Żółw w skorupie
Trzeba przycupnąć w rowie i lekko cuchnąć, a rzecznik interesu publicznego i media pójdą innym tropem
Maciej Rybiński
Ludzie chcą żyć dłużej. Tylko lekarze chcą żyć lepiej. Ani jedno, ani drugie nie jest warte zachodu. Przynajmniej w Polsce. Zmarło właśnie najstarsze zwierzę świata, 176-letni żółw, który był jeszcze obiektem badań naukowych Darwina. Gdyby ten żółw żył w Polsce, co by przeżył? Proszę bardzo - powstanie listopadowe, rabację galicyjską, powstanie styczniowe, rugi pruskie, wojnę turecką, wojnę japońską, rewolucję 1905 r., I wojnę światową, wojnę bolszewicką, przewrót majowy, II wojnę światową, okupację hitlerowską, powstanie warszawskie, okupację sowiecką, PRL, stan wojenny, reformę Balcerowicza i lustrację. To trochę za dużo nawet na żółwia w skorupie, a co dopiero mówić o człowieku. Oczywiście, taki żółw, doświadczony historycznie, mógłby być bohaterem literatury patriotycznej. Mógłby opowiadać, że słowa wieszcza "nagle nad jej wody trupie wzbił się jakiś płaz w skorupie" to właśnie o nim. Ale to słabe pocieszenie. A jaką teczkę, po tak długim życiu, musiałby mieć żółw - po prostu całą bibliotekę. Chyba że siedziałby cicho w skorupie, z lęku, że przerobią go na zupę i grzebienie.
Z braku żółwi cała Polska żyje teraz teczką Zyty Gilowskiej. Mamy wstrząs polityczny, który o mało nie skończył się katastrofą rynku finansowego. Jest mowa o szantażu lustracyjnym i lustracyjnym okrucieństwie. Najgłośniej biadają ci, którzy dołożyli wszelkich starań, aby do lustracji nie doszło 15 lat temu. A przecież gdyby doszło, nikt by już dziś nawet nie pamiętał, poza maniakami, czy Gilowska miała teczkę. Gdyby nawet, jak proponowano, wprowadzona została 10-letnia karencja na zajmowanie stanowisk publicznych, to Gilowska mogłaby od 5 lat być ministrem i spokojnie porządkować finanse państwa do końca kadencji.
Sprowadzono nam na głowę - w imię wątpliwych skrupułów moralnych - sztafetę katastrof politycznych i zaczynam coraz poważniej podejrzewać, że cały front antylustracyjny to była cyniczna gra, mająca na celu utrzymanie nieformalnej władzy. Być może inspirowana przez służby, które teczki zakładały. Te same środowiska sprokurowały nam też obecne procedury lustracyjne, które sprawiają, że Gilowska nie może się bronić, bo nawet nie wie, przeciw czemu. W takiej sytuacji prawnej, jaką mamy dzięki wysiłkom moralnych osiłków, nie bardzo wiadomo, skąd ich podniecenie sprawą Gilowskiej, skoro zamiast powszechnej mamy lustrację dygnitarską. Bycie ministrem nie jest w końcu przymusowe, nikt nie wymusza zajmowania stanowiska ministerialnego biciem ani torturami. Wszyscy chętni zgłaszają się nie tylko dobrowolnie, ale często wbrew opinii krewnych, znajomych i lekarzy psychiatrów. Sami chcieli. Jak powiadał wieszcz do miśka - głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział.
Zresztą Mickiewiczowski niedźwiedź, jak "Miś" Barei, jest dobry na wszystko. Weźmy misia z wiersza "Przyjaciele": trafia na ciało, maca; jak trup leży, wącha: a z tego zapachu, który mógł być skutkiem strachu, nosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży. Więc mruknąwszy ze wzgardą, odwraca się w knieję, bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je. Otóż dokładnie tak samo zachowywała się SB. Nie interesowały jej osoby, które miały pełno w portkach. Udawanie nieboszczyka, i to nieświeżego, było najpewniejszym sposobem na nietrafienie do rejestru w żadnym charakterze - ani konfidenta, ani figuranta. Dziś tak samo postępują organa lustracyjne. Trzeba tylko przycupnąć w rowie i lekko cuchnąć, wtedy i rzecznik interesu publicznego (RIP - ciekawa zbieżność z requiescat in pace), i media, obwąchawszy pobieżnie delikwenta, pójdą innym tropem. Miśki, które jeszcze pamiętają, co robiły za poprzedniego gajowego, powinny siedzieć w mateczniku jak żółw w skorupie.
Lustracja nie jest jeszcze najgorsza. W starożytnym Rzymie stosowano nie tylko lustrację, ale i proskrypcję. Najpierw lustrowano, a potem proskrybowano. Wedle statusu majątkowego, czyli na zasadach sprawiedliwości społecznej. Bogatych skracano o głowę, a biedni uchodzili z życiem. Dziwne, jak powszechny jest pogląd, że bogaci są uprzywilejowani. Może i są, ale tylko na razie, do najbliższego przewrotu, kolejnej rewolucji albo nowej ustawy podatkowej. W sumie - nie warto być ani długowiecznym jak żółw, ani bogatym w pozłacanej skorupie. Mimo wszystkich niedomogów lustracja potwierdza głęboką mądrość starego szmoncesu. Lekarz lustruje pacjentkę i powiada do męża: "Panie Szubladenduft, pańska żona mi się nie podoba". "Pan mnie to idziesz mówić? Ona mi się nigdy nie podobała".
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Trzeba przycupnąć w rowie i lekko cuchnąć, a rzecznik interesu publicznego i media pójdą innym tropem
Maciej Rybiński
Ludzie chcą żyć dłużej. Tylko lekarze chcą żyć lepiej. Ani jedno, ani drugie nie jest warte zachodu. Przynajmniej w Polsce. Zmarło właśnie najstarsze zwierzę świata, 176-letni żółw, który był jeszcze obiektem badań naukowych Darwina. Gdyby ten żółw żył w Polsce, co by przeżył? Proszę bardzo - powstanie listopadowe, rabację galicyjską, powstanie styczniowe, rugi pruskie, wojnę turecką, wojnę japońską, rewolucję 1905 r., I wojnę światową, wojnę bolszewicką, przewrót majowy, II wojnę światową, okupację hitlerowską, powstanie warszawskie, okupację sowiecką, PRL, stan wojenny, reformę Balcerowicza i lustrację. To trochę za dużo nawet na żółwia w skorupie, a co dopiero mówić o człowieku. Oczywiście, taki żółw, doświadczony historycznie, mógłby być bohaterem literatury patriotycznej. Mógłby opowiadać, że słowa wieszcza "nagle nad jej wody trupie wzbił się jakiś płaz w skorupie" to właśnie o nim. Ale to słabe pocieszenie. A jaką teczkę, po tak długim życiu, musiałby mieć żółw - po prostu całą bibliotekę. Chyba że siedziałby cicho w skorupie, z lęku, że przerobią go na zupę i grzebienie.
Z braku żółwi cała Polska żyje teraz teczką Zyty Gilowskiej. Mamy wstrząs polityczny, który o mało nie skończył się katastrofą rynku finansowego. Jest mowa o szantażu lustracyjnym i lustracyjnym okrucieństwie. Najgłośniej biadają ci, którzy dołożyli wszelkich starań, aby do lustracji nie doszło 15 lat temu. A przecież gdyby doszło, nikt by już dziś nawet nie pamiętał, poza maniakami, czy Gilowska miała teczkę. Gdyby nawet, jak proponowano, wprowadzona została 10-letnia karencja na zajmowanie stanowisk publicznych, to Gilowska mogłaby od 5 lat być ministrem i spokojnie porządkować finanse państwa do końca kadencji.
Sprowadzono nam na głowę - w imię wątpliwych skrupułów moralnych - sztafetę katastrof politycznych i zaczynam coraz poważniej podejrzewać, że cały front antylustracyjny to była cyniczna gra, mająca na celu utrzymanie nieformalnej władzy. Być może inspirowana przez służby, które teczki zakładały. Te same środowiska sprokurowały nam też obecne procedury lustracyjne, które sprawiają, że Gilowska nie może się bronić, bo nawet nie wie, przeciw czemu. W takiej sytuacji prawnej, jaką mamy dzięki wysiłkom moralnych osiłków, nie bardzo wiadomo, skąd ich podniecenie sprawą Gilowskiej, skoro zamiast powszechnej mamy lustrację dygnitarską. Bycie ministrem nie jest w końcu przymusowe, nikt nie wymusza zajmowania stanowiska ministerialnego biciem ani torturami. Wszyscy chętni zgłaszają się nie tylko dobrowolnie, ale często wbrew opinii krewnych, znajomych i lekarzy psychiatrów. Sami chcieli. Jak powiadał wieszcz do miśka - głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział.
Zresztą Mickiewiczowski niedźwiedź, jak "Miś" Barei, jest dobry na wszystko. Weźmy misia z wiersza "Przyjaciele": trafia na ciało, maca; jak trup leży, wącha: a z tego zapachu, który mógł być skutkiem strachu, nosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży. Więc mruknąwszy ze wzgardą, odwraca się w knieję, bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je. Otóż dokładnie tak samo zachowywała się SB. Nie interesowały jej osoby, które miały pełno w portkach. Udawanie nieboszczyka, i to nieświeżego, było najpewniejszym sposobem na nietrafienie do rejestru w żadnym charakterze - ani konfidenta, ani figuranta. Dziś tak samo postępują organa lustracyjne. Trzeba tylko przycupnąć w rowie i lekko cuchnąć, wtedy i rzecznik interesu publicznego (RIP - ciekawa zbieżność z requiescat in pace), i media, obwąchawszy pobieżnie delikwenta, pójdą innym tropem. Miśki, które jeszcze pamiętają, co robiły za poprzedniego gajowego, powinny siedzieć w mateczniku jak żółw w skorupie.
Lustracja nie jest jeszcze najgorsza. W starożytnym Rzymie stosowano nie tylko lustrację, ale i proskrypcję. Najpierw lustrowano, a potem proskrybowano. Wedle statusu majątkowego, czyli na zasadach sprawiedliwości społecznej. Bogatych skracano o głowę, a biedni uchodzili z życiem. Dziwne, jak powszechny jest pogląd, że bogaci są uprzywilejowani. Może i są, ale tylko na razie, do najbliższego przewrotu, kolejnej rewolucji albo nowej ustawy podatkowej. W sumie - nie warto być ani długowiecznym jak żółw, ani bogatym w pozłacanej skorupie. Mimo wszystkich niedomogów lustracja potwierdza głęboką mądrość starego szmoncesu. Lekarz lustruje pacjentkę i powiada do męża: "Panie Szubladenduft, pańska żona mi się nie podoba". "Pan mnie to idziesz mówić? Ona mi się nigdy nie podobała".
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.