Brytyjczyk napisał nam historię powstania warszawskiego, może inny nakręci thriller o barze mlecznym
Wiesław Kot
Chyr poszedł po sferach telewizyjnych - powstaną polskie kanały dokumentalne. Takie Discovery po polsku. Szykuje się publiczna, bierze to na warsztat polskie HBO. To ci faceci, którzy spacer mrówki po źdźble streszczą ci jak thriller z Eastwoodem, a kopulację słoni jak jedwabne love story. O głupiej śrubce do boeinga potrafią nadawać pół godziny bez przynudzania. I tu nas mają. Bo u nas jak incydent nie zostawił po sobie stu wdów, nie jest wart celuloidu. Wiem, co mówię. Zamachnąłem się niedawno na podobne przedsięwzięcie w prywatnej telewizorni z grupą młodych prężnych. Ale utknęliśmy. I to już przy temacie: bar mleczny. Chcecie McDonalda? Macie w sekundę. Na jedno kliknięcie z Internetu wyskakuje długość frytki w milimetrach, 15 słów, jakie powinien zamienić pracownik z klientem, ciekawostki i historia. A o barze mlecznym, który przez pół wieku dokarmiał miliony? Jedna scena z "Misia" i dwa wpisy do książki skarg i zażaleń.
Albo spróbujcie zdokumentować taki miraż sezonu '82 i następnych - naturyzm polski, który wtedy akurat powstawał z kolan. Zostały tylko ploteczki i chichy. Wodecki obśpiewał, ówczesna prasa dorożkarska wzięła na bury papier. Ale głównie jako podpis pod zdjęciem gołej księgowej z odciśniętą na brzuchu gumką od majtek. I z postulatem inżyniera budownictwa: w ramach drugiego etapu reformy gospodarczej - plaże wypuścić ajentom, obstawić je patrolami MO, sprowadzić zboków z Francji i z NRD. I zdzierać z nich dewizy. Wszystko. A gdzie legenda pierwszej parady równości z lata '82? Kiedy to zastęp naturystów w strojach służbowych przedefilował przez Chałupy celem nabycia drogą kupna oranżady w miejscowym GS-ie? Gdzie patrole MO, ściągnięte iskrówką z całej okolicy, by "zabezpieczyć moralność socjalistyczną"? Kto pamięta jeszcze szary trud tych anonimowych bohaterskich funkcjonariuszy, którzy nie bacząc na upał oraz płacz (nagich) kobiet i dzieci, spychały tę zgniliznę spod GS-u z powrotem w grajdołki, gdzie jej miejsce? Jakie kroniki przekażą potomnym późniejszy hamletyczny akt kolaboracji mieszkańców gminy Chałupy ze znienawidzonym reżymem Jaruzelskiego? Kiedy to gmina postawiła ultimatum: zagłosujemy w wyborach do rad narodowych, jeżeli oczyścicie Hel ze zboczeńców. Tamci usunęli, ci zagłosowali. Frekwencja - 95%. I epitafium przypięte pinezką do tablicy ogłoszeń przed GS-em: "Ze względu na duże zagrożenie środowiska naturalnego półwyspu wyklucza się możliwość plażowania naturystów na terenie Półwyspu Helskiego".
Klikniesz w rok 1968 i komputer po sekundzie wyrzuci ci tysiąc stron o Dejmku, "Dziadach", syjonistach, ORMO i Michniku. Ale nawet skromnej wzmianki o innej manifestacji, też pacyfikowanej przez milicję w centrum Warszawy. A przecież rzecz działa się w tym samym czasie, zaledwie dwie ulice dalej. Niepoliczalny tłum od rana napierał na witryny domów centrum. Nie wytrzymały - masa ludzka wlała się do środka. Tratowała, szarpała, obstawiała kolejki. Kobiet, które padły zemdlone, nikt nie cucił. Milicjanci po krótkiej szarpaninie bezradnie opuścili pałki. Tak wystartował pierwszy wielki wernisaż mody w Polsce - premiera kolekcji Barbary Hoff. Skromnej panienki, która z liścików w "Przekroju" przekonywała nastolatki znad Wisły, że z wiosną powinny odsłaniać kolanka. To była rewolucja. Tylko kraj mamy taki, że o rewolucji na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego wyprodukowano pół biblioteki. A o rewolucji pod domami centrum zatrąci felietonista po 40 latach i na długość jednego akapitu.
Nie ma, przepadło. Choć może nie całkiem. Brytyjczyk napisał naszym dzieciom historię powstania warszawskiego? Może inny nakręci thriller dokumentalny o barze mlecznym. A jak będzie dowcipny, to doprawi to discovery Sienkiewiczem. Bar wzięty!
Wiesław Kot
Chyr poszedł po sferach telewizyjnych - powstaną polskie kanały dokumentalne. Takie Discovery po polsku. Szykuje się publiczna, bierze to na warsztat polskie HBO. To ci faceci, którzy spacer mrówki po źdźble streszczą ci jak thriller z Eastwoodem, a kopulację słoni jak jedwabne love story. O głupiej śrubce do boeinga potrafią nadawać pół godziny bez przynudzania. I tu nas mają. Bo u nas jak incydent nie zostawił po sobie stu wdów, nie jest wart celuloidu. Wiem, co mówię. Zamachnąłem się niedawno na podobne przedsięwzięcie w prywatnej telewizorni z grupą młodych prężnych. Ale utknęliśmy. I to już przy temacie: bar mleczny. Chcecie McDonalda? Macie w sekundę. Na jedno kliknięcie z Internetu wyskakuje długość frytki w milimetrach, 15 słów, jakie powinien zamienić pracownik z klientem, ciekawostki i historia. A o barze mlecznym, który przez pół wieku dokarmiał miliony? Jedna scena z "Misia" i dwa wpisy do książki skarg i zażaleń.
Albo spróbujcie zdokumentować taki miraż sezonu '82 i następnych - naturyzm polski, który wtedy akurat powstawał z kolan. Zostały tylko ploteczki i chichy. Wodecki obśpiewał, ówczesna prasa dorożkarska wzięła na bury papier. Ale głównie jako podpis pod zdjęciem gołej księgowej z odciśniętą na brzuchu gumką od majtek. I z postulatem inżyniera budownictwa: w ramach drugiego etapu reformy gospodarczej - plaże wypuścić ajentom, obstawić je patrolami MO, sprowadzić zboków z Francji i z NRD. I zdzierać z nich dewizy. Wszystko. A gdzie legenda pierwszej parady równości z lata '82? Kiedy to zastęp naturystów w strojach służbowych przedefilował przez Chałupy celem nabycia drogą kupna oranżady w miejscowym GS-ie? Gdzie patrole MO, ściągnięte iskrówką z całej okolicy, by "zabezpieczyć moralność socjalistyczną"? Kto pamięta jeszcze szary trud tych anonimowych bohaterskich funkcjonariuszy, którzy nie bacząc na upał oraz płacz (nagich) kobiet i dzieci, spychały tę zgniliznę spod GS-u z powrotem w grajdołki, gdzie jej miejsce? Jakie kroniki przekażą potomnym późniejszy hamletyczny akt kolaboracji mieszkańców gminy Chałupy ze znienawidzonym reżymem Jaruzelskiego? Kiedy to gmina postawiła ultimatum: zagłosujemy w wyborach do rad narodowych, jeżeli oczyścicie Hel ze zboczeńców. Tamci usunęli, ci zagłosowali. Frekwencja - 95%. I epitafium przypięte pinezką do tablicy ogłoszeń przed GS-em: "Ze względu na duże zagrożenie środowiska naturalnego półwyspu wyklucza się możliwość plażowania naturystów na terenie Półwyspu Helskiego".
Klikniesz w rok 1968 i komputer po sekundzie wyrzuci ci tysiąc stron o Dejmku, "Dziadach", syjonistach, ORMO i Michniku. Ale nawet skromnej wzmianki o innej manifestacji, też pacyfikowanej przez milicję w centrum Warszawy. A przecież rzecz działa się w tym samym czasie, zaledwie dwie ulice dalej. Niepoliczalny tłum od rana napierał na witryny domów centrum. Nie wytrzymały - masa ludzka wlała się do środka. Tratowała, szarpała, obstawiała kolejki. Kobiet, które padły zemdlone, nikt nie cucił. Milicjanci po krótkiej szarpaninie bezradnie opuścili pałki. Tak wystartował pierwszy wielki wernisaż mody w Polsce - premiera kolekcji Barbary Hoff. Skromnej panienki, która z liścików w "Przekroju" przekonywała nastolatki znad Wisły, że z wiosną powinny odsłaniać kolanka. To była rewolucja. Tylko kraj mamy taki, że o rewolucji na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego wyprodukowano pół biblioteki. A o rewolucji pod domami centrum zatrąci felietonista po 40 latach i na długość jednego akapitu.
Nie ma, przepadło. Choć może nie całkiem. Brytyjczyk napisał naszym dzieciom historię powstania warszawskiego? Może inny nakręci thriller dokumentalny o barze mlecznym. A jak będzie dowcipny, to doprawi to discovery Sienkiewiczem. Bar wzięty!
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.