Czy kampania wyborcza polityków PiS Adama Bielana i Michała Kamińskiego mogła być finansowana niezgodnie z prawem?
Czy kampania wyborcza polityków PiS Adama Bielana i Michała Kamińskiego mogła być finansowana niezgodnie z prawem?
Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk
Jacek Kurski, poseł PiS, ma rację - kulisy kampanii wyborczej mogą być przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. I nie chodzi tylko o kampanię prezydencką Donalda Tuska. Reporterzy "Wprost" dotarli do świadków i dokumentów, które pokazują, skąd płynęły pieniądze na kampanię bardzo wpływowych polityków PiS - Michała Kamińskiego i Adama Bielana (zwanych spin doctor) oraz Konrada Szymańskiego. Ich sponsorami były formalnie osoby fizyczne, a faktycznie - jak wynika z naszych informacji - mogły być firmy opisywanego przez nas (m.in. w artykule "Premier w SMS-ie", nr 41/2005) bliskiego znajomego premiera Kazimierza Marcinkiewicza i jego braci - Jana Łuczaka (był on wówczas oskarżony o przestępstwa gospodarcze i karnoskarbowe przed sądem w Świdnicy. Uniknął odpowiedzialności w 2005 r. jedynie dzięki przedawnieniu zarzucanych mu czynów). Problemem jest to, że ustawa o partiach zakazuje finansowania kampanii wyborczej przez firmy. Ale ten zakaz można łatwo obejść. Dokumentujemy jeden ze sposobów.
Jak obejść ustawę o finansowaniu kampanii?
Oto relacja jednego ze współpracowników Jana Łuczaka na temat finansowania kampanii do europarlamentu: "W maju 2004 roku w siedzibie spółki Via Management przy ul. Pięknej w Warszawie odbyło się spotkanie żony Adama Bielana z Janem Łuczakiem. Spotkanie było poświęcone finansowaniu kampanii PiS do europarlamentu. Pieniądze na finansowanie kampanii do europarlamentu miały pochodzić ze spółek Jana Łuczka, a wsparcie finansowe miało dotyczyć trzech osób: Adama Bielana, Konrada Szymańskiego oraz Michała Kamińskiego. Pani Bielan uzgadniała z Janem Łuczakiem kwoty, terminy oraz formę dokonywanych wpłat. Pieniądze wpłacać miały osoby współpracujące z Janem Łuczakiem (m.in. Małgorzata Then z domu Juszczyk i Robert Maciej Wardak - członkowie zarządu Via Management sp. z o.o.). Środki finansowe w wysokości 100 060 zł (zwracane miały być również koszty operacji bankowych) przekazane zostały w gotówce z Via Management sp. z o.o. do Dovery Investments Polska Sp. z o.o. (obie spółki kontroluje Jan Łuczak). Prawdopodobnie wyznaczone przez Jana Łuczaka oraz panią Bielan osoby otrzymały uzgodnione kwoty w formie gotówki ze spółki Dovery Investments Polska sp. z o.o. i osobiście dokonały wpłat na zasilenie kampanii poszczególnych osób". Oświadczenie tej treści otrzymali dziennikarze "Wprost". Autor, na co dzień ekspert w dziedzinie rachunkowości przedsiębiorstw, zgodził się opowiedzieć o kulisach spotkania przed sądem. Ta sama osoba, niegdyś pracownik Via Management (Łuczak jest prokurentem tej firmy), twierdzi, że była proszona przez Jana Łuczaka i członków zarządu spółki o przyjęcie pieniędzy w gotówce, a następnie wpłacenie ich na kampanię, lecz odmówiła. Wspominana w tej relacji Wiktoria Bielan powiedziała "Wprost": - Znam Jana Łuczaka, brałam udział w spotkaniach, na których w szerszym gronie osób był i Jan Łuczak. Podczas rozmów mógł się pojawić temat kampanii, ale nie brałam udziału w spotkaniu specjalnie poświęconym finansowaniu kampanii do Parlamentu Europejskiego.
Ustawa o partiach stwierdza, że wpłat na kampanię wyborczą mogą dokonywać wyłącznie osoby fizyczne, czyli nie firmy. Nie mogą to być cudzoziemcy, a wpłata nie może być wyższa niż 15-krotne najniższe wynagrodzenie. Jeśli oświadczenia, które świadkowie złożyli dziennikarzom "Wprost", będą potwierdzone innymi dowodami, mogło dojść do nielegalnego finansowania kampanii. Weryfikując relacje świadków, udało nam się zdobyć dokumentację księgową spółki Via Management, zawierającą wykaz wypłat z kasy firmy. Dokumenty te potwierdzają wypłatę w trzech ratach kwoty 100 060 zł, a więc dokładnie takiej, o jakiej mówił jeden z naszych świadków (37 000 zł wypłacono 21 maja 2004 r., 38 260 zł - 24 maja, a 24 800 zł - 25 maja). Wypłacone z kasy Via Management pieniądze (firma nie płaciła wtedy terminowo wynagrodzeń swym pracownikom) trafiły do spółki Dovery. Wypłaty zaksięgowano jako spłatę obligacji spółki Via Management wykupionych przez Dovery. Była prezes obu spółek Ewa Rękawiecka twierdzi, że przy takiej transakcji nie miało prawa być żadnych operacji gotówkowych - płatność powinna być realizowana przelewem bankowym. Kwit kasowy, który zdobyliśmy, świadczy o czym innym. Pieniądze pochodzące formalnie ze spłaty obligacji, według naszych informatorów, mogły trafić następnie do rąk osób, które wpłaciły je na kampanię wyborczą kandydatów PiS. W Państwowej Komisji Wyborczej sprawdziliśmy sprawozdanie z kampanii wyborczej PiS do europarlamentu. W załączonej ewidencji figuruje grupa współpracowników Jana Łuczaka i członkowie ich rodzin. Na przykład Małgorzata Then (z domu Juszczyk), członek zarządu kilku spółek związanych z Łuczakiem, wpłaciła 12 360 zł (tyle można wpłacić maksymalnie). Taką samą kwotę wpłacił jej mąż Aleksander Then. Z kolei Irena Juszczyk (matka Małgorzaty) wyłożyła na kampanię 5840 zł. Maksymalną dopuszczalną kwotę, 12 360 zł, przekazał też na kampanię PiS Robert Wardak, również członek władz spółek z grupy Jana Łuczaka. Sam Jan Łuczak również wpłacił 12 360 zł, a jego żona Danuta - 7640 zł. Paweł Witaszek, prezes przejętej przez Łuczaka od PFRON firmy RON-Leasing, wyasygnował na ten sam cel 10 000 zł.
Na kampanię wpłacali też sami kandydaci i ich rodziny. Dzisiejszy eurodeputowany Konrad Szymański wpłacił 4900 zł. Wiktoria Bielan, żona Adama, przekazała maksymalną sumę 12 360 zł, a obecny eurodeputowany Michał Kamiński - 12 000 zł. Tyle samo wpłacił dziadek Michała Kamińskiego - Tadeusz Ramotowski. Podobną kwotę wpłaciła na fundusz wyborczy PiS żona Michała Kamińskiego - Anna. W tym samym miesiącu, kiedy wpłacano pieniądze na kampanię PiS do europarlamentu, Michał Kamiński opublikował poselskie oświadczenie majątkowe. Można w nim przeczytać, że był wtedy zadłużony na sumę 180 tys. zł.
Kłopoty z pamięcią
Weryfikując relacje naszych informatorów, spytaliśmy samych sponsorów, skąd mieli pieniądze na wpłaty na kampanię PiS. W rozmowie z tygodnikiem "Wprost" Jan Łuczak przyznał, że sponsorował kampanię Prawa i Sprawiedliwości. Zdecydowanie zaprzeczył natomiast, by rozdzielał pieniądze pochodzące z kasy Via Management na swoich współpracowników, prosząc ich o dokonanie wpłat. To, że jednak wpłacali spore sumy na kampanię, Łuczak tłumaczy faktem, iż mają takie jak PiS poglądy polityczne. Łuczak potwierdził, że dobrze zna Wiktorię Bielan i że się z nią spotykał, ale nie rozmawiał o finansowaniu kampanii, lecz jedynie o swej indywidualnej wpłacie. Po co jednak rozmawiał o tym z Wiktorią Bielan, skoro, jak przyznał, wpłacając pieniądze, zaznaczył, że przeznacza je na kampanię Konrada Szymańskiego, a nie Adama Bielana? (dokonując wpłat na fundusz wyborczy, można zaznaczyć, którego kandydata konkretnie chcemy wesprzeć). Z wyjaśnień współpracowników Jana Łuczaka i członków ich rodzin wynika, że te osoby dokonywały wpłat, zaznaczając, że wspierają Bielana, Kamińskiego lub Szymańskiego.
Pytani przez nas sponsorzy kampanii polityków PiS twierdzą, że wpłacali pieniądze pochodzące z własnych oszczędności. Aleksander Then oświadczył nam: "Z mojej wiedzy wynika, że ja nie wpłacałem pieniędzy ze środków pana Łuczaka, tylko ze środków własnych i nie wiadomo mi nic, co robiły inne osoby, z którymi pan Łuczak współpracował". Chociaż wydał ponad 12 tys. zł, nie pamięta, którego kandydata wspierał. Gdy o to dopytywaliśmy, przyznał, że wsparł "prawdopodobnie Adama Bielana". Jego żona Małgorzata, choć wpłaciła ponad 12 tys zł, też nie pamięta, którego kandydata wsparła. Nie pamięta także, dlaczego wpłaciła akurat tyle. - To były moje prywatne środki i więcej proszę się do mnie nie odzywać w tej sprawie - stwierdziła. - Ja z własnych pieniędzy płaciłam. Teraz trudno mi powiedzieć, skąd tamte osoby brały pieniądze, natomiast na pewno nie było to w ten sposób zrobione [wypłacone z kasy spółki Łuczaka]. Nie jestem w żadnej firmie, nie jestem powiązana. Jestem rolnikiem - powiedziała "Wprost" Danuta Łuczak, żona Jana.
Audytu sprawozdania PiS z kampanii do europarlamentu dokonała firma BM Auditing Group (Bogdan Miedziński). Biegły rewident napisał: "Stwierdzam, że wnoszone darowizny [na konto w stołecznym III oddziale Banku Ochrony Środowiska] były skrupulatnie sprawdzane przez pracowników partii".
Przyjaciel premiera
Jan Łuczak już wcześniej wspierał finansowo kampanie wyborcze polityków prawicy. W 2000 r. należąca do jego żony spółka SAS przekazała 70 tys. zł na wybory prezydenckie dla Mariana Krzaklewskiego (wtedy jeszcze firmy mogły płacić na kampanię). O firmie SAS zrobiło się głośno, gdy 16 lipca 2001 r. prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia korupcji w byłym Ministerstwie Łączności podczas przetargu na koncesję dla telefonii mobilnej III generacji (UMTS). Jan Łuczak, będąc głównym ekspertem ministra łączności w tym konkursie, jednocześnie tworzył konsorcjum firm, które miały stanąć do walki o licencję na UMTS, przyznawaną przez resort. Ten skandal zmiótł z życia publicznego ówczesnego ministra łączności Tomasza Szyszkę (ZChN). Śledztwo w tej sprawie prowadzone przez wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Radomiu zostało umorzone, podobnie jak odrębne postępowanie dotyczące działania na szkodę firmy SAS, którym zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Świdnicy. W styczniu 2006 r. świdnicka prokuratura okręgowa uznała jednak, że decyzja o umorzeniu była przedwczesna, i nakazała wznowić sprawę. Prokuratura w Myśliborzu zainteresowała się też inną spółką związaną kapitałowo z Janem Łuczakiem i jego rodziną - Pomorskimi Kopalniami Żwiru. - Analizujemy decyzje podejmowane w firmie w okresie, gdy jej prezesem był Jan Łuczak - powiedział "Wprost" szef myśliborskiej prokuratury Mieczysław Partyński.
Jan Łuczak chwali się tym, że od lat uważa się za przyjaciela premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Razem spędzali urlopy w znanych kurortach narciarskich w Szwajcarii (pisaliśmy o tym w artykule "Premier w SMS-ie"). Gdy w 2003 r. Marcinkiewicz współtworzył Instytut Środkowoeuropejski, Łuczak pomógł tej inicjatywie. Do instytutu należy fundacja zajmującą się działalnością ekspercką i wydawniczo-publicystyczną, a głównym sponsorem fundacji została żona Jana Łuczaka - również sponsor kampanii eurodeputowanych PiS. W firmach związanych z Łuczakiem pracowali syn i brat premiera. Biznesmena z rodziną Kazimierza Marcinkiewicza łączyły także wzajemne rozliczenia finansowe. Z wyciągu z firmowej karty kredytowej Łuczaka wynika, że bracia Mirosław i Arkadiusz Marcinkiewiczowie od września do listopada 2001 r. wpłacili na konto przedsiębiorcy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po opublikowaniu tej informacji we "Wprost" obaj zapewniali,
że to oni pożyczali pieniądze Łuczakowi. To samo twierdzi Łuczak. Jednak od października 2005 r. żadna ze stron nie pokazała nam - mimo ponawianych próśb - umowy pożyczki i deklaracji dla urzędu skarbowego, potwierdzającej opłacenie podatku należnego z tego tytułu fiskusowi.
Czy takich sponsorów kampanii wyborczej jak Jan Łuczak miał na myśli Kazimierz M. Ujazdowski, obecnie minister kultury, kiedy w kwietniu 2004 r., komentując dla PAP finansowanie kampanii do europarlamentu, oświadczył: "W żadnym wypadku nie tylko nie sugerujemy poszukiwania sponsorów, ale uznajemy to za destrukcyjną praktykę, bo za tym poszukiwaniem idzie uzależnienie". Sprawa finansowania kampanii PiS do europarlamentu może dowodzić, że prawo o finansowaniu partii i kampanii wyborczych bardzo łatwo jest obejść. Oznacza to, że duża część partyjnych funduszy wyborczych mogła zostać zgromadzona nielegalnie.
Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk
Jacek Kurski, poseł PiS, ma rację - kulisy kampanii wyborczej mogą być przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. I nie chodzi tylko o kampanię prezydencką Donalda Tuska. Reporterzy "Wprost" dotarli do świadków i dokumentów, które pokazują, skąd płynęły pieniądze na kampanię bardzo wpływowych polityków PiS - Michała Kamińskiego i Adama Bielana (zwanych spin doctor) oraz Konrada Szymańskiego. Ich sponsorami były formalnie osoby fizyczne, a faktycznie - jak wynika z naszych informacji - mogły być firmy opisywanego przez nas (m.in. w artykule "Premier w SMS-ie", nr 41/2005) bliskiego znajomego premiera Kazimierza Marcinkiewicza i jego braci - Jana Łuczaka (był on wówczas oskarżony o przestępstwa gospodarcze i karnoskarbowe przed sądem w Świdnicy. Uniknął odpowiedzialności w 2005 r. jedynie dzięki przedawnieniu zarzucanych mu czynów). Problemem jest to, że ustawa o partiach zakazuje finansowania kampanii wyborczej przez firmy. Ale ten zakaz można łatwo obejść. Dokumentujemy jeden ze sposobów.
Jak obejść ustawę o finansowaniu kampanii?
Oto relacja jednego ze współpracowników Jana Łuczaka na temat finansowania kampanii do europarlamentu: "W maju 2004 roku w siedzibie spółki Via Management przy ul. Pięknej w Warszawie odbyło się spotkanie żony Adama Bielana z Janem Łuczakiem. Spotkanie było poświęcone finansowaniu kampanii PiS do europarlamentu. Pieniądze na finansowanie kampanii do europarlamentu miały pochodzić ze spółek Jana Łuczka, a wsparcie finansowe miało dotyczyć trzech osób: Adama Bielana, Konrada Szymańskiego oraz Michała Kamińskiego. Pani Bielan uzgadniała z Janem Łuczakiem kwoty, terminy oraz formę dokonywanych wpłat. Pieniądze wpłacać miały osoby współpracujące z Janem Łuczakiem (m.in. Małgorzata Then z domu Juszczyk i Robert Maciej Wardak - członkowie zarządu Via Management sp. z o.o.). Środki finansowe w wysokości 100 060 zł (zwracane miały być również koszty operacji bankowych) przekazane zostały w gotówce z Via Management sp. z o.o. do Dovery Investments Polska Sp. z o.o. (obie spółki kontroluje Jan Łuczak). Prawdopodobnie wyznaczone przez Jana Łuczaka oraz panią Bielan osoby otrzymały uzgodnione kwoty w formie gotówki ze spółki Dovery Investments Polska sp. z o.o. i osobiście dokonały wpłat na zasilenie kampanii poszczególnych osób". Oświadczenie tej treści otrzymali dziennikarze "Wprost". Autor, na co dzień ekspert w dziedzinie rachunkowości przedsiębiorstw, zgodził się opowiedzieć o kulisach spotkania przed sądem. Ta sama osoba, niegdyś pracownik Via Management (Łuczak jest prokurentem tej firmy), twierdzi, że była proszona przez Jana Łuczaka i członków zarządu spółki o przyjęcie pieniędzy w gotówce, a następnie wpłacenie ich na kampanię, lecz odmówiła. Wspominana w tej relacji Wiktoria Bielan powiedziała "Wprost": - Znam Jana Łuczaka, brałam udział w spotkaniach, na których w szerszym gronie osób był i Jan Łuczak. Podczas rozmów mógł się pojawić temat kampanii, ale nie brałam udziału w spotkaniu specjalnie poświęconym finansowaniu kampanii do Parlamentu Europejskiego.
Ustawa o partiach stwierdza, że wpłat na kampanię wyborczą mogą dokonywać wyłącznie osoby fizyczne, czyli nie firmy. Nie mogą to być cudzoziemcy, a wpłata nie może być wyższa niż 15-krotne najniższe wynagrodzenie. Jeśli oświadczenia, które świadkowie złożyli dziennikarzom "Wprost", będą potwierdzone innymi dowodami, mogło dojść do nielegalnego finansowania kampanii. Weryfikując relacje świadków, udało nam się zdobyć dokumentację księgową spółki Via Management, zawierającą wykaz wypłat z kasy firmy. Dokumenty te potwierdzają wypłatę w trzech ratach kwoty 100 060 zł, a więc dokładnie takiej, o jakiej mówił jeden z naszych świadków (37 000 zł wypłacono 21 maja 2004 r., 38 260 zł - 24 maja, a 24 800 zł - 25 maja). Wypłacone z kasy Via Management pieniądze (firma nie płaciła wtedy terminowo wynagrodzeń swym pracownikom) trafiły do spółki Dovery. Wypłaty zaksięgowano jako spłatę obligacji spółki Via Management wykupionych przez Dovery. Była prezes obu spółek Ewa Rękawiecka twierdzi, że przy takiej transakcji nie miało prawa być żadnych operacji gotówkowych - płatność powinna być realizowana przelewem bankowym. Kwit kasowy, który zdobyliśmy, świadczy o czym innym. Pieniądze pochodzące formalnie ze spłaty obligacji, według naszych informatorów, mogły trafić następnie do rąk osób, które wpłaciły je na kampanię wyborczą kandydatów PiS. W Państwowej Komisji Wyborczej sprawdziliśmy sprawozdanie z kampanii wyborczej PiS do europarlamentu. W załączonej ewidencji figuruje grupa współpracowników Jana Łuczaka i członkowie ich rodzin. Na przykład Małgorzata Then (z domu Juszczyk), członek zarządu kilku spółek związanych z Łuczakiem, wpłaciła 12 360 zł (tyle można wpłacić maksymalnie). Taką samą kwotę wpłacił jej mąż Aleksander Then. Z kolei Irena Juszczyk (matka Małgorzaty) wyłożyła na kampanię 5840 zł. Maksymalną dopuszczalną kwotę, 12 360 zł, przekazał też na kampanię PiS Robert Wardak, również członek władz spółek z grupy Jana Łuczaka. Sam Jan Łuczak również wpłacił 12 360 zł, a jego żona Danuta - 7640 zł. Paweł Witaszek, prezes przejętej przez Łuczaka od PFRON firmy RON-Leasing, wyasygnował na ten sam cel 10 000 zł.
Na kampanię wpłacali też sami kandydaci i ich rodziny. Dzisiejszy eurodeputowany Konrad Szymański wpłacił 4900 zł. Wiktoria Bielan, żona Adama, przekazała maksymalną sumę 12 360 zł, a obecny eurodeputowany Michał Kamiński - 12 000 zł. Tyle samo wpłacił dziadek Michała Kamińskiego - Tadeusz Ramotowski. Podobną kwotę wpłaciła na fundusz wyborczy PiS żona Michała Kamińskiego - Anna. W tym samym miesiącu, kiedy wpłacano pieniądze na kampanię PiS do europarlamentu, Michał Kamiński opublikował poselskie oświadczenie majątkowe. Można w nim przeczytać, że był wtedy zadłużony na sumę 180 tys. zł.
Kłopoty z pamięcią
Weryfikując relacje naszych informatorów, spytaliśmy samych sponsorów, skąd mieli pieniądze na wpłaty na kampanię PiS. W rozmowie z tygodnikiem "Wprost" Jan Łuczak przyznał, że sponsorował kampanię Prawa i Sprawiedliwości. Zdecydowanie zaprzeczył natomiast, by rozdzielał pieniądze pochodzące z kasy Via Management na swoich współpracowników, prosząc ich o dokonanie wpłat. To, że jednak wpłacali spore sumy na kampanię, Łuczak tłumaczy faktem, iż mają takie jak PiS poglądy polityczne. Łuczak potwierdził, że dobrze zna Wiktorię Bielan i że się z nią spotykał, ale nie rozmawiał o finansowaniu kampanii, lecz jedynie o swej indywidualnej wpłacie. Po co jednak rozmawiał o tym z Wiktorią Bielan, skoro, jak przyznał, wpłacając pieniądze, zaznaczył, że przeznacza je na kampanię Konrada Szymańskiego, a nie Adama Bielana? (dokonując wpłat na fundusz wyborczy, można zaznaczyć, którego kandydata konkretnie chcemy wesprzeć). Z wyjaśnień współpracowników Jana Łuczaka i członków ich rodzin wynika, że te osoby dokonywały wpłat, zaznaczając, że wspierają Bielana, Kamińskiego lub Szymańskiego.
Pytani przez nas sponsorzy kampanii polityków PiS twierdzą, że wpłacali pieniądze pochodzące z własnych oszczędności. Aleksander Then oświadczył nam: "Z mojej wiedzy wynika, że ja nie wpłacałem pieniędzy ze środków pana Łuczaka, tylko ze środków własnych i nie wiadomo mi nic, co robiły inne osoby, z którymi pan Łuczak współpracował". Chociaż wydał ponad 12 tys. zł, nie pamięta, którego kandydata wspierał. Gdy o to dopytywaliśmy, przyznał, że wsparł "prawdopodobnie Adama Bielana". Jego żona Małgorzata, choć wpłaciła ponad 12 tys zł, też nie pamięta, którego kandydata wsparła. Nie pamięta także, dlaczego wpłaciła akurat tyle. - To były moje prywatne środki i więcej proszę się do mnie nie odzywać w tej sprawie - stwierdziła. - Ja z własnych pieniędzy płaciłam. Teraz trudno mi powiedzieć, skąd tamte osoby brały pieniądze, natomiast na pewno nie było to w ten sposób zrobione [wypłacone z kasy spółki Łuczaka]. Nie jestem w żadnej firmie, nie jestem powiązana. Jestem rolnikiem - powiedziała "Wprost" Danuta Łuczak, żona Jana.
Audytu sprawozdania PiS z kampanii do europarlamentu dokonała firma BM Auditing Group (Bogdan Miedziński). Biegły rewident napisał: "Stwierdzam, że wnoszone darowizny [na konto w stołecznym III oddziale Banku Ochrony Środowiska] były skrupulatnie sprawdzane przez pracowników partii".
Przyjaciel premiera
Jan Łuczak już wcześniej wspierał finansowo kampanie wyborcze polityków prawicy. W 2000 r. należąca do jego żony spółka SAS przekazała 70 tys. zł na wybory prezydenckie dla Mariana Krzaklewskiego (wtedy jeszcze firmy mogły płacić na kampanię). O firmie SAS zrobiło się głośno, gdy 16 lipca 2001 r. prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia korupcji w byłym Ministerstwie Łączności podczas przetargu na koncesję dla telefonii mobilnej III generacji (UMTS). Jan Łuczak, będąc głównym ekspertem ministra łączności w tym konkursie, jednocześnie tworzył konsorcjum firm, które miały stanąć do walki o licencję na UMTS, przyznawaną przez resort. Ten skandal zmiótł z życia publicznego ówczesnego ministra łączności Tomasza Szyszkę (ZChN). Śledztwo w tej sprawie prowadzone przez wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Radomiu zostało umorzone, podobnie jak odrębne postępowanie dotyczące działania na szkodę firmy SAS, którym zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Świdnicy. W styczniu 2006 r. świdnicka prokuratura okręgowa uznała jednak, że decyzja o umorzeniu była przedwczesna, i nakazała wznowić sprawę. Prokuratura w Myśliborzu zainteresowała się też inną spółką związaną kapitałowo z Janem Łuczakiem i jego rodziną - Pomorskimi Kopalniami Żwiru. - Analizujemy decyzje podejmowane w firmie w okresie, gdy jej prezesem był Jan Łuczak - powiedział "Wprost" szef myśliborskiej prokuratury Mieczysław Partyński.
Jan Łuczak chwali się tym, że od lat uważa się za przyjaciela premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Razem spędzali urlopy w znanych kurortach narciarskich w Szwajcarii (pisaliśmy o tym w artykule "Premier w SMS-ie"). Gdy w 2003 r. Marcinkiewicz współtworzył Instytut Środkowoeuropejski, Łuczak pomógł tej inicjatywie. Do instytutu należy fundacja zajmującą się działalnością ekspercką i wydawniczo-publicystyczną, a głównym sponsorem fundacji została żona Jana Łuczaka - również sponsor kampanii eurodeputowanych PiS. W firmach związanych z Łuczakiem pracowali syn i brat premiera. Biznesmena z rodziną Kazimierza Marcinkiewicza łączyły także wzajemne rozliczenia finansowe. Z wyciągu z firmowej karty kredytowej Łuczaka wynika, że bracia Mirosław i Arkadiusz Marcinkiewiczowie od września do listopada 2001 r. wpłacili na konto przedsiębiorcy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po opublikowaniu tej informacji we "Wprost" obaj zapewniali,
że to oni pożyczali pieniądze Łuczakowi. To samo twierdzi Łuczak. Jednak od października 2005 r. żadna ze stron nie pokazała nam - mimo ponawianych próśb - umowy pożyczki i deklaracji dla urzędu skarbowego, potwierdzającej opłacenie podatku należnego z tego tytułu fiskusowi.
Czy takich sponsorów kampanii wyborczej jak Jan Łuczak miał na myśli Kazimierz M. Ujazdowski, obecnie minister kultury, kiedy w kwietniu 2004 r., komentując dla PAP finansowanie kampanii do europarlamentu, oświadczył: "W żadnym wypadku nie tylko nie sugerujemy poszukiwania sponsorów, ale uznajemy to za destrukcyjną praktykę, bo za tym poszukiwaniem idzie uzależnienie". Sprawa finansowania kampanii PiS do europarlamentu może dowodzić, że prawo o finansowaniu partii i kampanii wyborczych bardzo łatwo jest obejść. Oznacza to, że duża część partyjnych funduszy wyborczych mogła zostać zgromadzona nielegalnie.
Sprawa finansowania kampanii PiS do europarlamentu może dowodzić, że obowiązujące prawo można łatwo obejść MICHAŁ KAMIŃSKI To, że grupa współpracowników Jana Łuczaka i on sam sponsorowali kampanię do europarlamentu, można tłumaczyć tym, iż Łuczak działa w środowisku ludzi o podobnych poglądach. Nie dziwi mnie, że dokonują oni podobnych wyborów o charakterze politycznym. W czasie kampanii pokazywałem numer konta w wielu miejscach, każdy mógł wpłacić - nawet Jerzy Urban i byłbym dziś przedmiotem żartów. Zabiegając o wsparcie, informowałem, że nie zaciągam politycznych zobowiązań, a wpłatę na kampanię traktuję jako poparcie idei, jakie głoszę. Zwracałem się o wsparcie u mnóstwa zaprzyjaźnionych osób. U samego Jana Łuczaka nie zabiegałem, bo on poinformował mnie, że zamierza wesprzeć Konrada Szymańskiego. Ale na wielu spotkaniach siłą rzeczy temat kampanii się pojawiał. Jan Łuczak sugerował, że różne osoby będące na tych spotkaniach mogą mnie wesprzeć. Nic nie wiem o planach, spotkaniach, operacjach finansowych i kwocie do podziału, jaką miał dysponować Jan Łuczak z przeznaczeniem na kampanię wyborczą. Nie jestem w stanie zbadać i nie odpowiadam za źródło pochodzenia pieniędzy, jakie ktoś wpłaca na moją kampanię. Mam nadzieję, że na dobrej woli osób, które mnie wsparły, się nie zawiodłem. Być może moje zaufanie zostało jednak nadużyte. Biorąc pod uwagę fakty i docierające do mnie informacje o Janie Łuczaku, od dwóch lat nie utrzymuję z nim żadnych relacji. ADAM BIELAN Poznałem Jana Łuczaka kilka lat temu. Dwa, trzy lata przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, jako człowieka, który sponsorował Instytut Środkowoeuropejski. Instytut Środkowoeuropejski współpracował wtedy blisko z PiS. O wpłaty na komitet PiS zabiegałem u wszystkich, których znałem. Zabiegałem o nie również na spotkaniach wyborczych. Nie zabiegałem o nie u Jana Łuczaka, bo miałem informację, że dokonał on już wcześniej wpłaty na komitet PiS. Moja żona poznała Jana Łuczaka mniej więcej w tym samym czasie co ja. Ani ja, ani moja żona nie utrzymujemy od dłuższego czasu kontaktów z Janem Łuczakiem. Jan Łuczak ma określone poglądy polityczne i podejrzewam, że jego współpracownicy mają podobne poglądy, o czym świadczy fakt tworzenia i rozwijania Instytutu Środkowoeuropejskiego. Nie jestem w stanie sprawdzić, skąd osoby dokonujące wpłat na kampanię mają na to środki. Trzeba zapytać o to osoby, które wpłacały. Pytanie o relacje z niektórymi z nich stawia mnie w niezręcznej sytuacji, bo nie wiem, czy osoby te życzą sobie, bym o tym opowiadał. Są to m.in. członkowie mojej rodziny i znajomi. KONRAD SZYMAŃSKI O spotkaniu z udziałem Wiktorii Bielan nie słyszałem. Nie byłem na nim obecny. Jeżeli jest prawdą, że do niego doszło, z pewnością nikt tam nie reprezentował moich interesów. O wpłatę na moją kampanię poprosiłem Jana Łuczaka osobiście, także jego żonę. W obu wypadkach otrzymałem pieniądze. Oprócz tego wśród moich sponsorów była jeszcze jedna osoba z Gdańska i chyba dwie z Poznania, w tym wspólnik Jana Łuczaka z dawnych czasów - Mirosław Gruszka. Na sugestię niektórych znajomych, że może lepiej byłoby, żeby Jan Łuczak nie wpłacał pieniędzy na moją kampanię, powiedziałem, że albo on wpłaci pod własnym nazwiskiem, albo w ogóle. Wiedząc, jak gorący bywa czasem ten temat, uznałem, że musi to być zrobione zupełnie otwarcie. Zresztą, nikogo nie musiałem prosić o pośrednictwo, bo o tyle nie miałem do tego powodów, że znam Jana Łuczaka od ponad 10 lat, jeszcze z czasów poznańskich. Nie miałem wpływu na to, w jaki sposób te wypłaty były później określane: czy jako indywidualny gest Jana, czy jako fragment jego ustaleń wyższego rzędu z jakimiś osobami, które miały rzekomo reprezentować interesy polityczne kandydatów. O takich uzgodnieniach nic nie słyszałem. Poza tym, jeżeli Jan wykorzystał swoją firmę w jakiś sposób, to jest to wewnętrzna sprawa pomiędzy nim a udziałowcami. Na pewno nie dotyczy ona osób, które otrzymały te pieniądze. Ktoś to musi wyjaśnić. Prokuratura?! Nie wiem, ktokolwiek niech to wyjaśni. Nasz pełnomocnik z miejsca zakwestionowałby każdy przekaz pieniężny, który pochodziłby od firmy zamiast od osoby fizycznej. Ja w każdym razie nic nie wiem o tym, żeby pieniądze, które wpłynęły na fundusz wyborczy, miały pochodzić ze źródeł zabronionych przez prawo. |
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.