziełu to, że będzie opublikowane także w Niemczech, aby nasi sąsiedzi umocnili się w swoich stereotypach Polski i Polaków. "Dzisiejszy Sarmata kradnie samochody i robi zadymy pod dyskotekami i na meczach piłkarskich. Jego wierny pomocnik kształcący się w sarmackim fachu urywa samochodom lusterka, znaczki firmowe i zdejmuje w pięć sekund komplet kołpaków, które później sprzedaje za grosze. Towarzysz husarski, potomek zwycięzcy spod Kircholmu i Wiednia, jeździ kradzionym bmw..." Sarmaci to my właśnie. "Ptolomeusz stał się praojcem naszych sarmackich kompleksów niższości splątanych z równie sarmacką manią wielkości." Na szczęście "Gazeta Wyborcza" z jej estetyką jest propagatorką jednego tylko kompleksu - niższości, na co dzień przedstawianego jako realizm. Realizm postsocjalistyczny, rezultat kompleksu ojca.
Dawno temu, kiedy jeszcze w Niemczech popularne było hasło: "Polacy kradną samochody", w jakiejś dyskusji telewizyjnej w Bonn rzuciłem uwagę, że samochody kradną złodzieje. Było to dla moich rozmówców prawdziwe odkrycie. Rzeczywiście, kradną złodzieje. Mordują mordercy. Zadymy na stadionach robią chuligani. Fajnie by było, gdyby teraz, nawet z opóźnieniem, tę językową zawiłość udało się rozwikłać także "Gazecie Wyborczej". Może w ramach poprawności politycznej. W przeciwnym wypadku trzeba będzie kiedyś napisać, że Polacy z Nadrenii-Westfalii pobili się z Polakami z Hamburga na meczu Schalke - HSV. Albo że hiszpański Sarmata ukradł samochód. Wtedy nasz wstyd, że jesteśmy Polakami, nie tylko się utrzyma, ale i wzmocni. Będzie jeszcze solidniejszą amboną, na którą będą się wspinać płomienni kaznodzieje, Savonarole narodowych grzechów, pokazując nam naszą małość i nikczemność. Wzywając do tarzania się w prochu i pyle.
Zanurzeni w brzydocie, utytłani w odchodach stajemy się brzydcy i źli. Warczymy na siebie, bo nie możemy się odnaleźć jako normalni obywatele normalnego kraju europejskiego. Wylewane nam na głowy pomyje historyczne mieszają się z gnojówką doraźnych interesów politycznych i ideologicznych. Któregoś dnia spłyniemy wszyscy kanalizacją do szamba, ale wtedy nie będziemy już ani Sarmatami, ani Polakami. Będziemy nawozem historii, na którym zostanie wzniesione lepsze jutro, a nawet pojutrze. Ładne, estetyczne, zadbane. Jak ogród, w którym każde źdźbło trawy pod czujnym okiem dobrotliwego ogrodnika przycięte jest na tę samą wysokość.
"Jeżeli gryzę co - to sercem gryzę" - napisał Poeta. Ci, którzy gryzą nas dziś, nie gryzą sercem, bo go nie mają. Nie mają nawet wątroby. Najwyżej trochę żółci z kamieniami. Zacznijmy oceniać rzeczywistość i jej opisy przede wszystkim od strony estetycznej. Inaczej wszyscy zejdziemy na żółtaczkę.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Z estetycznego punktu widzenia najbrzydsza, najbardziej odrażająca jest stała, codzienna opowieść o Polsce dzisiejszej, snuta w mediach papierowych i elektronicznych. Wyłania się z tego opisu Polska potworna, strupieszała i owrzodzona, cuchnąca i gnijąca. Zohydzona Ojczyzna potwornej tłuszczy, poddanej władzy pokracznych karłów duchowych. Szyderstwo świata, pośmiewisko Europy z gębą wykrzywioną swarliwym grymasem. Takie opisy Polski można znaleźć codziennie w każdej prawie gazecie i każdym dzienniku telewizyjnym, całościowe lub fragmentaryczne. Niezależnie od metody, dedukcji czy indukcji, rezultat jest ten sam. Albo szkaradna całość rozpada się na szpetne elementy, albo plugawe fragmenty składają się w obrzydliwą całość.
Jestem pod świeżym wrażeniem modelowego wręcz dzieła z tego dominującego w polskiej publicystyce gatunku, tekstu Krzysztofa Vargi "Pizza Auschwitz", opublikowanego w sobotniej "Gazecie Wyborczej". Dodatkowej urody nadaje temu dziełu to, że będzie opublikowane także w Niemczech, aby nasi sąsiedzi umocnili się w swoich stereotypach Polski i Polaków. "Dzisiejszy Sarmata kradnie samochody i robi zadymy pod dyskotekami i na meczach piłkarskich. Jego wierny pomocnik kształcący się w sarmackim fachu urywa samochodom lusterka, znaczki firmowe i zdejmuje w pięć sekund komplet kołpaków, które później sprzedaje za grosze. Towarzysz husarski, potomek zwycięzcy spod Kircholmu i Wiednia, jeździ kradzionym bmw..." Sarmaci to my właśnie. "Ptolomeusz stał się praojcem naszych sarmackich kompleksów niższości splątanych z równie sarmacką manią wielkości." Na szczęście "Gazeta Wyborcza" z jej estetyką jest propagatorką jednego tylko kompleksu - niższości, na co dzień przedstawianego jako realizm. Realizm postsocjalistyczny, rezultat kompleksu ojca.
Dawno temu, kiedy jeszcze w Niemczech popularne było hasło: "Polacy kradną samochody", w jakiejś dyskusji telewizyjnej w Bonn rzuciłem uwagę, że samochody kradną złodzieje. Było to dla moich rozmówców prawdziwe odkrycie. Rzeczywiście, kradną złodzieje. Mordują mordercy. Zadymy na stadionach robią chuligani. Fajnie by było, gdyby teraz, nawet z opóźnieniem, tę językową zawiłość udało się rozwikłać także "Gazecie Wyborczej". Może w ramach poprawności politycznej. W przeciwnym wypadku trzeba będzie kiedyś napisać, że Polacy z Nadrenii-Westfalii pobili się z Polakami z Hamburga na meczu Schalke - HSV. Albo że hiszpański Sarmata ukradł samochód. Wtedy nasz wstyd, że jesteśmy Polakami, nie tylko się utrzyma, ale i wzmocni. Będzie jeszcze solidniejszą amboną, na którą będą się wspinać płomienni kaznodzieje, Savonarole narodowych grzechów, pokazując nam naszą małość i nikczemność. Wzywając do tarzania się w prochu i pyle.
Zanurzeni w brzydocie, utytłani w odchodach stajemy się brzydcy i źli. Warczymy na siebie, bo nie możemy się odnaleźć jako normalni obywatele normalnego kraju europejskiego. Wylewane nam na głowy pomyje historyczne mieszają się z gnojówką doraźnych interesów politycznych i ideologicznych. Któregoś dnia spłyniemy wszyscy kanalizacją do szamba, ale wtedy nie będziemy już ani Sarmatami, ani Polakami. Będziemy nawozem historii, na którym zostanie wzniesione lepsze jutro, a nawet pojutrze. Ładne, estetyczne, zadbane. Jak ogród, w którym każde źdźbło trawy pod czujnym okiem dobrotliwego ogrodnika przycięte jest na tę samą wysokość.
"Jeżeli gryzę co - to sercem gryzę" - napisał Poeta. Ci, którzy gryzą nas dziś, nie gryzą sercem, bo go nie mają. Nie mają nawet wątroby. Najwyżej trochę żółci z kamieniami. Zacznijmy oceniać rzeczywistość i jej opisy przede wszystkim od strony estetycznej. Inaczej wszyscy zejdziemy na żółtaczkę.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 20/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.